Do Niemiec wróciła dopiero w 1945 roku. Przejeżdżając dżipem armii generała Pattona, ubrana w mundur amerykańskiego kapitana, przez Akwizgran, „miasto cesarzy i kościołów”, które wcześniej zrównały z ziemią amerykańskie bomby. Przez naród niemiecki była wówczas nazywana zdrajczynią.
Parę godzin jazdy pociągiem z Dworca Centralnego w Warszawie, przy Potsdamer Platz w Berlinie, mieści się Muzeum Filmu i Telewizji, które w rzeczywistości jest najbardziej przejmującym muzeum historii współczesnych Niemiec. Podzielonych w XX wieku dwa razy – na III Rzeszę i antyfaszystowską emigrację, a później na Niemcy demokratyczne i komunistyczne. Każde z tych Niemiec miały własne kino. Zwiedzający chodzą wśród monumentalnych dekoracji do „Metropolis” Fritza Langa. Snują się po ekspresjonistycznie powykrzywianych uliczkach z „Gabinetu doktora Caligari” Roberta Wiene. Patrzą na Leni Riefenstahl i Bertolta Brechta. Studiują fotosy z filmów Wernera Herzoga i NRD-owskich socrealistycznych gniotów. Ale sercem muzeum jest stała ekspozycja poświęcona Marlenie Dietrich, składająca się z setek zdjęć, ubrań, rupieci – które trafiły tu po śmierci aktorki z jej paryskiego mieszkania przy Avenue Montaigne, gdzie spędziła ostatnie 30 lat życia.
Maria Magdalena Dietrich (jej kalwiński ojciec kusił los, nadając córce imiona ladacznicy i świętej, „Marlena” będzie ich skrótem, gdyż „Maria” okazało się zbyt popularnym imieniem berlińskich służących) urodziła się w Berlinie w 1901 roku. I nie miała żadnych danych po temu, by stać się „kosmopolitką”.
Była córką pruskiego żołnierza, później policjanta, który wpajał córce posłuszeństwo, dyscyplinę i inne narodowe cnoty. Dopóki w wieku 41 lat nie zmarł na syfilis, którego nabawił się w berlińskim burdelu. Jej ojczym, także pruski oficer, zginął w 1916 roku. Na wschodnim froncie wojny, którą dwa lata wcześniej witał z takim entuzjazmem.
Marlena – uodporniona w ten sposób na nostalgię za utraconym porządkiem świętego cesarstwa, tę samą, która doprowadzi do władzy Hitlera – miała jednak własną niemiecką ojczyznę, która nazywała się Weimar, Republika Weimarska. Pierwsze demokratyczne państwo niemieckie istniejące zaledwie 15 lat i przez wielu Niemców nigdy nieuznane za swoje. Ten kraj poczęty w hańbie wojennej klęski, złamany hiperinflacją 1923 roku i dobity przez Wielki Kryzys 1929 roku, miał jednak wspaniałą kulturę wysoką – Tomasz Mann, Bertolt Brecht, Gottfried Benn, Ernst Jünger, Edmund Husserl, Martin Heidegger – a także szaloną dekadencką kulturę popularną. Niemieckie aktorki i reżyserzy, rewia i kino podbijały wówczas nawet Hollywood.
Wraz z ucieczką Cesarza Wilhelma II w listopadzie 1918 roku do Holandii skończył się świat dumnych pruskich oficerów i junkrów, za którymi dreptały ich posłuszne żony i córki. Weimar to świat pokonanych, upokorzonych niemieckich mężczyzn. I specyficznej emancypacji ambitnych niemieckich kobiet – „specyficznej”, gdyż najbardziej błyskotliwe kobiece kariery w Weimarze wciąż zaczynają się jeszcze „przez łóżko”.
Marlena w tym świecie ambitnych kobiet i mężczyzn, których można owinąć sobie wokół palca, czuje się jak ryba w wodzie. Nawet jeśli jej matka, Josephina von Losch z domu Felsing, wywodząca się z dumnej rodziny berlińskich zegarmistrzów („dostawców cesarskiego dworu”), po śmierci obu mężów próbowała pozostać wierna ich pedagogicznym metodom. Kiedy w berlińskiej szkole Marlena po raz pierwszy zostaje napiętnowana jako „mająca bzika na punkcie chłopców”, matka wywozi ją do surowej szkoły dla dziewcząt z internatem, gdzie jednak jej córka nie zabawi długo.
