W czasie startu kapitan samolotu dostrzega, że jego prędkościomierz nie działa, mimo to kontynuuje wznoszenie. Chwilę po oderwaniu się maszyny od płyty lotniska prędkościomierz odblokowuje się. Kilka minut później ten sam prędkościomierz wskazuje, że maszyna leci za szybko. Piloci zmniejszają ciąg silników i włączają autopilota, po czym maszyna natychmiast wpada w silne wibracje, a jej dziób wysoko unosi się w górę. Na wysokości 2.100 m samolot przechyla się na prawo i spada do Oceanu Atlantyckiego.
Decyzje kapitana niezrozumiałe. Wystarczyło w porę obniżyć dziób by nabrać prędkości i potem wyrównać lot. Przeciągnięcie to raczej klasyczna sytuacja, którą można było opanować mimo nie działających prędkościomierzy.
Odpowiedz
anonim138(*.*.23.138)2022-11-21 22:10:09+2
@anonim18: Zbyt się zestresował i stracił panowanie nad samym sobą, wpadł w coś w rodzaju paniki, stąd też nie docierało do niego co mówi inni, gdyż skupił się na alarmach i drżeniu sterów. Wiedząc, co się dzieje i że jest zagrożone jego życie, drugi pilot powinien zareagować, powinien ogarnąć, że kapitan nie jest w stanie nic zrobić i wziąć sprawy w swoje ręce, ale skoro był znacznie mniej doświadczony to nie miał odwagi, żeby zrobić coś wbrew starszemu pilotowi i to był kolejny błąd który ostatecznie przypieczętował los samolotu
Odpowiedz
Łatwo pisać jak się siedzi w cieplutkim domku i klika w klawiaturę, no i do tego masz duuużo czasu na przemyślenia, jak to tu byś wybrnął z sytuacji, szczególnie jak się nie ma pojęcia o pilotażu takiej maszyny w nocy, jak urządzenia zaczynają fixować. Nie każdy pilot ma przeszkolenie w Wojsku co by bardzo pomogło w tej sytuacji.
Odpowiedz
Wyszukiwanie odpowiedzi..
