Academia.eduAcademia.edu
Jean Baudrillard Przełożył Sławomir Królak Pari Copyright © EditiniiB Galilśe, Paris 1981 Copyright C for the Polish edition by Wyda™ Warszawa 2005 Copyright © for Uie Poliah translaticn by Sit & Wydawnictwo Siei, Warszawa 2005 Wydawnictwo Sic! s. 03-S2S Warsze' ekstów niezamówionych L 1 Precesja symulakrów Obraz ndgdy nie jest tym, co skrywa prawdę - lo prawda skrywa to, isjęj nie <naObrazjest prawdziwy. 1 Kohdet jak sdcrwoi powrac^ac do materii ziemih I abstrjjkcjul podobna się staje do sobowtóra, który, starzejąc się, robi się w końcu nieodrćżnialny od tego, co wobec niego rzeczywiste) - opowieść ta należy już dla nas do przeszłości, tchnąć jedynie dyskretnym urokiem symulakrów drugiego rzędu'. Dzisiejsza abstrakcja nie jest już abstrakcja mapy, sohowlóra, lustra czy piijęcia. Symulacja nic jest już symulacją terytorium, przedmiotu odniesienia, substancji. Stanowi raczą sposób generowania - za pomocą modeli - rzeczywistości pozbawionej źródła i realności: hiperrzeczywisŁości. Terytorium nie poprzedza już mapy ani nie trwa dłużej niż ona. Od tej pory to mapa poprzedza terytorium -precesja symulakróm - to ona tworzy terytorium i, by odwoiać się ponownie do opowieści Borgesa, dziś to strzępy terytorium gniją powoli na płaszeayźnii; mapy To szczątki rzeczywistości, a nie mapy, przetrwały tu i tam, na pustyniach, które nie należą już jednak do Cesarstwa, lecz do nas. Oto pustynia rzeczywistości samej. Lecz w gruncie rzeczy, nawet w odwróconej postaci, opowieść Borgesa jest bezużyteczna. Pozostaje nam z niej być możu jedynie alegoria Cesarstwa. Ze WKględu na rodzaj imperializmu, jaki cechuje obecnych symulatorów, starających się pogodzić to, co rzeczywiste, caJą rzeczywistość, ze swymi symulacyjnymi modelami. Nie chodzi tu już jednak ani o mapę, ani o terytorium. Coś zniknęło, a tym czymś jest istotna róinica między jednym i drugim, która stanowiła o uroku abstrakcji. Gdyż to różnica stanowi o poezji mapy i uroku terytorium, o magii pojęcia i powabie rzeczywistości. Wyobraźeniowość przedstawieniu, która znajduje zwieńczenie i zarazem kres w obłąkańczym projekcie idealnej zbieżności mapy i terytorium wysnutym przez kartografów, znika wraz z nadejściem symulacji, której działanie ma charakter nuklearny i genetyczny, jui w żadnym razie nie spekularny czy dyskursywny. Wraz z nią w przeszłość odchodzi cała metafizyka. N"ie istnieje już lustro bytu i pozorów, "• Por. J. Baudrillord, U&hange zymboliąiie et la morl, Uordre de! rzeczywistości i jej pojęcia. Brak jakiejkolwiek wyobrażeniowej koekstensji, to raczej genetyczna miniaturyzacja stanowi wymiar symulacji. Rzeczywistość wytwarzana jest ze zminiaturyzowanych komórek, matryc i jednostek pamięci, z oprogramowania - i może z ich pomocą być reprodukowana nieskończoną ilość razy. Nie musi być dtużej racjonalna, gdyż nie odnosi się już do żadnej idealnej b^dz negatywnej instancji. Jej charakter jest wyłącznie operacyjny. W istocie, ponieważ nie osłania jej już sfera wyobrażeniowa, nie jest to żadna rzeczywistość. To hiperrzeczywistość, produkt promieniotwórczej syntezy kombinatcrycutiych modeli, zachodzącej w pozbawioną otmoafery hiperprzeatrzeni. Tym przejściem do przestrzeni, której krzywizny nie wyznaczają już ani rzeczywistość, ani prawda; poprzez zniesienie wszelkiej reierencyjnosci, a nawet gorzej — za sprawąjej sztucznego zmartwychwstania w systemach znaków, w tym materiale bardziej rozciągliwym niż sens, bo podatnym na działanie wszelkich systemów ekwiwalencji, wszelkich binarnych opozycji, wszelkiej kombinatorycznej algebry, rozpoczyna się zatem epoka symulacji. I nie jest to kwestia naśladownictwa cay podwojenia, ani nawet parodii. Mamy tu raczej do czynienia z zastąpieniem samej rzeczywistości znakami rzeczywistości, czyli z operacją powstrzymywania każdego rzeczywistego procesu przea jego operacyjną kopię, metastBOilną, deskryptyrraą, profiramowalną i nieomylną maszynę-, która dostarcza wszelkich znaków rzeczywistości oraz wymija wszelkie jej zmienne koleje losu. Już nigdy więcej rzeczywistość nie będzie miała okazji, by zaistnieć-taka jest życiowa funkcja modelu w systemie śmierci, a raczej w systemie antycypowanego zmartwychwstania, nie pozostawiającego żadnych szans nawet na samo wydarzenie się śmierci. Odtąd hiperrzeczywistość zabezpieczona zostaje przed tym, co wyobrażone, jak też przed wszelką możliwością odróżnienia, lego, co rzeczywiste od tego, co wyobrażone, pozostawiając miejsce jedynie na orbitalną powtarzalność modeli i symulacyjne generowanie różnic. Boska irreferenąja obrazu Dysymulować - ukrywać bąd* taić - oznacza udawać, że nie posiada się tego, co sił,' ma. Symulować oznacza udawać, że posiada się to, czego się nie ma. Pierwsze odsyła do obecności, drugie do nieobecności. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, gdyż symulowanie nie oznacza udawania: „Ten, kto udaje jakąś chorobę, może zwyczajnie poiożyć się do łóżka i przekonać innych, że jest chory. Ten, kto symuluje chorobę, wywołuje w sobie nioktóre z jej objawów" (Littre"). Udawanie i ukrywanie pozostawiają zatem zasadę rzeczywistości nietkniętą: różnica jest zawsze wyraźna, pozostają tylko w ukryciu. Symulacja natomiast podważa różnicę pomiędzy tym, co „prawdziwe" i tym, co „fałszywe"; tym, co „rzeczywiste" i tym, co „wyobrażone". Gzy symulant jest chory, czy nie, skoro prezentuje „prawdziwe" objawy? Nie możemy go traktować w sposób obiektywny ani jako chorego, ani jako nie-chorego. Psychologia i medycyna zatrzymują się w tym miejscu wobec prawdy choroby, która odtąd staje się nieodgadniona. Skoro każdy symptom może zostać „wytworzony" i tym samym nie możemy uznawać go za fakt naturalny, to wszelka choroba może być uważana za symulowalną i symulowaną, a medycyna traci sens, gdyż potrafi leczyć jedynie „prawdziwe" choroby zo względu na ich przyczyny obiektywne. Pgychosomatyka rozwija się w sposób podejrzany na granicy zasady chorobowej. Psychoanaliza zaś odsyła symptom z porządku organicznego do por/adku nieświadomego, by ponownie uznać gu 7,;t „prawdziwy", w większym stopniu prawdziwy niż poprzednio - z jakiego powodu jednak symulacja miafaby się zatrzymać u wrót nieświadomego? Dlaczego „praca" nieświadomego nie mogłaby być „wytwarzana" w taki sam sposćb, jak każdy symptom należący do dziedziny medycyny klasycznej? Przecież tak właśnie dzieje się już ze snami. • Ćmile Msaimilien Pan] Littra (1801-81), francuski filolog, laksykograf ilnłoF, propagator pozytywfamu A. Cwnte'a, anlor słynnego CŁIMłihininwpgo ownikfl ic^yka fraucuaiiiogo DieUorworre de la langric frtmęuihG łlS6^-72], kLńrego (jeśli ocaywiieie nie Jest to tolcjny symulskr) zostało paczerpnif te to sto (prayp. tlunO. Oczywiście psychiatra twierdzi, że „dla każdej postaci zaburzenia umysłowego istnieje szczególny poiządek następstwa objawów, który symulantowi pozostaje nieznany, którego brak nie możo y.ninm zwieść psychiatry". Założenie to (pochodzące z rr> wości i uniknąć problemu, ktćry stawia symulacja - takiego mianowicie, że prawda, odniesienie, przyczyna obiektywna przestały istnieć. Co ma począć medycyna z iym, co dryfuje obok i poza choroba., obok i poza zdrowiem, z podwojeniem choroby w dyskursie, który nie jest już ani prawdziwy, ani falfizywy? Co może zdziałać psychoanaliza wobec podwojenia dyskursu nieświadomości w dyskursie symulacyjnym, którego nie można nigdy obnażyć, gdyż nie jest on także fałszywy*? Co może zdziałać a symulantami armia? Tradycyjnie, zgodnie z jasną zasadą rozpoznania, demaskuje ich i wymierza im karę. DziS może zwolnić ze służby doskonałego symulanta tak, jakby był on w sensie ścisłym odpowiednikiem „prawdziwego" homoseksualisty, wiencowca bądź chorego psychicznie. Nawet psychologia wojskowa wystrzega się kartezjańskieh pewników i walia się przed dokonaniem rozróżnienia pomiędzy fałszem a prawdą, symptomem „wytworzonym" a symptomem autentycznym. „Skoro tak doskonale udaje szaleńca, to pewnie nim jest". I psychologia wojskowa się nie myli: w tym sensie wszyscy szaleńcy symulują a owa niemożność odróżnienia ma charakter u1 najwyższym stopniu subwersywny. To przeciwko niej nowożytny rozum uzbroił się we wszystkie swe kategorie. Dzisiry jednak to ona ponownie przeciw nim wysnuje, pochłaniając samą zasadę prawdziwości. Poza dziedziną medycyny i armii, uprzywilejowanymi terenami symulacji, sprawa ta odsyła do religii oraz do symulakru jako wizerunku i podobizny boskości: „Zakazałem umieszczania w świątyniach jakichkolwiek wizerunków, ponieważ boskość, która tchnęła życie w naturo, nie może być przedstawiana". A jednak może. Lecz czym się staje boskość, gdy uobecnia się w ikonach, gdy pomnaża się w symulakrach? Czy h I który nie może analcźć ra^ irl'Só"' cgynl p&ychosnaliaę nie liu. Właśnis splot tych pozostają najwyższą władzą, ucieleśniając się jedynie w sposób n a t u r a l n y w obrazach jako widzialna teologia? Czy może rozprasza się w symulakrach, k t ó r e same obnoszą się ze swym przepychom i potęgą fascynacji - skoro widzialna maszyneria ikon zastępige czystą i inteligibilną ideę Boga? Tego właśnie obawiali się ikonoklaści, których milenijny spór dotyka również naszego czasu'. Wściekłość, z j a k ą pragnęli niszczyć obrazy, wypływała właśnie z tego, że przeczuwali ową wszechwładzę symulakrćw, posiadaną przez nie zdolność wymazywania Boga z ludzkiej świadomości, oraz ową zgubna. czywistosci Boga nigdy nie było, istnieją jedynie symulakry, sam Bóg był zas jedynie swym własnym symulakrem. Gdyhy wierzyli, że obrany jedynie przysłaniały bądź skrywały plat o ń s k ą ideę Boga, nie byłoby powodu, by je niszczyć. Można przecież zyc z ideą zniekształconej prawdv. Ich metafizyczna rozpacz wypływała z przekonania, że obrazy niczego nie kryją, że nie są one w gruncie rzeczy nawet obrazami stworzonymi na w i ó r pierwotnego modelu, lecz doskonałymi symulakrami, na zawsze promieniującymi jedynie własnym urokiem. Ta śmierć boskiej referencji musiała j e d n a k zostać zaiegnanu za wszelką cenę. Można zauważyć, że ikonoklaści, których oskarża ńy o pogardę i sprzeciw wobec obrazów, byli tak naprawdę tymi, którzy przypisywali im właściwą wartość, w przeciwieństwie do ikonolatrow, którzy widzieli w nich tylko odbicia i zadowalali sio odstwierddć coś przeciwnego, mianowicie to, że ikonolatrzy byli umysłami w najwyższym stopniu nowoczesnymi, najodważniejszymi, ponieważ pod pozorem przejawiania się Boga w zwierciadle obrazów inscenizowali juz jego śmierć i zniknięcie w epifanii jego własnych przedstawień (o których hyó może wiedzieli taka, która toczy się u najwyższą stawkę - wiedząc również, że niebezpiecznie jest obnażać obrazy, gdyż ukrywają one to, że po- 7 Por. M. Peraiola, Icónes. Wsious, Simula, Na tym pologało podejście jezuitów, którzy swą politykę oparli na możliwości zniknięcia Boga oraz na doczesnej i spektakularnej manipulacji świadomością - oto zanikanie Boga w epifanii władzy - kres transcendencji, która służyła już jedynie za alibi dla całkowicie uwolnionej strategii wpływów i znaków. Za barokiem obrazów skrywa aię szara eminencja polityki. Tak wi?c być może stawką w grze była niezmiennie mordercza władza obrazów, morderców rzeczywistości, morderców własnego modelu, podobnych bizantyńskim ikonom, które zabiły ponoć boską tożsamość. Tej morderczej władzy przeciwstawia się dialektyczna władza przedstawienia jako potęga, widzialne i inteligibilnezaposredniczenie Rzeczywistości. Zachód z pełnym przekonaniem i w dobrej wierze postawił w owym zakładzie na przedstawienie: niech znakowi przysługuje moc odsyłania do głębi sensu, niech znak da się wymienić na sens i niech coś służy za rękojmii; tej wymiany - Bóg oczywiście. Lecz co w przypadku, jeśli sam Bóg może być symulowany, to znaczy sprowadzony do znaków, które poświadczają jego istnienie? Wówczas cały system przechodzi w stan nieważkości, stujac się już jedynie gigantycznym symulakrem - nie jest nierzeczywisty, lecz jest symulakrem, to znaczy nie może już zostać wymieniony na to, co rzeczywiste, lecz wymienia się sam na siebie w nieprzerwanym obiegu pozbawionym referencji i granic. Na tym właśnie polega symulacja, w tej mierze, w jakiej przeciwstawia się przedstawieniu. Reprezentacja wychodzi od zasady ekwiwalencji znaku i rzeczywistości (nawet jeśli owa równoważność stanowi utopię, jest podstawowym aksjomatem). Symulacja przeciwnie - wychodzi od utopijności zasady ekwiwalencji, wypływa £ radykalnej jsegacji znaku jako wartości, wychodzi od znaku jako przywrócenia i wyroku śmierci na samą możliwość referencji. Podczas gdy przedstawienie stara się wchłonąć symulaqję, interpretując ją jako fałszywą reprezentację, symulacja pochłania cały gmach przedstawienia jako symulakr. Om zatem kolejne stadia obrazu: • stanowi odzwierciedlenie głębokiej rzeczywistości, • skrywa i wypacza głęboką rzeczywistość, 11 ł skrywa nieobecność głębokiej rzeczywistości, • pozostaje bez związku z jakakolwiek rzeczywistością jest czystym ?ymulakrem samego siebie. Ramzes albo zmartwychwstanie w różowych barwach kolonizatorów, turystów i etnologów, kilkudziesięciu Tasadajćw, których właśnie odkryto w głębi dżungli, gdzie plemię to zylo przez osiem stuleci, pozbawione koniaklu z rwsztą gatunku ludzkiego. Odbyto się to z inicjatywy samych antropologów, którzy byli Świadkami tego, jak w kontakcie z nimi tubylcy natychmiast zaczynają ulegać rozkładowi, jak mumie na świeżym powietrzu. By żyta etnologia, musi umrzeć jej przedmiot, który, umieraiąc, mści się za to, że został „odkryty", i poprzez swą śmierć rzuca wyzwanie nauce pragnącej go pojąć. Czy wszelka nauka nie kroczy po tej paradoksalnej równi pochyłej, na co skazuje ją znikanie jej przedmiotu w samym akcie pojmowania oraz bezlitosna siła rewindykacji, wywierana na nią przez ów martwy przedmiot? Niczym Orfeusz, nauka odwraca się zawsze zbyt wcześnie i niczym Eurydyka, przedmiot nauki zupada się ponownie w piekło. To przed owym piekłem paradoksu etnologowie pragnęli się uchronić, otaczając plemię Tasadąjów kordonem bezpieczeństwa dziewiczej puszczy Nikt tam już nie dotrze: dostęp do 7.ło*a zostajo zamknięty jak w zapadniętym szybie. Nauka traci w ten sposób cenny kapitał, lecz jej przedmiot zostanie ocalony, utracony wprawdzie dla mej na zawsze, lecz nietknięty w swym „dziewictwie"1. Nie chodzi tu o żadną ofiarę (nauka nigdy sienie poświęca, ona zawsze morduj el, lecz o symulowaną ofiarę ze swego przedmiotu, dokonaną po to. by uratować zasadę rzeczywistości. Tasadaj wlh ibornowany w swy naturalnej istocie będzie służył za doskonale alibi, jak wieczysta gwarancja. W tym miejscu rozpoczyna się antyetnołogia, której końca nie będzie, a której wyznawcami są - każdy na swój sposób - Robert Jaulin, Carlos Castaneda i Pierre Clastres. W każdym razie logicznym stopniu od przedmiotu, aż do momentu, gdy można się już bez niego obyć: wprawdzie autonomia nauki jest nadal jedynie fikcją, lecz ona sama osiąga czystą formę. .Etnologia otarła się o władną paradoksalną śmierć pewnego dnia roku 1971, kiedy rząd Filipin podjął decyzję o odesłaniu do ich pierwotnego Świata, pozostającego poza zasięgiem W ten właśnie sposób odesłany do rezerwatu Indianin, zamknięty pod wekiem szklanej trumny dxiowic«j pimc.y, sl.ujo się na nowo symulacyjnym modelem wszystkich możliwych Indian sprzed asa&iw etnologii. Tak etnologia zapewnia sobie luk- W pierwszym przypadku obraz stanowi właściwy pozór przedstawienie należy do porządku sakramentu. W drugim przypadku obraz stanowi niewłaściwy pozór - należy do porządku z-łych wróżb. W trzecim przypadku obraz udaje, że jest pozorem - należy do porządku czarnoksięstwa. W czwartym, obraz nie należy już do porządku pozorćw, leci do dziedziny symulacji. rrzejscis od znaków, Które cos skrywają, do znaków, Jttóre skrywają, że nic nie istnieje, stanowi decydujący zwrot. Pierws*e odsytaią do teologii prawdy i tajemnicy (do której należy nadal ideologia). Drugie rozpoczynają epokę symulakrów i symulacji, w której nie ma już Boga, mogącego rozpoznać swoich, nie ma sądu ostatecznego, podczas którego fałsz oddzielony zostułby od prawdy, rzeczywistość od swego sztucznego zmartwychwstania, gdyż wszystko jest już martwe i z góry wskrzeszone. Odkąd rzeczywistość przestsJa być już tym, czym była, riiislalgia nabiera swego pełnego znaczenia. Mnożą się i rosną w cenę wtórne prawdy, obiektywności i autentyczności. Następuje eskalacja prawdziwości, osobistego przeżycia, zmartwychwstanie figuratywności tam, gdzie przedmiot i substancja już a proces ten przebiega równolegle i ma większe jeszcze natężenie niż szaleństwo produkcji materialnej. W ten oto sposób syjako strategia rzeczywistości, neorzeczywistosci i hiperrzeczywistości, powielana wszędzie przez strategię powstrzymywania i jednoczesnego odstraszania - strategię prewencji. 13 sus wcielania się poza sobą. samą, w aferze „prymitywnej" tv,e- Jednocześnie jednak etnologia udziela nam jedynej i o&tatniej lekcji, wyjawia sekret, który ją zabija (i który Dzicy znają Dzikich, którzy zawdzięczają etnologii to, że pozostają Dzikimi: cóż za zwrot akcji, cóż za triumf tej nauki, która, jak się zdawało, powołana była do tego, by ich zniszczyć! Osaczanie obieklu naukowego przypomina wielkie zamknięcie szaleńców i zmarłych. I lak samo, jak cale apołBCzeń- żeni, zamknięci w kriogenicznej kapsule, wysterylizowani, na śmierć chronieni, stali się referencjalnymi symulakrami, n $yma nauka przekształciła się w czystą symulację. To samo dotycz Creusot, „rozrzuconego" skansenu, gdzie w jednym miejscu, jako i, historycznych świadków epoki, zmuzeiiikowano całe robotnicze dzielnice, czynne strefy przemysłu hutniczego, przedmiotu, będącego jej odwróconym odbiciem. Pozornie to ona dzierży nad nim władzę, lecz to przedmiot ją jej nadaje w tym gesty, języki, działania, skamieniałe aa życia jak na fotografii. Muzeum to, nieograniczone geometrycznie jako miejsce, logia, zamiast - jako nauka obiektywna - nałożyć na siebie ograniczenia, uwolniona od swego przedmiotu, będzie rozszerzać pole swego działania, obejmując wszelkie żujące istoty, i czynić siebie niewidzialną, jak czwarty, wszędzie obecny wymiar, wymiar symulacji. Wszyscy jesteśmy Tasadajami, Indianami, którzy stali się na powrót tym, kim byli, Indianami, w których zmieniła nas sama etnologia - symulowanymi Indianami, głoszącymi w końcu publicznie uniwersalną prawdę etnologii. Wszyscy za życia wkroczyli&ny w widmową światłość etnologii, bądź też antyetnologii, która nie jest niczym więcej jak tylko czystą formą etnologii triumfującej, pod znakiem martwych różnic i ich zmartwychwstania. Wielką naiwnością jest zatem poszukiwanie etnologii wSrćd Dzikich czy w Trzecim Świecie - ona jest tutaj, wszędzie, w metropoliach, wśród Biaiych, w świeeie całkowicie skatalogowanym i opisanym, zanalizowanym, a następnie sztucznie wskrzeszonym pod postacią rzeczywistości, w świecie symulacji, halucynacji prawdy, szantażu rzeczywistością, zabójstwa dokonanego na wszelkiej formie symbolicznej i jej historycznej, historycznej retrospekcji - zabójstwa, którego Dzicy - szlachectwo zobowiązuje - padli ofiarą jako pierwsi, lecz które upo- 14 cania, dając jedynie martwe i okrężne odpowiedzi na martwe i okrężne pytania. dto szaleństwa (zamyka zakłady dla obiąkanych, oddaje głos szaleńcom itp.l, ani wtedy, gdy nauka wydaje sie rozbijać zwierciadło swei obiektywności (znosić samą siebie w obliczu awego przedmiotu, jak u Cariosa Castanedy itp.) i knray się załamując się jako instytucja klasyczna, przeżywa własną smierc, odradzając się w antyetnologii, której zadaniem jest ponowne nasycenie wszysEJsiego fikcyjną różnicą L Dzikością, powrót dziki, to znaczy został spustoszony przez rozmee W ten sam sposób, pod pretekstem ratowania oryginału, zamknięto dla zwiedzających jaskinie w Lascaułr, tworząc jednak dokiadne ich repliki w odległości pięciuset metrów, by wszyscy mogli je zobaczyć (można tam przez wizjer rzucić okiem na autentyczną jaekinię, by następnie zwiediić zrekonstruowaną calość). Być może wspomnienie autentycznych grot zatrze się w umysłach przyszłych pokoleń, nawet teraz nie ma już między nimi różnicy; podwojenie wystarczy, by odesłać obydwie w sferę sztuczności. W podobny sposób ostatnimi czasy, by ocalić mumię Ramzesa II, do działania zaprzęgnięto całą naukę i technikę, choć uprzednio mumia przez kilkadziesiąt fat roz.kiadala się w czelu- -- s £. 3 - £ h ( i 3- u i•J i; ? & £ C 3 ^ Ci ^ M <_l. S" [• M ł[ -"? fJ d O -: ?A R Fr ^ ci " H s 3 3 * * E a- " 3" « *r *P ? r ™ Podobnie Amerykanie azczycą sie tym, że udało im się przywrócić liczebność Indian do poziomu sprzed podboju. Wszystko się niazezy i rozpoczyna się wszystko od nowa. Chlubią się tym, •/.v doprowadzą nawet do lepszuj sytuacji i uda im aię przekroczyć pierwotną wartość. Stanowić to będzie dowód wyższości cywilizacji, która będzie produkować więcej Indian niż oni sami byliby zdolni. (Co zakrawa na jakaS złowieszczą k p i n ę - t a nadprodukcja jest jeszcze jednym sposobem, by ich zniszczyć, gdyś kultura Indian, podobnie jak każda kultura plemienna, opiera się na ograniczeniu liczebności grupy i uniemożliwieniu jej „swobodnego" przyrostu, co widoczne jest w łazi. Owa demograficzna „promocja" stanowi zaWm kolejny krok na drodze ku symbolicznej eksterminacji), Z tego właśnie wzgltdu żyjemy w świecie niesamowicie podobnym do oryginału - rzeczy są w nim podwojone poprzez ich szczegółowy plan. J e d n a k to podwajanie nie oznacza tradycyjnej nieuchronności i bliskości śmierci - zoataly one jua wcześniej oczyszczone ze swej śmiertelności, lepiej jeszcze niż z życia; w Świetle awego modelu aą bardziej uśmiechnięte, bardzioj autentyczne - podobnie jak ohliczu w funeral Biperrzeczywistość i wyobrażeniowość Disneyland stanowi doskonały model wszystkich splatających się ic sobą porządków symulacji. Jest on w głównej mierze grą iluzji i fantazmatów: Piraci, Pogranicze, Świat Przyszłości itp. Wyobrażony charakter tego świata uznawany jest za powód sukcesu całego przedsięwzięcia. Lecz tym, co przyciąga Sumy, w o wiele większym stopniu jest społeczny mikrokosmos, religijna, zminiaturyzowana rozkosl obcowania z rzeczywistą Ameryką, a jej wadami i radościami. Samochody parkuje się na zewnątts, wewnątrz stoi się w kolejce, a wychodząc, jest się caikowicie pozostawionym samemu sobie. Jedyną fantasmagorią w tym wyobrażonym świotiejest czułość i stale emanujące z tłu- " Z ang. daaij pogrzebowe Iprzyp. Ltam.). mu ciepło oraz dostatek, a nawet nadmiar gadżetów wykoraymywanych do podtrzymywania w tłumie owego grupowego iifektu. Kontrastuje to w sposób całkowity z absolutną samotnością parkingu, prawdziwego ohruii koncentracyjnego. Inaczej rneoz ujmując: wewnątrz pełen wachlarz gadżetów magnetyzujiicych tłum, sterujących jego przepływem w odpowiednich kiedon jedyny gadżet: samochód. Przez jakiś niezwykły zbieg okoliczności (wynikający bez wątpienia z czaru, jaki roztaraa ów wszechświat), ów głęboko zamrożony, dziecięcy i infantylny Świat zo6tal wymyślony i stworzony przez cztowieka, który sam Hostał zahibernowany w kriogenicznej kapsule, przez Walta Diliiieya oczekującego na zmartwychwstanie w temperaturze 180° Celsjusza poniżej zora. Wszędzie zatem w Dianeylandzie ryauje się obiektywny pro111 Ameryki, nawet w morfologii jednostek i tłumu. WsjelMe wartoSci obecne są tam w przesadnej, egzaltowanej formie, w zminiaturyzowanej i komiksowej posteci. Zabalsamowane i Hpacyfikowane. Stąd wynika możliwość ideologicznej analizy Dianeylandu Oi- Martin dokona! tego w sposób doskonały w książce UtopU/ties, jeux d'espaces) jako digest of Am&ricon way oflife", jako panegiryku na cześć amerykańskich wartości, Juko idealistycznego przełożenia kryjącej wewnętrzne sprzeczności rzeczywistości. Oczywista sprawa. Lecz skrywa sie tu coś wloCGj, a ów aspekt „ideologiczny" sam służy właśnie za preLukflt, przesłaniając działanie symulacji trzeciego rządu: Disneylund istnieje po to, by zataić fakt, że „rzeczywisty" kraj, cała „rzeczywista" Amerykajesi Disneylandem (trochę podobnie jak wiljzienia, które istnieją po to, by ukryć to, że całe spotsczeńMtwo w swej banalnej wszechobecności ma charakter karoeralnyJi Disneylann przedstawia sie jako przestrzeń wyobrażoną. Ho całe Los Angeles i otaczająca je Ameryka rzeczywistymi już ulu aą, lecz należą do porządku hiperrzeczywistości i symulacji. Nlu chodzi tu już o fałszywe przedstawienie rzeczywistości K<y!u żyda (prEyp. Uun (?, czym mamy do czynienia w przypadku ideologii), lecz o ukrycie tego, że rzeczywistość nie jest już rzeczywista, a zatem oocaSfera wyobrażeń otaczająca Disneyland nie jest już ani prawdEiwa, ani fatsaywa, jest to maszyna prewencyjna, wprawiona w ruch w przeciwnym celu - po to, by ożywić fikcję rzeczywistości. Stąd idiotyzm owej wyobrażeniownśd, jej infantylna degeneracja. Świat ten mieni się dziecięcym, chcąc sprawić, byśmy uwierzyli, że dorośli są gdzie indziej, w „rzeczywistym" świecie - po to, by ukryć, że prawdziwy infantylizm jest wszędzie 1 jest on cechą właściwą samym dorosłym, którzy przybywają tu. by udawać dzieci oraz pielęgnować złudzenia co do własnego rzeczywistego infantylizmu. Disneyland nie jest zresztą jedynym takim miejscem. Enchanted Villoge, Magie Mountain, Marinę World: Los Angeles otoczone jest ze wszystkich stron tego rodsaju elektrowniami wyobrażeń, które zaopatrują w rzeczywistość, w energię rzeczywistości tnmsto, którego tajemnica tkwi własiiio w tvm, żs nie jest już niczym więcej jak tylko siecią nieprzerwanego, nierzeczywistego krążenia, miastem o nieprawdopodobnych rozmiarach, pozbawionym jednak przestrzeni i wymiarów. Tak samo jak elektrownie konwencjonalne i atomowe, tak samo jak studia filmowe, miasto to, które jest tylko niekończącym się scenariuszem i nieprzerwanie kręconym filmem, potrzebuje jak współczulnegn systemu nerwowego - owej dawnej sfiiry fantazmatów. Disneyland przestrzeń regeneracji wyobrażeń, przypominająca obecno nawet tutaj, jak w każdym innym miejscu, zakłady przetwarzania odpadów. Dziś wszędzie istnieje konieczność ponownej obróbki