Młoda Marlena Dietrich, zamiast zatrudnić się jako maszynistka czy sekretarka i szukać męża, bierze lekcje tańca, śpiewu, aktorstwa. Zaczyna występować w pomniejszych rólkach w teatrach, rewiach, a w końcu w swoich pierwszych filmach, gdzie gra wyłącznie role, które budzą przerażenie matki – kokot i upadłych dziewcząt. Jej mężem zostanie Rudolf Sieber, kierownik produkcji zatrudniony przez nową niemiecką kinematografię. Człowiek, który załatwił jej rolę w pierwszym filmie, będzie ojcem jej córki i pozostanie mężem na całe życie, nawet jeśli ona sama pierścionek ślubny przestanie nosić już po dwóch latach małżeństwa.
Marlena Dietrich walczy jak lwica o miejsce na scenie, bo – jak mówi o sobie – „nie miałam specjalnego talentu, wiedziałam o tym, wszyscy o tym wiedzieli”. Nie chodzi o skromność, skoro jej ówczesny przyjaciel, aktor Bernhard Minetti, powie o niej: „Świetna figura, ale do teatru się nie nadaje”.
Jednak Marlena Dietrich bardzo szybko staje się ikoną Weimaru. Nosi monokl – twierdząc, że to jedyne, co jej pozostało po ojcu Prusaku – a w rewiowych występach parodiuje marszowy krok pruskich żołnierzy, pokazując odważnie nogi, które staną się wkrótce legendą. Przełomem w jej karierze jest rewia „To wisi w powietrzu” z 1928 roku pokazująca biseksualny trójkąt „dwóch pań i tylko jednego pana”. Bob Fosse powtórzy to później w jednej ze scen swojego „Kabaretu” (1972 r.).
Marlena – nadal uważana za niezbyt utalentowaną aktorkę – staje się ulubienicą rozhuśtanych genderowo weimarskich salonów. Z podtrzymywaną przez nią konsekwentnie legendą, że potrafi uwieść każdego, niezależnie od płci. Parę lat później, już w Hollywood, będzie się mówiło, że zaciągnęła do łóżka nawet Gretę Garbo.
To dzięki sukcesowi w rewii trafia na casting do „Błękitnego anioła”, filmu, który uczyni ją sławną. Nawet jednak tam, kiedy czyta kawałki skryptu, jeden z asystentów reżysera Josefa von Sternberga powie: „Super tyłek, ale do filmu przydałaby się także twarz”. Filmowy zapis tamtego castingu, który też można zobaczyć w berlińskim muzeum, pokazuje moment, kiedy wściekła i znudzona Marlena rzuca skrypt, siada na pianinie i wymachując nieziemskimi nogami, zaczyna śpiewać. Dając pianiście wskazówki, jak ma grać. Totalnie różni się od wszystkich konkurentek do roli, które na jej tle wyglądają jak anachroniczne gwiazdy niemego kina, podczas gdy ona jest ponadczasowa i całkiem współczesna – jak koleżanka z klasy, w której zabujaliśmy się przed kilkunastu laty.
Po tamtym castingu także Sternberg zakochuje się w Marlenie na całe życie.
„Błękitny anioł” nie będzie najważniejszym filmem Weimaru, on będzie Weimarem. Mimo że podstawą scenariusza jest powieść Henryka Manna „Profesor Unrat” z 1904 roku, w filmie są wszystkie weimarskie motywy: stary profesor Rath – pomnik Wilhelmowskich Niemiec i ich autorytarnego systemu edukacji, Lola – chaos dekadencji Weimaru, w który stary profesor wpada i ginie. A także brutalność młodych niemieckich gimnazjalistów niszczących swego profesora, która stanie się znakiem rozpoznawczym pokolenia zazdroszczącego już starszym masakry I wojny światowej. Też chcącego ją przeżyć i trafiającego pod skrzydła Adolfa Hitlera.
Tuż po premierze filmu Marlena Dietrich wyrusza do Hollywood w ślad za Sternbergiem. Kiedy dopływa do Nowego Jorku, dowiaduje się, że w Niemczech stała się gwiazdą.
„Wakacje w Berlinie nie będą przyjemne” – ostrzega ją matka w telegramie z 1932 roku. Ale Marlena tęskni jeszcze za domem, nie chce się pozbywać mieszkania w stolicy. Przez pierwsze lata wcale nie jest pewne, że nie wróci do Niemiec.
Tym bardziej że czołowi naziści mają fiksację na jej punkcie. Kiedy walczyli o władzę, nienawidzili jej weimarskiego monokla i pruskiego drylu parodiowanego na rewiowych deskach. Jednak jeszcze silniejsza jest fascynacja Josefa Goebbelsa i samego Adolfa Hitlera długonogą aryjską blond pięknością, którą koniecznie trzeba odebrać „hollywoodzkim Żydom”. I ponownie uczynić ikoną niemieckiego kina.
