Dramat legendy. "Najpiękniejsza spikerka z Woronicza" nie pamięta już, że przed laty była gwiazdą

Przez blisko 40 lat codziennie gościła na ekranach telewizorów. Zapowiadała programy, prowadziła największe festiwale w Polsce, z sopockim na czele. Zawsze zachwycała klasą i perfekcjonizmem. Dziś Bogumiła Wander zmaga się z chorobą Alzheimera, która sprawia, że nie tylko nie poznaje męża, ale też nie pamięta, że kiedyś była gwiazdą telewizji.

"Bogusia Wander zachwycała urodą. Niezwykle interesująca, przede wszystkim jako kobieta. Budziła więc też emocje innego rzędu" -  wspominał spikerkę reżyser Jerzy Gruza. Ale uroda nie była jedynym atutem Bogumiły Wander. Niezwykle profesjonalna, z nienaganną dykcją, była klasą samą w sobie. Po 37 latach pracy postanowiła odejść na własnych zasadach, nie czekała, aż ktoś wręczy jej wypowiedzenie. Odtąd poświęciła się życiu rodzinnemu u boku ukochanego mężczyzny - swojego drugiego męża, kapitana Krzysztofa Baranowskiego. W zeszłym roku pojawiły się jednak smutne doniesienia o chorobie legendarnej spikerki. Choroba Alzheimera sprawiła, że Bogumiła Wander żyje dziś w innym świecie.

Niedoszła dziewczyna Niemena

Bogumiła Wander przyszła na świat 7 października 1943 roku w Kaliszu, ale dzieciństwo spędziła w Łodzi. Jej mama była aktorką, ojciec muzykiem multiinstrumentalistą. Pracował w radiu, grał z orkiestrą Debicha, koncertował za granicą. Również starszy brat Bogumiły, Włodzimierz, pasjonował się muzyką. Wprowadził nastoletnią siostrę w artystyczny świat. Włodzimierz był liderem zespołu Niebiesko-Czarni, założył też zespół Polanie. Zabierał ze sobą w trasy i na koncerty. W tamtych czasach z Niebiesko-Czarnymi występował Czesław Niemen – wówczas jeszcze Wydrzycki. Włodzimierz Wander jako jeden z pierwszych dostrzegł talent chłopaka z Grodzieńszczyzny. Pod wrażeniem wspaniałego głosu Czesława była też Bogumiła Wander, młoda studentka wydziału filozoficzno-historycznego. Po latach, w jednym z wywiadów przyznała, że była zauroczona Niemenem.

Wtedy zaczęłam się w nim podkochiwać. Początkowo nie zwracał na mnie uwagi… – wspominała Bogumiła Wander.

Bogumiła Wander zapowiadała koncerty zespołu. Po jednym z nich Czesław Niemen zaproponował, że podwiezie ją samochodem do domu. Kategorycznie sprzeciwił się temu brat dziewczyny. Zabronił jej wsiadać do auta z artystą. "Nie wiedziałam, o co mu chodzi. W mustangu było przecież wygodniej. Wtedy Włodek mi wyjaśnił, że Niemen ma drewniane ręce, jest bardzo złym kierowcą i mnie zabije!" – mówiła w jednym z wywiadów Bogumiła Wander. I dodawała, że Włodek uciekł się do podstępu. Nie miał dobrej opinii o Niemenie i nie chciał, by ten uwiódł jego siostrę. Wkrótce jednak Bogumiła miała już co innego w głowie. Dowiedziała się, że łódzki oddział Telewizji Polskiej organizuje casting na spikerki.

Jej wielka łódzka wygrana

Do organizowanego przez TVP Łódź konkursu stanęło 296 osób. Trwał kilka miesięcy i składał się z czterech etapów. Najpierw poddano selekcji zdjęcia kandydatów i kandydatek. Następnie wybrani uczestnicy odbyli próby w kabinie spikerskiej. Po nich nastąpił etap pisania krótkich informacji. Do ścisłego finału, w którym kandydaci i kandydatki zapowiadali programy na antenie, a widzowie mogli oddawać na nich głosy, przeszły trzy osoby. Pewnego dnia do drzwi mieszkania Bogumiły Wander zapukał goniec z telewizji. Powiedział, że natychmiast powinna jechać do studia łódzkiego oddziału telewizji.