odpadów, marzenia zaś, fantazmaty, historyczna, baśniowa i mitologiczna wyobraźnia dzieci i dorosłych jest odpadem, pierwszym wielkim toksycznym skażeniem środowiska hiperrzeczywistej cywilizacji. Disneyland stanowi pierwowzór owej nowej funkcji na płaszczyźnie umysłowej. Do tego samego porządku należą jednak również wszelkie instytuty seksualnego, psychicznego i somatycznego recyklingu, od których roi się na terenie Kalifornii. Ludzie nie patrzą już na siebie, ist20 nieją instytuty, storo to zrobią aa nich. Już się me dotykają, istnieje aa to terapia dotykiem. Nie poruszają się, lecz uprawiają J"BBing itp. Wszędzie odzyskuje sie na powrót utracone władze, utracone ciało, utraconą więź społeczną bądź utraconą chęć jedzenia. Odkrywa się na nowo życie w niedostatku, ascezę, dziką naturalność, która już znikneła: naturaifood", health food", joga. Potwierdza się w ten sposóh, choć na metapoziomie, przekonanie Marsballa Sahlinsa, według którego to gospodarka rynkowa, a wcale nie natura, jest źródłem ubóstwa: tutaj, na sztucznych rubieżach triumfującej gospodarki rynkowej, na nowo wymyśla się biedę jako anak, biedę jako symulakr, zachowania symulujące niedorozwój i zacofanie [wtaczając w to przejmowanie tez marksistowskich], które pod pozorem ekologii, kryzysu energetycznego i krytyki kapitalizmu ostatnią ezoteryczna aureolą wieńczą triumf kultury egzoterycznej. Być może jednak tego rodzaju systemowi zagrażają katastrofa umysłowa, implo•ija i nie mający precedensu regres umysłowy czego widzialnymi oznakami byłyby niesamowita otyłość czy niewiarygodne współistnienie najdziwaczniejszych teorii i praktyk, odpowiadające nieprawdopodobnemu sojuszowi luksusu, raju i forsy, nieprawdopodobnie zbytkownej materializacji życia i niespotykanych sprzeczności wewnętrznych. Polityczne zaklinanie Afera Watergate. Taki sam scenariusz jek w przypadku Disneylandu (efekt wyobrażeniowy skrywający to, że poza granicami sztucznie wytworzonego obwodu istnieje równie wiele rzeczywistości jak w jego obrębie): efekt skandalu skrywa jednak to, że n i e m a różnicy pomiędzy faktami a ich ujawnieniem (identyczne tnetody wykorzystywane były zarówno przez pracowników CIA, jak i przez dziennikarzy „M'ashington Post"). Te aame operacje, mające na celu - poprzez wywołanie skandalu - wskrzeszenie moralnych i politycznych zażywnośf naturalna (prayp. ttum.). zdrowe żywnnaS Ip^zyp. Hum ' sad, a za sprawą wyobrażenia - regenerację zagrożonej zasady rzeczywistości. Ujawnienie skandalu stanowi zawsse hołd złożony prawu. A za sprawą owej afery udało się przede wszystkim narzucić opinii publicznej przekonanie, że Watergatę było skandalem w tym sensie była to niezwykła operacja skażenia. Ponowne wstrzykniecie porządnej dawki moralności politycznej w skali światowej. Za Pierrehem Bourdieu moglibyśmy stwierdzić, że „właściwością każdego układu sit jest to, że jako taki funkcjonuje on w ukryciu, caią swą siło czerpiąc wtaśnio z faktu, że jest niejawny", rozumiejąc to następująco: niemoralny i pozbawiony skrupułów kapitał może działać jedynie kryjąc się za nadbudową moralną, a ktokolwiek przyczynia się do odrodzenia owej publicznej moralności (poprzez wyrażanie sprzeciwu, wysuwanie oskarżeń), cheąc nie chcąc, pracuje na rzecz kapitalistycznego systemu. To samo czynili dziennikarze „Washington Post". Twierdzenie to stanowi jednak nadal formułę ideologii, wszelako kiedy wypowiada je Bourdieu, to pod pojęciem „ukiadu sit" rozumie on prawdę kapitalistycznego panowania, i ujawnia sam ów układ sil jako skandal - zajmuje zatem tę samą deterministyczną i moralizującą poaycję, co dziennikarze „Washington Post". Wykonuje tę samą pracę oczyszczenia i odnowienia porządku moralnego, porządku prawdy, w którym rodzi się prawdziwa przemoc symboliczna ładu społecznego, z dala i poza wszelkimi układami sil, stanowiącymi jedynis składniki jego ruchomej i obojętnej konfiguracji w moralnej i polityczWszystkim, czego oczekuje od nas kapitał, jest to, by uznać go i przyjąć jako racjonalny i jednocześnie zwalczać go w imię racjonalności; by uznać go i przyjąć jako moralny i jednocześnie zwalczać go w imię moralności. A to z tego względu, że jest to jedno i to gamo, co można rozumieć w odmienny sposób: niegdyś starano się z&Uiszować skandal - dziś sUłramy się ukryć, że go nic ma. A/kra Watergate nie jest skandalem, należy to stwierdzić z całą mocą, gdyż to właśnie wszyscy starają się ukryć, a owa tajemnica maskuje umocnienie się moralności, nasilenie się objawów moralnej paniki, w miarę jak zbliżamy się do (wyreżyserowanej] sceny pierwotnej kapitału. Jego momentalne okrucień22 stwo,jego niepojęta drapieżność, jego istotowaniemoralnoBĆ-to właśnie jest skandaliczne, nie do przyjęcia w systemie moralnej i ekonomicznej ekwiwalencji stanowiącej aksjomat mysłi lewicowej od Ciasów teorii oświeceniowych po komunizm. Wprawdzie ową ideę umowy przypisuje się kapitałowi, lecz on całkowicie sobie z tego drwi -jest monstrualnym przedsięwzięciem pozbawionym zasad, niesym więeej. To raczej „oświecona" myśl fttara się go kontrolować, narzucając mu reguły. A wszelkie narzekania i wzajemne obwinianie się, zajmujące miejsce myśli rewolucyjnej, sprowadzają się dziś do oskarżeń wysuwanych pod adresem kapitału o to, że nie przestrzega reguł gry „Władza jest niesprawiedliwa, jej sprawiedliwość jest sprawiedliwością klasową, kapitał nas wykorzystuje itp." - tak jakby kapitał związany byt umową ze społeczeństwem, nad którym dzierży władzę. To lewica stawia przed kapitałem lustro ekwiwalencji w nadziei, że da się on na to złapać, na ową fantasmagorię umowy społecznej, i wypełni swe zobowiązania wobec całego społeczeństwa {zarazem nie ma tu już potrzeby rewolucji: wystarczy, że kapitał zaakceptuje racjonalną formułę wymiany). Sam kapitał nigdy nic byi owiązany umową zo społeczeństwem, nad którym panuje. Stanowi on rodzaj czarnoksięstwa stosunków społecznych, jest wyzwaniem wobec społeczeństwa i jak na wyzwanie nałoży na niego odpowiedzieć. Nie jest on skandalem, który należałoby ujawnić, odwołując się do moralnej czy ekonomicznej racjonalności; stanowi wyzwanie, które należy podjąćw zgodzie z prawem symbolicznym. Móbius - spirala negatywności Watergate było zatem niczym więcej jak pułapką zastawioną przez system na jego przeciwników - symulacją skandalu, której cel stanowiła regeneracja. Ucieleśnione to zostało w filmie w postaci zwanej Deep Throat18, o której mówi się, że była szarą emiswJa FMI w ln•* Ostatnio w mag^j-nie „Vamtv Fair" Marlt Felt, u Lbidi 70., przyznał, że to an Ljl tllęhakmi Gardłem, anonimowym źródłem informacji, które dziennikarzom „Waahington Pnat" w wyniku ujawnienia afery Watergale pornogio obalić prezydenta Richarda Niiruna (prayp. ctum.ł. 23 neneją Republikanów, manipulującą lewicowymi dziennikarzami, by pozbyć ażę Niiiona - a czemuś; by nie? Wszelkie hipotezy są dopuszczalną lecz ta jest zhedna: lewica sama doskonale i spontanicznie radzi sobie z robotą, która należy do prawicy Poza tym naiwnością byłoby doszukiwać się tu działania zgorzkniałego czystego sumienia. Powodem jest to, że prawica również spontanicznie wykonuje robotę należącą do lewicy. Wszelkie hipotezy manipulacji są zwrotne w nieustannie obracającym się kołowrocie. Dlatego mianowicie, że manipulacja stanowi płynną i uwolnioną przyczynowość, gdzie pozytywnoać j negatywność nawzajem się wytwarzają i na siebie nakładają, gdzie nie istnieje już aktywność ani bierność. To poprzez arbitralne zatrzymanie tej \viri(iącaj przyczynowosci może zostać ocalona zasada przyczynGwosci politycznej. To poprzez symulowanie konwencjonalnej, zawężonej perspektywy, w której przesłanki i skutki działania bądź wydarzenia są przewidywalne, zachowana może zustuć polityczna wiarygodność (włączając w to oczywiście analizę „obiektywną", walkę itp.). Wsaakże jeśli weźmiemy pod uwagę pełen cykl jakiegokolwiek działania bądź wydarzenia w systemie, w którym linearna ciągłość i dialektyczna biegunowość przestały istnieć, na polu zaburzonym przez symulację, wszelki determinizm wyparowuje, każde działanie ulega zniesieniu wszystkich możliwych kierunkach. Czy zamach bombowy we Włoszech jest dziełem lewicowych ekstremistów, czy prowokaiyą skrajnej prawicy? A może inscenizacją działaczy centrum, zaplanowano, po to, by skompromitować wszystkich ekstremistycznych terrorystów i podeprzeć chylącą się ku upadkowi władzę? A może policyjnym scenariuszem nego? Wszystkie te hipotezy są równie prawdziwe, s poszukiwanie dowodów, a tym bardziej obiektywnych faktów, nie powstrzymuje obłędnego wiru interpretacji. A to dlatego, że znajdujemy się w strefie rządzonej logiką symulacji, nie mającej już nic wspólnego z logiką faktów i porządkiem racji. Symulacja charaktETyzivJe się precesją modelu, wszelkich modelj wobec najzwyklejszego faktu - modele istnieją jako pierwsze, a ich orbitalne, na wzór bombs krążenie wytwarza prawdziwe pole magnetycn24 nc wydarzenia. Fakty pozbawione zostają w końcu swej właściwej trajektorii, powstają w miejscu przecięcia się modeli, a pojedynczy fakt może zostać wytworzony jednocześnie przez wszyst kin modele. Owa antycypacja, owit precesja, owo krótkie spięcie, owo upodobnienie się faktu do własnego modelu (brakuje tu już różnicy i rozziewu znaczenia, brakuje już dialektycznej biegunowości, brakuje już negatywnego ładunku elektrycznego, następuje implozja przeciwnych biegunów) każdorazowo ustępuje pola wszelkim możliwym interpretacjom, nawet tym w nąjwyiH/.ym stopniu sprzecznym - a wszystkie one są prawdziwe, w takim znaczeniu, ze icn prawdajest wymienialna, na wzór modeli, od których pochodzą, krążąc w uogólnionym cyklu. Komuniści obwiniają partię socjalistyczną tak, jakhy pragnęli zniszczyć jedność iewicy. Uprawomocniają ideę, że ich sprzeciw stanowi wynik radykalniejszych konieczności politycznych. W gruncie rzeczy dzieje się tak dlatego, że nie pragną władzy. Pytanie brzmi, czy nie pragnąjej oni w tej właśnie koniunkturze, dlatego że ogólnie nie sprzjja ona lewicy bądź dlatego że nie sprzyja ona im samym w ramach Unii Lewicy - czy też nie pragnąjej z samej zasady? Kiedy Enrico Berlinguer"-' oświadczał: „Nie powinniśmy obawiać się, że będziemy świadkami przejęcia władzy we Włoszech przez komunistów", oznaczało to jednocześnie; • nie ma się czego obawiać z tego względu, że komuniści, gdyby nawet doszli do władzy, niczego nie zmienią w jej podstawowym kapitalistycznym mechanizmie działania; • nie istnieje najmniejsze choćby nie bezpieczeństwo, by kiedykolwiek doszli oni do władzy (z takiego właśnie powodu, że jej nie pragnął - a nawet gdyby udało im sieją zdobyć, sprawować ją będą jedynie per procara; • w rzec;ywistośoi władza, prawdziwa władza już nie istnieje, a zatem nie istnieje również niebezpieczeństwo, by ktokolwiek ją zdobył bądź przejął; M Wtuaki dzia]«ra fccununiiityemy, polityk. talonck, a naslępnia nakrulars łilłiy KC WPK, deputowany, twórca knncepeji „kompromisu historycznewspółtwórca idei eurokamunizmu. odraucającago przewodnią rolę KPZR iatowym ruchu komunistycznym (prayp. tlutn-). - również to oto twierdzenie: Ja, Berlinguer, nie obawiam się, że będę świadkiem tego, jak komuniści obejmują władzę we Włoszech - co mo że wydawać się oczywiste, lecz nie aż tak bardzo, gdyż • oznaczać to może również coś praeciwnego (niekonieczna jestdo tego psychoanaliza): Obawiam się, że będę świadkiem tego, jak komuniSci obejmują władze (a istnieją uzasadnione powody ku temu, nawet dla komuniaty)- j' } i 1. \ ; • polega tajemnica owego dyskursu, który jest juz nie tylko wieloznaczny, jak wieloznaczne bywają dyskursy polityczne, lecz stanowi wyraz niemożliwości zajmowania ścisłe określonej pozycji w ob- . szarże władzy, niemożliwości określonej pozycji Vi' dyskursie. Logika nie jest własnością żadnej ze stron czy partii. Przenika wszysLKto rozsupła ten węzeł? Węzeł gordyjski można przynajmniej przeciąć. Jednak w wyniku rozcięcia wstęgi Móbiusa otrzymujemy dodatkową spiralę, co nie rozwiązuje problemu odwracalności i zjawiska przechodzenia w siebie płaszczyzn (tutaj odwracalnej i przechodniej ciągłości hipiil.cz}. Piekło symulacji, w którym nie ma już tortur, lecz subtelne, złowróżbne i nieuchwytne spirale sensu10 - w którym nawet skazańcy z Burgos stanowią prezent ofiarowany przez I^ranco zacnodniej demokracji, ktćra snąjduje dzięki niemu sposobność do zregenerowania swego podupadającego humanizmu i której gwałtowny prohrsipańskie masy przeciwko obcej interweniyi. Gdzie w tym wszystkim leży prawda, skoro tego rodzaju spiski zawiązywane ,'wych sprawców? Koniunkcja systemu i jego skrajnego przeciwieństwa jako dwóch przeciwległych krańców krzywego zwierciadła; „błędna" kraywiana przestrzeni politycznej, klora stała »ię odiąd nama: wylan Knetyzawana, kolista, odwracalna od strony prawąj do lewą; spirala, która jest niczym zły duch komutacji; cały ów system, nieskończoność kapitału sfałdowata się i owinęła wokńt siebie, zamykając się we własnej nieskończonej płaszczyźnie. Czy to samo nie dotyczy pragnienia i przestrzeni libidynalnej? Koniunkcja pragnienia i wartości, pragnienia i kapitału. Koniunkcja pragnienia i prawa, ostateczna rozkosz i metamorfoza prawa (dlaLego właśnie jest ona dzisiaj tak niezwykle aktualna i popularna): jedynie kapitał się rozkoszuje - mawiał Jean-Francois Lyotard, zonim ™i»ął myśleć, że to my rozkoszujemy się kapitałem. Przytłaczająca zmienność i wszechstronność pragnienia u Deleuze'a: zagadkowa odwrócenie doprowadza pragnienie, „rewolucyjne samo przez się i jakby mimowolnie pragnące tego, czego pragnie", do pragnienia własnego stłumienia i ob&adaania paranoicznych i faszystowskich systemów? Złośliwy skręt, który sprowadza ową rewolucję pragnienia do takiej samej podstawowej wieloznaczności jak każda inna, do rewolucji historycznej. Wszelkie odniesienia mieszają i przeplatają swe dyskursy w przymusowym obiegu po kole, na wzór wstęgi Móbiusa. Jeszcze nie tak dawno sok*. i praca stanowiły kategorii.1 zaciekle przeciwstawne: dziś łączą się i znoszą w tego samego rodzaju żądaniu. Niegdyś dyskurs historii czerpał siłę ze sprzeciwu wobec dyskursu natury, dyskurs pragnienia ze sprzeciwu wobec dyskursu władzy - dziś wymieniają między sobą zarówno znaczące, jak i paradygmaty. Zbyt wiele czasu zająłby pruegląd wszystkich odmian operacyjnej negatywności, wszystkich możliwych scenariuszy prewencji, które, tak jak w przypadku Watsrgate, mają na celu wskrzeszenie konającej już zasady poprzez symulowanie skandalu, fantazmatu i morderstwa, będące rodzajem terapii hormonalnej z wykorzystaniem negatywności i kryzysu. Chodzi zawsze o to, by dowieść istnienia rzeczywistości za pomocą wyolirażenia, uprawomocnić prawdę za pomocą skandalu, legitymizować prawo za pomocą transgresji, uzasadnić pracę za pomocą strajku, uprawomocnić system za pomocą kryzysu i kapitał za pomocą rewolucji, oraz- o czym była już mowa gdzie indziej-uprawomocnić etnologię poprzez wyzbycie się jej przedmiotu ITasadajów), nie mówiąc o: 27 • uprawomocnieniu teatru przca antyteatr, • uprawomocnieniu sztuki przez antysitukę, • uprawomocnieniu pedagogiki przez antype • uprawomocnieniu psychiatrii przez aniypsychiatrię, itp. po to, by przetrwać w oczyszczonej formie. Wszelka władza, wszelkie instytucje mówią o aohie przez zaprzeczenie, by poprzez symulowaną śmierć podjąć próbę uniknięcia rzeczywistej agonii. Władza może zainscenizować samobójstwo, by odzyakać choćby iskrę istnienia i prawomocność. To.samo dotyczy amerykańskich prezydentów: rodzina Kennedych zginęła, - Johnsonowi, Nisonowi, Fbrdowi - przysługiwało jedynie prawo do marionetkowych zamachów, symulowanych zabójstw. Jednak potrzebowali oni mimo wszystko owej aury sztucznego zagrożenia, by ukryć to, że byli już tylko manekinami wiadzy. Niegdyś król musiał umrzeć (podobnie jak bóg), w tym tkwiia jego potęga. Dziś w żałosny sposób stara się symulować własną śmierć, by zachować iaskę władzy, Lecz nawet ona zostafajui Poszukiwanie świeżej krwi w akcie własnej śmierci, ponowne uruchamianie cyklu poprzez ustawianie zwierciadła kryzysu, negatywnosci i antywJadzy — oto jedyne rozwiązanie i alibi wszelkiej wiadzy, wszelkich instytucji usiłujących wydostać się z błędnego koła nieodpowiedzialności i ietotowego nieistnienia, it-vu i swego d$&-mort™. Strategia rzeczywistości Do tego samego porządku, co mcmozhwosc ponownego odkrycia niezależnego i absolutnego posiomu rzeczywistości, należy niemożliwość inscenizacji złudzenia. Iluzja stała się już niemożliwa, ponieważ sama rzeczywistość lest niemożliwa. Tutaj zaiący J U B niarlVp£", co można Blaioć się oddać jako Właśnie tkwi cały pulUyuzny problem parodii, hipersymulacji liądź symulacji o charakterze ofensywnym. Interesuj ącym zadaniem byłoby przykładowo sprawdzenie, rr.y aparat represji nic reagowałby z większą gwałtownością na Hymulowany zamach niz na atak rzeczywisty." Cidyz len zaburza fdynie porządek rzsezy, narusza prawo własności, podczas &&y i przemoc są mniej groźne, gdyż przeciwstawiają się jedynie zaluirdziej niebezpieczna, gdyż zawsze pozwala sądzić, że poza jej tibiektemsamporafftfe* i sumo prawo mogłyby rzeczywiście by( tylko symulacją. Trudność jednak jest tu wproat proporcjonalna do zagrożenia. W jaki sposób sfingować przestępstwo i jednocześnie dostarczyć dowodów na to, że zostało popełnione? Symulacja kramu do czynienia z kradzieżą symulowaną? Nie istnieje tutaj jakakolwiek różnica „obiektywna": te same gesty, te same oznaki ra w przypadku rzeczywistej kradzieży, w rzeczywistości znaki nie rozstrzygają na korzyść ani jednego, ani drugiego. O ile dolyczy to ustalonego porządku, naleza ono do porządku rzeczywistości. wa*<ńa broń jenL nieszkodliwa, i wencie zakładnika, którego można obdarzyć największym zaufaniem, by żadne ludzkie życie nie zostało wystawione na niebezpieczeństwo (gdyż wówczas grozi wam popełnienie przestępstwa). Domagajcie się okupu i dołóżcie wszelkich starań, bv akcia ta nabrała możliwie największego rozgłosu - krótko mówiąc, bądźcie jak najsymulację. Nie uda wam się to jednak: sioć sztucznych znaków w sposób nieroierwalny splecie się z elementami rzeczywistymdleje i umrze na zawał serca, naprawdę zostanie wam zapłacony fałszywy okup), krotko mówiąc, mimowolnie znajdziecie się natychmiast w rzeczywistości, której jedną z funkcji jest wtaśnie neutralizowanie wszelkich prób symulowania, sproanie wszystkiego do jakiejś rzeczywistości - tali właśnie L łne i sprawiedliwość. W tei niemożności wydzielania procesu symulacji należy doafrzec wagę porządku, który potrafi patrzeć i rozumieć jedynie wać nigdzie indziej. Symulacja przestępstwa, gdy zostanie wykryta, podlegać będzie łagodniejszej karze (gdyż nie pociąga za &olią jakicnKolwiek „skutków ) bądź uznana zostanie za obrazę i wykroczenie wobec powagi urzędu publicznego (przykładowo w przypadku, gdy spowodowaliśmy „bez powodu" wszczęcie działań policyjnych) -lecz nigdy jaho symulacja, z tc£o względu że właśnie jako taka uniemożliwia jakąkolwiek ekwiwalencję wobec rzeczywistości, tym bardziej zatem wymierzenie jakiejkolwiek kary. Wyzwanie symulacji nie możo zostać podjęte przez władzę. W jaki sposób ukarać symulację prawości i cnoty? Przecież jako takie są one równie groźne jak symulacja zbrodni. Parodia zrównuje posłuszeństwo i transgresję, oto najpoważ- gdyż prawo jest symulakrem drugiego rzędu, podczas gdy symulacja należy do porządku trzeciego, działa poza prawdą i fałszem, poza równoważnością, poza racjonalnymi rozróżnieniami, na podstawie których funkcjonuje każde społeczeństwo i każdy rodzaj władzy Tutaj zatem, z braku, rzeczywistości i zaZ tego oto powodu porządek zawsze opowiada się za rzeczywistością. W przypadku wątpliwości zawsze wybierze tę właśnie hipotezę (z tego względu w armii zawsze lepiej uznać symulanta za prawdziwego szaleńca). Lecz staje się to coraz trudniejsze, gdyż jeśli w wyniku działania eity bezwładności otaczającej nas rzeczywistości praktycznie niemożliwe staje się odróżnienie procesu symulacji, to przeciwna twierdzenie jest równie prawdziwe (a sama tą odwracalnoeć stanowi nieodłączną CZĘŚÓ urządzenia symulacji i bezsilności władzy): co oznacza, że odtąd niemożliwe staje się wydzielenie procesu rzeczywistości ani jej potwierdzenio i uprawomocnienie. Z tego powodu wszelkie zamachy, uprowadzenia samolotów i tym podobne zdarzenia stają się zamachami w pewnym sen30 sie symulowanymi, Lt> znaczy, że zostają już uprzednio wpisano w proces rytualnego dekodowania i aranżacji medialnej, że są przewidywalne w swoim sposobie prezentacji oraz w swych możliwych skutkach. Krótko mówiąc, funkcjonują jako zbiór znaków, których przeznaczeniem jest wyłącznie ich powtarzalność jako znaków, a nie ich „rzeczywiste" spełnienie. To nie czyni ich jednak niegroźnymi. Przeciwnie, to właśnie jako hiperrzoczywiste wydarzenia, pozbawione już jaluujkolwick określonej treści czy właściwego sobie celu, lecz nieskończenie odbijająee się i załamujące jedne w drugich (podobnie jak tak zwane wydarzenia historyczne: strajki, manifestacje, kryzysy itp.'7), są nieprzewidywalne i nie mogą zostać poddane kontroli przez porządek, który może sprawować władzę jedynie nad tym, co rzeczywiste i racjonalne, nad przyczynami i skutkami: porządek odniesienia włada jedynie tym, co posiada swój przedmiot oomesisnifl, określona władza sprawowana może być jedynie nad określonym światem, nie może jednak poradzić sobie w żaden sposób z ową nieskończoną powtarzalnością symulacji, z ową mewazką mgławicą mepodlegającąjuz prawu ciążenia rzeczywistości — a wiadza sama musi w końcu runąć w tej przestrzeni, stając się własną, symulacją (odłączając się od swych skutków i celów, skazana jedynie na cfehty władzy i masową symulację). Jedyną bronią władzy, jedyną jej strategią skierowaną przeciwko takiej zdradzie może być ponowne wprowadzenie na masową skalę zasady rzeczywistości i referencji przekonanie nas do realności społeczeństwa oraz powagi .ekonomii i celowości produkcji. Do osiągnięcia owego celu wykorzystuje ona najchętniej dyskurs kryzysu, lecz również - a czemuż by nit - dyskurs pragnienia. Hasło „Bierzcie swoje pragnienia za rzeczywistość!" " Kryzys energetyczny czy inscenizacjo, ekologii joko CEIIOBC aoiim aljmowio. film btfaalmficnw, o takiąi samej stylistyce (i m samsj wortoSti) cc tu, które praeźywąją obecnie chwile świetności w Hoflywcod, Ee«alo»a Jeer praronire jiiLerprorowanio tych ftlmńw w Ich KWiązka i „obiektywnym" kryzysem spotecznyrn bądź nawet z „obiektywnym" fantazmatem katastrofy. Należałoby podej5£ r]n tego od innej strony i stwierdzić, że to samo ^potetise^atufa — » obecnym dyskursie - organiząte flif zgadnis i& scenariuszem filmu Ibatiralropanego [pot M. MskeriuB, La stracenie dv la catirBlniphe, s, 115). 