Dobra, pierwsze skojarzenie z Makishimą i szalona myśl, że ciągle żyje były błędne, choć głos jest tak podobny, że gdybym nie sprawdziła, byłabym święcie przekonana, że to ten sam seiyu. Ale nie wiem dlaczego, fakt, że się myliłam, jakoś mnie nie pociesza... Brakuje mi go i Kougamiego, brakuje tego dreszczu, obezwładniającego szoku i jednocześnie podziwu dla ich działań i przemyśleń, to ich starcia były najbardziej niesamowitą i tak naprawdę najlepszą częścią pierwszego sezonu... Tu na razie jest względnie stabilnie, akcja się rozwija, ale już tak nie ekscytuje...
Odpowiedz