Nie sposób zaprzeć, że ta część jest prawdopodobnie tą ostatnią z odsłon kultowego drapieżcy, której przesadnie nie spaprano do tego stopnia, żeby nie szło jej obejrzeć z jakąś tam satysfakcją, a i widzowie nie mieli wychodzić w trakcie seansu z sal kinowych z buzującą pianą na ustach z tytułu, już nie tak samego rozczarowania i zawiedzenia, co z racji uzasadnienie towarzyszącemu im amoku bez mała wściekłości, że film został bezkarnie spartolony. Na szczęście, ta część jeszcze tego oszczędza fanom kultowego predziaka. Lecz jest to ze szkodą, jak i z pozytywnym skutkiem do przetrawienia, że zarówno nie wnosi sobą za wiele czegoś tam nowego do całej serii w przeciwieństwie do innych części, które na odwrót starają się pokazywać coś może nowszego. Ale co komu po tych dodatkach, które są już takimi idiotycznymi bzdurami, żeby miały tworzyć z predatora taką tylko coraz bardziej powykoślawianą karykaturę, jak predator prey, co stało się już dosadnym obrazem dla osiągnięcia poziomu swoistego mistrzostwa w dziedzinie błazenady dla filmowych niewypałów, których ta nędza i żenada przekraczają dalece to wszelkie znane pojęcie dla granic odczuwanego niesmaku.
Odpowiedz
anonim216(*.*.75.216)2024-07-26 22:39:380
@anonima01:116f:5a4:8: Predator: Prey (2022) to taka sama KUPA jak The Predator (2018).
Pseudo-Indianka Naru, 165 cm i 55 kg żywej wagi, załatwiła predatora, który miał 220 cm i 200 kg.
Predator podniósł nad głowę zabitego niedźwiedzia, który waży 250 kg (max. 270), a nie dał rady skórzanemu, plecionemu rzemykowi. XD
Odpowiedz