31 może być rozumiane jako ostatni slogan władzy, gdyż w świecie pozbawionym odniesienia nawet stopienie się zasady rzeczywistości z zasadą pragnienia jest mniej groźne mx zakaźna hiperrzeczywistosc. nozostajemy zatem pomiędzy zasadami, a tam władza ma zawsze rację. Hiperrzeczywistosć i symulacja powstrzymują d?.iatanii' wencji przeciwko władzy, która sama przez długi czas tak doskonale go wykorzystywała. Gdyż to ostatecznie kapitał jako pierwszy, rozwijając się wraz z upływem czasu, zaczął żywić się rozkładem struktury wszelkiej referencji, wszelkiej ludzkiej celowości, skruszył wszelką idealną różnicę pomiędzy prawdą a fałszem, dobrem a złem, po to, by ustanowić i utwierdzić radykalne prawo ekwiwalencji i wymiany, spiżowe prawo swej władzy. To on jako pierwszy wprowadził zasadę powstrzymywania, abstrahowania, oddzielenia, deterytorializowania itp a skoro to kapitał wspierał rzeczywistość, zasadę rzeczywistości, to również on jako pierwszy ją zniszczył, dokonując eksterckwiwalcncji, produkcji i bogactwa, poprzez wywoływanie nieodpartego wrażenia nierzeczywisMsci stawek i wszechwładzy manipulacji. Dziś jednak ta sama logika umacnia się przeciwko niemu. A kiedy pragnie on zwalczyć ów katastrofalny ruch po spirali, krzesząc ostatnią iskrę realności, która mogłaby rozpalić ostatni płomień władzy, udaje mu się jedynie mnożyć znaki i przyspieszać lempo symulacyjnej Kry. Póki historyczne zagrożenie pochodziło % rzeczywistości, wtadza odwoływała się do prewencji i symulacji, dokonując rozkładu wszelkich sprzeczności poprzez produkowanie równoważnych znaków. Dziś, kiedy niebezpieczeństwo jest wynikiem symulacji (groźba rozproszenia się w grze znaków), władza ucieka się do rzeczywistości, kryzysu, podejmuje ryzyko i stawia na powtórną obróbkę sztucznych, społecznych, ekonomicznych belle epoque ekonomii politycznej, od dawna pozbawiona jest już właściwego sobie sensu. Tym, do czego zmierza każde społeczeństwo, podtrzymując produkcję i nadprodukcję, jest próba wskrzeszenia rzeczywistości, która mu się wymyka. Oto powód, dla którego owa produkcja „materialna" sama jest obecnie hiperrzeczywista. Zachowuje wszelkie znamiona oraz cały towarzyszący dyskurs tradycyjnej produkcji, lecz nic jest niczym więcej niż tylko jej zwielokrotnionym odbiciem (dlatego hiperrealizm zatrzymuje w halucynacyjnym podobieństwie rzeczywistość, v. której uszedł wszdki sens i urok, wszelka głębia i energia przedstawienia). Z tego względu hiperrealizm symulacji znajduje swój wyraz w uderzającym podobieństwie rzeczywistości do Władza również od dawna nie produkuje niczego prócz znaków podobieństwa do samej siebie. Tym razem jednak wkracza tu do gry inna figura władny: figura kolektywnego domagania sie oznak władzy - święta jedność, która tworzy się i odnawia wokół jej zniknięcia. Z lęku przed załamaniem się sfery politycznej wszyscy nałożą do tego sprzysiężenia w mniejszym lub większym stopniu. A gra władzy staje sie w końcu jedynie krytyczną obsesją na jej punkcie-obsesją na punkcie jej Śmierci, obsesja na punkcie jej przetrwania, tym większą, im hardziej władza zaniko. Logiczną konsekwencją jej zupełnego zaniku będzie to, że /.najdziemy się wówczas w sferze całkowitej halucynacji i złudzenia władzy - widmo to rysuje się już na horyzoncie wszędzie, stanowiąc wyraz zarówno konieczności pozbycia się wł;id?y (nikt już jej nie pragnie, wszyscy starają sio wcisnąć ją komu innemu), jak i panicznej nostalgii po jej stracie. Melancholie społeczeństw pozbawionych władzy: to ona wznieciła faszyzm, owo przedawkowanie potężnej referencji w społeczeństwie, które nie potrafi ukończyć pracy żałoby. ei. Jednak jest już za późno. Wraz z osłabieniem i wyczerpaniem się możliwości sfery politycznej, Prezydent staje się w coraz większym stopniu podobny do Marionetki Władzy, przywódcy w społeczeństwach pierwotnych (Pierre Clastres)16. czasów, histeria produkcji i reprodukcji rzeczywistości. Innego rodzaju produkcja, produkcja wartości i towarćw, należąca do " Por. La sm 1974 tprayp. thin Wszyscy przyszli prezydenci płacą i zabójstwo Kennedy'ego, tak jak gdyby to oni sami go usunęli - co jest prawdą w sforze fantazmatu, jeśli nie w sferze faktów. Muszą odkupić własne grzechy i współwinę poprzez symulowane morderstwo. Gdyż morderstwo to może być wyłącznie symulowane. Prezydenci Johnson czy Ford obaj byli celem nieudanych zamachów, o których możemy sądzić, żo były - jeśli nie zainscenizowane - to przynajmniej dokonane za pomocą symulacji. Członkowie rodu Kennedych ginęli, ponieważ coś sobą ucieleśniali: politykę, polityczną substancji;, podczas gdy nowo wybierani prezydenci stanowią już jedynie jej karykaturę, marionetkowe widmo - co ciekawe, wszyscy oni, Johnson, Nixon, Ford, mieli małpie gęby i sami byli małpami władzy. Śmierć nie sianowi tu nigdy bezwarunkowego kryterium. w tym przypadku jest jednak znacząca: epoka Jamesa Deana, Marylin Monroeirodu Kennedych, tych, którzy umierali w sposób rzeczywisty, ponieważ ich postacie miały wymiar mityczny, na mocy samej podstawowej zasady restytucji oraz wymiany) epoka ta należy już do przeszłości. Nadeszła epoka zabójstwa poprzez symulację, epoka uogólnionej estetyki symulacji, zabójstwa jako alibi - alegorycznego zmartwychwstania śmierci, która istnieje jedynie po to, by usankcjonować instytucję władzy, Rdyż bez tego pozbawiona byłaby ona substancji i aukinomicznej realności. Z tego powodu egzekucje wykonywane w Hiszpanii nadal służą jako bodziec pobudzający do życia zachodnią liberalną demokrację, ów konający system demokratycznych wartości. Jako świeża krew. Lecz jak długo jeszcze? Proces degradacji wszelkiej władzy rozwija się nieubłaganie: przyspieszają go jednak nie „siły rewolucyjne" (niejednokrotnie dzieje się nawet odwrotnie), to sam system stosuje wobec własnych struktur przemoc unicestwiającą wszelką substancję i celowość- Nie należy opierać się temu procesowi, starając się przeciwstawiać systemowi po to, by go zniszczyć, gdyż on, kiedy zdycha wywłaszczony z własnej śmierci, tylko czeka na lego typu ruch z naszej strony, czeka na to, że mu ją zwrócimy, że przywrócimy go dożycia poprzez to, co negatywne. Koniec rewolucyjną praas, koniec dialektyki. Co niezwykle, NiKrm, którego za godnego śmierci nie uznał nawet żaden przypadkowy i niezrównoważony psychicznie człowies i.toh ze prezydenci są zabuani przez osoby niezrównoważone psychicznie, co jest być może prawdą, nie imienia titcżsga w procosio historycznym: wściekłość lewicy, dopatrującej się w tym spisku prawicy, porusza fałszywy problem - funkcja zabijania bądź prorokowania itp. przeciwko władzy pełniona Owe inscenizacje zabójstw prezydentów wiele nam ujawniają, ponioważ zapowiadają nowy status wszelkioj zachodniej negatywności: polityczna opozycja, „lewica", dyskurs krytyczny itp. - cęgi symulakru, za których pomocą władza próbuje przeciąć błędne koło swego nieistnienia, swego zasadniczego braku odpowiedzialności, swego „dryfowania". Władza piynie podobnie jak pieniądz, jak język, jak teorie. To krytyka i negatywność jako jedyne emanują jeszcze widmem realności władzy. Gdyby uległy wyczerpaniu z jakiegoś powód ir, władzy pozostałoby tylko sztuczne ich wskrzeszenie — starią się wówczas halucynacją. chorych psychicznie, szaleńców bądź neurotyków, którzy odgrywali równie zasadniczą rolę społeczną co prezydenci), został rytualnie zamordowany przez aferę Watergate, Watergate to kolejny system rytualnego tnordu władzy (amerykańska instytucja urzędu prezydenckiego jest z tego wzgiędu o wiele bardziej pasjonująca niż odpowiadające ją] instytucje europejskie: skupia ona wokó3 siebie wszelką przemoc i nieszczęścia władzy pierwotnej, dzikich rytuałów). Jednak impeochment nie jest już zabójstwem: dokonuje się na mocy konstytucji. Nreon osiągną! wszakże cel, o którym marzy wszelka władza: byó branym na poważnie, stanowić dla grupy wystarczająco śmiertelne zagrożenie, by zostać pewnego dnia złożonym z urzędu, oskarżonym i zlikwidowanym. Ebrdowi nie była dana nawet taka szansa: symulakr martwej już władzy moje gromadzić przeciwko sobie jodynie znaki restytucji poprzez morderstwo -w istocie jest on odporny na wszystko za sprawą swojej bezsilności i nieudolności, co budzi w nim tylko wściekłość, 34 35 W przeciwieństwie do pierwotnego rytuału, zakładaji]cego oficjalną i oflarniczą śmierć króla (król czy wódz jest nikim bez obietnicy złożenia ofiary z samego siebie), współczesna wyobraźnia polityczna zmierza coraz bardziej w kierunku gry na zwlokę, ukrywania najdłużej jak to możliwe śmierci przywódców państwa. Owa obsesja uległa jeszcze nasileniu od czasów rewolucji i charyzmatycznych liderów: Hitler, Franco, Mao, pozbawieni „legalnych" spadkobierców, nie mając komu przekazać władzy, zmuszeni są w nieskończoność przeżywać samych siebie - ludowy mit nie chce uznać ich nigdy za zmarłych. To aamu dotyczyło już faraonów: kolejni z nich stanowili wcielenie jednej i tej samej osoby. Wszystko wygląda tak, jakby Mao albo Franco umarli już wielokrotnie i zostali zastąpieni prze? swych sobowtórów. Z politycznego punktu widzenia w sposób zasadniczy niczego nie zmienia to, czy przywódca państwa jest tą samą osobą, czy inną, oby tylko były one do siebie podobne. Od dawna już jednak każdy przywódca państwa - każdy '. nich - stanowi jedynie symulakr samego siebie, i jedynie to nadaje mu władzę i tytuł prawny do nadania. Nikt nie obdarzyłby najmniejszym choćby zaufaniem osoby rzeczywistej ani nie bytby jej w najmniejszym choćby stopniu oddany. To wobec jej sobowtóra, skoro ona sama jest już zawsze martwa, składamy wiemopoddańczą przysięgę. Mit ten stanowi jedynie wyraz uporczywej trwałości konieczności ofiarniczoj śmiurci króla, a jednocześnie rozczarowania będącego jej wynikiem. Nadal jesteśmy jednak świadkami tego samego: żadne z naszych społeczeństw nie potrafi wykonać pracy żałoby po utracie tego, co rzeczywiste, po utracie władzy, a nawet tego, co społeczne i co padło łupem tej samej zatraty. A poprzez sztucznie wywołane nasilenie tego procesu staramy się tylko przed nim uciec. Bez wątpienia może to ostatecznie zakończyć się socjalizmem. W wyniku nieoczekiwanego obrotu spraw, jak na ironię, która nie jest już dłużej domeną historii, z grobu społeczeństwa powstanie socjalizm - tak jak w wyniku Śmierci Boga narodziły się religie. Podstępne nadejście, perwersyjne wydarzenie, restytucja niepojęta dla logiki rozumu. Podobnie jak fakt, że władza istnieje jui wyłącznie po to, by ukryć swoją nieobecność. Symulacja, która może trwać w nieskończoność, skoro-w odróżnieniu od „prawdziwej" władzy, która jest bądź była strukturą, strategią, stosunkiem sił, stawką w grze - ta wtadza, stanowiąc wyłącznie przedmiot iądań społecznych, a zatem przedmiot poddany prawu podaży i popytu, nie podlega już przemocy ani nie może zostać wydana na śmierć. Zostaje całkowicie pozbawiona wymiaru politycznego, uzależniona jest jak każdy inny towar od produkcji i masowej konsumpcji. Ostatnia jej iskra już zgasła, ocalona została jedynie fikcja politycznego uniwersum. Podobnie dzieje się z pracą. Iskra produkcji, przemoc właściwa stawce, o którą toczy się jej gra, już nie istnieje. Wszyscy nadal produkują, i to coraz więcej i więcgj, jednak praca niezauważalnie stalą się czymś innym: potrzebą, przedmiotem „żądań" społecznych, podobnie jak czas wolny, wobec którego jest równoważna w ogólnym asortymencie stylów życia. Jest to żądanie ścisłe proporcjonalne do utraty stawki w procesie pracy1". Ta sama odmiana lo&u, co w przypadku władzy: scenariusz pracy istnieje tylko po to, by ukryć, że rzeczywistość pracy, rzeczywistość produkcji zniknęia. A wraz z nią rzeczywistość strajku, który nie stanowi już dlużq przestoju w pracy, lecz jej przeciwstawny biegun w rytualnym podziale kalendarza społecznego. Wszystko dzieje się w taki sposób, jakby każdy, po ogłoszeniu strajku, „zajmował" swe miejsce w szeregu LB Temu spadkowi inwestycji w obszarze pracy odpowiada równolegle prasblegajaca zniżha inwentyki v/ obfczatze konaumpcji. Naałapil koniec wartości użytkowej i prestiżu wynikającego z posiadania samochodu, naslflpil tonlac dyskursu, miiwnego. który przeciwstawia! wyraźnie przedmiot rozkoszy przedmiotowi pracy Zaatąpil go dyskurs Innego rodzaju, dynhurt procy u przedmiocie hwBiunpe/i, mający na celu dokonanie aktywnego, przymusowego, purytańaJdefio praerawestowamB (zużywajcie mniej piiliivah dbajcie • wtune hezpieczenatwo. predkoac, to już należy do przeszłości itp.>, do czego charakterystyka samochodów utfąje, że się dostosowuje. Odnaleźć fltawfec chód slaje nie ortadiniotem pracy. Nie mu lep&zego dowodu braku groznicowjinia wszelkich alawsk. To poprzez tago aamago rodzaju ześlianiecie się „praafory politycznej. 37 i stanowisko pracy oraB ponownie przystifpowal do produkcji, co stanowi Konieczność w „samozarządzajacych. się zawodach, na dokładnie tych samych warunkach jak uprzednio, obwieszczaj ąc jednak, Hejisst t wirtualnie równb* będąc}w stanie ustawicznego strajku. my do czynienia z podwojeniem procesu pracy Jak również z podwojeniem procesu strajku - strajków, które zostają zasymilowane jak przestarzałe przedmioty, jak kryzysy produkcji. Nie ma już zatem ani slnuku, ani pracy, istnieją one jednocześnie, ci) oznacza, ze marny Lu Ho czynienia z czymś całkowicie odmiennym: z magią pracy, ze złudzeniem, scenodramatem (by nie powiedzieć melodramatem) produkcji, zbiorowym dramaNie chodzi tu już dłużej o ideologię pracy - tradycyjną etykę skrywającą za sobą „rzeczywisty" proces pracy i „obiektywny" proces wyzysku - lecz o scenariusz pracy. Nie chodzi tu również o ideologię władzy, lecz o scenariusz władzy. Ideologia odpowiada jedynie sprzeniewierzeniu rzeczywistości za pomocą znaków, symulacja natotniasl odpowiada wyminięciu rzeczywistoSci i jej podwojeniu poprzez znaki. Celem analizy ideologii jest zawsze przywrócenie procesu obiektywnego, fałszywym zawsze problemem jest pragnienie przywrócenia prawdy kryjącej się aa symulakrem. Z tego właśnie powodu władza stoi w tak wielkiej zgodzie z ideologicznymi dyskursami i dyskursami na temat ideologii, wynika to stąd, -/.<; aą te dyskursy prairjctf^ -zawsze właściwe, a zwłaszcza wówczas, gdy mają charakter rewolucyjny i przeciwstawiają się zabójczym zakusom symulacji. Koniec panoptykonu To również do owej ideologii osobistego przeżycia, ekshumacji rzeczywistości w jej zasadniczej banalności, w jej radykalnej autentyczności, odnosi się amerykański eksperyment, mality TV, przeprowadzony w roku 1971 na rodzinie 3 Loudów ": siedeiu miesięcy nieprzerwanych zdjęć, trzysta godzin transmisji na żywo, bez scenopisu ani scenariusza, rodzinna Odyseja, jej dramaty, radości, zmienne koleje loeu-be? przerwy - krótko mówiąc, „surowy dokument histeryczny" i „największe dokonanie w dziejach telewizji, porównywalne w skali naszej codzienności - do telewizyjnego przekazu z lądowania na księśycu". Rzecz staje się jednak bardziej skomplikowana, zważywszy na fakt, że owa rodzina rozpadła się podczas kręcenia zdjęć: wybuchi kryzye, Loudowie rozstali się itp. Stąd wynika ów nicronsttzygalny spór: czy odpowiedzialnością za to zdarzenie obarczyć należy telewizję? Co stałoby się, gdyby tslewiiji tam nie bytoi Bardziej interesujący jest tu jednak sam fantazmat filmowania rodziny Liiudów tu toki sposób, jakby telewizji przy tym nie było. Zwycięstwo według realizatora polegało na tym, że „ayli oni tak, jakby nas tam nie było'. Jest to stwierdzenie abutopijne. To jakby nas tam nie było" równoznaczne jest z „ jakbyście to wy tam byli". To właśnie ta utopia, ten paradoks zafascynował dwadzieścia milionów telewidzów w o wiele większym stopniu niż „perwersyjna" przyjemność wypływająca z pogwałcenia prywatności. W doświadczeniu „prawdy" nie chodzi ani o tajemnicę, ani o perwersję, lecz o rodzaj dreszczu rzeczywistości bądź o estetykę hiperrealności, dreszcze obłąkańczy i zafałszowanej wiernoSci, dreszcz dystansu i jednoczesnego wyolbrzy- VD An Atn&ięan Family (Amerykańska rodzina), ciesaący się o|xijmną populflrno?eią n& początku lat 70. dwunastogodzlnny serial entftowany przez amerykańską sta^c telewizyjną PDS od 11 stocznia 1*173 mku, w którym kumory ^ledalły praei aisdein ruieaicci-- codaienne żyue rodziny Irfjudćw, mieszkających -n Sfinta Barbara, prolotTp telewizyjnego F^o/ify rfou^. Jego pcmysEodawcą byt Craig Gilbart, a realizatorami Alan i Suaan RayiiHmdcwlŁ Prosram atal alę hilern, kietiy Effiazek J.imdó* kacząt nic lOŁpadat fl nastoletni 3V" Lance Loud przyśnili aic do hcunnaBkaRiallEmu, W grudniu 2001 zc&alizowann koltgnj film z tej aarli, Jn Arnericon Family: ThE Finul EpUode lAnierykaftfike rodzina h oEtattii roadzial), Btanowiący rejestrację ostatiildł chwil życis Lance ah gtjy umlerat na AIDS w kaliFnrniJskim hospicjum. Lance Lnud hy\ płerwaEym g^em, który pojawii nią * tym charakterze na ekrjiiiach amerykańskiej telewizji- Por. M, &tzylipiak, Gr Świ^tochomaka, „EmnosĘkstiaiista wychodzi z sm/y". Lance 1 Loud 2 JLA Americtm Fami!y"', „Panoptilcjni ', nr 3 (K)V2004 (pfiyp. tlmn.K 39 mienia, zaburzenia skali, nadmierną przejrzystości. To rozkosz znaczące i znaczone - schodzi poniicj granicy zwyczajnego dryfowania znaczenia: brak znaczenia wzmacniany jest dodatkowo przez rejestrację. Widocany staje się za sprawą tego fakt, że rzeczywistość nie Istnieje nigdy (lecz Jakbyście to wy tam byli") bez dystansu, który czyni przestrzeń perspektywiczną i pozwala na uchwycenie głębi (lecz „w sposób prawdziwszy niż w samej naturze"), Rozkosz niewidocznej gołym okiem symulacji, która przenosi rzeczywistość w hiperrzeczywistość. (Niecko podobnie dzieje się takie w przypadku pornografii, fascynacja nią ma charakter bardziej metafizyczny niż seksualny). Rodzina ta skądinąd byts już wcześniej Wperrzcczywista, z czego wynikał fakt wyboru właśnie jej, a nie jakiejkolwiek infamii, dysponująca trzema garażami, z pięciorgiem dzieci, o wysokim statusie społecznym i zawodowym, z piękną panią domu, należąca do wyższą klasy średnią. Lecz wtaśnie cwa statystyczna perfekcja w pewien sposób skazała ją na śmierć. Jako idealna bohaterka American may oflife, zostaia ona, podobnie jak w antycznych rytach ofiarniczych. wybrana po to, by zostać uwzniośloną i zginąć w płomieniach przekaźnika - oto współczesne fatum. Gdyż ogień z niebios nie spada już na zdeprawowane miasta, to obiektyw kamery jak laser przecina rzeczywistość doświadczenia, by zadać jej Śmierć. „Loudowie; rodzina, która zgodziła się po prostu na to, by poświęcić się telewizji i ponieść od niej śmierć" - mógł stwierdzić realizator. Chodzi tu zatem właśnie o ów proces ofiarniezy, spektakl ofiary wystawiony dla dwudziestu milionów Amerykanów. Dramat liturgiczny spoBeality TV- Zadziwiający termin, wziąwszy pod uwagę jego amflbologię; czy chodzi tu o prawdę owej rodziny, czy prawdę telewizji? W istocie, to telewi/ja stanowi prawdę rodziny Loudów, to ona jest prawdziwa, to ona czyni prawdziwym, To prawda, która nie jest już refleksyjną prawdą zwierciadła ani perspektywiczną prawdą systemu panoptykonu i spojrzeniu, lecz prawdą manipulującą, prawdą testu, który sonduje i przesłuchuje, lasera, który skanuje i tnie, matryc, które kontrolują i zachowują waaae perforowane sekwencją kodu genetycznego, który zarządza waszymi kombinacjami, komórek, które kształtują i informują wasz wsz&chswiat zmysłów. To tej prawdzie za pośrednictwem medium telewizji podporządkowana została rodaina Loudów, vi tym sensie chodzi tu właśnie o uśmiercenie (lecz czy cho1 dzi tu jeszcze o prawdę?) . Koniec systumu panoptykonu. Oko telewizji nie stanowi już ośrodka nieuwarunkowanugo spojrzenia, a ideał kontroli riie polega już na przejrzystości. Ten zakłada! jeszcze obiektywną (jak w epoce odrodzenia) przestrzeń i wszechwładzo despotycznego spojrzenia. Jeśli nawet nie jest to jui system zamknięcia, to nadal jest to przynajmniej system parcelacji. Subtelniejszy, lecz zawsze skierowany na zewnątrz, grający na opozycji patrzenia i bycia widzianym, n&weL jeśli centralny punkt panoptykonu może być ślepy. Z czymś innym mamy do czynienia, gdy wras z nadejściem rodziny Loudów pojawiają się twierdzenia: „To już nie wy oglądacie telewizję, to telewizja was ogląda (życie)" czy też „To już nie wy słuchacie Pas de Paniąue, to Pas de Paniąne was słucha" - przemiana panoptyczne^o urządzenia nadzoru {Ntidzoroiunć i karać) w system prewencji, w którym zostaje zniesiona różnica pomiędzy biernością a aktywnością, Koniec z nakazem uległości i posłuszeństwa wobee modelu czy spojrzenia. „To WY jesteście modelem!", „To WY stanowicie więksiosc !". Oto jeden z aspektów hiperrealistycznego społeczeństwa, w którym rzeczywistość staje się nieodróżnialna od modelu, jak w opei^i statystycznej, bądi od przekaźnika,jak w operacji 7- udziałem Loudów. Oto kolejne stadium relacji społecznych, stadium, w którym znajdujemy się my, stadium, którego wyznacznikiem nie jest perswazja (epoka klasyczna propagandy, ideologii, reklamy itp.), lecz prewencja: „to WY jesteście informacją, wy jesteście społeczeństwem, to wy stanowicie wydarzenie, to was to dotyczy, do was nalpży glos itp.". Zwrot, za którego sprawą niemożliwe staje się umiejscowienie instancji modelu, władzy, spojrzenia, samego przekaźnika, z tego względu, że jesteście już zawsze po drugiej stronie. Koniec ?. podmiotom, koniec z punktem centralnym, koniec z ośrodkiem i peryferiami: czyste ugięcie bądź załamanie dokonujące się po okręgu. Koniec z przemocą i nadzorowaniem: 41 pozostaje jedynie „informacja", tajemniczy i zjadliwy wirus, reakcja łańcuchowa, powolne zapadanie się i symulakiy przestrzeni, gdzie nadal igra efekt rzeczywislfljjci. Jesteśmy świadkami końca perspektywicznej i piinoptycznęf przestrzeni (hipoteza mająca nadal jeszcze charakter moralny, pozostająca w zgodzie z wszelkimi klasycznymi analizami dotyczącymi „obiektywnej" istoty władzy), a zatem rciwnipj zniesienia tego, co spektakularne. Telewizja, jak w przypadku Loudów, nie stanowi juz medium spektakulamości. Nie należymy już do społeczeństwa spektaklu, o którym pisali ^yluacjoniścif ani nie podlegamy specyficznemu typowi alienacji i represji, które z niego wynikały. Sam przekaźnik jako tak] staje się już 1 (H,M, McLuhan)* jest pierwszym wielkim twierdzeniem tej no- " MeodróżnialnaM przekaźnika i przekazu <n ocajwjsty Bpoańh etanowi odpowiednik nieodróżnialności nadawcy i odbiorcy, przypleeietowując iv tan sposób znikniecie- wszelkich binarnych i biegunowych strukŁurh stanowiących n dyakursywnej organizacji języka, możliwości wazelklej iikrealonE-i artykulacji anacaenia. odsyłającej do słynnego aJmmuLu Funkcji .IjifcHbaoiia, Wyrażenie „dyslnira krąży" należy rozumieć vi sensie dosio-wnym: oznacza to, że nie biegnie on z jednego punktu do drugiego, lwa przebiega cyk), obejmujący ba r6inrĄy pozycje nadawcy i odhioretf których jako takich nie da się odtąd wyraźnie umiejiKowić. Z tego iflmBfio względu nie ifitniege juz ina!snqja władzy, instancja nadawcza -wiedza jest czymś, co krąży i czEgo źródła nie da Jag odnaleźć, jeit to cykl. w któi^m wymieniają sie pozycja dominująca 1 zdominowana, w nisBkuńczonej odwracalności, stanowiącej również koniec wiadzy w jej dafini^i kiarfrning. Wprawienie władzy, wiedzy, dyskuibu w rucli ubrolowy, okręaiiy, kladzle fcrea wstelklej raniliwnaci umŁejawwienia instancji i biegunów. W aamej interpretacji p^ehoanshtycmej .F^viadŁS" inlerpreŁnr^wipj nJe pochodzi od jakiejś inatancji z&Tm|traneJ, leciŁ0d aamefio inlspretowanego. To-wszystko zmienia, gdyż tyiii, ktÓTRy tradycyjnie dzierżą mladze, można zawsze zapytaf, ekąd ona pochodni. Kto cie uczynił księciem? Kroi. Kto clę uczynił królem? Bń£ Jedynie Bóg nie udsiefa jus odpowiedzi. Jednak na pytania: Kto cle uczynił psychoanalitykiem?, analityk z dużą dozą prawdopodobieństwa odpowie: Ty- W tan apogfth go" do „analizanta", od strony blernef do czynn^, co apltuje tylko efekt wiruwanis ruchliwych biegunów, krążeniBh w którym władza zatraca się, ulega TQZkledowi i zniszczeniu w doskonałej manipulacji tnie należy juz do porządku inatancji nadzorującej i spojrzenia, lecz do porządku dotykalDo£ci i fcomutacjij wia plynngić i melastatyczna kontrola nad obrazami tegoh co społeczne i tego, co prywalne łJ: DonzeloŁ, LaPolice des Famillea). 42 wuj epoki Nie istnieje już przekaźnik w sensie dosłownym- jtist on od tej pory nieuchwytny rozproszony i załamany w rzeczywistości, nie możemy nawet stwierdzić, czy z tego powndu uległa ona jakiejkolwiek zmianie. Owo zespolenie, tego rodzaju wirusowa, endemiczna, chroniczna, paniczna obecność przekaźnika, bez możliwości wyodrębnienia jogo skutków - na kształt widma, niczym owe reklamowe rzeźby wykonane światłem lasera w puste] przestrzeni, wydarzenia przefiltrowanego przez przekaźnik - rozpuszczenie tdewizji w życiu, napuszczenie życia w telewizji-Dieuchwytny ruztwór chemiczny: wszyscy jesteśmy Loudami, którym zagraża nie napaść, presja, przemoc i szantaż środków przekazu i modeli, lecz ich indukcja, infiltracja, ich nieczytelna przemoc. Należy jednak mice się na baczności przed negatywnym i krytycznym podstępem narzucanym nam przez dyskurs: nie Słynne pytania: „Z jakiego miejaca mówisz?",. „Skąd lo wiew?", „Skąd i:Łarpi«& swą władzę?" stają aic odtąd niemożliwe bez natychmiastowej odpowiedzi: „Przecież to a waszego miei&SH (w waszym imieniul mó-wie.", przez córowająca okreżność. omcwooćc mowy,, które jest równoznaczna z sytuacja, szantażu bez wyjadę, nieodwołalnym procederem powstrzymywania i odstraszenia 1 podmiotu, ktfay powinien mo wić, lecz. który pozoetaje bez odpowiedzi, ponieważ na pytanie, które stawia, odpowiada się w Bpchiób [lieumltniony: przecież to ty jesteS odpowiedzią, elbo • tnoje pytanie samo stanowi już odpowiedz^ ltp. —oto cala ta dławiąca sofistyka wymuszania mowy, przymusu wyznania pod pozorem •* olności ekspresji, ustąpienia podmiotu przed własnym zapytywaniem* precesji odpowiedzi wobrpytEmuilLif LuLty tkwi cala p i w n m intprpreLaiijii Łwiadomej bądź nieświadomej samoEterownosci „mowy"J. Ta aymulacja odwrócenia esy też zwinięcia biegunów, ów genialny wybia| stanowiący sefcret wszelkiego dyskiuBu manipulacji, a zatem, obecnie, VJ& v,iayaiiiifih dziedzinach, sekret całkiem nowego rodzaju właćlzy. pnlegajocy na pojawienie się owej zadziwiającej milczącej większości, co stanowi cache cbarakLcrystyczną naszych esasów - wszystko to be& wątpienia swój początek bierze i. ii forze poetycznej w swiąaku z pojawieniem się symulakni demokracji, ta TUS.cy wraża zaaŁąpiaoiem Instancji Boga inetsntiti ludu 'jak.u źtćdla wlaćizy i wfeeryjako emanf/cji - władzą jako reprezent/Kią- Rewolucja antykopernikańEka: 1 koniec a infrtft *^ transcendencji, słońca czy promieniującego źródia wladay i wiedzy - wsaysifcf pc#bndzi od ludu i wiiystko rio niepo wraca. To wra^ j owym cudownym re^ykltagit:™., począwszy od wprowadzenjw « iyuic scenariuuza masowego prawa wyborczemu po wspólczeane fantomy Bimdazy. zaczyna za^ gnieżdżąc ii? powszechny jtytnulakr manipulacji. 43 chodzi tu ani o chorobę, ani schorzenie wywołane prze^ wirus. w sferze zewnętrznej - byiy rodzajem kodu genetycznego sterującego mutacją rzeczywistości i jej przemianą w hiperrzeczywisteruje przejściem •/, przedstawieniowej sfery sensu do genetycznej afery zaprogramowanego sygnału. Zakwestionowany zostaje w ten sposób cały tradycyjny model przyczynowości: model perspektywiczny, deterministyczny, model „aktywny", krytyczny, model analityczny - odróżnienie przyczyny i skutku, togo, co czynne i togo, co bierne, podmiotu i przedmiotu, celu i środków. To o tym właśnie modelu można powiedzieć: telewizja nas ogląda, telewizja nas wyobcowuje, telewizja nami manipuhyo, telewizja nas informuje i kształtuje,,. W tej dziedzinie pozostajemy dłużnikami analitycznej koncepcji środków przekazu, koncepcji zewnętrznego, aktywnego i skutywicznej" informacji wraz z horyzontem rzeczywistości i sensu jako jąj punktem centralnym. Z tego względu telewizję należy pojmować na wzór DNA, jako efekt, w którym zanikają przeciwne bieguny określania, zgodnie z zasadą kontrakcji, jądrowego kurczenia się przestarzałego schematu biegunowego, który utrzymywał zawsze minimalny dystans pomiędzy przyczyną a skutkiem, pomiędzy podmiotom a przedmiotom: właśnie "w dystans sensu, odstęp, różnicę, najmniejszą możliwą odległość, nieredukowalną pod karą wchłonięcia przez aleatoryczny i niedeterministycariy proces, z którego nawet dyskurs nie może zdać sprawy, gdyż sam jest porządkiem deterministycznym. Właśnie ten odstęp znika w działaniu kodu genetycznego, którego indeterminizm. nie wynika w aż takim stopniu z przypadkowości cząsteczek, jak ze zwykłogo zniesieni a 'relaCKJności.. DNAdo „substancji", którą „in-fornmje", nie ma już miejsca na krążenie skutków, energii, warunkowania, przekazu. „Schemat, sygnał, impuls, przekaz": poprzez tego typu pojęcia staramy się uczynić to kwestie zrozumiałymi, lecz jedynie przez analogię, w kategoriach inskrypcji, nośnika i dekodowania, dokonu44 jąc retranskrypcj i wymiaru, o którym nic nie wiemy-nie jest fco już nawet „wvmiar", choć być może jest to czwarty wymiar (ktory określany jest zresztą w ramach Einsteinowskiej teorii względności poprzez absorpcję odrębnych biegunów przestrzeni i czasu). W rzeczywistości cały ten proces może być dla nas zrozumiały pod postocia negacji; mc juz nie oddziela jednego bieguna od drugiego, punktu początkowego od krańcowego, dix;h.od^i do awego rodzaju zgniecenia jednego przez drugi, nieprawdopodobnego zderzenia, zapadnięcia się tradycyjnych biegunów: implozji — wchłonięcia promieniotwórczego modusu przyczynow«• ści, różnicującego modusu warunkowania, wraz z jego dodatnim i ujemnym ładunkiem elektrycznym - implozji sensu. Tu właśnie swój początek bierze symulacja. W jakiejkolwiek dziedzinie, czy to politycznej, biologicznej, psychologicznej czy środków przekazu, wszędzie tam, gdzie nie da się już dłużej utrzymać odrębności obu biegunów, wkraczamy w obszar symulacji, a zatem w sferę bezwarunkowej manine od tego, co bierne. DNA urzeczywistnia ową aleatoryczną redukcję na poziomie substancji żywej. Telewizja, o czym świadcty przykład rodziny Loudów, również osiąga ową nieokreśloną i nieskończoną granicę, gdzie człowiek zajmuje taką samą pozycję w stosunku do telewizora i jest w takim samym stopniu akI.ywny bądź biernj; jak żywa substancja w stosunku do swojego molekularnego kodu. Zarówno w tym, jak i w tumtym pntypadku - pojedyncza mgławica nieodgadniona w swych prostych pierwiastkach, nieodgadniona w swej prawdzie. Orbitalne i nuklearne Apoteoza symulacji: system nuklearny. Mimo to jednak utrzymywanie stanu równowagi strachu stanowi jedynie spektakularny aspekt systemu odstraszania, który wniknął od wewnątrz w najmniejsze szczeliny życia. Moment napięcia i niepewności wiążący się z tym, co nuklearnej jedynie umacnia sbanainowany system odstraszania, tkwiący w samym centrum tochnik masowego przekazu, przemocy pozbawionej konse- kwencji, panującej wszędzie na świece, rząoąceo się nasadą przypadkowości urządzenia wszelkich wybców, :tóre zostały dla nas i •/.