Autentycznie miałem problem z ogarnięciem wszystkiego, co było i jest związane z rock-operą She. Ilość działań, wydarzeń, zaangażowanych gwiazd progresywnej muzyki i wreszcie wydań tego materiału musi budzić podziw i szacunek. I choćby tylko z tych, dosyć lakonicznie zaprezentowanych powodów płytowa premiera She Caamory jest wydarzeniem. Może nie w świecie szeroko rozumianej muzyki rozrywkowej, ale silna grupa wielbicieli artockowo  neoprogresywnych dźwięków z całą pewnością nie przejdzie obok niej obojętnie.

Jak każde z takich  nie bójmy się tego powiedzieć - rozbuchanych przedsięwzięć, ma swoje zalety i wady. Od czego zacząć? Spróbujmy od plusów.

Zacznijmy od wątków promocyjno  wydawniczych. Naprawdę widać zaangażowanie i (wiem, że dżentelmeni o tym nie mówią) pieniądze Metal Mind Productions. W tym samym niemalże czasie ukazuje się bowiem pięć wydawnictw dotyczących She, bądź to w wersji studyjnej, bądź koncertowej (przypomnę, iż 31 października 2007 roku w Teatrze Śląskim w Katowicach odbyła się światowa prapremiera tej rockopery, zarejestrowana na potrzeby DVD). Maniacy twórczości Caamory mogą zatem wybrać spośród wersji CDD, CDD DG, DVD, DVD+2CD i 4CD+2DVD lub zakupić je wszystkie:-) ! Recenzowana pozycja to wersja studyjna She, pomieszczona na dwóch blaszkach i włożona w imponujący digipack z grubą (44 strony!) książeczką. Wszystko to jeszcze dodatkowo spakowane jest w tekturkę powielającą motyw okładki. Z obowiązku wspomnę tylko, że wydanie płyty poprzedziły single Caamory Walk On Water i Embrace.

Kolejną rzeczą jaką możemy zapisać na plus, jest zestaw artystów, z którymi obcujemy podczas odtwarzania krążków. Caamora to praktycznie solowe dzieło znanego z Pendragonu czy Areny Clivea Nolana, nie można jednak zapominać o jego artystycznej drugiej połowie  Polce Agnieszce Świcie. Bo to właśnie oni tworzą trzon Caamory. Pozostali muzycy są tu gośćmi, choć nie byle jakimi! Alan Reed (Pallas), Christina Booth (Magenta), John Jowitt (Jadis, IQ), Mark Westwood (NEO), Hugh McDowell (ELO) dobrze są znani niejednemu miłośnikowi muzyki. Dodatkowo w produkcję krążka zaangażowani zostali Karl Groom i Richard West z niezwykle popularnej u nas grupy Threshold. Realizacyjnie i wykonawczo zatem nie ma się do czego przyczepić. Każdy z artystów prezentuje wysoki poziom. Dotyczy to nawet Clivea Nolana, który nigdy wielkim wokalistą nie był (na swoich ukochanych klawiszach oczywiście tu gra, choć podczas premiery scenicznej musiał się z nimi rozstać), lecz na She prezentuje się bardzo solidnie.

Do pozytywów zaliczyć możemy także przyjętą przez twórcę dzieła konwencję. Rockowych oper trochę już w historii muzyki było. Opera neoprogresywna (bo tak chyba najlepiej - moim zdaniem - ją zwać) to swoiste novum i warto się nad tym pokłonić.

Czyli co? Wszystkie okołokrążkowe zawiłości zostały omówione. Czas przejść do literackiej i muzycznej treści dzieła. Trzymając się logiczności wywodu, zaanonsowanego we wstępie, powinienem powoli przechodzić do wad. Niestety. Spokojnie - nie zdominują one drugiej części tej recenzji, jednak trochę marudzenia z mojej strony będzie.

O literackości She rozpisywać się nie będę. Po pierwsze  w naszym serwisie (i chyba tylko w naszym!), można przeczytać całe libretto opery, które zamieścił Anorak i do którego przeczytania zachęcam. Po drugie  nie chcę zabierać przyjemności odkrywania poszczególnych wątków tym odbiorom, którzy słuchając płyty czytać będą wszystkie teksty i oglądać bardzo bogaty i interesujący materiał ilustracyjny doń dołączony. Dorzucę tylko, że opera została oparta na powieści H. Ridera Haggarda o tym samym tytule. Samej książki nie można zaliczyć do wybitnych dzieł literatury światowej. To powieść o przygodzie, miłości i magii wpisana w początek ubiegłego stulecia, dla której tłem jest pasująca jak znalazł w takich sytuacjach Afryka. Każdy, kto choć raz czytał Kopalnie Króla Salomona tegoż samego autora lub oglądał jedną z niezliczonych wersji filmowych tej książki, świetnie pojmie klimat i charakter She. Dodam tylko, że wszystko zostało podzielone na dwa akty składające się z kolei z 5 scen.