"W pewnym momencie ze studia na paluszkach wychodzi kierowniczka produkcji, bierze mnie za rękę i prowadzi do studia. Słyszę, jak lektor mówi: Pewnie przypominają sobie państwo, jak zapraszaliśmy młodych ludzi, którzy chcieli pracować w telewizji, do wzięcia udziału w konkursie zorganizowanym przez nasz ośrodek telewizji. Konkurs właśnie się zakończył, a jego laureatką została... I tu pada moje nazwisko, a lektor wręcza mi wielki bukiet kwiatów. Wypchnęli mnie przed niego i... tak się zaczęła moja praca" – wspominała początki kariery Bogumiła Wander w książce Aleksandry Szarłat "Prezenterki".

Pierwsze lata kariery spikerki Bogumiła Wander spędziła w łódzkim oddziale telewizji. Po pięciu latach awansowano ją do głównego oddziału w Warszawie. Rok 1970 był dla pani Bogumiły wyjątkowy także pod względem prywatnym. Wyszła wówczas za mąż za poznanego podczas jednego z festiwali muzycznych Zbigniewa Żołędziowskiego. Trzy lata później na świat przyszedł syn pary, Marek. Bogumiła Wander wraz z mężem tworzyła scenariusze programów rozrywkowych. Ale małżeństwo nie przetrwało próby czasu. W połowie lat 70. na horyzoncie pojawił się bowiem pewien żeglarz.

Bezpieczna przystań

Swoją bezpieczną przystań Bogumiła Wander znalazła właśnie u boku kapitana żeglugi, dziennikarza Krzysztofa Baranowskiego. Nie obyło się jednak bez skandalu, bo oboje zakochanych było wówczas w związkach małżeńskich i miało dzieci. Zaiskrzyło jednak tak mocno, że uczucia nie dało się już powstrzymać. W swojej książce "Spowiedź kapitana" Krzysztof Baranowski pisał, że swoją ukochaną uważał za najpiękniejszą kobietę w Polsce i do dziś pozostaje wierny tym słowom.

Po prostu zauroczyłem się Bogusią i idąc za swoim sercem, chciałem choć przez chwilę być blisko niej. Nie myślałem, że zwiążemy się na zawsze. Tym bardziej że miałem żonę, dzieci. Jak rzucić to wszystko? A jednak rzuciłem – dodawał w wywiadzie dla tygodnika "Viva!".

Początkowo Krzysztof Baranowski nie planował rozwodu z żoną. Wahał się, bo miał z nią dwójkę dzieci. Los jednak zdecydował za niego. Żona pana Krzysztofa znalazła w jego dzienniku dowody na to, że mąż ją zdradza. Postawiła mu więc ultimatum – albo ona i dzieci, albo kochanka. Kapitan obiecał, że zerwie z Bogumiłą Wander kontakt, ale uczucie do niej okazało się silniejsze. Pomiędzy małżeństwem wybuchały coraz ostrzejsze kłótnie, aż w końcu po jednej z nich Krzysztof Baranowski spakował walizki i odszedł. Wówczas również Bogumiła Wander odeszła od męża.

Nie walczyłam o podział majątku, bo chciałam mieć tylko święty spokój. Dawno temu podjęłam decyzję, że jednak odchodzę, bo go po prostu nie kocham. A dla mnie uczucie jest ważniejsze od dóbr materialnych i willi na Saskiej Kępie. I od tego czasu jesteśmy razem z Krzysztofem – wspominała Bogumiła Wander w rozmowie z "Vivą!".

Festiwal w Sopocie i pogrzeb Breżniewa

Bogumiła Wander nie tylko pracowała jako telewizyjna spikerka, ale też prowadziła najważniejsze muzyczne festiwale, m.in. w Opolu i Sopocie. I choć czasy były ciężkie, zawsze wyglądała olśniewająco. Już podczas pierwszego Festiwalu w Sopocie, który prowadziła, swoją kreacją przykuła wzrok nawet zagranicznych gości. Była to suknia uszyta przez dom mody Telimena.