& nas dokonane- Nawet najmniej isitne naszych. xane, równoważne znaki o sumie zerowej, na wir tjh, które rządzą „strategią gry" (jednak prawdziwe rówanii znajduje się gdzie indziej, a nieznana pozostaje właśnie tizminna symulacji, która czyni z samego arsenału atomowej) fomę hiperrzeczywistą, symulakr, który dzierży nad nami widz i sprowadza wszelkie wydarzenia „na ziemię", sprawiając żestąją się one niczym więcej jak tylko efemerycznymi sceariezami, pr— ksztakąjąc życie, które nam pozostało, w przeyra - przetrwanie, w grę pozbawioną stawki - nawet nie wstrte. na pocz śmierci, lecj w już z góry zdewaluowany weksl). To nie bezpośrednie zagrożanie atomowm: niszczeniem paraliżuje nasze życie, to w wyniku działania asay odstraszania zachodzi ono bielmem. 2osadu odstraszała jat wynikiem faktu, że nawet sama moHiuiaśó rzeczywistegtwybchu, aton wegotosioje uiykluczona - wykluczona już z gryjlso możność zaistnienia rzeczywisl.oSci w systomie jnaklr, Wsyscy udają, że wierzą w realność tego zagrożenia (zrozumile j<t to ze atro- , ny wojskowych, w grę wchodzi cała powaga id słuay oraz dyskurs ich „strategii''), lecz właśnie na tym pozimimie istnieją strategiczne zadania i priorytety, a cała oryginlnoś tej sytuac. polega na nieprawdopodobieństwie samego ziszcania. Odstraszanie wyklucza wojnę - archaiezT) promoc systemów znajdujących się w stadium ekspansji. Idstiszanie _ zerową i implozywną przemocą systemów meastailnych bądź znajdujących się w stadium regresji. Nieistnie jui;odmiot odstraszania, przeciwnik ani strategia - to glbala struktur unicestwiania zadań i celów. Wojna atomowa, .odonie jak woj- ( na trojańska, nie mogłaby mieć miejsca Ry/ko luklearaego $ zniszczenia służy jedynie jako pretaksl - z poiocą rodukcji raz bardziej wyrafinowanych rodzajów bronijecz iTrafinoi nia to w tak wysokim stopniu wykracza pozaakąolwiek celo- j wnłfl, i» lamo stanowi symptom braku znaczaia iiezcelowośc' - dla Jdinitalowania i uruchomienia powszchngo systemt hflKpi«c»ońi(,wB, blokowania i konWoli, któigo dstraazojacj efekt nie odnosi się w najmniejszym stopniu do atomowegn wybuchu (ten ni© stanowił nigdy problemu, niewątpliwie z wyjątkiem pierwszego okresu zimnej wojny, gdy mylono jeszcze system nuklearny z tradycyjnie pojmowaną wqjną), lecz dotyczy właśnie o wiele wyższego prawdopodobieństwa jakiegoś rzeczywistego zdarzenia, wszystldago tego, co mogłoby stanowić wydarzenie w ramach powszechnego systemu i zachwiać jego równowagą, Równowaga strachu jest terrorem równowagi. Odstraszanie nie jest strategią, proces ten krąży i podlega wymianie między głównymi bohaterami systemu nuklearnego, dokładnie w taki sam sposób, jsk międzynarodowy kapitał w orbitalnej strefie spekulacji walutował, którego przepływy stanowią wystarczającą metodę kontrolowania wszelkiej światowej wymiany i handlu. Tak samo waluta iniszcżenia (pozbawiona związku z możliwością rzeczywistego zniszczenia, podobnie jak płynny kapitał nie odnosi się już do rzeczywistej produkcji}, krążąca po nuklearnej orbicie, stanowi wystarczającą metodę kontrolowania wszelkiej przemocy i potencjalnych konfliktów na naszej planecie. Celem spisku. Hory knutyjest w cieniu tego systemu, pod pretekstem największego możliwego „obiektywnego" zagrożenia i dzięki nuklearnemu mieczowi Damoklesa, jeet opracowanie i udoskonalenie największego możliwego systemu kontroli, jaki kiedykolwiek istniał. Jak również postępujący ciągle proces podporządkowywania i satelizacja całej planety przez ów hipermodel bezpieczeństwa. To sann Atilyt:/,y pokojowo wykorzystywanej energii jądrowej. Pokojowe nastawienie nie odróżnia sfery cywilnej od wojskowej: wszędzie tam, gdzie opracowywane są jednokierunkowe I nieodwracalne urządzenia kontroli, wszędzie tam, gdzie pojęcie bezpieczeństwa staje się wszechwładne, wszędzie tam, gdzie cy (wtaczając w to wojnę) - wszędzie tum rośnie w siłę system odstraszania, a wokół niego powiększa się przestrzeń historyeEiiuj, społecznej i politycznej puslyni. Na gigantyczną skalę dokonujący się proces uwstecznienia sprawia, ?e wszelkie konflikty, Whisolka celowość, wszelkie starcia ulegają skurczeniu, wraz •/• zastosowaniem owego szantażu, ktćryje wszystkie powstrzy- muje, neutralizuje, zamraża. Żaden bunt, żadna postać historycznego procesu nie może rozwijać się w zgodzie z własną logiką, gdyż naraża się wówczas na niebezpieczeństwo unicestwienia. Żaden todzaj strategii nie jest już możliwy, a proces eskalacji jesl. jedynie dziecinną igraszką pozostawiona, w roktreh wojskowych. Stawka w politycznej grze została już unicestwiona, pozostają jedynie symulakry konfliktów i ścisłe określonych priorytetów. „Kosmiczna przygoda" odgrywała dokładnie taką samą role jak nuklearny wyścig zbrojeń. Z tego właśnie powodu tak Jatwo mogła zająć jego mi^sce w fatach sześćdziesiątych (Kennedy/Chruszczow) bąitó rozwijać się równolegle na sposób „pokojowego współistnienia". Jaką funkcję w ostatecznym rozrachunku spełnia kosmiczny wyścig, podbó] Księżyca, wystrzeliwanie satelitów, jeśli nie jest nią ustanowienie powszechnego modelu ciążenia, satelizncja, której księżycowy modut stanowi doskonały zaczątek: zaprogramowany mikrokosmos, w którym nic nie muzę być pozostawione przypadkowi. Trajektoria, energia, rachunek, fizjologia, psychologia, środowisko - nie ma tu miejsca na przygodność, oto totalny wszechświat normy - Prawo już tutaj nie istnieje, to operacyjna immanencja każdego szczegółu stanowi prawo. Wszechświat oczyszczony z wszelkiego niebezpieczeństwa sensu, w stanie jałowości i nieważkości- sama jego doskodowaniem na Księżycu jako wydarzeniem czy z obserwacją spaceru człowieka w przestrzeni kosmicznej (to stanowiłoby raczej koniec poprzedniego snu), nie, osłupienie było skutkiem doskonałości programowania i technicznej manipulacji. Immanentnego cudu zaprogramowanego rozwoju. J&scynacja największą możliwą nnrmą i władzą nad prawdopodobieństwem. Oszołomienie modelem, które łączy się z oszołomieniem śmiercią, jednak bez obecności lęku ani popędu. Gdyż jeśli prawo wraz zjcfjo aurą transgresji, porządek wraz z jego aurą przemocy skupiały wokół siebie perwersyjne wyobrażenia, to norma unieruchamia, fascynuje, wprawia w odrętwienie i powoduje uwstecznienie sfory wyobrażeniowej. Nie fantazjuje się o szczegółach programu. Już samo ścisłe stosowanie się do niego przyprawia o zawrót głowy. Przystosowanie się do świata pozbawionego braku. największego możliwego bezpieczeństwa i maksymalnego odstraszania włada dziś całym światem społecznym, To właśnie prawdziwy opad radioaktywny; drobiazgowo zaplanowana i przeprowadzona operacja techniczna służy za model dla drobiazgowo zaplanowanej i przeprowadzonej operacji społecznej. Tutaj również nic nie jest pozostawiane przypadkowi, na tym zresztą polega właśnie proces socjalizacji, który rozpoczął się już wieki temu, lecz wazedł obecnie w fazę przyspieszenia, zmierzając ku granicy, której osiągnięcie uznawaliśmy za grożące wybuchem (rewolucja), który jednak jak na razie wyraża się poprzez proces przeciwstawny, implozywny. nieodwracalny: proCRS uogólnionego zapobiegania wszelkiej przypadkowości, wszelkiemu zdarzeniu, wszelkiej transwersalnosci, wszelkiej celowości, wszelkiej sprzeczności, możliwości zerwania bądź osiągnięcia większej złożoności w społeczenslwie napromieniowanym przez normę, skazanym na deskryptywną przejrzystość systemów informacyjnych. W rzeczywistości modelowi kosmicznemu i nuklearnemu nie przysługuje jakakolwiek własna celowość: ich zadaniem nie jest ani podbój Księżyca, ani zdobycie wojskowej iądi strategicznej przewagi. Ich prawda tkwi w tym, ie' stanowią one symulacyjne modele, są modelowymi nośnikami globalnego systomu kontroli (której podlegają nawet największe potęgi, gwiazdy tego scenariusza - wszyscy stali sio satelitami)1*. Nie należy jednak dać się zwieśd: w systemie satelitarnym lym, kto staje się satelitą, nie jest ten, kto wydaje się nim być. Poprzez orbitalne wpisanie obiektu kosmicznego sama planeta Ziemia staje się satelitą, a ziemska zasada rzeczywistości ulega zdecentrowaniu, staje się odśrodkowa i hiperrzeczywista, pozbawiona zostaje rownicz znatzenia. Poprzez zainstalowanie orbitalnego systemu kontroli jako pokojowego współistnienia, wszystkie ziemskie mikroaystemy stają się satelitami, tracąc •" Paradoks: żadna z bomb nie powodują zaniBCŁyaKfleń, jedynym skazi i, jakie moła być ich atulfeiem, jest system bazpfBCBHfiatwa i kontroli, ktc napromieniowufą jiawetwiWij.im, ^dynie dochodzi do wybuchu- tiięto przez ową odśrodkową siłę ciążenia, wszystko ulega zagęszczeniu i zapada się w głąb ku jedynemu mikromodelowi kontroli (satelita orbitalny), i vice sersa, podobnie jak w innym wymiar?*, wymiarze biologicznym, wszystko zbiega się i zapada się w molekularnym mikromodeiu kodu genetycznego. Pomiędzy nimi dwoma, w owym rozwidleniu systemu nuklearnego i genetycznego, w jednoczesnym wniebowstąpieniu dwóch podstawowych kodów odstraszania, wchłonięta zostaje wszelka zasada Jednoczesne wystąpienie dwóch zdarzeń w lipcu 1975 stanowi znakomitą ilustrację tego fenomenu: połączenie w przestrzeni kosmicznej dwóch suporsat£litów, amerykańskiego i iadiieckiego, apoteoza pokojowego współistnienia - zniesienie w Chinacri piama ideOOTancznego i ostateczne wprowadzenie alfabetu łacińskiego. To ostatnie oznacza „orbitalną" instalację abstrakcyjnego i modelowanego systemu, w orbicie którego będą się wzajemnie wchłaniać i znosić wszelkie niogdyś niepowtarzalne i pojedyncze formy stylu i pisma, Uczynienie z języka satelity: chiński sposób na przyłączenie się do systemu pokojowego współistnienia, któiy wpisuje się w ich niebo w dokładnie tym samym czasie poprzez połączenie dwóch satelitów. Orbitalny lot dwóch Wielkich, neutralizacja i ujednorodnienie wszystkich innych na powierzchni Ziemi. Jednak pomimo lego prcn*jsu odstraszania z wykorzysUimem instancji orbitalnej - kodu nuklearnego bądź kodu molekularnego - na Ziemi nadal coś się wydarza, zdarzenia stają sie nawet coraz liczniejsze, zważywszy na trwający globalny proces, którego wyznacznikiem jest bezpośredniość i symultaniczność informacji. Jednak w niezauważalny sposób pozbawione sa już one sensu, stanowiąc jedynie dwukierunkowy podwójny efekt symulacji w szczytowej fazie. Nie znajdziemy lepszego przykładu niż wojna w Wietnamie, gdyż rozgrywała się ona ni-, przecięciu funkcyjnego maksimum historycznej i „rewolucyjnej" stawki oraz krzywej czasowej w punkcie ustanowienia instancji odstraszania. Jakie znaczenie miata owa wojna, czy jei przebieg nie miał na celu przypieczętowania końca historii poprzez historyczne wydarzenie, punkt kulminacyjny decydujący o kształcie naszej epoki? 50 Dlaczego ta wojna, tak przecież ciężka, trwająca ta prowadzona tak zaciekle, rozproszyła się z dnia na dzień jak za sprawą jakichś czarów? DJacjpgo przegrana Amerykanów i największa klęska w historii USA) nic odbiła się jakimkolwiek echem w polityce wewnętrznej w samej Ameryce? Gdyby rzeczywiście oznaczała porażkę globalnej strategii Stanów Zjednoczonych, w sposób konieczny zaburzyłaby równowagę wewnętrzną i wstrząsnęłaby amerykańskim systemem politycznym. Nie takiego się me wydarzyło. Miało natomiast miejsce eo5 innego. Wojna ta w gruncie rzeczy stanowiła być może jedynie jeden z wiolu decydujących epizodów w historii pokojowego współistnienia. Wyznaczyła moment przystąpienia Chin do systemu pokojowego współistnienia, Powstrzymanie się Chin od interwencji, co zostało osiągnięte i trwałe długie lata, wdrożenie się Chin do globalnego modus yiuendi, przejście od strategii światowej rewolucji do strategii równowagi sił i podziału imperiów, przekształcenie radykalnej alternatywności w taktykę politycznych przemian w systemie, który od tej pory w zasadniczej mierze miał już charakter uregulowany (normalizacja stosunków na linii Pekin - Waszyngton) - to właśnie była stawka, o którą toczyła się wojna w Wietnamie. W tym oto sensie, pomimo to, że Stany Zjednoczone wycofały się z Wietnamu, samą wojnę jednak wygrały. Wojna dobiegła końca „samoistnie" wówczas, gdy cel został osiągnięty. To dlatego z taką łatwością została ona przezwyciężona i uległa przemieszczeniu Ten sam rodzaj pragnienia wchłonięcia i oczyszczenia dostrzec moina w terenie. Wojna trwała dopóty, dopóki nie zostały unicestwione elementy nieprcyswajalne dla zdrowej polityki i władzy dyscyplinarnej, nawel gdyby miała to być władza komunistyczna. Kiedy ostatecznie prowadzenie wojny przeszło w ręce regularnych oddziałów zbrojnych Północy, ona sama, przestając być domeną partyzantki, mogła się zakończyć, osiągając swój cel. Stawką wojny była zatem zmiana o charakterze politycznym. W momencie gdy Wietnamczycy dowiedli, że ich celem nie jest już nieprzewidywalny w skutkach rewolucyjny pr/.ewrot, można było dac im wolną rękę. To, ze ich celem miał być system komunistyczny, w istocie nie stanowiło poważnego problemu: system ten sprawdził się, można go zatem obdarzyć zauianiem. Był oi\ nawet bardi.iej skuteczny niż kapitalizm w niszczeniu „barbarzyńskich" i archaicznych struktur prekapitalistycznych. Podobny scenariusz zrealizowany został podczas wojny w Algierii. Kolejnym aspektem tej, a od tamtej pory każdej wojny, jest to, ze za zasłoną zbrojnej przomocy, mordcrczoGo konfliktu pomiędzy przeciwnikami, który zdaje się być kwestią życia i śmierci, rozgrywając się w ten właśnie sposób (w innym przypadku nigdy nie można by wysyłać tam tudzi, by dali aię zabijać w tego typu awanturach), za owym symulakrem walki no śmierć i pozbawionego litości globalnego interesu kryje się to, J,e aami przeciwnicy są zasadniczo zgodni, jednocząc aię przewiedzianemu, stanowiącemu obiektywny wynik wojny, dziejącemu się przy równym współudziale obu przeciwników - tym czymś jest mianowicie całkowite zniszczenie. Wazelkie struktury plemienną wspólnotowe, prekapitalistyczne, wszelkie formy wymiany, języka, symbolicznej organizacji, to wszystko właśnie ulec musi zniesieniu, z tego powodu morderstwo stanowi cel wojny, a ona sama, wraz ze swym ogromnym i spektakularnym systemem śmierci, stanowi jedynie medium owego procesu terrorystycznej racjonalizacji społeczeństw. rJa fundamencie owebez znaczenia do jakiego systemu będzie ona przynależeć, komunistycznego czy kapitalistycznego. Jesteśmy tu świadkami pełnej współpracy i podziału pracy pomiędzy przeciwnikami (którzy mogą się nawet zgodzić ponieść z tego tytułu ogromne ofiary) dla jednego tylko celu: odnowy i udomowienia stosun„ Wietnamczycy z Północy otrzymali radę, by pogodzili się sio realizacji którego naluiało oczywiście zachować twarz". Scenariusz nadzwyczaj ciężkich i gwałtownych bombardowań Hanoi. Ich nieznośny charakter nie powinien skrywać Wietnamczykom sprawiać wrażanie, że zgadzają się na kompromis, a Niionowi i Amerykanom przełknąć fakt wycofania ich oddziałów. Osiągnięto już wszystko, a w RTZC nic pozostawało już obiektywnie nic prócz konieczności uwiarygodnienia ostalecznie zmontowanego układu. Niech moraliści wojny, wyznawcy najwyższych bojowych wartości zbytnio sie nie trapią: wojna nie jest mniej okrutna z tego powodu, że stanowi jedynie eymulakr, nadal okrutnie cierpi w niej ciało, a zabici i weterani warci są w mej przynajtnniej Lyio, co ich poprzednicy. Cel ten zostaje zawsze całkowicie zrealizowany, tak samo jak zadanie parcelacji terytoriów i dyscyplinarna socjalizacji. Tym, co już nie istnieje, jest konflikt przeciwników, realność antagonistycznie działających przyczyn, ideologiczna powaga wojny Podobnie jak realność zwycięstwa bądź nym triumfem sięgającym daleko poza jej pokorne skutki. W każdym razie zasada pacyfikacji (bądź prewencji), rządząca nami obecnie, wykracza poza domenę wojny i pokoju, stanowiąc o ich nieustannej ekwiwalencji. „Wojna to pokój" -mawiał Oraell. Tutaj również dwa przeciwstawne bieguny uiegąją Wiąjemnej implozji bądź wzajemnemu powtórnemu przetwoi kres wszelkiej dialektyki. Z tego względu możemy już całkowicie pominąć problem prawdy wojny, wiedząc, że skończyła się ona dużo wcześniej niż dobiegła kreEu, że położono jej krea w aamym jej sercu i że być może tak naprawdę nigdy aię nie rozpoczęła. Wiele z innych wydarzeń [kryzys naftowy itp.) nigdy się nie rozpoczęło, nigdy nie zaistniało, chyba że jako zdarzenia s/tuczne, abstrakty, erzace, artefakty historii, katastrof i kryzysów, których przeznaczeniem było podtrzymywanie historycznego zaangażowania w Etanie hipnozy. Wszelkie środki masowego przekazu wraz z ofiiiiainym acenariuszem informacyjnym istnieją jedynie po to, by podtrzymywać złudzenie możliwości wydarzenia, realności celów, obiektywności faktów. Należy paI iv.ee na odwrotną stronę wydarzeń i czytać je wspak, doatrzegamy wówczas (komuniści ,u władzy" we Włoazech, pośmiertne odkrycie, odkrycie w stylu retro, gułagów i radzieckich dysy53 (łentów, podobne do niemal współczesnego nam odkrycia przez konającą etnologię utraconej „różnicy" Dzikich), ie wszystko przychodzi zbyt późno, że wraz z zapóśnioną historią, spiralą opóźnienia, wszystkie wydarzenia utraciły sens dużo wcześniej > żyją już jedynie sztucznym wrzeniem znaków, ze wszystkie te wydarzenia następują, po sobie jako pozbawione logiki, całkowicie wobec siebie równoważne, nawet te najbardziej ze sobą sprzeezne, głęboko obojętne względem własnych skutków (pozbawione sąjednak nawet konsekwencji: wyczerpują się w swej własnej spektakularnej promocji), Z tego powodu cała ta kalejdoskopowa transmisja „wiadomości" sprawia niesamowite wrażenie kiczu, jednocześnie retro- i pornografii, wiedzą o tym bez wątpienia wszyscy, lecz w gruncie rzeczy nikt tego nie przyznaje. Kzeczywistość symulacji jest nie do zniesienia, jest bardy.irj okrutna niż sam Teatr Okrucieństwa Antoine'a Artauda, który stanowił jeszcze próbę dramatyzacji życia, ostatni spazm wyidealizowanego charakteru ciała, krwi i przemocy w systemie zmierzającym - nie pozostawiając po sobie najmniejszego Siadu krwi - ku wchłonięciu i zniesieniu wszelkiej celowości, który zdobył już wówczas przewagę. W naszej grze karty zostały już rozdane. Wszelka dramaturgia, a nawet wszelkie rzeczywiste pismo okrucieństwa zniknęło. Tutaj władzę sprawuje symulacja, a nam przysługuje już jedynie prawo do wszystkiego tego, co retro, do widmowej i parodystyczną rehabilitacji wszelkich utraconych przedmiotów odniesienia. Wszystkie one nadel ukazują się wokół nas, w zimnym Świetle zasady prewencji (włączając w to samego ArLauda, któremu - jak komukolwiek innemu - przysługuje prawo do zmartwychwstania, do kolejnego życia, tym razem jako desygłiat okrucieństwa). Z tego oto powodu rozprzestrzenianie broni jądrowej nie przyczynia się dodaikowo do podwyższenia ryzyka wybuchu bądź wypadku atomowego - z wyjątkiem okresu, w którym „rozwijające się" potęgi nuklearne mogłyby skusić się, by wykorzystał! tę broń w innych celach niż odstraszanie, celach „rzeczywistych" (tak, jak to zrobili Amerykanie w Hiroszimie) - lecz właśnie dlatego tyłku im przysługuje prawo do owej „użytkowej wartości" bomby, wszyscy ci, którzy ,ią zdobędą, będą od tej pory powstrzymywani przed jej użyciem przez sam fakt byci i posiadaniu. Wejścia do atomowego klubu - jakj ładnie zosta! on nazwany - niezwykle szybko odbiera jakąkolwiek chęć interwencji z wykorzystaniem przemocy (podobny e>kt dla świata pracy miało pojawienie się związków zawodowya). Poziom odpowiedzialności, kontroli, cenzury, samopontrzymywania i wzajemnego odstraszania rośnie zawsze szyboij niż potencja! sił zbrojnych i arsenał broni, jakim się dysponuj: na tym polega sekret ładu społecznego. Dlatego już samamżliwość sparaliżowania całego państwa jednym tylko opuszcaniem dźwigni użyją: na tym polega mit powszechnego i rewoli-yjnego strajku, który załamuje się w tej samej chwili, gdy zapemione zostają, środki do jego przeprowadzenia i to niestety wiśnie dlatego, że grodki to zostały zapewnione, Na tym właśnie olega system odstraszania. Bardzo prawdopodobne jest zatem to, żektórjoś dnia okaie się, że potęgi nuklearne eksportują elektrowni, broń i bomby atomowe, które mogą dotrzeć pod każdą szerkosc geograficzną. System kontroli poprzez stwarzanie sytusji zagrożenia zostanie zastąpiony ci wiele skuteczniejszą stratega pacyfikacji za pomocą bomby i jej posiadania. „Małe" mocastwa, sądząc, że zyskały niezależną sitę uderzeniową, nabędą waz z nią wirusa odstraszania, powstrzymywania samego sioie. To samo dotyczy elektrowni atomowych, których już terazm dostarczamy; tak wiele bomb neutronowych rozbroi moc hżdego historycznego wirusa, rozładuje ryzyko jakiejkolwjk eksplozji. W tym sensie systom nuklearny uruchamia wsKęzie przyspieii,<my proces implayi, zamraża wszystko wokół iebie, pochłania wszelką życiową energię. System nuklearny stanowi jednocześnie punL kulininauyjny w procesie zwiększania zasobów dostępnej nai energii, jest im również wynikiem maksymalizacji systemów bntroli wszelkiej energii. Należenie blokowania oraz kontrolivzrasta wraz •/. pojawieniem się nowych możliwości wyzwoleni (bez wątpienia nawet jeszcze szybciej). Na tym samym poleala wcześniej nporia nowoczesnych rewolucji. Na tym polega teże absolutny paradoks systemu nuklearnego. Energie ulegają zmrożeniu we własnym ogniu, same się znoszą. Nie wiadomo jż, jakiego ro- dząju projekt, jakiego rodzaju władza, jakiego rodzaju strategia bedż jaki podmiot mogłyby istnieć poza tym zamknięciem, tym zakrojonym na ogromną skalę procesem wysycenia systemu jego własną mocą, która od tej pury zost«jo znoutraliz. . na, nie nadaje się do użytku, staje się niezrozumiała i nie grozi już wybuchem -jeśli nie jest to możliwość eksplozji dośrodkuniej, imploęji, w której cała ta energia uległaby anihilaeji w procesie mającym katastrofalny przebieg (w sensie dosłownym, to mum, wstecznego obniżania poziomu energii ax po tninimaln jej próg}. Historia - scenariusz w stylu retro W dawniejszych, pełnych przemocy czasach (powiedzmy wiedzał i opanowywał kino jako jego wyobrażeniowa treść. Był to zloty wiek wielkich - despotycznych i legendarnych - zmartwychwstań. Mit, wygnany z rzeczywistości przemocą historii, znalazł schronienie w filmie. Obecnie jednak to histeria nawiedza i opanowuje kino, i to zgodnie z tym samym scenariuszem - historyczna celowość została wygnana z naszego życia wskutek sweĘo rodzaju neutralizacji o ogromnym zasięgu, która w skali światowej nosi miano pokojowego współistnienia, a w skali codziennej prowadzi do spacyfikowanej monotonii - zatem owu historia, wyi'g"/[>t"cyzmowana przez zamarzające zwolna społeczeństwo, świętuje swoje wymuszone zmartwychwstanie na ekranach, zgodnie z logiką tego samego procesu, który niegdyś przywracał tam do życia utracone mity. Historia stanowi nasz utracony przedmiot odniesienia, to ™acay jest ona naszym mitem. Z tego iytułu zajmuje na ekranie bywania świadomości historycznej za pomocą kina", tak jak cieszono się z „wkroczenia polityki w mury uczelni". Je3t to ten sam rodzaj nieporozumienia, ta sama mistyfikacja, ftdiiyka, która wkracza do świata akademickiego, jest tą samą polityką, która opuszcza historię, to polityka w stylu retro, pozbawiona substancji i uprawomocniona w swym powierzchownym działaniu. Stanowiąc pole gry i domenę przygody, polityka ta jest jak seksualność albo kształcenie ustawiczne (bądź jak swego czasu ubezpieczenie hpoleczno): pośmiertną liberalizacją. Wiulkim wydarzeniem lego okresu oraz wielką traumą jest agonia twardych i stałych przedmiotów odniesienia, agonia rze57 czywistości i racjonalności, prowadząca do opoki symulacji. Podczas gdy wiele pokoleń, a w szczególności ostatnie a nich, wiolo euforię bądź lęk przed katastrofą - rewolucję, dziś ma się wrażenie, że historia się wycofała, pozostawiając za sobą nio zróżnicowaną mgławicę, poprzecinaną trajektoriami przepływów (?), lecz pozbawioną odniesień. To w owej próżni powracają fantazmaty przeszłości, wiania minionych zdarzeń, ideologii dawnych! mód - nie dlatego że ludzie w nie wierzą czy nadal pokładają w nich jakieś nadzieje, lecz zwyczajnie po to, by w&krzesić ów czas, gdy historia przynajmniej istniała,przynajmniej iatriijiłu przutnoc (choćby nawet faszystowska) bądź stawka życia i śmierci. Każdy sposób jest dobry, byle tylto uciec przed ową treści stają się, jak leci, odwoływalne^ historia na chybił trafił powstaje z martwych — żadna silna idea nie dokonuje selekcji, jedynie nostalgia rozrasta się bez końca: wojna, faszyzm, kroniki Itelle śpoąue bądź rewolucyjnych zmagań, wszystko jest sobie różnicy, w tym samym posępnym i żałobnym uniesieniu, w tej samej fascynacji przeszfościąL Szczególnym upodobaniem cieszy sie; jednak epoka, która minęła nie tak dawno (faszyzm, wojna, bezpośredni okres powojenny - niezliczone filmy, które rozgrywają aię w owym czasie, mają dla nas smak jednak, bliższy, bardziej perwersyjny, gęstszy, bardziej mglisty). Wytłumaczyć to można [byc może również ta hipoteza jest w stylu retro), pr?ywrfując freudowską teorię fclys&y^inU- Nasza trauma (utrata przedmiotów odniesienia) przypomina uraz psychiczny spowodowany odliryciem przez dziecko różnicy płciowej, jsst równie powabna, równio głęboka i w rciwnym alopniu nieodwracalna: fetyszyzacja obiektu pojawra sie po tof by przesłonić owo nieznośne odkrycie, lecz właśnie dlatego - jak twierdzi Freud obiekt ten nie może być czymkolwiek, niejednokrotnie jest to ostatni obiekt dostrzeżony przed momentom Iraumatyzującego odkrycia. Z togo względu fetydzyiacji ulegnie w pierwszej kolejności historia bezpośrednio poprzedzająca naszą epokę „pozbawioną referencji'1. Stąd wypływa doniosłość faszyzmu i wojny w domenie retro — przypadkowy zbi«g cikuhezno&ci, powinowactwo nie mające wcale charakteru politycznego, naiwnością jest przekonanie, że przywoływanie wspomnień faszyzmu i próby jego wskrzeszenia stanowią dowód na jego obecne odrodzenie (dzieje się Uk wla£ni« dlatego, ae nas tam już niema, że my zsiniejemy gdzie indziej, tam, gdzie jest o wiele mniej niesamowicie, z tego względu faszyzm może stać sie na powrót fascynujący w swym przefiltrowanym okrucieństwie, poddanym estetyzacji przez styl retro**), W ten oto sposób - pośmiertnie - historia triumfalnie wltro cayła do kina (losy samej kategorii „historyczności" były podobne: „historyczne" momenty pomniki, kongresy, postacie również zostały uznano za staroświeckie). Wartość, jaką posiada dla nas ponowne puszczenie historii w obieg, nie polega na zdobyciu świadomości, lecz na nostalgii za utraconym przedmiotem odniesienia. Nie oznacza toh że historia nie pojawiała się nigdy w kinie jako czas silny, jako współcześnie dziejący się proces, jako powstawanie, a niejako zmartwychwstanie. W „rzeczywistości", podobnie jak w kinie, istniała historia, lecz już jej tam nie ma. Historia, która zoetaie nam dziś „zwrócona" (właśnie z tego powodu, że zo&tala nam wcześniej odebrana)h ma z „rzeczywistością historyczną" związek równie niewielki jak nowa figuracja " Sera fassy&ni. hyB iiea. jago prawienia aię i napedze-jącej $o abiorowej ergii, aktora nie uporał ięiadna Interpretacja ^j marhaiatc-^aka M swym oaeniem politycznej m ipulacji dokonywanej przez klasy rsedtąw. ani reielnuialcafio wyparcia cliarBkŁeryBl-ycTnego dlo maa, yjc-aiflh despotycznej paranoi), interpretować inoa;im deleuzjańskfl ze swy 1 na jako ,jrra^iHialiiq" e łecic mitycznych i politycznych dea.ygnatSH , obłąkańczą intensyfikację wartc&a zbiorowych (krwi, razy, narodu itp.