Kiedy w 1935 roku studio Paramount po nieudanym filmie rozdziela parę Sternberg – Dietrich, Goebbels wysyła do aktorki emisariuszy i z jego polecenia w nazistowskiej prasie ukazuje się apel, by „Marlena wróciła wreszcie do ojczyzny i zajęła należne sobie miejsce w niemieckiej kinematografii, zamiast dawać się wykorzystywać hollywoodzkim Żydom, którzy celowo obsadzają ją w rolach dziwek”. Marlena Dietrich odpowiada Goebbelsowi, że wróci do Niemiec, jeśli jej filmy będzie reżyserował Sternberg. A Sternberg jest przecież Żydem, więc urażony Goebbels znów spuszcza z łańcucha swoich „dziennikarzy”, którzy wypisują o niej haniebne teksty.
Aktorka występuje o amerykańskie obywatelstwo, ale jeszcze w 1937 roku minister propagandy Goebbels fantazjuje w dzienniku, że obiecała w Londynie jego wysłannikowi wrócić do Niemiec w ciągu roku i zaangażować się w Deutsches Theater. Jeszcze bardziej niezdrowa anegdota pochodzi od Herberta Döhringa, który był administratorem siedziby Hitlera w Berghofie. W czasie prywatnych seansów Führer oglądał tam hollywoodzkie filmy Marleny Dietrich, nawet westerny z jej udziałem, bardzo nieudane. I na zmianę albo zachwycał się jej wspaniałymi nogami (co doprowadzało do szału Ewę Braun), albo nazywał ją „zdrajczynią” i „hieną”.
W grudniu 1941 r., po ataku Japończyków na Pearl Harbor, w Hollywood powstaje Komitet na rzecz Zwycięstwa. Marlena, tak jak inne gwiazdy amerykańskiego kina, wzywa do kupowania obligacji wojennych i występuje w fatalnych propagandowych filmach. Bardziej udane będą jej osobiste spotkania z żołnierzami. W 1942 roku wytwórnie filmowe otwierają Kantynę Hollywood dla żołnierzy wyruszających na front, gdzie Rita Hayworth podaje zupę, a Marlena Dietrich nakłada hamburgery. Wieczorami gwiazdy tańczą z chłopcami w mundurach. Jej młodzi partnerzy nie wiedzą, jakie myśli chodzą po głowie blond piękności. „Zbieram pieniądze na bomby, które spadają na Berlin, gdzie mieszka moja matka” – notuje z goryczą Marlena Dietrich w dzienniku.
Kiedy jej kolejny emigracyjny kochanek aktor Jean Gabin zgłasza się do Wolnych Francuzów i jedzie do Norfolk, gdzie organizuje się francuska dywizja pancerna, ona sama 5 kwietnia 1944 r. leci do Europy z całą ekipą muzyków, aktorów, komików. Dostaje mundur i stopień kapitana. Odbywa wraz z amerykańską armią całą drogę na Rzym. Jej zdjęcia w mundurze na okładce „Vogue’a” robią furorę. Czterdziestoletnia Niemka staje się ulubioną pin-up woman młodych amerykańskich żołnierzy.
Kiedy zostaje poproszona o odwiedzenie szpitala dla jeńców niemieckich, ci pytają z niedowierzaniem: „Pani jest naprawdę tą Marleną Dietrich?”. Ostatni raz widzieli ją w „Błękitnym aniele”. No i opowiadali o niej rodzice, nie zawsze przychylnie.
Pod koniec września 1945 r. dostaje wizę do podzielonego już przez aliantów Berlina i odwiedza matkę. Na lotnisku Marlena jest w amerykańskim mundurze. Jej matka przeżyła 12 lat jako obywatelka III Rzeszy. Opuszczają lotnisko berlińskie objęte i przytulone do siebie.
Po drodze jest jeszcze romans z amerykańskim generałem Jamesem M. Gavinem, sześć lat od niej młodszym. Kiedy 3 listopada 1945 r. matka Marleny umiera, generał Gawin wbrew rozkazom zabraniającym „fraternizacji z Niemcami” wysyła żołnierzy, aby wykopali grób i asystowali przy pogrzebie.
Marlena Dietrich zrywa kontakty z siostrą Elżbietą za to, że ta wyszła za mąż za człowieka prowadzącego kino dla żołnierzy niemieckich. Opowiada nawet, że jej siostra i szwagier prowadzili kino w obozie koncentracyjnym. Po cichu wspiera siostrę finansowo, ale odmówi pomocy jej synowi, którego Elżbieta chce posłać do USA, aby za wstawiennictwem słynnej ciotki rozpoczął karierę jako operator filmowy.
