Fantastycznie zryty film. A jego australijski scenarzysta, który zrobił, aż trzy całe filmy w swojej karierze, gdy nie uganiał się za kangurzycami, przy tej produkcji musiał sobie nie wąsko przyćpać, i to chyba co najmniej uranu, gdyż kompocik z hery przy takiej wizji reżyserskiej, to widocznie było zupką za słabą. Czyli taka troszeczkę inna komedia romantyczna o obsesyjnie zakochanym kopciuszku, któremu odbija palma po tym, gdy jej zaloty zostały odrzucone przez kawalera nieświadomego, że opluwszy płomienne uczucie dziewczyny, tym samym przyszło mu zadrzeć z ostro pokręconą rodzinką nie lada pokaźnie stukniętej panienki. A więc... viva las całe cysterny ketchupu i flaczków w rosole! Bo i jatka, jak ta lala!
Odpowiedz