>, powtórne •^trzykriięcła i-' tkankę spoleczaą śmierci, „polityeznaj aaLedyki śmiercj", w^Hwili edy pruciHa odczflro^juiia wartoed, tek^e mirŁopci zhioio^ycli, rałoonakzujticej aekulatyaacjiiujednowyiiiiarowieiiiaLaii?^ ijCifl, uparacjonalizacji-caI ^ D Ąrclfl apolacznego i jednoatkowego, dawał aleju* M poważni' sposób odczuć na Zachodzie. Po raa kolejny każdy Bpo&ób bji dobty, by uniknąć tej tatastrofy warto^*ih owej neutralizacji i pacyfikacji życia. Eb^ayzm stawiał temu waayatkLaL-m opór, byl to opór zacięty, irraqonalriy, oŁl^dny i mc wchloiu^by lak ma&owej i'in?rgij, gdyby nis byl oporem wobec czegoś jeszcze wjęka^aajo Jego o,krucień-twii.jeBo terror bytf na mlareijifl^o terroru, który sionowtia /iteodróżnialnoS^ 'fgo, co rsecsywlste od tego, eu racjonalne, który to procee p ^ y b i a l się na Zai;liodzie, a faszyzm Etanowil jadynia na 10 oipowiedi. w malarstwie z klasyczną figuratywnością rzeczywistości. Nowa figuracja stan owi przywołanie podobieństwa, lecz jest jednocześnie niepodważalnym dowodem zniknięcia przedmiotu w samym akcie jego przedstawienia: w hipetrzeczywiatośtri. Obiekty jaśnieją w niej w pewien sposób w świetle hiperpodobieńatwa (tak jak historia we współczesnym kinie), co sprawia, że w istocie nie są już podobne do niczego, z wyjątkiem pustej figury podobieństwa jako takiego, pustej formy przedstawienia. To sprawa życia i śmierci: owe przedmioty nie są już ani żywe, ani ?akraepłe w stanie, w którym brutalna utrata rzeczywistości rnogfabyje pochłonąć. Stąd te wszystkie filmy historyczne, nie tytko Chinatown, Trudni kondora, BarryLyndon, 1900, Wszyxcy ludzie prezydenta itp., których sama dnskonałflść jest niepokojąca. Oglądając je, mamy wrażenie, ze obcujemy raczej z dc— żu, należącymi już w większym stopniu do kultury kombinatorycKEtcj fezy tez rnnzaikowej w rozumieniu McLuhana), z wielka. maszynerią foto-, kino-, historiosynteay itp., niż z prawdziwymi filmami. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: jakość tych filmów nie jest tu poddawana w wątpliwość. Problem polega raczej na tym, że pozostawiają nas one w pewien sposób całkowicie obojętnymi. Weźmy za przykład film Last Picture Show. trzeba być w równym stopniu co ja nieuważnym i roztargnionym, by uznać gis y.a. oryginalną produkcję z laŁ pięćdziesiątych. Jest to doskonały film obyczajowy i środowiskowy, którego akcja rozgrywa się w amerykańskim miasteczku. Pojawia się tylko jedno małe podejrzenie: jest on odrobinę zbyt do&konały, wiemiejszy i lepszy od innych, pozbawiony niedociągnięć psychologicznych, obyczajowych i uczuciowych właściwych filmom z tamtej epoki. Wpadamy w zdumienie, odkrywając, żejeEttofilm z lat siedemdziesiątych, zrealizowany w stylu retro, wygładzony, wypolerowany, stanowiący hiperrealną rekonstrukcję filmów z lat pięćdziesiątych. Mówi się juz o remake ach arcydzieł niemego kina, które bez wątpienia również będą lepsze od filmów ze sw$j epoki. Powstaje całkiem nowa generacja filmów, będąca w stosunku do tych, jakie znamy, tym, czym android w stosunku do człowieka: cudownymi artefaktami, pozbawionymi wad, genialny- mi tymulakrami, kŁńrym brakło jedynie wyobraźni i tej czystej halucynacyjności, jaka stanowi o kinie. Większość filmów, które obecnie oglądamy (te najlepsze), należy już do tego gal.unktl, Barry Lyndon stanowi najlepszy tego przykład: nie udało nam się i nigdy już nam sie nie uda stworzyć niczego doskonalszego w dziedzinie... ale w jakiejż to dziedzinie? Przecież nie w d/iedainie przywoływania czy wskrzeszania, nie mamy tu już nawet do czynienia z ewokowaniem, tu chodzi o symulację. Przeniknęło tu wszelkiego rodzaju szkodliwe promieniowanie, znalazły się tu wszystkie składniki odmierzone w ściśle określonych dawkach, i ani jednego błędu. Coolr chłodna przyjemność, prawda mówiąc nawet nie o charakterze estetycznym: przyjemność funkcyjna, przyjemność rownaniowa, przyjemność mechaniczna. Wystarczy pomyśleć O Luchino Viacontim (Lampart, Zmysły itp., filmy, które pod pewnymi względami nasuwają skojarzenie z Barrym I&ndoneni), by dostrzec różnicę, nie tylko w zakresie stylu, lecz rriwniiś w samym dziele kinematograficznym. U Viscontic£o istnieją sens, historia, retoryka zmysłów, martwy czas, gra petw samej inscenizacji. Niczego podobnego nie odnajdziemy u Stanleya Kubricka, który manipuluje swym filmem jak figurami na szachownicy, czyniąc z historii operacyjny scenariusz. Nie odsyła to już do dawnego, Pascalowskiego przeciwstawienia du matematycznego): należy onojeazcze do obszaru gry, której stawką jest sens. Wkraczamy w epokę filmów pozbawionych już właściwie sensu, epokę wielkich syntetycznych i syntetyzujących maszyn o zmiennej geometrii. Czy czegoś podobnego me odnajdujemy juz w westernach Sergio Leone? Być może: wszystkie rejestry ześlizgują się w tym kierunku. Cbinatown: film sensacyjny, któi 'emu za pomocą lasera nadano nową formę. Nie chodzi tu tak naprawdę o kwestię doskonałości i techniczna perfekcja może nalszeć do domeny sensu, a w tym przypadku nie jest ona ani retro, ani nierealistyczna, stanowi efekt sztuki. Tutaj jest efektem modelowania, jedną z taktycznych wartości referencjL Pod nieobecność rzaczywistęj ssiotim sensu istnieją jedynie wartości toJityczits ja- kiejś całości, gdzie przykładowo CIA jako mitologiczna machina zdolna do wszystkiego, Robert Eedford jako wszechstronna gwiazda, stosunki społec/tie jako obowiązkowe odniesienie do do kina, łączą się i odmieniają w sposób godny podziwu. Kino i jego trajektoria: od największej fantazji i mitu do realizmu i hiperrealiumu. Kino w swych współcześnie podejmowanych próbach zbliża się w coraz większym i coraz doskonalszym stopniu do absolutnej realności - w swej banalności, wierności prawdzie, vi swej nagiej oczywistości, w swej nudzie i jednocześnie w swej zuchwałości, w pretensjach do bycia rzeczywistym, bezpośrednim, pozbawionym znaczenia, co stanowi jedno z naszych najbardziej szaleńczych przedsięwzięć (podobnie jak pragnieniem funkcjonalizmu było zaprojektowanie - design - obiektu w najwyższym stopniu zbieżnego ze swą funkcją, swą wartością użytkową, co stanowiło przedsięwzięcie równie bezsensowne). Żadna z kultur nie miała nigdy równie naiwnej i paranoicznej, purytańskiej i terrorystycznej wizji znaków. Terroryzm jest zawszo terroryzmem rzeczywistości. Wraz z prćbą osiągnięcia absolutnej zbieżności z rzeczywistością, kino a mierzą również do absolutnej zbieżności z samym sobą - i nio jest to sprzeczność: to soma definicja hiperrealności. Hipotypozaiapekularność. Kino dopuszcza sięautoplagiatu, samo się kopiuje, przerabia na nowo, odtwarzając swe klasyczne pozycje, ożywia swe pierwotne mity, odnawia swą niemoto, przekształcając ją w doskonalsze milczenie nii brak dźwięku u jego początków itp.: wszystko to jest logiczne, kino jest zafascynowane samym sobą jako utraconym obiektem, tak samo jak ono, i my fascynowani jesteśmy riecsyaistaściąjako ginącym przedmiotem odniesienia. Kino i wyobraźnia (romantyczna, sentymentalna, powieściowa, mityczna nierzeczywistość, włączając w to szaleńcze wykorzystywanie własnej techniki) pozostawały ze sobą w życiodajnym, dialektycznym, pełnym i dramatycznym związku. Relacja, jaka nawiązuje się obecnie pomiędzy kinem a rzeczywistością, jest relacją odwrotną, negatywną, wynika z utraty specyfiki obujęj członów. Zimny kolaż, chłodny promiskuityzm, aseksualne zaręczyny dwóch zimnych mediów, 62 ewoluujących asymptotycznie jedno ku drugiemu: kino zmierzające ku własnemu unicestwieniu w absolucie rzeczywistości, rzeczywistość od dłuższego już czasu wchłonięta przez kinematograficzną (bądź telewizyjną) biperrzecaywistość. Historia była silnym mitem, być może ostatnim wielkim mitom wyposażonym w nieświadomość. Był to mit, który stanowił podstawę i uzasadniał zarówno możliwość „obiektywnego" powiązania zdarseń i przyczyn, jak też możliwość narracyjnego powiązania dyskursu. Wiek historii - jeśli można tak powiedzieć - był również wiekiem powieści. To ów ftfuyonalny charakter, owa mityczna energia wydarzenia czy opowieści zdają się coraz bardziej gubić. Za zasioną nastawionej na osiąganie jak najlepszych wyników, skutecznej i demon straty wnej logiki: obsesja historycznej wierności, doskonałego przedstawienia (jak niegdyś obsesja czasu rzeczywistego czy uchwyconej w najmniejszym szczególe codzienności u Jeanne Hilmann zmywającej naczynia), owa negatywna i zażarta wierność wobec matebądź teraźniejszości, wierność przejawiająca się w usiłowaniu przywrócenia absolutnego symutakru esy to przeszłości, czy teraźniejszości, która zajęia miejsce wszelkich innych wartości wszyscy jesteśmy temu współwinni, a proces ten stał się już nieodwracalny Z tego względu że samo kino przyczyniło się do no w ogromnej mierze miały udział w sekularyzacji historii, w jej unieruchomieni i utrwaleniu pod widzialną, „obiektywną" postacią, za cenę utraty mitów, które ją przeszywały. Dziś kino może oddać cały awćj talent, eaią swą technikę na się przyczyniło. Wskrzesza jedynie upiory i w nich się zatraca. Holokaust Niepamięć o Zagładzie aama stanowijej cię&t, gdyż jest ona w równym stopniu zagładą piimięci, historii, społeczeństwa itp. Owo zapomnienie jest równie zasadnicze jak samo wydarz unie. które przecież jest dla nas wyjątkowe, niedostępne w awej prawdzie. Niepamięć jest jednak nadal zbyt niebezpieczna, należy zatem wyrna^iic.ją poprzez pamięć Eztucznio wytworzoną 'dziś wszędzie sztuczne pamięci wymaziyą pamięć ludzką, wymazują ludzi z ich własnej pamięci). Owa sztucznie wytworzona pamięć jest ponowną inscenizacją Zagłady - lecz jest już późno, o wiele za późno, by mogła ona wywołać prawdziwe poruszenie i wzbudzić jakikolwiek niepokój, w szczególności ze względu na zastosowanie tego rodzaju przekaźnika, który sam w sobie je3t zimny, promieniuje zapomnieniem, perswazją i zagładą w sposób jeszcze bardziej systematyczny - jeśli to jeszcze możliwe - niż same obozy. Telewizja. Prawdziwe ostateczne rozwiązane kwestii nistorycznosci wszelkiego zaarzenia. rkazemy Żydom przechodzić już nie przez piece krematoryjne czy komory gasowe, lecz przez taśmę filmową, dźwięk i obraz, przłiz katolicki ekran i mikroprocesor. Zapomnienie, unicestwienie, które osiąga w ten sposób wymiar estetyczny - swój kres znajduje w stylu retro, wyniesione tutaj ostatecznie do swego wymiaru masowego. Ten rodzaj społecznego i historycznego wymiaru, który jeszw.e pozostaje do zapomnienia pod postacią poczucia wins wstydliwego zatajenia, tego, co niewypowiedziane - nawet on już nie istnieje, ponieważ dziś „wszyscy o tym wiedzą", każdy z nas doznaf już owego drżenia, zanosi! się szlochem w obliczu Zagłady - to pewny znyk, że „to" nigdy się już nie wydarzy. Lecz to, co egzorcyzmujemy tak niewielkim kosztem, za cenę kilku łi?z, istocie nigdy już się nie wydarzy, gdyż „to" właśnie 3ię wyda- * raa i powtarza, bezustannie, obetnie, i to pod tą samą postacią, w tej samej formie, poprzez którą pragniemy to napiętnować, w samym Jnedium tego rzekomego egzorcyzmowania: tslewi/ji. Tisn sam proces zapominania, likwidacji, eksterminacji, to samo unicestwianie pamięci i historii, tu samo dośrodkowe iiinplozyjne promieniowanie, to samo pochłanianie bez możliwości jakiegokolwiek odbicia, taka sama czarna dziura jak AuschwiU. A chciano przecież, byśmy uwierzyli, że telewizja zdejmie hipotekę z Auschwitz, napromieniowując nas zbiorową świadomością, podczas gdy to właśnie ona stanowi sposób, by podtrzymać jego trwanie, jedynie pod inną postacią, tym razem jednak już nie pod auspicjami miejsca zagłady, lecz medium odstraszania. Tym, Czego nikt nie chce zrozumieć, jest fakt, że Holokaust stanowi przede wszystkim (i wyłącznie) wydarzenie, a raczej przekasywo.ny za pośrednictwem telewizji obiekt (podstawowa zasada McŁuhana, o której nie należy zapominać). Co oznacza, że podejmuje się próby podgrzania zimnego wydarzania historycznego, tragicznego wprawdzie, lecz już zimnego, pierwszego wielkiego wydarzenia epoki zimnych systemów, systemów chłodzenia, odstraszania i eksterminacji, które będą następnie podlegać ewolucji i rozprzestrzeniać się pod innymi postaciami (włączając w to zimną wojnę itp.), i których celem staną aię tym razem zimne masy (Żydów będzie to dotyczyć nawet bardziej przez wzgląd na ich własną śmierć; odpowiedzialnością aa wlasne czyny obarczyć być może trzeba będzie masy, które nie będą się już buntować, masy zastraszone na śmierć, zastraszone nawet własną śmiercią, powstrzymywane przed nią i zmuszone wyrzec sie nawet jej). Podejmuje się próby ponownego podgr/awizję, a jeśli chodzi o same masy, ma to stanowić dla nich jodynie sposobność do pr/eżycia drraioscu dotyku i pośmiertnego wzruszenia, drżenia o działaniu prewencyjnym, dzięki czemu pogrążą się one w sferze zapomnienia z czystym sumieniem i estetyczną świadomością katastrofy, Do podgrzania tego wszystkiego zbyteczny był cały ów ograny chór polityków i pedagogów, którzy, pojawiając sio w. wszystkich stron, starali się nadać sens temu wydarzeniu (tym razem było to wydarzenie telewizyjne). Paniczny szantaż odby- wający się wokół możliwych skutków telewizyjnej emisji filmu o Zagładzie dla wyobraźni dziecięcej i ludzi dorosłych. Zmobilizowano wszystkich możliwych pedagogów i pracowników socjalnych, by prześwietlili i skontrolowali całą sprawę, tak jakby poprzez owo sztucznie dokonane wskrzeszenie zaistniała możliwość zakażenia się jakimś zjadliwym wiruseml Niebezpieczeństwo polegało racg^j na czymś zgolą przeeiwnym: od zimna do zimna, społeczna bezwładność zimnych systemów, w szczególności telewizji. Należało zatem zmobilizować wszystkich, by odnowili społeczeństwo, uczynili je gorącym, podgrzali dyskusję, a tym samym komunikację, za pomocą bezduSKnego potwora Zagłady. Brakuje nam celów, możliwości zaangażowania, historii, głosu. Na tym polega zasadniczy problem. Celem jest zatem wytworzenie ich za wszelką cenę, a emisja ta była do tego odpowiednia: pochłonąć sztuczne ciepło martwego wydarzenia, by podgrzać martwo ciało społcczne. Stąd wynikała konieczność zastosowania dodatkowego środka przekazu, by jeszcze wzmocnić efekt, choćby przesadnie, poprzez wykorzystanie zjawiska sprzężenia zwrotnego: przeprowadzanych na bieżąco sondaży, mających potwierdzić masowe skutki emisji, zbiorowy watrząs wywołany przekazem, podczas gdy w istocie uprawomocniły one rzecz jasna jedynie telewizyjny sukces samego środka przekazu. Zasada owej nicodróżnialnościnie powinna jednak nigdy zostać zniesiona. Z tego względu należałoby mówić o limnym świetle telewizji, a przyczyną, dla której jest ono nieszkodliwe dla wyobraźni (włączając w to wyobraźnię dziecięcą), jest to, że nie stanowi już ona nośnika jakichkolwiek wyobrażeń, a to z tego prostego powodu, że nie jest już obrazem. Należałoby przeciwstawić telewizję kinu, które nadal obdarzone jest intensywną mocą tworzenia wyobrażeń {jednak w coraz mniejszym stopniu, gdyż coraz bardziej jest skażone telewizją! - ponieważ kino jest obrazem. Oznacza W, że nie jest ono jedynie ekranem i wizualną formą, lecz mitem, czymś, co przypomina jeszcze sobowtóra, fantazmat, zwierciadło, sen itp. Nic z tego nie pozostało już w obrazie telewizyjnym, który niczego nie sugeruje, lecz magnetyzuje, stanowi jedynie ekran, nawet już nie, raczej zminiaturyzowany terminal, który tak naprawdę znajduje się bezpo- średnio w waszej głowie - to wy jesteście ekranem, a telewizja na was patrzy - wyposażając w elektroniczne chipy wszystkie wasze neurony, przechodząc prze? nie jak taśma magnetyczna - taśma, a nie obraz. Chiński syndrom Zasadnicza stawka w tej grze usytuowana jest na poziomie telewizji i informacji. Tak samo jak eksterminacja Ż<ydi'nv zniknęła za zasłoną telewizyjnego wydarzenia Holokaustu - zimny środek przekazu telewizji zastąpił po prostu zimny system eksterminacji, który - jak sądzono - dzięki niemu wlaSnie uda się przykład przewagi wydarzenia telewijyjnego nad wydarzeniem nuklearnym, które pozostaje mało prawdopodobne i w pewien sposób nadal należy do sfery wyobrażeń. Film ten ukazuje skądinąd (mimowolnie), że to nie przez przypadek telewizja jest właśnie tani, gdzie coś się dzieje, bo wtargnięcie telewizji do elektrowni atomowej w pewnym sensie powoduje awarię jądrową - przyczyną jest to, że telewizja sianowi swego rodzaju antycypację i model wszelkiej ewarii w codziennym świecie: telc-rozszczepienie" rzeczywistości i rzeczywistego świata - ponieważ telewizja i ogólnie informacja ppay. bierąją postać katastrofy w formalnym i topologicznym sensie teorii Renć Thnma: radykalnej zmiany jakościowej całego syatetury: za zasłoną „gorących" i negentropowych pojęć energii i informacji kryją one tę samą, wspólną dla nich moc odstraszania właściwą systemom zimnym, '.telewizja również odwzorowuje plozywny: ochładza i neutralizuje sens i energię zdarzeń. Podobnie system n u l d e a r n s domniemane niebezpieczeństwo wybuchu, czyli gorącej katastrofy, kryje trwającą bezustannie zimną katastrofę, globalne rozpowszechnianie systemu prewencji. " W oryg- UMfusion, kontar r=ez analogię do i&Msutn - tele •ago <przyp. tłum.}. Pod koniec filmu okazuje się, ac kolejne masowe wtargnięcie dziennikarzy i telewizji prowadzi do tragedii, zabójstwa dyrektora technicznego przez oddziały specjalne, dramat ten rozgrywa sio w zastępstwie katastrofy nuklearnej, do której nie Homolcgię systemu nuklearnego i telewizji odczytać można bezpośrednio z obrazów: nic nie przypomina contrum kontroli i zdalnego sterowania elektrowni atomowej w większym stopniu niż studia telewizyjne, a tablice rozdzielcze elektrowni nuklearnej upodabniają się w sferzo wyobrażeń do konsoli w telewizyjnych studiach nagraniowych i transmisyjnych. Wsayslko rozgrywa się zatem pomiędzy tymi dwoma biegunami: o rdzeniu reaktora, zasadniczo prawdziwym sednie sprawy niczego się nic dowiemy, jest on jak sama rzeczywistość - pozostają ukryty i niepoznawalny, a w gruncie rzeczy w filmie jest bez znaczenia (gdy starają się nam zasugerować jego istnienie poprzez nieuchronność grożącej nam katastrofy, nio działa to na planie wyobrażeniowym: dramat rozgrywa się na ekranach i nigdzie indziej). Harnsburg*1, Watergalz i Network: oto trylogia Chińskiego syndromu - trylogia, której żadna część nie może funkcjonować oddzielnie, bo nie wiadomo już, która z nich stanowi skutek bądź symptom, a która przyczynę: czy argument ideologiczny (efekt Watergate) niejeatjedynie symptomem systemu nuklearnego (efekt Harrisburg) bądź modelu informatycznego (efekt NeLwork) - a rzeczywistość {Harrishurg) nie jest jedynie symptomem wyobrażeń (Network i Chiński syndrom) bądi też na odwrót? Przedziwna nieodróżnialność, idealna konstelacja symulacji. Nadzwyczajny j?sc również sam tytuł, Chiński syndrom, ponieważ odwracalność symptomów i ich zbieżność w ramach jednego i tego samego procesu stanowią dokładnie to, co nazywamy syndromem. To, żn jest to syndrom chiński, nadaje mu jeszcze dodatkowy walor poetycki i intelektualny, postać mażącej łamigłówki. * Awans w elektrowni jaiftwg Three Miles Island, która nastąpiła mu długo po wejściu filmu na ekrany Obsesyjne skojarzenie Chińskiego syndromu z Harrisburgiero. Lecz czy jest ono aż tak mimowolne? Nawet ignorując istnienie magicznych związków łączących symulakr z rzeczywistością, dostrzeżemy, ie Syndrom jest w pewien sposób powiązany z „rzeczywistą" awarią w Harrisburgu, jednak nie w zgodzie z logiką przyczynową, lecz na zasadzie przenoszenia jakiejś zakaźnej choroby i poprzez stosunki milczącej analogii, łączące rzeczywistość z jej modelami i symulakrami: wyindukowamu. awarii systemu nuklearnego przez telewizję w tym filmie w sposób niepokojąco oczywisty odpowiada wyindukowanie prze^ sam film awarii elektrowni jądrowej w Harrisburgu. Niesamowita precesja filmu wobec rzeczywistości, najbardziej zadziwiająca, jakiej byto nam dane być świadkiem: rzeczywistość odpowiadała punkt po uunkcie symulakrowi, nawet jośli chodzi 0 wstrzymujący, nieskończony charakter katastrofy, co stanowi zasadniczą kwestię z punktu widzenia systemu odstraszania: rzeczywistość ułożyła się na obraz i podobieństwo filmu, by wywołać symulację katastrofy. Z tego względu należałoby odwrócić nasz tok rozumowania i dostrzec w Chińskim syndromie prawdziwe wydarzenie, a w awarii w Harrisburgu jego symulakr, wystarczy jedynie udobyć się na stanowczy i beztroski krok. Gdyż zgodnie z tą samą logiką, w filmie rzeczywistość nuklearna jeat wynikiem oddziaływania efektu telewizji, a w „rzeczywistości" - Harrisburg jest wynikiem oddziaływania efektu filmu Chiński syndrom. Lecz film ten nie stanowi jednak pierwowzoru awarii w Harrisburgu, pierwszy z nich nie jest symulatora, którego rzeczywistością byłby drugi: istnieją wyłącznie symulakry, a Harrisburg stanowi rodzaj symulacji drugiego stopnia. Oczywiście zachodzi gdzieś reakcja łańcuchowa, w wyniku której być może zginiemy, lecz owa reakcja łańcuchowa nie dokonuje się na poziomie jądrowym, lecz biorą w niej udział same symulahry 1 dotyczy ona symulacji, pochłaniając w istocie wszelką energię rzeczywistości, jednak nie podczas spektakularnej eksplozji jądrowej, lec? w wyniku trwającej bezustannie potajemnej implozji, która przybiera może nawet bardziej śmiercionośny obrót niż wszystkie wybuchy, którymi nas tudzą. Powodem tego jeet fakt, że eksplozja stanowi zawsze obietnicę, ans jest naszą nadzieją: wystarczy zauważyć, że żarów w filmie, jak i w Harrisburgu, wszyscy oczekiwali na wybuch, na to, że zniszczenie wypowie swe imię i wyrwie nas ze rtam niena^ywalnej paniki, owej paniki prewencji, którą stosuje uciekając się dn niewidzialnej postaci groźby nuklearnej. Niech „serce" reaktora objawi ostatecznie swą ptomienną moc, niech upewni nas co do istnienia energii, choćby była ona w swycn skutkach katastrofalna, nirah obdarzy nas swym spektaklem. Gdyż nieszczęście polega na tym, że nigdiie nie wystawia się spektaklu nuklearności, energii jądrowej jako takiej (Hiroszima mediów. Niestety nic takiego sie nie stało. A może jednak! Jakie potężna jest logika ayraulakrńw: tydzień później związki zawodowe odkryły pęknięcia w urządzeniach elektrowni jądrowych. Cud zakaźnej epidemii, cud analogicznych reakcji łańcuchowych] Istotą filmu nie jest zatem wcale ofekl Walergate ucieleśniony w postaci Jane Fondy ani telewizja ujawniająca słabości systemu nuklearnego. Przeciwnie, jest nią telewizja jako orbita i reakcja łańcuchową bliźniacze w stosunku do reakiji jądrowej. Skądinąd, tnż pod koniec filmu - w tym miejscu film jest bezlitosny wobec własnej argumentacji - kiedy Jane Fonda pogodzono by się z nią w petni, gdyby zechciała wziąć udział nie (maksymalny efekt Watergate), jej wizerunek zostaje zestawiony z obrazem, który musi po nim nieodwołalnie nastąpić i wymazać go z ekranu: pojawia się wówczas jakiś spot reklamowy. Efekt Network odnosi zwycięstwo nad efektem Watergate, rozpraszając się i rozprzestrzeniając w tajemniczy sposób w efekcie Harrisburg, to znaczy nie w zagrożeniu nuklearnym, lecz w symulacji katastrofy jądrowej. strofy: pożywny pokarm naszego mesjanicznego libido. To właśnie jednak już nie