Ostatnią próbą powrotu z emigracji jest tournée po Niemczech w 1960 roku. Jedyny udany koncert przy pełnej sali odbywa się w Berlinie Zachodnim. Na koniec ówczesny socjalistyczny burmistrz Willy Brandt jako pierwszy wstaje i zaczyna klaskać. Dla całej sali jest to sygnał do owacji na stojąco. Jednak poza Berlinem sale zapełniają się tylko częściowo.
Trasa koncertowa po Niemczech okazuje się finansową klapą. W niektórych miastach grupy nastolatków zbierają się przed występami Marleny, gwiżdżąc i wznosząc obraźliwe okrzyki. W Düsseldorfie jakaś 17-letnia dziewczyna podchodzi do aktorki, pluje jej w twarz i krzyczy: „Zdrajczyni!”. To rani Marlenę najbardziej, bo przecież dzieciaki nie są byłymi nazistami, ale wychowały się już w nowych Niemczech.
Parę tygodni później Marlena Dietrich leci do Izraela. Trasy koncertowe dla narodu morderców i narodu ofiar są zestawione nieprzypadkowo, mają być symbolem. Kiedy izraelski dziennikarz pyta ją, czy zaśpiewa jakąś piosenkę po niemiecku, bo przecież ten język jest w Izraelu niemile widziany, ona odpowiada: „Nie zaśpiewam po niemiecku jednej piosenki, mam zamiar zaśpiewać dziewięć”. Pierwszy koncert w Tel Awiwie zaczyna jednak od dwóch utworów po angielsku, dopiero jako trzeci śpiewa niemiecką kołysankę „Mein blondes baby”. Jakiś nastoletni narodowiec – tym razem żydowski – ostentacyjnie wychodzi, ale prawdziwi ocalali – niemieccy Żydzi po niemieckich obozach koncentracyjnych – płaczą i dziękują aktorce za wszystko.
W styczniu 1964 r. ma koncerty w Warszawie. Aktorka widzi ślady wojny, ruiny, składa bukiet białych lilii pod pomnikiem getta, gdzie – jak pisze – „rozpłakałam się, myśląc o zbrodniach popełnionych przez moją ojczyznę”.
Właśnie po tych europejskich koncertach Marlena Dietrich powie: „Gdybym była Żydówką, to – o ile bym oczywiście przeżyła – byłoby mi łatwiej, bo to byłoby zło, które przyszło z zewnątrz. Ale jestem Niemką i ponoszę współodpowiedzialność. Pozostałam częścią narodu, który spowodował to wszystko”.
Zatem nie zdrada własnego narodu, ale wojna o jego duszę. Dekadencka gwiazda Weimaru, pokazująca boskie nogi w „Błękitnym aniele”, walczy z „moralistami” w mundurach z trupią główką, z twórcami niemieckiej polityki historycznej, którzy pragnęli „odbudować niemiecką narodową dumę”. Ta wojna bez patosu, którego Marlena Dietrich nie lubiła nigdy, jest może najpoważniejszą z tych, jakie były toczone w XX wieku. I wcale się nie skończyła w wieku XXI.
W 1992 roku Marlena Dietrich umiera w Paryżu, skąd przez ostatnie kilkanaście lat w samotności obserwowała z dystansu upływający czas i zmieniającą się epokę. Nie pokazywała się publicznie i zakazywała robienia sobie zdjęć. Jej ciało powróci do Berlina, już zjednoczonego. Tym razem zostanie tam powitana jak tryumfatorka przez tłumy, które już nie zarzucają jej zdrady. Ale ci, którzy zawsze wybierają naród przeciw człowieczeństwu, zemszczą się jeszcze na niej pośmiertnie. Nieznani sprawcy rok po pogrzebie zbezczeszczą nagrobek Marleny, wypisując na nim ostatnią obelgę: „Tu leży dziwka w futrze”.
Przy pisaniu tekstu korzystałem z książek: Karin Wieland „Dietrich & Riefenstahl: Hollywood, Berlin, and a Century in Two Lives”, Steven Bach „Marlene Dietrich: Life and Legend”, François Delpla „Les Tentatrices du diable. Hitler, la part des femmes”.„Fot. Hulton Deutsch/Corbis Historical/Getty Images, Keystone/Hulton Archive/Getty Images, World History Archive/Image Asset Management/East News, Photoshot/PAP , Patrice Habans/Paris Match Archive/Getty Images”