Czas na muzykę. Przyznam szczerze, że gdy po raz pierwszy słuchałem She w Teatrze Śląskim, zrobiła ona na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Myślę, że podniosły nastrój historycznego wydarzenia (światowa prapremiera!) i moje uwielbienie dla dźwięków granych na żywo zrobiły swoje. Ogarniającą mnie momentami nudę składałem na karb ogólnego znużenia po dwóch odbytych koncertach. Po paru miesiącach okazało się jednak, że to nie o znużenie chodziło. Ale po kolei.

Muzyka faktycznie jest pewną zbitką, powstałą z połączenia neoprogresywnego rocka z muzyką klasyczną. O tym pierwszym przypominają rockowe gitary, tradycyjna perkusja (świetny Scott Higham) i nowocześnie zaaranżowane instrumenty klawiszowe (obowiązkowe pasaże!), o tej drugiej - instrumentarium w postaci oboju, rogu i wiolonczeli oraz kilkunastoosobowy chór. Ten pierwiastek podtrzymuje na wskroś teatralna, by nie powiedzieć mocno koturnowa interpretacja wokalna niektórych sekwencji. Bije z nich swoista pompatyczność i patos, wpisany jednak w rodzaj i specyfikę dzieła. W takiej klasycznej prezentacji śpiewu gustuje szczególnie Świta w roli Ayeshy, która możliwości wokalne ma rzeczywiście spore. Przykładem takich klasycznych dźwięków są niewątpliwie kompozycje otwierające każdy z aktów: Overture i Fire Dance. W pierwszym mamy dialog Świty z chórem, w drugim oprócz rozpisanych na głosy partii, dźwięki oboju i smyków. Tym co jednak zapamiętujemy najbardziej są kompozycje rockowe z nośnymi melodiami. Nie czarujmy się. Ta płyta trafi głównie do fanów rocka, a nie opery. I one w istocie najzgrabniej wyszły Nolanowi. Wyróżnić tu trzeba The Bonding w wykonaniu Christiny Booth w roli Ustane i bezwzględnie urzekający oraz przejmujący Shadows. Takiego pomysłu na zakończenie pierwszego aktu można tylko pozazdrościć. Piękna rzecz. Aby jednak nie było, że doceniłem tylko godne zakończenie pierwszego aktu  całość też wieńczy wyróżniająca się kompozycja The Fire Of Life, wielowątkowa, dobrze podsumowująca muzyczną zawartość tej opery. Niestety, obie części She mają spore przestoje i dłużyzny. Momentami miałem wrażenie zbytniego przegadania materiału, które wynika według mnie z chęci pomieszczenia dużej ilości treści literackich w zbyt wąskich ramach czasowych (tak, mimo dwóch płyt!). Idealnym przykładem niech będzie Murder, który trwa tylko 4 minuty i niewiele się w nim dzieje (dominująca w podkładzie gitara akustyczna) oprócz królującej partii wokalnej od początku piosenki do niemalże ostatniego dźwięku.

To pozycja, która żadnych barier nie przełamuje i z pewnością dziełem wybitnym nie jest. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie aspekty wymienione przeze mnie w tym przydługim tekście, warto po nią sięgnąć. Nieczęsto bowiem tak złożone i wszechstronne wydawnictwo trafia w nasze dłonie.02:11:10 341 02:11:10Caamora - She (2008)

Dodał: Przemyslaw_Sokolnicki

Poznajcie z nami Pekin i jego zakamarki39:57 419 39:57Chiny - inny świat 480p

Dodał: Przemyslaw_Sokolnicki

Dziesięcioro nieznajomych otrzymuje zaproszenie do domu położonego na opuszczonej wyspie. Każda osoba popełniła zbrodnię, za którą nie poniosła kary.
reżyseria
Stanislav Govorukhin
scenariusz
Stanislav Govorukhin
gatunek
Kryminał
produkcja
ZSRR
premiera
31 stycznia 1988 (Światowa)02:09:17 9043 02:09:17Dziesieciu Murzynkow (1987) PL 720p

Dodał: Przemyslaw_Sokolnicki

Emma to piękna, bogata i mądra, ale impulsywna dama. Znana jest ze słabości do ingerowania w życie uczuciowe najbliższych. Niektóre próby swatania kończą się dla zainteresowanych katastrofą, a inni świetnie się przy tej okazji bawią. Przede wszystkim jednak Emma nie słucha głosu swojego serca i nie potrafi wybrać właściwego mężczyzny, a starają się o nią: kochliwy pastor Elton, dziarski i nieodpowiedzialny poszukiwacz przygód Frank Churchill oraz prostolinijny i szczery sąsiad George Knightley. Przyjęcia, tańce, waśnie - to wszystko rozgrywa się w przepięknych plenerach angielskiej prowincji i tworzy niepowtarzalny nastrój filmu.01:46:33 16752 01:46:33Emma 1996 720p

Dodał: Przemyslaw_Sokolnicki