nastąpi. TVm, co się wydarzy, nic oedziejuz zaona eksplo^a, lecz unplozja. Nigdy więcej me zaistnieje już energia pod swą widowiskową i polna, patosu postacią - na czym polegał cały romantyzm eksplozji, który miał dla nas tak ogromny urok, przypominając jednocześnie romantyzm rewolucji - pozostaje jedynie zimna energia symulacji i je] destylacja w homeopatyeznycli dawkach w zimnych systemach inforO czym innym, jak nie o sprowokowaniu wydarzenia poprzez samą swą obecność, marzą środki masowego przekazu? Wszyscy się nad tym upalają, choć każdy z uas zafascynowany jewl w tajemnicy tuką możliwością. Na tym polega logika aymulakrów, nie mamy już do czynienia z boską predestynacją, lecz z precesją modeli, a ona również jest nieubłagana. Z tego właśnie powodu wydarzenia pozbawione są juz sensu; nie o to cho- atość. Symulacja katastrofy jądrowej stanowi strategiczną siłę napędową owego ogólnego i powszechnego przedsięwzięcia prewencji: przekonać ludzi do ideologii oraz wdrożyć ich w dyscyplinę absolutnego bezpieczeństwa - wytresować w metafizyce rozszczepienia i pęknięcia. W tym celu rozszczepienie musi stanowić fikcję. Ezeczywista katastrofa opóźniłaby jedynie bieg spraw, stanowiłaby działające wstecz przypadkowe zdarzenie o wybuchowym charakterze (nie zmieniając niczego w przebief(U zdarzeń: czy Hiroszima znacząco odsunęła w czasie bądź powstrzymała powszechny proces prewencji?). model, z którym proces ich rozwoju jest jedynie zbieżny. Z tego względu nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności byłoby, gdyby scenariusz Chińskiego syndromu powtórzy! się w Fessenheim podczas wizyty ziożonej tam przei dziennikarzy na zaproszenie Electricite de France, by pi-iy Lej uknyji zdarzyin się ponownk' W tym filmie również rzeczywista fuzja byłaby niewłaściwym argumentem; spadłby on na poziom pierwszego z brzegu filmu katastrof! eznego - słaby z definicji, ponieważ odsyła sprawy do ich czystego dziania się. Chiński syndrom czerpie swą siłę z przefiltrowywania katastrofy, destylacji nuklearnej obsesji przez wszechobecne oleklruniczne przekaźniki informacji. Uczy nas (kolejny raj mimowolnie), że katastrofa nukle- 72 73 w rzeczywistości, podobnie jak wybuch atomowy z końcem zimnej wojny. Równowaga strachu opiera się na nieskończonym odwlekaniu atomowego wybuchu. System atomowy i nuklearny został skonstruowany po to, by upowszechnić go w celach odstraszania; moc katastrofy, zamiast ulec bezmyślnemu wybuchowi, powinna być rozprzestrzeniana w dawkach homeopatycznych, molekularnych, w ciągłych sieciach informacji. Na tym polega prawdziwe skażenie: nie ma ono nigdy charakteru biologicznego ani promieniotwórczego, lecz stanowi umysłową destrukturyzaeję przeprowadzoną z wykorzystaniem umysłowej strategii katastrofy. Jeśli dokiadnie się przyjrzymy, film wprowadzi nas w ten problem, a prowadząc nas jeszcze dalej, dostarczy nam wiedzy diametralnie różnej niż afera Watergate: skoro wszelka obecnie stosowana strategia polega na mentalnym terrorzo i odstraszaniu związanym ze stanem zawieszenia i niekończącą się symulacją katastrofy, wówczas jedynym sposobem na zatajenie bqdż zapobieżenie realizacji owego scenariusza byłoby sprowokowanie katastrofy, spowodowanie bądź odtworzenie katastrofy iwczywistej. To właśnie stara się od czasu do czasu uczynić Natura: w swych natchnionych porywach to Bóg, poprzez wywoływane przez siebie kataklizmy, burzy równowagę strachu, w której ludzie sami siebie uwięzili. Uciekając się do przykładu Miższego nam wszystkim: tego wlaSnie stara się dokonać terrory™, jogo celem jest spowodowanie ujawnienia sic; rzeczywistej, namacalnej przemocy, skierowanej przeciwko niewidocznej przemocy bezpieczeństwa. Skądinąd na tym właśnie polega Czas apokalipsy rrancis Ford Onppola zrobił swój film w taki sam sposób, wjaki Amerykanie prowadzili wojnę-w tym sensie atanowi on najlepsze świadectwo - z taką samą przesadą, z wykorzystaniem takiej samej nadmiernej ilości środków, •/, Laką samą potworną naiwnością... i z takim samym sukcesem. Wojna jako narkotyczny trans, halucynacyjny trip, jako technologiczna i psychodeliczna fantazja, wojna jako zestaw następujących po sobie efektów specjalnych, wojnu, która stała się filmem dużo wcześniej niż został on nakręcony. Wojna ulega zniesieniu w czasie testów technologicznych, i tym przede wszystkim była dla Amerykanów: eksperymentalnym laboratorium, gigantycznych rozmiarów poligonem doświadczalnym, gdzie próbom mogli oni poddać swą broń, swe metody walki, gdzie przetestować mogli własną potęgę. Coppola nie dokonał niczego innego: jego colem było wypróbowanie interwencyjnej tnocy kina, sprawdzenie, jaką siłę rażenia ma kino, które stało się rozdętą maszynerią efektów specjalnych. W tym sensie mimo wszystko jego film stanowi pizcdiuieme wojny, z tym że za pomocą innych środków; jest końcem niekończącej się wojny i jej apoteozą. Wojna stała się filmem, lilm atał się wojną, łączą się i upodabniają do siebie, rozpraszając sie w technologii. Prawdziwa wojna przedstawiona została przez Coppolę w taki sam sposób, jak prowadził ją genera! WestmorelandB: nie mówiąc o genialnej ironii filipińskich lasów i wiosek spalonyeh napalmem tylko po to, by nakreślić obraz pieklą południowego Wietnamu: za pośrednictwem kina wszystko zostaje powtórzone i rozpoczyna się od nowa: molooiiowa rozkosz kręcenia zdjęć, ofiarnicaa rozkosz wielomiliardowych kosztów, rozkosz czerpana z holokaustu wykorzystanych środków i z nieprzewitrywal75 nosci zdarzeń, oczywista paranoja wynikająca z laktu, że lilm lUz od samego początku tworzony był z myalą o fymL ze stanie się wydarzeniem globalnym, epokowym, gdyż w umyśle twórcy wojna w Wietnamie nie była tym, czym jest, w rzeczywistości nigdy aię nie wydarzyła - i powinniśmy w to uwierzyć; być może wojna w Wietnamie „sama w sobie" w gruncie rzeczy nigdy nie miała miejaca, była fantazją, barokową iluzją wywołaną przez napalm i tropik, psychotropikalnym snem, którego celem nie było zwycięstwo lub jakaś stawka natury politycznej, lecz okupiony ofiarami, przekraczający wszelkie granice rozkwit potęgi filmującej samą siebie w trakcie swego rozwoju, nie oczekującej prawdopodobnie niczego więcej prćcz aamouświecenia dokonanego przez superiilm, który stanowi zwieńczenie efektu spektaklu w masowej skali tej wojny. wojnę, to tę z pewnością wygrali. Czas Apokalipsy jest zwycięstwem w skali globalnej. Ma moc równą, a nawet większą niż potęga samego Pentagonu i wszystkich światowych r?ądciw. Jednak film ten jest w pewnym sensie interesujący: retrospektywnie (nawet nie retroapektywnie, ponieważ film stanowi i eden z etapów wojny, choć bez jakiegokolwiek rozwiązania) naświetla to, co w tej wojnie było przygnębiającego, przerażającego, bezsensownego i nieuzasadnionego w kategoriach politycznych; Amerykanie i Wietnamczycy pojednali aię już wcześniej, zaraz po zakończeniu nieprzyjacielskich działań wojennych Amerykanie zaoferowali pomoc gospodarczą, dokładnie w taki sam aposć-b, jak. obrócili wniwecz dżungfę i zrównali z ziemią wietnamskie wioski, dokładnie w ten sam aposób, jak dziś krę- Żadnego rzeczywistego dystansu, żadnego zmysłu, krytyce- j 1 nego, żadnej woli „zdobycia świadomości ' w stosunku do wojny: w pewnym sensie bezwzględność i okrucieństwo tego filmu po- (w każdym razie nie z tego), jeśli nie pojmiemy owej nieodróżnialności dobra i zła, która nie ma już charakteru ideologicznego czy moralnego, lecz polega na udwracalności destrukcji i produkcji, na immanencji rzeczy w samej jej przemianie, na organicznym metabolizmie wazelkich technologu, nieodroznlalnoscL która jest bombowym nalotem dywanowym w pofltai;i taśmy filmowej,,. psychologię wojny. Coppola może bez jakichkolwiek trudności wystroić swego kapitana dowodzącego heliknptfirem w kapelusz skę przy dźwiękach muzyki Wagnera - lecz nie są to oznaki krytycyzmu, dystansu, lecz pogrążanie się w maszynerii, wszystko stanowi część efektów specjalnych, sam reżyser robi kino w taki sam sposób, z tą samą megalomanią w stylu retro, w stanie takiego samego pustego szału, z zastosowaniem takich sianych przesadnie zwielokrotnionych efektów błazenady i makabry. To jednak właśnie nas uderza, to właśnie nas przeraża, można zatem zacEac sobie pytanie: jak taka zgroza, okrucieństwo i potworność aą możliwe (nie koszmar wojny, lecz, ściśle mówiąc, filmu)? Na to pytanie brak jednak odpowiedzi, nie ma moźliwo- niówi wam. że wojna w Wietnamie i ów film skrojone są z tego samego materiału, że nic ich nie różni, £e film stanowi część działań wojennych -jeśli Amerykanie przegrali (na pozór) jakąś Efekt Beaubourg26, implozja i prewencja Efekt Eeaubourg, machina Beaubourg, Siecz Beaubourg jakie nadać temu imię.? Zagadka owego szkieletu obleczonego w przepływy i znaki, oplatanego sieciami i obwodami — ostatnie, wygasające pragnienie objaśnienia struktury pozbawianej już miana, struktury stosunków społecznych wystawionych na powierzchniową wentylację (animacja, aamosterownoafi, informacja, środki przekazu) i skazanych na nieodwracalną, doSrodkową implozję. Będąc pomnikiem wzniesionym ku chwale symulacyjnych gier na masową skale. Centrum Pompidou funkcjonuje jnko krematorium pothtaniajijco i piiżerająco wszelką kulturosmusnej: obłąkańcza konwekcja wszelkich treści, mających się tam zmaterializować, aanihilowad i unicestwić. Caie otoczenie tej dzielnicy nic jest już niczym innym jak równią pochylą, ciągłym osuwaniem się, pochłanianiem, dezynfekcją, snobistycznym i higienicznym dizajnem - przede wszystkim mentalnym: to maszyna do wytwarzania próżni. Podobnie nieco do elektrowni jądrowych; prawdziwym zagrożeniem, któzenia czy wybuchu, lecz sam systom maksymalnego bezpieczeństwa, który promieniuje wokół nich, równia pochyla kontroli '" Centrum Beaubourg, zwane również Centrum Pompidou (Le Centre imh dional d art et de culture Georges Ftiranidou), ginach otwarty w 1&T7 roku w PBrp?u z Irłigatywy ówczesnego prezydenta Pranqji George3'a Pompidou, zaprojekiowanj prara grehitaktów REłnził P:auo i Ricborda Rogersa, mieszcząc Museenational d'Art modernę, BJbliothi^iu^ publiąu^ d^nibrniation oraz Institut de recherche et de coovdination acouatKiUEamijaigue. kierowany przez PiarL re a Bouleaa Iprayp. thim.). 79 i odstraszania, która rozszerza się coraz bardziej i obejmuje iy obszar, techniczne, ekologiczne, gospodarcze, geopolitycine trownia sianowi matrycę, na której wypracowuje się model absolutnego bezpieczeństwa, który będzie się rozprzestrzenia! i upowszechniał, obejmując całość pola społecznego, będąc w swej iat^cie systemem odstraszania (U) ten sarn system, który sprawuje nad nami władzę pod egidą pokojowego współistnienia i symulacji Htomowego zagrożenia). Ten sam model, pr/y rachowaniu wszelkich proporcji, opracowywany jest w Centrum Fompidou: jego jadaniem jest kulturowe rozszczepienie, polityczne odstraszanie. Krążenie płynów jest tutaj zatem nieregularne. Wentylacja, chłodzenie sieci elektrycznej - „tradycyjne" płyny krążą tam bez problemów. Jednak już krążenie i przepływ ludzi jest zorganizowany w sposób mniej doskonały (zastosowanie archaicznego rozwiązania w postaci ruchomych schodów w plastikowych rękawach, tymczasem powinniśmy być zasysani, napędzani i wyrzucani odrzutem, jakkolwiek, jednak mobilność zaprojektowana na wzór barokowej teatralności płynów stanowi 0 oryginalności tego szkieletu), Jeśli chodzi o materię dziel, obiektów, książek i o tak zwaną „wielopostaciową" przestrzeń wewnętrzną, to wcale nie wszystko krąży Im bardziej zagłębiamy się we wnętrzu, tym siabszejest natężenie przepływu. Odwrotnie niż na lotnisku w Roissy, gdzie z jakiegoś futurystycznio zaprojektowanego centrum „kosmicznego", promieniigącejjn ku „satelitom" itp., docieramy całkiem zwyczajnie ku... tradycyjnym samolotom. Jednak niespójność jest tutaj taka sama, (Co w Beaubourgu dzieje się z pieniądzem, tym innego rodzaju płynom, co dnieje się ze sposobem jogo obiegu, emulgacji, radioaktywnego opadania?). Tego samego rodzaju sprzeczność tkwi również w zachowaniach obsługi, przypisanej do „wiclopostaciowej" przestrzeni 1 pozbawionej prywatnej przestrzeni pracy. Stojąc i poruszając się, ludzie udają zachowanie eool, luźniejsze, jednak jest ono bsrdzo wymodelowane, przystosowane do „struktury" „nowoczesnej" przestrzeni. Siedząc każdy w swym kącie, których jest a w oczywiście wiele, wyczerpują '? samym wydzielaniu z siebie SO sztucznej samotności, odbudowywaniu swej „sfery". Tu również mamy do czynienia z piękną taktyką odstraszania: skazujemy ich na wykorzystanie całej ich energii w akcie tej indywidualnej obrony. Co zadziwiające, odnajdujemy tu Lę Karną sprzeczność, która właściwa jest rzeczy Beaubourg: ruchoma, Komutująca, cool i nowoczesna częsc zewnętrzna — wnętrze kurczące się pod naciskiem dawnych wartości. dzialnosci, przejrzystości, wielopostaciowosci, konsensu i -kontaktu sankcjonowana — z pomocą szantażu — zagrożeniem bezpieczeństwa, jest dzisiaj potencjalnie przestrzenią wszelkich stosunków społecznych. Należy do niej wszelki społeczny dyskurs, n w tej perspektywie, podobnie jak w perspektywie obchodzenia się z kulturą, Beaubourg - stojąc w całkowitej sprzeczności do swych jawnych celów - stanowi genialny pomnik naszej nowoczesności, Przyjemnie pomyśleć, że projekt jego wybudowania nie brodził się w umyśle jakiegoś rewolucjonisty, lecz trzeźwo myślących wyznawców istniejącego stanu rzeczy, pozbawionych jakiegokolwiek zmysłu krytycznego, a zatem bliższych prawdzie, /dolnych w swym uporze skonstruować i uruchomić maszynę nie podlegającą w gruncie rzeczy kontroli, nad którą władza wymyka im się z rąk w wyniku sukcesu odniesionego pr?ez nią samą, i która stanowi najwierniejsze odbicie - nawet w swych sprzecznościach - obecnie istniejącego porządku. Oczywiście, wszelkie treści kulturowe prezentowane w Beautaourgu są anachroniczne, ponieważ właściwym odpowiednikiem owej architektonicznej powłoki mogłoby być jedynie puste wnętrze. Ogólne wrażenie, jakie można tutaj odnieść, jest takie, •s.a wszystko pogrążone jest tu w stanie poddanej owocnej terapii śpiączki, że wszystko pragnie ożywienia, a jest jedynie reanimacją, i że dzieje się tak właśnie dlatego, że kultura jest marIwa, co Beaubourg odtwarza we wspaniały i godny podziwu sposób, choć niejako ze wstydem, podczas gdy należałoby ową śmierć przyjąć z triumfem i wznieść pomnik, a może też antypomnik, odpowiadający fallicznej impotencji wieży Eiffela w epoce, w której powslaia. Pomnik ku czci całkowitego odłączenia, hiperrzeczywistosci i implozji kultury - zbudowany dziś dla nas tak naprawdę z elektronicznych obwodów, których działaniu bezustannie zagraża niebezpieczeństwo krótkiego spięcia o skutkach na gigantyczną skalę. Beaubourg sam w aobie jest już kompresją, na wiór dziel Cćsary — wiefkipi postaci kuiturv która zmiażdżona 7i>s1;ił"i 1117 przez swój własny ciężar - podobnie jak ruchome samochody zamrożone w przestrzeni geometrycznej bryły Tak jak auta Cesara, ocalone z jakiegoś fikcyjnego wypadku, nie należącego Już do przestrzeni zewnętrznej, lecz immanentnego wobec metalicznej i mechanicznej struktury, który uczyniłby z nich sześcienne stosy żelastwa, gdzie chaotyczne formy złożone z rur, dźwigni, elementów karoserii, metalu i ludzkiego ciała wewnątrz zostałyby wycielę a wykorzystaniem takiego geometrycznego wzoru, by zajmowały najmniejszą możliwą przestrzeń — w ten sam sposób kultura w Beaubourg zostaje zmiażdżona, zwinięta, rozdrobniona i ściśnięta w swych najmniejszych prostych elementach wiązka, transmisyjna! nie funkcjonujący jui metabolizm, zamrożony jak mechanoid z dziedziny science-fietion, (wykalkulowaną?) kruchością, działającą prewencyjnie na wsselką tradycyjną mentalność bądź monumentalność, otwarcie ogłasza takt, ze nasz czas nie będzie juz nigdy trwaniem, ze jedyną naszą czasowością jest przyspieszająca cyklicznosć i recykling, krą/enie i przepływ płynów. Jedyną naazą kulturąjest w gruncie rzeczy kultura węglowodorów, rafinaqi, krakowania, rozbijania i miażdżenia kulturowych cząstek, ich rekombinacja pod postacią produktów syntetycznych. To właśnie Beaubourg jako muzoum chcu ukryć, lecz Beaubourgjako szkielet to ujawnia. I to decyduje ostatecznie o pięknie konstrukcji i porażce wewnętrznych przestrzeni. W każdym razie sama ideologia „produkcji kulturalnej" stanowi anl.yteze wszelkiej kultury, tak samo jak ideologia widzialności i wielopostaciowej przestrzeni: kultura jest miejscem tajemnicy, uwodzenia, inicjacji, ograniczonej wymiany symbolicznej w wysokim stopniu zrytualizowanej. Nikt nic nic może na to poradzić. Tym gorzej dla mas, tym gorzej dla Beauuuurga. Jednak zamiast zgnieść i skompresować wszelką kulturę w owej szkieletowej konstrukcji, która w każdym razie ma taką Co zatem należałoby umieścić w Beaubourgu7 Nic. Pustkę, która oznaczałaby uniknięcie wszelkiej kultury sensu i zmydłu estetycznego, Lecz to jest wdąż przejawem zbytniego romantyzmu, nadal jest zbyt przerażające i dotkliwe, owa pustka byłaby ciągle równoznaczna z antykulturowym arcydziełem. Być może należałoby umieścić tam wirujące lampy stroboi żyroskopowe, żłobiące przestrzeń, której poruszającym się u podstawy elementem byłby ludzki thim? W istocie Beaubourg stanowi doskonale unaocznienie faktu, że porządek symulakrów może być podtrzymywany jedynie jako alibi uprzedniego porządku. Tutaj, szkieletowa konstrukcja złożona z przepływów i połączeń powierzchni przywłaszcza sobie jako treść tradycyjną kulturę głębi. Poprzedni porządek symulakrów (porządek sensu) dostarcza pustej materii (substancji) kolejnemu porządkowi, któremu nieznane jest już nawet rozróżnienie pomiędzy znaczącym a znaczonym, formą a treścią, która ją wypełnia. sara. Wystawia się Dubuffeta i kontrkulture, których odwrócona symulacja służy jako odniesienie do i dla martwej kultury. W owym szkielecie, który mógłby pehiić funkcjo mauzoleum ku czci bezużytecznej operacjjności znaków, pod egidą nieśmiertelności kultury wystawia się tam ponownie efemeryczne i samoniszczące się machiny Tinguely'ego. W ten sposób neutralizuje się wszystko zajednym zamachem: Tingudy zostajo zabalsamowany w muzealnej instytucji, Beaubourg ustępuje przed swymi Na szczęście, wszelki sytnulakr wartości kulturalnych 30stiyc z sury unicestwiony przez zewnętrzną architekturę", która - ze swym szkieletem rur i wyglądem przypominającym budynek wystawienniczy na światowych targach, wraz- ze swą •Co* •nnego je ssyz napierając i kulturalny [ji ojukt Ke lać z tego roskoaz (wró Pytanie „Co należałoby umieścić w Beaubourgu?" jest zatem absurdalne. Nie można znaleźć na nie odpowiedzi, ponie83 niewykonalne. Tutaj tkwi nasza prawda, prawda Mobiusa - niemożliwa do urzeczywistnienia utopia, nie ma co do tego wątpliwości, lecz której Beaubourg mimo wszystko dostarcza racji, w tej mierze, w jakiej każda zawarta w nim treść atanowi spmecmoSć i zostaje z góry unicestwiona przez formę, w której A jednak - jednak... gdyby cos miało się znaleźć w Beaubourgu - powinien to być labirynt, niekończąca się biblioteka na podlegającym kombinatorycznej zasadzie planie architektonicznym, zależna od przypadku redystrybucja losu, na wzór gry bądź loterii - krótko mówiąc, wszechświat Borgesa - bądź też okrężne Ruiny- zwielokrotniony łańcuch jednostek śnionych praktykowania fikcji). Przeprowadzano hy tu eksperymenty szczepieniem, implozją, zwielokrotnieniem, aleatorycznymi łańcuchami i ich zerwaniami - nieco podobnie jak w EłLploratorium w San Francisco bądź w powieściach Philipa Dicka - krótko mówiąc, kultura symulacji i fascynacji, a nic dawna kultura produkcji i sensu: oto, co można by tam zaproponować, coś, co nie byleby żałosną antykulturą, Czy to możliwe? Nie tutaj, nigdzie. Od dsiaiąj jedyną prawdziwą praktyką kulturową o charakterze masowym, naszą [nie różnicy), jest aleatoryczna praktyka manipulowania sensem w przestrzeni labiryntu, praktyka jednak sensu już pozbawiona. Z drugiej jednak strony nie jest prawdą to, że w przypadku Beaubourga zachodzi brak apójnośei pomiędzy formą w wypełniającą ją treścią. Byłoby tak, gdybyśmy wierzyli w jakimś stopniu oficjalnemu projektowi kulturalnemu. Jednak w tym przypadku mamy do czynienia •/. czymś przeciwnym. Beaubourg jest niczym więcej jak tylko zakrojonym na ogromną skalę prejek-,. tom działań, mającym na celu przeobrażenie owej słynnej trądy-, cyjnej kultury sensu w aleatoryczny porządek znaków, por dek symulakrów (trzeciego rzędu), doskonale odpowiadający ; porządkowi przepływów i rur na fasadzie, W tym celu włain po to, by wdrożyć masy w ów nowy semiurgiesny porządek, są one tutaj zapraszane - pod stojącym z nim w sprzeczności pretekstem akulturowsnia ich do sensu i głębi. Należy zatem wyjść od takiego oto aksjomatu: BeaubouTg jest pomnikiem kulturowej prewencji. Za muzealnym scenariuszem służącym jedynie ocaleniu humaniatycznej fikcji kultury kryje się prawdziwa praca śmierci kultury, a masy zachęcane są radośnie do tego, by podjęły prawdziwą pracę kulturowej żałobyr A one dają się na to złapać. Tu tkwi największa ironia Beaubourga: masy szturmują Centrum Pompidou nie dlatego, że ślinią się na myśl o kulturze, której były pozbawione od wieków, lecz z tego powodu że po raz pierwszy niąją okazję masowo brać udział w lej wielkiej pracy żałoby po kulLurae, której w gruncie rzeczy tak naprawdę zawsze nienawidziły Nieporozumienie jest zatem całkowite, skoro uznajemy Beaubourg za maaową kulturową mistyfikację. Masy przypuszczają szturm na Centrum Pompidou po to, by czerpać rozkosz z owego uśmiercenia, owego ćwiartowania i rozkładu. operacyjnego sprostytuowania kultury, która w końcu zoataje unicestwiona, włączając w to wszelką kotltrkulturę, będącą niczym więcej jak jej apoteozą. Masy przypuszczają szturm na Beaubourg w taki sam aposób, jak biegną na miejsce katastrofy, z równie wielkim rozpędem i uniesieniem. Lepiej rzecz ujmując: one same są katastrofą Beaubourga. Ich liczebność, tratowanie przez nie wszystkiego, co napotykają po drodze, ich fascynacja, ich niepohamowana żądza zobaczenia wszystkiego i możliwości manipulowanie wszystkim, jest zachowaniem obiektywnie zgubnym i niosącym katastrofalne skutki dla całego togo przedsięwzięcia. Problemem jest nio tylko to, że ich ciężar stanowi zagrożenie dla budynku; ich przyczepność, ich ciekawość unicestwia same treści owej kultury ożywiania. Ów szturm jest całkowicie niewspółmierny z tym, co zamierzano uznać za eel kulturalny, jest jego radykalnym zaprzeczeniem, zarówno w swym ekscesie, jak i sukcesie. Zatem to masa pełni funkcję katastrofalnego czynnika w tej strukturze katastrofy, to ramo masa kładzie kres masowej kulturze, Krążąc w przestrzeni przejrzystości, przekształca się c rzecz jasna w przepływ czy strumień, lecz jednocześnie, popr swą nieprzejrzystość i bezwładność, kładzie kres owej „wielopoptaciowej" pi-Knrti.rzeni. Zachęca się ją do uczestnictwa, do symulacji, do gry modelami - masa rndzi sobie jeszcze lopioj: uczestniczy i manipuluje w tak doskonały apnsób, że wymazuje; wszelki sens, który starano się nadać tym operacjom i zacz stanowić zagrożenie dla samej infrastruktury budynku. W ten sposób swego rodzaju parodia, hipersymulacja jako odpowie na symulację kulturową niezmiennie przemienia masy, które , miały stanowić jedynie inwentarz, rezerwę kultury wsprawem morderstwa dokonanego na owej kulturzo, której Beaubour. był jedynie wstydliwym wcieleniem. Należałoby przyklasnąć owemu sukcesowi systemu kultu- i rowej prewencji. Wszystkim antyartystom, lewakom i tym, któ-. rzy żywią pogardę dla kultury, nigdy nio udało sie osiąg choćby w przybliżeniu takiej skuteczności odstraszania, j osiągnęła owa monumentalna czarna dziura, jaką jest Beau- : bourg. Jest to przedsięwzięcie prawdziwie rewolucyjne i to wła-1 śnie dlatego, że jest mimowolne, bezsensowna i niekontrolowa-, ne, podczas gdy wszelkie sensowne działania mające na celu po-: łożenie kreau kulturze przyczyniają się -jak wiemy — tylko do \ jej wskrzeszenia. którą gmach traktuje jako rodzaj konwertora, jako camera ob- j kładów i wydajności -dokładnie w laki sam sposób, w jaki rafi- j neria przerabia produkty naftowe lub masy surowca. Nigdy wcześniej bardziej oczywistym nie atał się fakt, że j treść- tutaj kultura, gdzie indziej informacja bądi*towar- sla-.j nowi jedynie fantomowy nośnik operacji samego medium, któ- j rego funkcja polega zawsze na tym, by naindukować masy, wy- $ tworzyć jednorodny, ludzki i umyaiowy, strumień. Masowy! ruch, ndbywsjacy się w obu kierunkach, podobny do wahadło-1 wego ruchu oaób dojeżdżających z przedmieść i korzystających i z komunikacji podmiejskiej, pochłanianych i wyrzucanych ! o ustalonych godzinach przez ich miejsce pracy. I właśnie o s 86 go rodzaju pracę uu chodzi - pracę sprawdzania, sondażowego badania, kontrolowanego przepytywania: ludzie przychodzą tupytania, które mogą sobie zadać, bądź raczej sami pojawią/ą nic ,;VAo odpowiedź na funkcyjni* i kontrolne pytanie, które stanoniamy tu do czynienia z zaprogramowaną dyscypliną, której wymogi uległy zatarciu za równią pochyłą tolerancji. Z dala od tradycyjnych instytucji kapitału, hipermarket bądź Beaubourg jako „hipermarket kultury" stanowią już model wszelkiej możliwej postaci przyszłej i odbywającej się pod pełną kontrolą socjalizacji: ponowne scałościowanie i ujednolicanie w formie jednorodnej czasoprzestrzeni wszystkich rozproszonych funkcji ciała i życia społecznego (praca, czas wolny, Środki przekazu, kultura), retranskrypcja wszystkich stojących ze sobą w sprzeczności przepływów w kategoriach obwodów ocalonych Czasoprzestrzeń wszelkiej operacyjnej symulacji życia społecznego. W tym celu masa konsumentów powinna być równoważna bądź równorzędna względem masy produktów. To zestawienie i stopienie tych dwóch mas dokonuje się zarówno w hipermarkeciejakiwBeaubourgu, co czyni z nich coś całkowicie innego od tradycyjnych ośrodków kultury (muzeów-pomnikow, galerii, bibliotek, domów kultury itp.). Tutaj wytwarza się masę foytyczną, po której osiągnięciu towar staje się hipertowarujn, a kultura — hiperkulturą, co oznacza, ze nie