Sobota, 20 kwietnia 2024r.

Kiersznowski mówi o pierwszej żonie i tęsknocie za dziećmi!

Udostępnij
Udostępnij artykuł przez: Facebook X Messenger Wyślij Link

Tej twarzy nie sposób zapomnieć... Krzysztof Kiersznowski (61 l.) wcielił się w tak kultowe postacie, jak "Wąski" w filmie "Kiler" czy "Nuta" w obu częściach "Vabanku". Na swoim koncie ma też dziesiątki ról teatralnych i filmowych. W rozmowie z Faktem aktor opowiada, jak ciężko jest pozbyć się wizerunku granego przez siebie bohatera, o pracy nad postacią i tęsknocie za dziećmi. Zdradził również powody, dla których... uciekł do wojska

Kiersznowski mówi o pierwszej żonie i tęsknocie za dziećmi! Foto: Fakt_redakcja_zrodlo

– Uciekł pan przed maturą do wojska. To dość niespotykany kierunek...

– Powody były dwa. Pierwszym był strach przed maturą z polskiego. Drugim zaś zawód miłosny, jaki wówczas przeżyłem. Potrzebowałem radykalnej zmiany. No to ją sobie zapewniłem... (śmiech) Szkoda tylko, że jak już do tego wojska uciekłem, to z niego już uciec nie mogłem. Oczywiście było to wszystko najzwyczajniejszą młodzieńczą głupotą.– Przeżył Pan falę?

– Pierwsze lata po wojsku pamiętałem same najgorsze rzeczy. Ale ostatnio rozmawiałem z jakimś kolegą o tym i już mi się złe wspomnienia zacierają. Ale fala była. Wówczas nazywało się to „szkoleniem kotów”. Do momentu przysięgi, przez trzy miesiące musieliśmy wykonywać wszystkie polecenia, cały czas robili nam żarty. Kiedyś nawet ukradli mi lufę i miałem przez to sporo problemów (śmiech).

– Powiedział pan kiedyś: „Dzięki Bogu, że jestem aktorem drugoplanowym”...

– Chodziło mi o to, że cieszę się, że w ogóle gram. Cieszę się z tego, ponieważ w tym kraju są tysiące aktorów, a produkuje się zaledwie około 30 filmów rocznie. Zatem należy dziękować Bogu, że można w ogóle grać i utrzymać się w zawodzie.

–  Dziś też wybrałby pan aktorstwo?

– Nigdy! Aktorstwo to nie zawód, tylko najzwyczajniejszy fart. Większość ról zależy od zbiegów okoliczności czy przypadku. Nigdy nie jesteś pewien swojej przyszłości. Będąc inżynierem, profesorem czy kimkolwiek innym wiesz, że masz pewne umiejętności i możesz zawsze znaleźć jakąś pracę i nie zginiesz. W aktorstwie jest całkowicie inaczej. To kwestia szczęścia.

– A kto jest pańskim mistrzem w tej profesji?

– Zawsze podziwiałem Andrzeja Seweryna. To dla mnie absolutny geniusz aktorstwa. Pierwszy raz widziałem go w Teatrze Ateneum na początku lat 70. Zachwycił mnie swoją grą - kreacją i prowadzeniem postaci. Obejrzałem większość sztuk, w których grał, starałem się żadnej nie opuścić, bo zawsze znajdowałem w nim coś nowego. Tak jest do dzisiaj.

– Ze względu na charakterystyczny wygląd grywał pan łotrów, gestapowców i zbirów. Chciałby pan kiedyś zagrać amanta?

– Na szczęście powoli zaczynamy w Polsce odchodzić od obsadzania aktorów jedynie poprzez ich warunki fizyczne. Zdarzyło mi się zagrać amanta. W pierwszym filmie Ilony Łepkowskiej „Wakacje z Madonną” wcieliłem się w zakochanego artystę, więc miałem możliwość sprawdzić się w roli romantycznego amanta. Ale rzeczywiście - w szkole filmowej i długi czas po niej nawet w małych epizodach najczęściej grywałem w mundurach gestapo (śmiech). Byłem w swoim życiu złodziejem, mafiosem, bandytą. Nawet gdy byłem dzieckiem i bawiliśmy się w wojnę, to ja zawsze byłem Brunerem...

– Wąski w „Killerze”, Nuta w „Vabanku”, Stefan w „Barwach szczęścia” czy ojciec w „Cześć Tereska” - która z tych ról jest panu najbliższa?

– Zawsze staram się cały wejść w daną postać. Po prostu biorę to na siebie. Gdy dostaję scenariusz, to wyobrażam sobie, że wszystko to spotkało właśnie mnie. Identyfikuję się ze swoim bohaterem bez względu na to, jaki on jest. Wszystko dlatego, że przede wszystkim chcę, żeby był prawdziwy. Oczywiście zdarza się, że ludzie postrzegają mnie poprzez pryzmat mojej postaci. Bardzo długo było tak z "Wąskim". A przecież Wąski to nie ja!

– Pańskie dzieci mieszkają za granicą. Jak radzi Pan sobie z tęsknotą?

– Córka studiowała w Libanie, ale już jest z powrotem w Polsce. Syn natomiast mieszka we Francji. Są już dorośli, więc każde z nich ma swoje życie. Na szczęście przy dzisiejszej technice można już się normalnie porozumiewać, choćby przez skype'a. Dzięki moim dzieciom musiałem przeprosić się z komputerem i nauczyć się jego obsługi.

– Pana pierwsza żona była Francuzką. Czy związek z osobą z innego kraju jest trudniejszy?

– Wydaje mi się, że na początku znajomości z kimś z innego kraju fascynacja jest jeszcze większa. Inna mentalność, zwyczaje. Wszystko wydaje się jeszcze bardziej pociągające i ciekawe dla nas. Z drugiej strony zaś potem, gdy pojawiają się problemy, to też są jeszcze większe (śmiech). >>>>> Aktor "Barw szczęścia" miał kraksę

Udostępnij
Udostępnij artykuł przez: Facebook X Messenger Wyślij Link

Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji