Rz: Co najbardziej ceni pan w twórczości Jerzego Pilcha?
Adam Ferency: Zwykle podchodzę do lektur bardzo emocjonalnie, nie tylko do poezji. Jest pewien rodzaj frazy, który mnie wciąga, jak na przykład u Gombrowicza, lub nie. Jerzy Pilch ma pod tym względem coś z Gombrowicza. Tę dziwną muzykalność frazy i podobne spojrzenie na życie.
Spojrzenie ewangelika, które w kraju katolików zyskuje uznanie...
Wie pan, z tym głoszonym wszem wobec niemal 90-procentowym katolicyzmem w Polsce bywa różnie. Jestem wprawdzie z bardzo katolickiego domu, ale myślę, że od około 50 lat nie mam wiele wspólnego z religią. Świadomie podkreślam, że nie jestem ateistą, lecz człowiekiem areligijnym. Bliskie mi były zawsze poglądy księdza Józefa Tischnera, który powtarzał wielokrotnie, że najpierw jest człowiekiem, a dopiero potem księdzem i Polakiem. Właśnie Jerzy Pilch najpierw jest człowiekiem, a dopiero potem ewangelikiem czy Polakiem, i to w nim cenię. Dla mnie fundamentalną cechą człowieka jest poczucie humoru. A Pilch jest nim obdarzony. Są oczywiście też inne drobne podobieństwa: jesteśmy prawie rówieśnikami, nasi ojcowie nosili imię Władysław. A i temat napojów wyskokowych dla każdego z nas nie jest obcy.
A spojrzenie na kobiety?