jestjuz ona zależna od dających się odróżnić wymian czy określonych potrzeb, lecz wiąże się ze swego rodzaju całkowicie deskiyptywnym uniwersuin bądź obwodem scalonym, w którym impuls przebiega z jednego miejsca do drugiego, z nieustającą transmisją wyborów, lektur, odniesień, marek, dekodowania. W tym miejscu celem obiektów kulturowych, podobnie jak gdzie indziej przedmiotów konsumpcji, jest nic innego jak podtrzymywanie wszystkich w stanie scalonej masy, sterowanego elektronicznie strumienia, markecie, hiperrealności towaru - i tego oto uezymy się w iSeaubourgu: hiperrealności kultury. Owo cięcie, przegrupowanie i przeklasyfikowanie, interferenga wszystkich kultur, owa bezwarunkowa estetyzacja sta- nowiąca o hiperrealności kultury, rozpoczynają się już wraz z pojawieniem aię tradycyjnie pojmowanego muzeum, jednak muzeum jest nadal pamięcią Nigdy wcześniej w równym atopmujak tutaj kultura nie straciła, pamięci no rzecz procesu magazynowania i funkcjonalnej redystrybucji. Tłumaczy to zaś fakt o ogólniejszym charakterze, polegający na tym, że wszędzie w „cywilizowanym" świecie budowanie magazynów dla przedmiotów pociągnęło za sobą uruchomienie dopełniającego proceau magazynowania ludzi: kolejki, oczekiwanie, korki uliczne, koncentracja, libfit. Oto prawdziwa „masowa produkcja", jednak nie w znaczeniu produkcji masowej ilości dóbr bądź produkcji na użytek maa, lecz produkcja samej masy. Masa jako końcowy produkt każdego społeczeństwa, kładąca tym samym jednak kres społeczeństwu, gdyż maaa, co do której chce aię nas przekonać, że to one jest tym, co społeczne, jeat - przeciwnie miejscem implozji sfery społecznej. Mesa stanowi sferę coraz bardziej zagęszczoną, nr której implozji i utęhlonięciu w proce.iii: nieprzerwanej symulacji ulega wszystko to, co społeczne. Stąd Sw efekt wklęsłego zwierciadła: ujrzawszy masę wewnątrz, skuszone tym widokiem masy same będą skłonne przybyć. Typowa metoda atosowana w marketingu: wszelka ideologia przejrzystości właśnie stąd czefpie swój sens.Auciekającsiędoinacenizacji wyidealizowanego i pomniejszonego modelu, żywimy nadzieję na przyspieszenie i zwiększenie siły tiąjenia, na doprowadzenie do automatycznej aglutynacji kultmy na wzór aamoczynnego i mechanicznego skupiania aię mas. Mamy tu do czynienia 'i, tożsamymi ze soor^ procesami: operacja jądrowej reakcji łańcuchowej jest tym aamym, co epekularne działanie białej magii. Beaubourg staje aię w ten sposób po raz pierwszy w skali kuilury tym, czym hipermarket byi w skali handlu: doskonałym, operatorem cyrkulacji, świadectwem czegokolwiek bądź (towaru, kultury, tłumu, sprężonego powietrza), za sprawą siuego własnego przyspieszonego krążenia. Jednak jeśli magazynowanie przedmiotów pociąga za sobą również magazynowanie ludzi, to przemoc krawcu się w składowaniu przedmiotów puciąga za sobą przeciwstawną przemoc człowieka. W każdym procesie magazynowania ukryta jest przemoc, istnieje również przemoc właściwa i swoista dla każdej masy ludzkiej, wynikająca z faktu charakteryzującej ją implozywności - przemoc właściwa jej chceniu, związana z jsj zagęszczaniem się wokćł własnego środka bezwładności. Masa stanowi środek bezwładności, a tym samym także ośrodek całkiem nowej i niewytłumaczalnej przemocy, odmiennej od tej, która miała charakter wybuchowy. Masa krytyczna, masa implozyjna. Przekroczenie granicy .10 000 jednostek pociąga za sobą ryzyko „demontażu" konstrukcji Beaubourga. Niech masa namagnesowana przez strukturę stanie się niszczycielską zmienną samąj struktury - jeśli pomysłodawcy tego właśnie pragnęli (lecz czy można się tego spodziewać?), jeśli w ten sposób zaprogramowali możliwość położenia za jednym zamachem kresu architekturze i kulturze wówczas Beaubourg stanowi najbardziej śmiały i nowatorski obiekt, najbardziej udany happening naszego wieku. Zdemontujcie Beaubourg! Hasło nowej rewolucji. Nie warto go podpalać, nie warto go kontestować. Naprzód! To najlepszy sposób, by go zniszczyć. Sukces Beaubourtfa nie atanowijuź tajemnicy: ludzie przybywają tam wiośnie po to, szturmują ten gmach, którego kruchość tchnie już katastrofą, w jednym jedynym celu-po to, by spowodować jego rozkład. Oczywiście ludzie ci są posłuszni imperatywowi prewencji: dostarcza się im przedmiotu do spożycia, kultury do pożarcia, budowli do rozporządzania. Zarazem dążą, celowo i z rozmyłem, choć o tym niewiedzą, doj«go unicestwienia Siturmjest jedynym aktem, na który może zdobyć aię masa jako taka - masa działająca jak pocisk, masa, która rzuca wyzwanie gmachowi masowej kultury, maaa, która puprzez własny ciężar, a zatem właściwość w najwyższym stopniu pozbawioną eensu, najbardziej idiotyczną i najmniej kulturalną ze wszystkich, podejmuje wyzwanie kulturalności rzucono jej przez Beaubourg. Na wyzwanie masowej akulturacji do wyjałowionej kultury masa odpowiada destrukcyjnym uderzeniem, którego przedłużeniem staje się brutalna manipulacja. Ka umysłową prewencję masa odpowiada bezpośrednią i fizyczną akcją odstraszającą. Oto jej własne wyzwanie. Jej podstęp, polegający na tym, by odpowie- dzieć z użyciem tych samych środków, za których pomocą się ją pobudza i przyciąga, polegający jednak również na czymś więcej -jego celem jest odpowiedzieć na symulację, w której się masę tecznego, wykraczającego pozsjej cele i uziaiającggojab niszczy16 cielska hipersymulacja . Ludzie pragną zdobyć wszystko na własność, wszystko splądrować, wszystko poireć, wsiystkiin manipulować. Widzenie, Panika w zwolnionym tempie, pozbawiona zewnętrznej przyczyny. Jest to przemoc tkwiąca wewnątrz nasyconego układu. ImphąjaEeaubourgnie mógłby spłonąć, bynajmniej, wszysUsu zusLujuś jakiegokolwiek, choćby wyobrażonego, możliwego scenariujza dla tego typu budynku. To implozja jest jedyną potencjalną formą zniszczenia owego „czwórkowego cybernetycznego i kombinatorycznego sw^Q•Ła. Obalenie, pełne przemocy zniszczenie jest odpowiedzią na nym masowym afektem są uczucia wiążące się z możliwością rozporządzania. Organizatorów (oraz artystów i intelektualistów) przeraża owa niekontrolowana kapryśność, gdy* jedynym, na co liczą, jest przyuczenie mas do spektaklu kultury, Nie spodziewają się o w ą czynnej, niszczycielskiej fascynacji, pierwotnej i gwałtownej odpowiedzi na dar niezrozumiałej kultury, Beaubourg mógł albo powinien byl zniknąć nazajutrz po otwarciu, zdemontowany i splądrowany przez tłum, dla kL<Vego stanowiłoby to jedyną możliwą odpowiedź ną absurdalne wyzwanie przejrzystości i demokratyczności kultury - każdy mógłby zabrać ze sobą jedną śrubę, fetysz owoj kultury, która sama &tala się fetyszem. Ludzie przychodzą tu dotykać, patrzą tak, jak gdyby dotykali, ich spojrzenie jest jedynie jednym z wielu aspektów dotykowej manipulaiai. Chudli lu oczywiście o uniwersum dotykowe, już nie wzrokowe czy dyskursywne, a ludzie zostają bezpośrednio zaangażowani w ten proces: manipulować / być manipulowanym, wentylować / być wentylowanym, krążyć / powodować krążenie - co nie należy już do porządku przedstawienia ani dystansu czy refleksji. Jest to coś, co przypomina raczej panikę i paniczny świat. 111 Wobęc owci masy k]ytycsnej i jej radykalnego, pełnego zrozumie parcia dla Bs&ubmirga, na kpinę lakrawa manifestacja studentów Vii ri, systemów kombinatorycznych i przepływów jest regresja i implo^ja. Podobnie rzecz się ma w przypadku instytucji, państwa, ckhploiji wskutfik nadmiernego nagromadzenia sprzeczności, nie jest właśnie niczym więcej jak mrzonką. Tym, co się wydarza, jest w rzeczywistości to, że instytucje samoczynnie implodują w wyniku nadmiernej ilości rozgałęzień, przeciążeń układów sprzężenia zwrotnego, zbytnio roi budowanych obwodów kontrolnych. Władza implodąje, oto jej dzisiejszy sposób na •i niknięcie. Podobnie rzecz się ma z miastem. Pożary, wojny, epidemie, rewolucje, krańcowa przestępczość, katastrofy; cała problemawobec miasta, ma w sobio co; archaicznego w stosunku do prawdziwego aposobu na unicestwienie. Nawet plany budowy podziemnych miast - chińska, wersja pogrzebania struktur i konstrukcji - są naiwne. Miasto nie odtwarza się już zgodnie z ogólnym schematem reproduk^i, klóry zależny jest jeszcze od ogólnego schematu produkcji, ani zgodnie ze schematem podobieństwa, który zależny jest jeszcze ud schematu przedstawienia (w ten sposób odbudowywało się miasta po drugiej wojnie światowej). Miasto nie powstaje już ; martwych, nawet w swej istocie - odtwarza się na matrycy pewnego rodzaju kodu genetycznego, umożliwiającego powtarzanie jego wzoru nieskończoną ilość razy na podstawie zgromadzonej cybernetycznej pamięci. Skończyła aię nawet utopia 91 Borgesa, utopia mapy pokrywającej caie terytorium i podwajającej je w całości: dziś symulakr nie ma już związku z kopiowaniem czy reduplikaeją, lecz ?. genetyczną miniaturyzacją. Koni™ przedstawienia orai imploąja, również tutaj,, wszelkiei przestrzeni w nieskończenie malej objętości pamięci, która o niczym nie zapomina i nie należy już do nikogo. Symulacja o charakterze nieodwracalnym, immanentnym, corax gęściej upakowanym, potencjalniB nasycona, która już nigdy nie ulegnie wyzwalającej eksplozji. tomów znajdujących się w stadium ekspansji. Jest nieczytelna dlatego, że jest nieokreślona. To zaś z tego względu, że aleatoryczne modele, ktńre zastąpiły klasyczne deterministyczne modele przyczynowości, zasadniczo się od nich nic różnią. Stanowią wyraz przejścia od określonych systemów ekspandujących do systemów produkcji i ekspansji we wszystkich możliwych kierunkach - promieniście bądź rizomatycznie, to bez znaczenia — wszelkie filozofie rozbicia i rozproszenia energii, promie- Byliśmy kulturą wyzwalającej przemocy (racjonalności). Niezależnie od tego, czy była to kultura kapitału, uwolnienia sit produkcyjnych, nieodwracalnego poszerzenia pola rozumu i pola wartości, przestrzeni zdobywanej i kolonizowanej, póki nie osiągnęła charakteru uniwersalności - czy też kultura rewolucji, która antycypowała przyszłe formy społeczeństwa i społecznej energii - schemat pozostaje ten sam: schemat sfery w stadium ekspansji dokonującej się poprzez fazy powolni; bądź gwałtowne, schemat wyzwolonej energii - wyobrażenie w tym samym kierunku, ku nasyceniu nk po nrymniejsze uczcimy i ku nieskończoności sieci. Różnica pomiędzy tymh co molowe a tym, co cząsteczkowe dotyczy jedynie rodzaju modulacji i jest być może ostatnią z rozmc w zasadniczym energetycznym procesie rozwoju ekspandujących systemów. l'rzemoc, ktćrti towarzyscy tej kulturze, to przemoc rod/ąca poszerzony świat: przemoc produkcji. Przemoc ta jest dialektyczna, energetyczna, katarktyczna. To właśnie ją nauczyliśmy aię analizować, to ona wydaje się nam bliska i znajoma: przemoc, która wytycza drogi życia społecznego i prowadzi do nasycenia cafego pola społecznego. Jest to przemoc określona, analityczna, Zupełnie innego rodzaju przemoc objawia się dzisiaj, jest tn przemoc, której nie potrafimy już zanalizować, ponieważ wymyka się ona tradycrfnemu schematowi przemocy eksplozywnej: jest to przemoc imploiywna, wynikająca już nie z poszerzeniu systemu, lecz z jego nasycenia i skurczenia, podobnie jak w przypadku fizykalnych systemów gwiezdnych. Przemoc tu jest konsekwencją nadmiernego zagęszczenia układu społecznogo, stanu przeregulowania systemu, przeciążenia sieci (wiediy, informacji, władzy) i hipertrofii kontroli blokującej wszelkie Przemoc tajest dla nas niezrozumiała z tego oto powodu, »s wszelkie nasze wyobrażenia zesrodkowują się wokół logiki sys- Co innego gdy przechodzimy z millenarystycznej fazy wyswego rodzaju maksymalnego poziomu promieniowania (pod tym kątem należy przyjrzeć się ponownie Bataille'ow6kim pojęciom zatraty i wydatkowania oraz mitowi solarnemu o niewyczerpywalności promieniowania, na którym autor opiera swą antropologię zbytku: to ostatni wybuchowy mit promieniowania w obrębie naszej filozofii, w gruncie rzeczy ostatni fajerwerk ekonomii ogolnei, locz dla nas me ma tojuz znaczeniu), do fazy regresji życia społecznego - dokonującego się na ogromną skalę odwrócenia pola, gdy osiągnięty zostaje już punkt nasycenia Systemy gwiezdne również nie przestają istnieć, gdy ich energia promieniowania ulegnie rozproszeniu: implodmą w procesie przebiegającym początkowo powolnie, następnie stopniowo przyspieszają- ulegają skurczeniu przy nieprawdoniającymi w3zelką energie z otoczenia, póki nie staną się czarnymi dziurami, w których świat taki, jak myg" pojmujemy, jak też promieniowanie i nieskończony potencja) energii, ulegają zniesieniu. Być moie wielkie metropolie - one z pewnością, jeśli ta hipoteza ma choćby odrobinę sensu - stały się w tym znaczeniu ośrodkami implozji, ośrodkami absorpcji i resorpcji samej afery społecznej, której zloty wiek, wspńlcaesny podwójnemu pojęciu kapitału i rewolucji, bez wątpienia już minął. Społeczeństwo, w sposób powolny bądź gwałtowny, ulega uwsteeznienru w polu bezwładności, które otacza już sferę polityczną. (Przeciwstawna energia?). Należy wystrzegać się uznania implozji za proces negatywny, przebiegający bezwładnie, działający wstecz, co narzuca nam sam język, promujący przeciwstawne kategorie ewolucji czy rewolucji. Implozja jest swoistym procesem o nieprzewidywalnych konsekwencjach. Maj 1968 roku byt niewątpliwie pierwszym wydarzeniem imploaywnym, wbrew zabiegom mającym na celu przewartościowanie go w kategoriach rewolucyjnej prozopopei, byt on gwałtowną reakcją na nasycenie pola ftpolecznego, retrakują, wyzwaniem rzuconym hegemonii życia spolecznago, co skądinąd stało w sprzeczności z ideologią samych jego uczestników, sądzących, że poszerzają poie społeczne - oto władające nami bezustannie wyobrażenie. Znacząca większość wydarzeń roku 1968 mogła jednak nadal być wynikiem owej rewolucyjnej dynamiki i wybuchowej przemocy, w tym samym czasie rozpoczęło się jednak również coś innego: gwałtowny proces uwstocznionia się sfery społecznej w tym określonym punkcie oraz wynikła zeń, w krótkim okresie czasu, naglą implozja władzy, która od owego momentu nie ustaje - tym, co noj, instytucji, wtadzy, a nio jakaś niespotykana rewolucyjna dynamika. Przeciwnie, sama rewolucja, idea rewolucji również ulega implozji, która jest bardziej brzemienna w skutki niż saOezywiScie od roku 1968 i d?ięki niemu sfera społeczna, podobnie jak pustynia, powiększa się - uczestnictwo, zarządzanie, powszechna samorządność itp. -jednakjednocześnie zbliża się ona pod wieloma i to coraz liczniejszymi względami do punkti swego zaniku i calku witej regresji. Powolny wstrząs, niezrozumiały dla rozumu historycznego. Hipermarket i hipertowar Już w promieniu trzydziestu kilometrów strzałki kierują nas ku owym wielkim centrom sortowania i selekcji, którymi są hipermarkety, ku tej hiperprzestrzeni handlu, w której wypracowuje się t. wielu stron nową formę życia społecznego. Trzeba zwrócić uwagę na to, w jaki sposób hipermarket zesrodkowuje i dokonuje redystrybucji całej okolicy i jaj ludności, w jaki sposób koncentruje i racjonalizuje rozkład zajęć, trasy, działania powodując ogromny ruch odbywający się w obu kierunkach, przypominający do złudzenia ruch osób dojeżdżających z przedmieść i korzystających z komunikacji podmiejskiej, pochłanianych i wyrzucanych o ustalonych godzinach przez ich miejsce pracy. W istocie chodzi tu jednak o innego rodzaju pracę, pracę akulturacji, konfrontacji, badania, kodu i społecznego osądu; ludzie przybywają tu po to, by odnaleźć i dokonać selekcji pr^-fidmiotów-odpowiedzi na wszelkie pytania, które mogą sobie zadać, bądź raczej sami pojawiają si? jako odpowiedź na funkcyjne i kontrolne pytanie, jakim są przedmioty. Przedmioty nie są już towarami, nie są już nawet w sensie ścisłym znakami, które można by odczytać i których sens oraz przekaz należałoby sobie przyswoić, stanowią raczej łeat, to one zadają nam pytania, a my zostajemy wezwani, by udiielić na nie odpowiedzi, która zawarta jest w samym pytaniu. W podobny sposób funkqonu]e wszelki medialny przekąs: nio chodzi tu ani o informację, ani o komunikację, mamy tu do czynienia z referendum, bezustannym testera, zapętloną odpowiedzią i potwierdzeniem kodu. Brak głebi, brak perspektywy, brali finii ucieczki, wzdiuz których mogłoby się zagubić spojrzenie, totalny ekran, gdzie tablice reklamowe i same produkty w swej nieprzerwanej ekspn95 zycji odgrywają rolę następujących jeden po drugim i równoważnych sobie znaków. Zatrudnia się [U pracowników zajmujących się wyłącznie tym, by przywrócić do porządku proscenium, ekspozycyjną powierzchnię, na której konsument mógłby poprzea swój wybór dokonać jakiejś wyrwy. Samoobsługa powiększa jeszcze ów brak głębi: ta sama jednorodną przestrzeń, pozbawiona mediacji, łączy ludzi i rzeczy, jest to przestrzeń bezpośredniej manipulacji. Lecz kto tu kim manipuluje? Nawet represja zostaje włączona jako znak w to uniwersum symulacji. Represja, która stała eię prewencją, jest jedynie dodatkowym znakiem w uniwersum perswazji. Obwody telewizji przemysłowej mająceg zapobiegać kradzieżom same stanowią. element symulacyjnej dekoracji. Doprowadzony do doskonałości nadsór nad wszelkimi miejscami wymagałby urządzeń kontrolnych o wiele bardziej skomplikowanych i wyrafinowanych niż sam sklep. To zaś nie byłoby opłacalne. Instaluje się zatem aluzję do represji, jedynie „oznaki" tego porządku, znaki te mogą wobec tego współistnieć ze wszystkimi innymi, również wraz z przeciwstawnym nakazem, na przykład takim, który ukazuje się na ogromnych tablicach, zachęcających was do tego, byście się odprężyli i dokonali wyboru w pełnym spokoju ducha. Tablice tg jednak w swej istocie, w równie doskonały bądź równu bezskuteczny sposób jak „policyjna" telewizja, Siedzą was i nadzorują. To ona was obserwuje, wy sami się w niej przeglądacie, zmieszani z innymi w tłumie; jest ona pozbawionym podlewu • zwierciadłem konsumpcyjnej aktywnoSci, grą podwojenia i powtórzenia, zamykającą ten świat w obrębie jego samego. Istnienie hipermarketu jest nieodłączne od istnienia okala-' jących i karmiących go autostrad, parkingów z ich kolejnymi warstwami samochodów, komputerowych terminali - i jeszcze ,! dalej, w koncentrycznie rozchodzących się kręgach, od całego 5 miasta jako totalnego ńinkt.jonalriego ekranu aktywności. Hiper- : market przypomina wielką fabrykę montażową, do tego niemal ( stopnia, że podmioty (bądź przedmioty), ruchome i zdecentro- ] wane, zamiast hyć spętane łańcuchem pracy przez jakiś racjo-, nalny i bezustanny przymus, sprawiają wrażenie, jak gdyby j przemieszczały się z jednego ogniwa łańcucha do drugiego po j zupełnie przypadkowych trajektoriach. Kolejność, selekcja,' kup również rządzą się przypadkiem, w odróżnieniu od działalności jaką jest praca. Mimo wszystko mamy tu jednak do czynienia z łańcuchem, zaprogramowaną dyscypliną, której zakazy uległy zamazaniu za sprawą równi pochyłej tolerancji, dostępności i hipcrrealności. Hipermarket, wykraczając pn?a funkcje pełnione przez fabrykę i tradycyjne instytucje kapitału, stanowi model wszelkiej przyszłej postaci kontrolowaną socjalizacji: ponowne scałościowanie i ujednolicenie w formie jednorodnej czasoprzestrzeni wszelkich rozproszonych funkcji ciała i życia społecznego (praca, czas wolny, żywność, higiena, transport, środki przekazu, kultura); cetranskrypcja wszelkich sprzecznych ze sobą przepływów w kategoriach obwodów scalonych; czasoprzestrzeń wszelkiej operacyjnej symulacji żyda spoieeznego, każdej struktury środowiska i ruchu. Istnienie hipermarketu, jako futurystycznego, zwróconego w przyszłość modelu (przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych), jest wcześniejsze niż istnienie samoj aglomeracji, to on daje powód dla jej pojawienia się, podczas gdy tradycyjny rynek znajdował się. w samym środku miasta, był miejscem, gdzie miasto i wieś spotykały się ze sobą. Hipormarket stanowi wyraz całego stylu życia, z którego zniknela nie tylko wieś, lecz również miasto, ustępując miejsca „aglomeracji" - funkcyjnemu, w pełni oznakowanemu wielkomiejskiemu strefowaniu, którego hipermarkotjesl. ekwiwalentem, modelem w skali mikro w obszarze konsumpcji. Jednak jego rola oaieko wykracza poza „Konsumpcję", a znajdujące aię w nim przedmioty pozbawione są odrębnej realności: tym, co matu największe znaczenie,jest ich seryjny, okrężny, spektakularny układ, będący modelem przyszłych stosunków społecznych. „Forma" hipermarketu może nam w ten sposób pomóc zrozumieć, o co chodzi 'A owym wieszczonym końcem nowoczesności. Wielkie miasta w przeciągu okoio stu lat US50-1S50) były świadkami narodzin pokolenia wielkich „nowoczesnych" (wiele z nich w taki czy inny sposób noailo to miano) domów towarowych, jednak ta gruntowna modernizacja, owiązana 7, unowocześnieniem środków transportu, nie wstrząsnęła wielkomiejską strukturą. Miasta pozostały miastami, podczas gdy nowopowstające miasta stały się satelitami i uzależniły się od hiper- Implozja sensu w środkach przekazu Istniejemy we wszechśw i którym jest i Wyjaśnienia tego stanu rzeczy dostarczyć mogą trzy poniższe hipotezy! • Albo informacja wytwarza sens (czynnik negentropowy), lecz nie udaje się jej zrównoważyć gwałtownego ubytku znaczenia we wszystkich dziedzinach. Daremnie staramy się wprowadzić ponownie - la pośrednictwem coraz większej liczby mediów - przekaz i treść, gdyż ubytek, zagłada sensu postępuje •wybciej niż próby ponownego jego wprowadzenia. W tym przypadku należy odwołać się do produktywności bazowej - po to, by zastąpić wadliwe środki przekazu, Na tym polega cala ideologia wolnego stówa, mediów zwielokrotnionych w postaci niezliczonych indywidualnych jednostek nadawczych, a tym bardziej ideologia „antymediów" (pirackich radiostacji itp.l. • Albo informacja nie ma nic wspólnego ze znaczeniem. Jeat czymś zupełnie innym, operacyjnym modelem należącym tJo odmiennego porządku, jeet zewnętrzna wobec sensu i jego krążenia w sensie ścisłym. Na tym polega hipoteza Claude's Shannona: hipoteza czysto instrumentalnej sfery informacji, medium technicznego nieuwiklanego w jakakolwiek celowość sensii, która tym samym również nie powinna podlegać jakimkolwiek sądom wartościującym. To rodzaj kodu, którym może być także kod genetyczny: jest on tj-m, czym jest, funkcjonuje tak, jak funkcjonuje, asenajeat czymś odmiennym, pojawia się jak gdyby w następstwie, jak w Przypadku i konieczności Jacques'a Montida. W iym przypadku po proaLu nie byIflby znaczącego związku pomiędzy inflacją informacji a dcflacją sensu. • Albo wręcz przeciwnie, istnieje ścisk i konieczna współzależność pomiędzy jednym i drugim, o tyle, o ile informacja ma bezpośrednio niszczycielski charakter i neutralizuje sens i znaczenie. Ubytek sensu jest bezpośrednio związany z rozpuszczającym, odstraszającym działaniem informacji, mediów i środków masowego przekazu. Hipoteza trzecia jest najbardziej interesująca, lecz stoi w sprzeczności z wszelkimi ogólnie przyjętymi przekonaniami. Wszędzie miarą socjalizacji jest stopień podatności na działanie przekazów medialnych. Zdesocjalizowany bądź potencjalnie aspołeczny jest ten, kto jest w niewystarczającym stopniu podatny na działanie środków przekazu. Wszędzie uważa się. źe informacja powoduje przyspieszenie krążenia sensu, wytwarza wartość dodaną sen3U, stanowiącą odpowiednik wartości ekonomicznej pochodzącej z przyspieszonego obrotu kapitału. Uznaje stwo osiąga tu ogromne rozmiary, pomimo to - na co panuje powszechna zgoda - w sumie powinna pojawić się nadwyżka sensu, której redystrybucji można by dokonać aż po najmniejsze szczeliny gmachu społecznego - podobnie jak - na co również panuje powszechna zgoda - materialna produkcja, pomimo swoich daić do coraz większej zamożności i społecznej harmonii. Wszyscy jesteśmy współwinni powstania tego mitu i uporczywego przy nim trwania. To affa i omega naszej nowoczesności, bez niego wiarygodność naszej organizacji społecznej ległaby w gruzach. Jednak faktem jest, że wali aię ona w gruzy, i dzieje się tak z tego właśnie powodu. Gdyż tam, gdzie -jak sądzimy - informacja wytwarza sens, dzieje się COE wręcz przeciwnegoInformacja pożera własną treść. Pochłania komunikację i sferę społeczną. Dzieje się tak z dwóch powodów: 1. Zamiast sprzyjać komunikowaniu, informacja wyczerpują wyczerpuje się w inscenizowaniu sensu. Dokonujący się na ogromną skalę proces symulacji, ktńry tak doskonale znamy. Wywiady-rzeki, głosy i gadanina, telefony od telewidzów i słuchaczy, wielokierunkowa interaktywność, słowny szantaż; „To 102 was dotyczy, to wy jesteście wydarzeniem itp.". W coraz większym stopniu informację opanowują i pochłaniają tego rodzaju widmowe treści, władzę nad nią zdobywają działające homcopatycznic wszczepy, ugarniają sen na jawie o komunikacji. Układ obwodowy, w którym inscenizuje się pragnienie widowni, antyteatr komunikacji, ktćry -jak wiemy - jest jedynie negatywem powtórnej obróbki i odzysku tradycyjnych instytucji, układem scalonym negacji. Ogromna energia zaprzężona do tego, by trzymać na wyciągniecie ręki ów symulakr, po to, by uniknąć gwałtownej desymulucji, w wyniku której zmuszeni bylibyśmy stawić czoła nagiej rzeczywistości radykalnej utraty sensu. Nie warto sobie zadawać pytania, czy to owa utrata komunikacji pociąga za sobą eskalację symulacji, czy leż symulakr istnieje wcześniej, symulakr, którego celem jest prewencja, uprzedzenie i udaremnienie z góry wszelkiej możliwości komunikacji (precesja modelu kładąca kres rzeczywistości). Nie warto sobie zadawać pytania, która •/, kategorii jest pierwsza, żadna z nich, to proces przebiegający po kole - symulacja, hiperrzeczjwistosć. Hiperrealnosć komunikacji i sensu. Bardziej realna niż sama rzeczywistość. W tsiki oto sposób rzeczywistość ulega uniesieniu. W ten sam sposób, jak komunikacja w obwodzie zamkniętym, funkcjonuje życie społeczne, jako ułuda - do której dołącza sio polega mitu. Zaufanie, wiara w informację wiąże się z tym tautologicznym dowodem, którego system dostarcza sam z siebie, w znakach podwajając rzeczywistość, której nie da się już odnaleźć. • Można jednak sądzić, żeki zaufanie jest równie dwuznaczne jak to, które towarzyszyło mitom w społeczeństwach pierwotnych. Wierzymy w informację i jednoaeśnie nie wierzymy. Nie zadajemy sobie pytań. „Doskonale wiem, lecz pomimo to...'