"Projekt wyrysowałam sama: dół plisowany, góra z podwyższonym stanem wyszywana kamieniami, na ramiączkach. (..) Spośród oferowanych mi materiałów wybrałam jedwab z Milanówka w złocistym kolorze. A na festiwalu okazało się, że podobną suknię, tylko niebieską, ma piosenkarka z Włoch. Po występie podeszła do mnie i zapytała, skąd pochodzi moja. Myślała, że od jakiegoś dobrego kreatora. Kiedy usłyszała, że była szyta w Polsce, zaśmiała się i powiedziała, że nigdy w życiu w to nie uwierzy. Nie zdziwiłam się, w końcu widziała Polskę, widziała, jak tu jest" – wspominała ikona telewizji w książce "Prezenterki".

Podczas 37-letniej kariery w TVP Bogumiła Wander dała się poznać jako profesjonalistka. Ale nawet najlepszym zdarzają się wpadki. Niestety, najczęściej dochodzi do nich w ważnych momentach. Prezenterce noga powinęła się podczas transmitowanego przez polską telewizję pogrzebu zmarłego w 1982 roku sekretarza generalnego komunistycznej partii ZSRR Leonida Breżniewa. Transmisja trwała ponad trzy godziny, po których Wander miała wygłosić podsumowanie. Prezenterka umierała z nudów, wybrała się więc do bufetu. Tam trafiła na wszechobecną w czasach PRL-owskich niedoborów kolejkę. Z oczekiwania panią Wander wyrwał przerażony inspektor programu:

"Skrócili transmisję?! – krzyczy. Dyrekcja włosy z głowy wyrywa! Nie było końcowej zapowiedzi po pogrzebie Breżniewa! Mówię: Słuchaj, jest ranek, kto to oglądał?! A on: Wszyscy oglądają, całe KC! Transmisja się skończyła, a widzowie zamiast mnie zobaczyli puste krzesło... Nie było wtedy komórek i nie można mnie było zawołać" – wspominała Bogumiła Wander w "Prezenterkach".  Na szczęście skończyło się na upomnieniu.

Odejść na własnych zasadach

Bogumiła Wander zakończyła swoją karierę w telewizji w 2003 roku. Odeszła z własnej woli. Kroplą, która przepełniła czarę goryczy, było odrzucenie jej propozycji reportażu.

"Dostałam odmowę na zrobienie materiału z Operacji Żagiel – zlotu żaglowców połączonych z regatami. To jest niezwykła i prestiżowa impreza z głowami państw i rodzinami królewskimi na trybunach. Złożyłam w publicystyce scenariusz tego reportażu i ówczesny dyrektor Dwójki odmówił, tłumacząc się brakiem funduszy. A ja popłynęłam z mężem w ten rejs. Trzy noce nie spałam, wychodziłam o 3 w nocy z kajuty na pokład i myślałam o tej sprawie, bo mnie to upokorzyło i bardzo ubodło" – wyznała Bogumiła Wander w rozmowie z dziennikiem fakt.pl

Prezenterka dodawała, że wypowiedzenie napisała w środku nocy i choć mąż radził jej, by przemyślała decyzję, ona nie dała się przekonać. Chciała odejść z honorem, nie czekając na to, aż ktoś ją zwolni.

"Gdyby oni mi podziękowali, to miałabym niesmak do końca życia" - mówiła gwiazda.

Zasłużoną emeryturę Bogumiła Wander spędzała u boku kochającego męża. Niestety, w ubiegłym roku okazało się, że legenda telewizji zmaga się z chorobą Alzheimera i od kilku lat przebywa w specjalistycznym ośrodku. "Jest w bardzo dobrej formie fizycznej, co od razu podkreślam. Natomiast umysłowo... To już inny świat, nad czym boleję, ale nie mam wpływu" – zdradził "Super Expressowi" Krzysztof Baranowski. Dodał też wówczas, że "Najpiękniejsza spikerka z Woronicza" nie pamięta już nawet, że przed laty była gwiazdą telewizji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.