. Ten rodzaj odwróconej symulacji stanowi w maaie, dla każdego z nas, odpowiedź na ową symulację sensu i komunikacji, w której wie•A nas ton system. Odpowiedzią na tautolugiczność systemu jest nieokreślonośd, odpowiedzią na proces prewencji - zniechęcenie lub wiecznie tajemnicza wiara. Mit istnieje, lecz należy wystrzeKUĆ się. uznania, że ludzie w niego wierzą: na tym właśnie polega pułapka myśli krytycznej, która może sit rozwijać jedynie w oparciu o założenie o naiwności i głupocie mas. 103 £- Uprotz owej spotęgowanej inscem^a^fi komunikacji, środki masowego przekazu oraz wymuszana informacja nadal dokonują dziefa nieodwołalnej destrukturyzacji sfery społecznej. W ten sposób informacja rozpuszcza sens i tkankę społeczjest woale przerost innowacyjnoSci, lecz - przeciwnie - osiągnięcie stanu maksymalnej entropii1". W ten sposób środki przekazu nie przyczyniają się już do socjalizacji, wręcz przeciwnie, są czynnikiem implozji życia społecznego, oosonującej się w masach. A ona stanowi w skali makroskopowej jedynie przedłużenie procesu imployi sensu na mitrosKopowym poziomie znaku. Należy poddać ją analizie, wychodząc od formuty McLuhana medium is mesaagem, której konsekwencji dalecy jeszcze jesteśmy od wyczerpania. Jej sensem jest to, że wszelka zawartość sensu pochłaniana jest wydarzeniem - i to niezależnie od tego, czyjego treść jest konformistyczna, czy też wywrotowa. Stanowi to poważny problem dla wszelkiej kontrinformacji, pirackich radiostacji, antymedićw itp. Istnieje jednak coś groSniejszego i poważniejszego, z czego sam McLuhan nie wyciągnął wniosków. Gdyż poza ową neutrali'° MówŁJiamy tutflj o informacji jedynie na społecznym poziomic komunikacji .Jednak pasjonującym przedaiewzLędein byłoby rozdagDąe Łc lupoiozę uo jjofcjom cybernetycznej teorii informacji. Tam również za podstawowe twierdzenie uznaje ale ta, w informacjajest jednoznaczna z negentropią, oporem wohee anlronii, przyrcetem sensu i wzrostem aJożonosci organizacji. Najeżałoby jednak postawić hipotezę nreechmąi MFOEMACJA *. 1SNTROPJ"A. Przykładowo: informacja bq& mażemy nuęć na temat systemu <^y wjdwzenia, już eOuiowi faunę at&mu i prTyeeynia aię do wzrostu jego enln&u (kmiiecuiOBCią j?nt e togo twierdzenia ogólnie na naufcc, a w ezraegalnodcj na humAnial^kę i nauki epoteczne). Informacja, tfi ktdtęj odbija się iub papnet którą rozpowstechnu' się jakieś urydartaiiie, tiwiut jaz ptumiwi zdtgradiHisaną formę trffi \nydarzenia. Nie należy waliac fie pTiied pudjf ciBm w t j t h katęgoriatij a n a l ó y udziału kcoalttw przohaau w v^<darzHniach Maja 1603 roku. Zasięg nadany działaniom studentów umożliwi] atrajk generalny, Jacz lan t ^ t wł&inie czarne sajzynką neutralin^ącą pierwauią pp-alłownoiś tago rudni. Samo wzmocnienie Htanowiło ^mieiłBlnq paliipko. JJ niii piiiy^wnp pirazprwłnie 79krppiL Sti^wr aie uniwprasli^flg] walki ZB poarednicŁwem infiinnacji- Sijzec aię wsaeJJoch kampanii solidarności, te] eleklToiii^zUBJ i jadnocze&nia powazedniei, f a t a l n e j solidanioBc:, WBZBIIIB £ŁTH- te^ia unmeraaliuijr rótnic praywynlji ale do wzrostu entropii oyatamu. ™ Z ang priekaanilrjesŁ praekuzEm fprayp. tlnm.). 104 zacją wszelkich trości można by mie^ jeszcze nadzieję na dopracowanie medium w jego formie i na przekształcenie rzeczywistości za pomocą wpływu, jaki wywiera środek przekazu jako sama forma. (My wszystkie treści zostają już zniesione, pozostaje jeszcze być może rewolucyjna, wywrotowa wartóć u£yLkowa środka przekazu jako takiego. Dokonuje się zatem - tutaj, do tej ostatecznej granicy, prowadzi formuła McLuhana - nie tylko implozja przekazu w przekaźniku, dochodzi tu zarazem do implozji samego przekaźnika w rzeczywistości, implozji przekaźnika wraz s necąfwiutością, co prowadzi do powstania rodzaju hiperrealnej mgiawicy, w której nawet określenie i wyodrębnienie sposobów działania Nawet „tradycyjny" status środków przekazu charakterystycznych dla epoki nowoczesnej poddany został w wątpliwość. Formułę McLuhana mediom, is message, będącą formułą kluczową dla epoki symulacji (przekaźnik jest przekazom - nadajnik jest odbiornikiem - krążenie wszystkich biegunów - koniec panoptycznej i perspektywicznej przestrzeni - oto alfa i omega naszej nowoczesności), należałoby rozważyć na granicy, gdzie, po ulotnieniu się i rozproszeniu wszelkiej treści i przekazu w środkach przekazu, sam przekaźnik jako taki zaczyna ulatniać się i rozpraszać. W istocie to przekaz nadal uwiarygadnia przekaźnik, to on nadaje przekaźnikowi odrębny i określony status pośrednika komunikacji. .Pozbawiony przekazu przekaźnik również popadłby w stan nieokreślonosci, charakterystyczny dla wszelkich naszych systemów oceniania i wartościowania. Jeden jedyny model, którego skuteczność jest bezpośrednia i natychmiastowa, wytwarza jednocześnie przekaz, środek przekazu i „rzeczywistość". Prawdę mówiąc, stwierdzenie medium is message oznacza nie fylko kres przekazu, lecz również koniec samego przekaźnika. Nic istniejąjuż środki przokamj w ścisłym znaczeniu tego słowa - czyli nie istnieje instancja pośrednicząca pomiędzy jedną rzeczywistością a inną, jednym stanem rzeczywistości a innym. Ani w zakresie treści, ani w zakresie formy To dokładnie oznacza implozja. Wzajemne pochłoniecie się biegunów, krótkie spięcie pomiędzy ekstremami każdego znaczeniowego systemu różnic, zniszczenia kategorii i dających się odróżnić przeciwieństw, w tym opozycji pomiędzy środkiem przekazu a rzeczywistością 105 mamy Lu zatem do czynienia z brakiem możliwości jakiegokrj]- j wiek zapośredniczenia, działania jakiejkolwiek dialektyki pon dzy nimi bądź jednego na drugie. Zapęttenie i samozwrotnośćj wszelkich efektów medialnych. Niemożliwość zaistnienia jakie-) gokolwiek sensu w dosłownym znaczeniu jednokierunkowego! wektora, prowadzącego od jednego bieguna do drugiego. Nale dogłębnie rozpalrzyć nwą krytyczną, choć niezwykłą sytuację;] tylko ona nam pozostała. Nie warto śnić o rewolucji dokonanej poprzez treść, nie warto marzyć o rewolucji dokonanej za pośreti-l nictwem formy, ponieważ środek przekazu i rzeczywistość stano-j wią odLąd nkodgadnioną w swej prawdzie mgławice. Stwierdzenie owej implozji treści, pochłonięcia sensi ku samego środka przekazu, rozpłynięcia się wszelkiej dialekty-] ki komunikacji w całkowitej samozwrotności modelu, implozjij afery społecznej w maaie, możo wydawać się oznaką katastrof^ zmu i desperacji. Jest nią jednak jedynie w ramach idealizmu,] który nadal włada naszym poglądem na informację. "W karmimy się żarliwym idealizmem senau i komunikaui, idealis] zmetn komunikacji za pomocą sensu, a z tego punktu widzeni* właśnie zagraża nam katastrofa sensu. Należy jednak zauważyć, że termin „katastrofa" n „katastroficzne" znaczenie końca i unicestwienia jedynie w linearnej wizji akumulacji, produktywnej celowości, którą narzu^ ca nam system. Sam termin oznacza etymologicznie tylko ugięci de się ku dniowi i zwinięcie się krzywej jakiegoś cyklu, pr dzace ku temu, co można nazwać „horyzontem zdarzań", kuj nieprzekraczalnemu horyzontowi gensu: poza nim nie może siej już zdarzyć nic, co mogłoby mieć jakikolwiek sens dla nas -jednak wystarczy odrzucić to ultimatum sensu, by sama katastrofa nie jawiła nam się już jako ostatni i nihilistyczny kres, jak\ funkcjonuje ona w naszych obecnych wyobrażeniach. Poza sensem istnieje fascynacja wynikająca v, neutralizacji I i implozji sensu. Poza horyzontem życia społecznego istnieją] masy, będące efektem neutralizacji i implozji sfery społecznej. Zasadniczą dzisiaj kwestią jest dokonanie oceny owego dwoistego wyzwania - wyzwania rzuconego sensowi pracz masy i ich | milczenie (które wcale nie jest biernym oporem) - oraz wyzwą m sensu, pochodzącego od środków przekazu i po 106 siadanej przez nie siły fascynacji. Wszelkie wywodzące sio z marginesów, alternatywne próby wskrzeszenia sensu są w stosunku do tego wtórne. Oczywiście w owym nierozerwalnym splocie msa i mediów tkwi pewien paradoks: czy to środki przekazu neutralizują, sens i wytwarzają „nieufermowaną" {bądź poinformowaną) masę, czy taż Ui sama masa stawia zwycięski opór środkom przekazu, odwracając kierunek albo wchłaniając bez odpowiedni wszelkie przekazy przez nie wytwarzane? Niegdyś w książce Requiem pow les Media (Beąuiem dla mediów) analizowałem (potępiająco) odpowiedzialność środków przekazu za ustanowienie jednostronnego ł nie-zwrotnego modelu komunikacji pozbawionej możliwości odpowiedzi. Dzisiaj wszakże? Ów brak odpowiedzi może być rozumiany już niejako strategia władzy, lecz jako kontrstrategia samych mas przeciwstawiających się władzy Cóż zatem począć? Czy środki przekazu stoją po stronią władzy w dziele manipu! lowania masami, czy tei stoją po stronie mas w przedsięwzięciu li] kwidacji SBnsu, gwałcąc sens i fascynując? Czy to środki przekazu . wzbudzają w masach fascynację spektakularnie czy też same mały popychają środki przekazu ku spektekularnosci? Efekt Mogatłlsz-^Stammheimai: środki przekazu stają się nośnikiem moralnełb Baudrfllard odwołuje się tu do wydarzeń związanych z działalno&ią IlAP-u, Flakcji Czerwonej Armii (Rotę Arjnse Frsktion), radykalnej lewicowej [anizacji terrorystycznej, luukcjonującejwNiemciGohodlat 70. XSwiBkupo k 1998, gdy ogtoBzoiw jaj sHmorozwiązanie. NajHJ'ade słali Andrełia Bwadur I Ulrlka Msinhof. n a s ł a n i a RAF-u w 1977 robu doprowadziły do powainego kryzysu państwowego, nazywanego „niemiecką jesienią". 6 września lago roku IHirwany zostai w Kolcrait. a następnie agtadionj', przewodniczący Federalnego Kulązku Niemieckich Prumdawtów HanE-Martiti Senleyer - dawny cilunsk NSDAP oraz SS HAF znalazła wsparcie u terrorystów palestyńskich, cilonków Ludowego Frontu Wyawolenia Palestyny, którzy porwali niemiecki samolot paWBoreki Lufihansy, odbity nastepnia prasz jednostkę antyterrorystyczną w MoIftKllSŁU. Po Lycn wydarzeniach przywódcy grupy zostali Hk;i*anL i osadzeni w więzieniu w fltanimheim, w lyjn Andr&as Baader, a tam w tajemniczych okclluznoSciach popełnili samobójstwu. Ta wersja Ich śmierci nie została Jednak aeftkcepMwan& przez opinię publiczną. Niewyjaśnione pozostają r6wniez okolicaII nici Śmierci U l r i k s Msintio£ k t ó r a znaleziono powieszoną w celi S maja 1376, Itlrtre [o wydarzenie wywolhil" Lalo reakcji w całej Eiiropin. m.in. w postaci pwlń, aamachow bombowych, demonstracji i a t e k ó w na placówki n i e m i e c k i e W Ruropie Zachodniej. Na łflj *Wi członkowie RAF-U z a m o r d o w a l i również proKiirntora generalnego R F N S i e g M e d a B u b a c k s (prjyp. t ł u m . ) . 107 j*ci polepieniu terroryzmu i czerpania korzyści z lęku w celach czysto politycznych, jednak - pogrążone te sferze całkowitej ambiwalencji - upowszechniają jednocześnie prymitywną fascynację aktumi terroryzmu, ich działalność sama ma charakter terroiyzmu, w tej mierze, w jakiej samie zmierzają ku fascynacji (odwieczny dylemat moralny, por. Umberto Eco: w jaki sposób omijać temat terroryzmu, w jęki sposób uczynić dobry użytek z mediów - taki użytek jednakże nie jest myśliwy). Środki przekazu przepędzają precz zarówno sens, jak i bezsens, manipulują we wszelkich możliwych sensach, nikt nie może poddać tego procesu kontroli, aą nośnikiem symulaiyi, będącej immaneraną właściwością systemu j zarazem symulacji dla tego systemu agubnej, zgodnie z okrężną logiką mającą w pełni charakter wstęgi MBbiusa - tak wialnie się dzieje. W tej sytuacji niema wyboru, nie tns dla niej możliwości lo^Kcznego rozwiązania, r^zostajejedyriie logiczne-jcosł/sp/i^ i rozwiązanie katastroficzne. Z jedną poprawką. Znajdujemy się w stosunku do owego systemu w sytuacji nierozwiązywalnego „podwójnego wiązania" - dokładnie tak jak dzieci zmuszone »tawić czoła sprzecznym wymogom i nakazom Świata dorosłych. S&one wezwane, byjedTiocześnie ukonstytuować się jako autonomiczne, odpowiedzialne, wolne i Świadome podmioty oraijako podległe, bezwolne, posłuszne i podporządkowane przedmioty. Dziecko opiera się na wszelkie możliwe sposoby owym sprzecznym nakazom, odpowiadając w ton sam sposób podwójm; strategią. Wobec nakazu bycia przedmiotom, dziecko sprzeciwia się, stosując wszelkie możliwe praktyki nieposłuszeństwa, buntu, emancypacji, krótko mówiąc- poprzez roszczenia podmiotowe. Wobec nakazu bycia podmiotem, dziecko, równie uparcie i równie skutecznie, stawia opór jako przedmiot, czyli doiladnie na odwrót: uciekając się do infantylnych zachowań, aktów skrajnego konformizmu, całkowitej zależności, bierności, głupkowstości. Żadna z tych strategii nie ma obiektywnie większej wartości niż druga. Opór podmiotowy jest obecnie waloryzowany jednostronnie i uznawany za pozytywny - tak samo jak w sferze politycznej za wartościowe i wywrotowe uznawane ss wyłącznie praktyki wolnościowe, mające na celu emancypacje i swobodną ekspresje, ustanowienie siebie jako podmiotu litycznego. Oznacza to 108 większego wpływu praktyk podejmowanych jako przedmiot, wyrzeczenia się zajmowania pozycji podmiotu i wszelkiej sensowności - a tak właśnie zachowują się masy-które ukrywamy pod pogardliwymi określeniami alienacji i bierności. Praktyki wolnościowe są odpowiedzią na jeden z wielu aspektów systemu, na bezustanne ultimatum, które zostało nam postawione, byśmy stali się zwykłym przedmiotem, lecz nie odpowiadają m\ innego rodzaju nakaz, wymóg, byśmy ustanowili siebie jako podmiot, byśmy się wyzwolili, wyrazili siebie za wszelką cenę, głosowali, wytwarzali, decydowali, mówili, uczestniczyli, grali w tę grę - tego rodzaju szantaż i stosowane wobec nas ultimatum są równie groźne jak każde inne. Strategiczny opór wobec systemu, którego argumentem jest opresja i represja, polega na wyzwolicielskim roszczeniu podmiotu. Jednak stanowi ono raczej odbicie wcześniejszej fazy systemu i nawet jeśli nadal jesteśmy świadkami takich postaw, nie jest to już teren strategicznych działań: obecnym argument!1 ni systemu jest maksymalizacja języka, maksymalna produkcja sensu. Stąd strategiczny opór polega na odmowie sensu i odmowie głosu - bądź na skrajnie konformistycznym symulowaniu samych mechanizmów działania systemu, co też jest formą odmowy i odrzucenia. To strategia mas: jest ona równoznaczna ze zwróceniem systemowi jego własnej logiki przez podwojenie, odbicie-jak w lustrze - sensu bez jego wchłonięcia. Ta strategia (jeśli jeszcie możemy tu mówić o strategii) zyskuje dzisiaj przewagę, ponieważ to ta faza systemu odniosła zwycięstwo. Pomylić się co do strategii to poważna, sprawa. Wszelkie ruchy, które stawiają jedynie na wyzwolenie, emancypację, wskrzeszenie podmiotu historii, grupy, głosu, na zdobycie świadomości, a nawet „zdobycie nieświadomości" przez podmiot i masy, nie dostrzegają tego, że zmierzają w kierunku, który wyznacza im system, którego imperatywem jest dzisiaj właśnie nadprodukcja i regeneracja sensu oraz stówa. Reklama absolutna, reklama stopnia zerowego To, czego jesteśmy obecnie świadkami, to pochłanianie wszelkich możliwych rodzajów ekspresji przez jeden, a jest nim reklama. Wszelkie oryginalne formy kulturowe, wszelkie określone języki zostają przez nią. wchłonięte, gdyż jest ona pozbawiona Eisbi, IDH charakter momentalny i momentalnie ulega zapomnieniu. Triumf powierzchownej formy, najmniejszy wspólny mianownik wszystkich znaczeń, zeruwj stopień sensu, zwycięstwo entropii nad wszelkimi możliwymi tropami. Najniższa forma energii znaku. Ta nieartykułowana, momentalna, bez przeszłości r bez przyszłości forma, pozbawiona możliwości przemiany, gdyż jest formą ostateczną, ma władzę nad wszelkimi innymi. Wszystkie obecne formy aktywności zmierzają ku reklamie, a większość z nich w niej się wyczerpuje. Mekoniecznit w reklamie noszącej takie miano, tej, która pojawia się jako taka - lecz w samej formie reklamową], formie uproszczonego modelu operacyjnego, nieco uwodzicielskiej, nieco ugodowej (zmieszaniu ulegają w niei wszelkie modalności, lecz w złagodzonej, pozbawionej siły postaci). Mówiąc Twardziej ogólnie, właściwością formy reklamowej jest to, ze wszelkie niepowtarzalne i jednostkowe treści podlegają w niej zniesieniu w tym samym momencie, w którym zyskują możliwość przekładu jedna na druga, podczas gdy właściwością znaczących wypowiedzeń, artykułowanych form sensu (bądź JJŁ^IU) jest to ze nie można dokonać ich wzajemnego przekładu, w takim samym stopniu, jak w przypadku reguł danej gry. TĘ długą drogę prowadzącą ku przekiadslności, a zatem ku całkowitej kombinaturyczności równoznacznej z powierzchniową przejrzystością wszystkich rz&czy, ku ich absolutną! jawności tu (kolojny ra? zatem profosjonnlnic tworzona reklamy. JC:KL jedynie formą epizoiiyczną), odczytać można z historii i zmiennych losów propagandy. Działalność reklamowa i propagandowa zakrojona na szeroką skalę rozpoczęła się wraz z rewolucją październikową i światowym kryzysem, jaki miał miejsce w roku 1939. Oba te języki miały charakter masowy, narodziły się w wyniku masowej produkcji idei i towarów, a ich rejestry, początkowo oddzielone, zaczęły się stopniowo do siebie zbliżać i upodabniać. Propaganda stała się marketingiem i strategią promocji idei jako haseł, polityków i partii za pomocą ich „wizerunku marki". Upodabnia się w tym do reklamy jako modelu nośnika jedynej wielkiej idei owego społeczeństwa konkurencji: towaru i marki Ta zbieżność szczegółowo opisuje charakter naszego społeczeństwa, w którym zatraciła się już różnica pomiędzy sferą ekonomii a stera polityk], ponieważ na carym tym obszarze władzę sprawuje ten sam język, zatem społeczeństwa, w Którym - mówiąc dosłownie - w pełni i ostatecznie urzeczywistniła się i spełniła ekonomia polityczna. Oznacza to, ze społeczeństwo zostało zniesione jako swoista instancja (jako historyczna modalność społecznej sprzeczności I, spełnione i rozwiązane, wchłonięte przez język pozbawiony sprzeczności, jak sen, no jest jedynie polem działania przecinających je powierzchniowo wszędzie przed oczami. Socjalizacja obecna wszędzie, socjalizacja absolutna, ostatecznie urzeczywistniona i spełniona w absolutnej reklamie - co oznacza, że społeczeństwo również sostało rałkowicie zniesione, halucynacyjne szczątki więzi społecznej Ęnisnia życia społecznego, natychmiast zaspokajanego przez reklamowe echo. Społeczeństwo jako scenariusz, którego jesteśmy nieprzytomnymi i oszalałymi widznrni. W ten oto sposób forma reklamowa została nam narzucona i rozwinęła się kosztem wszelkich innych jęayków, jako coraz jednego i tego samego, pozbawiona emocji retoryka, przypominająca „asyntaktyczną mgławicę", jak powiedziałby Yves Stourdze, która otacza nas ze wszystkich stron (pozbywając się za jednym zamachem wzbudzającego tak ogromne kontrowersje problemu „wiarygodności" 1 skuteczności: nie proponuje ona żadnych znaczących, które można, by obsadzić, oferujs natomiast uproszczoną równoważność i równoznacznośc wszelkich, niegdyś różnych od siebie znaków, hlokujac procesy sygnilikacji przez samą te równoważność]. To określa granice jej obecnej potęgi oraz warunki jej zniknięcia, gdyż reklama nie jest już dziS celem samym w sobie, stawką w grze, „weszła w nawyk" i zarazem opuściła scenę społecznego i moralnego dramatu, który jeszcze dwadzieścia lat wstecz odgrywała. Kolejno stadium zostaje przekroczone wówczas, gdy sam język życia społecznego, po języku polityki, staje się nioodróżnialny od owej - wyposażonej w ogromną moc hipnotyczną - perswazyjności wyczerpanego jeżyka, gdy sfera społeczna zaczyna przemieniać się w reklamę i plebiscyt, próbując narzucić swój wizerunek marki. Sama sfera społeczna, z poziomu historycznego przeznaczenia, którym była, spadła do rangi „wspólnego przedsiębiorstwa", dbającego o swoją reklamę na .wszystkich poziomach. Wystarczy spojrzeć, jaką dodaną wartość społeczną stara się wytworzyć każda kampania reklamowa: werbsn perswazja stosowana wobec społeczeństwa, obecna wszędzie, na murach, w ciepłych i pozbawionych wyrazu glosach spikerek, w wysokich i niskich tonach ścieżek dźwiękowych i wielobarwnej kolorystyce obrazów, których korowód przesuwa nam się Nic chodzi tutaj oto, że ludzie już jej nie ufają czy też pogodzili się z nią juko czymś, co należy do porządku życia codziennego. Raczej o to, że siła fascynacji, którą dysponowała ona dzięki swojej tnocy upraszczania wszystkich języków, została jej dzisiaj odebrana przez inny rodzaj języka, który ma postać 112 113 skuteczny: to język informatyki. Model sekwencyjności, ścieżki dźwiękowej i obrazu, oferowany nam przez reklamę oraz inne środki przekazu o wielkiej sile oddziaływania, model kumbinatorycznego zrównywania dyskursów, który ona nam oferuje, owo mające nadal retoryczny charakter kontinuum dźwięków, zn«kńw, sygnałów i sloganów, które tworzy na wzór obejmującego wszystko środowiska, zostało już w przeważającej mierze praekroczone, właśnie poprzez funkcję symulacji, taśmę magne- tyezną, elektroniczne kontinuum, które właśnie zarysowuje się na horyzoncie naszego fin de siecle'u. Mikroprocesory, cyfrowosc, cybernetyczne języki idą o wiele dfllejj choć zmierzają przecież w tym samym kierunku, ku absolutnemu uproszczeniu procesów, CD reklama czyniła w skromnym zakresie, jeszcze na poziomie wyobrażeń i spekt&kuiamosci. 1 właśnie z tego powodu, ?,e systemy te posuwają się dalej w tym przedsięwzięciu, polaryzują one obcunic ową fascynację przypadają niegdyś w udziale reklamie. To informacja, w informatycznym znaczeniu tego terminu, położy, a raczej już kładzie kres panowaniu reklamy. Tego właśnie się obawiamy, to nas pasjonuje. Reklamowa „pasja" przemieściła się na kolejny obiekt, ldórym są komputery i informatyczna miniaturyzacja życia codziennego. Wyprzedzającą swój czas ilustrację owej przemiany stanowil&papuła, ów tranzystorowy implaiit reklamowy, rodzili przyssawkowego nadajnika, elektronicznego pasożyta przyczepiającego się do ciała, którego było niezwykle trudno się pozbyć, Jednak papula jest jedynie forma przejściową: jest już wprawdzie swego rodzaju podłączającą się do ciała protezą, lecz nadal musi powtarzać do znudzenia przekazy reklamowe. Jest zatem hybrydą, jednak stanowi również zapowiedź psychotropowych i informatycznych sieci automatycznego pilotowania jednostek, w porównaniu z którym reklamowe „warunkowanie" odgrywa rolę jedynie rozkosznej perypetii. Najbardziej interesujący obecnie aspekt reklamy stanowi jej zanikanie, jej rozproszenie jako swoistej formy bądź po prostu jako Środka przekazu. Nie jest już one (czy kiedykolwiek w ogóle była?) środkiem komunikacji ani informacji. Ogarnęło ją być może owo swoiste szaleństwo, typowe dla zbyt wysoko rozwiniętych systemów, polegające na konieczności nieustannego poddawania się pod głosowaniu, przez co staje się ona parodią samej siebie. Jeśli kiedyś lewar byt własną reklamą (inną przeciąż nic dysponował), dzisiaj reklama stała się własnym towarem. Stają się one nieodróżnialne (a erotyzm, w który stroi się reklama, stanowi jedynie autoerolyczny wskaźnik systemu, który nie zajmuje się niczym więcej prócz projektowania samego siebie - stąd absurdalność dopatrywania się w tym „alienacji" ciała kobiety), 114 Jako środek przekazu, który stał sii; własnym przekazem (co sprawia, że istnieje odtąd popyt na reklamę dla niej samą, a zatem pytanie, czy ,obdarza się ją zaufaniem", ray też nie, jest już bezpodstawne), reklama w doskonały sposób współgra ?e sferą społeczną, której historyczna konieczność - jak się okazało - została wchłonięta przez zwyczajny popyt na to, co społeczne: żądanie funkcjonowania sfery społecznej na wzór przedsiębiorstwa, zakładu usługowego, sposobu na iycie bądź przeżycie inalezy ratować slerę społeczną tak samo, jak należy ocslió naturę: społeczeństwo jest naszą niszą ekologiczną) podczas gdy niegdyś to, co społeczne, miało charakter rewolucyjny już w samym swym zamierzeniu. To właśnie uległo zatraceniu: więź społeczna utraciła moc tworzenia złudzeń, upadla w o1chłań podaży i popytu, podobnie jak praca, która, pełniąc niegdyś funkcję siły przeciwstawną] wobec kapitału, osiągnęła obecnie status zwyczajnego satrudnienia, czyli dobra (możliwie rzadkiego) i ushigi takiej samej jak inne. Można zatem reklamować pracę, radość ze znalezienia pracy, tak samo jak można roKlamowac więzi społeczne, rrawoziwji reKlama uotyt^y dzisiaj projektowania społeczeństwa, promowania tego, co społeczne pod wszelkimi postaciami, zaciekłego, upartego domagania się więzi społecznych, których potrzebę daje się gwałtownie odczuć. Fblklorysiyczne tańce w metrze, niezliczone kampanie na i-zyazy uśmiech niegdyś zarezerwowany dla czasu wolnego, oraa seria reklamowa podczas wyborów na stanowiska sędziów polubownych w sądach pracy: ,Nie pozwolę nikomu, by wybierał za mnie" - groteskowy slogan godny króla Ubu, który brzmiał jednak spektakularnie fałszywie, slogan wolności zakrawającej na kpinę, wolności mającej dostarczyć dowodu na istnienie społeczeństwa poprzez jego zaprzeczenie. Nie jest przypadkiem, ze reklama, będąc przez długi czas nośnikiem milczącego ultimatum o charakterze ekonomicznym, mówiącego i powtarzającego w swej istocie niestrudzenie: „Kupuję, konsumuje;, czerpię rozkosz", dziś powtarza we wszelkich możliwych odmianach: „Głosuję, uczestniczę, jestem obecny, obchodzi mnie to i dotyczy" - zwierciadło paradoksalnego szyder- blicsnyck znaczeń. Przeciwstawna panika: wiadomo, że sfera społeczna może.'| reakcji łańcuchowej. Jednak więzi społeczne mogą ulec zei niu również w wyniku reakcji przeciwnej, łańcuchowej reakcji| bezwładności, gdy każdy mikrowszechświat zostanie nasyc samouregulciwany, zinformatyzowany, wydzielony w ramach*? automatycznego pilotowania. Reklama afanowi zapowiedź tego j procesu: wstępny szkic nieprzerwanej sieci znaków, na wzór ta- { śmy dalekopisu - każdy odizolowany w swym bezwładnie. For- j ma zapowiadająca nadejście nasyconego wszechświata. Oziębię- j w szwach, na granicy wybuchu. To z takiego jak ten wszech-1 świata czerpie swa sile to, co Paul Virilio /wio estetyką znika- i ola. Tu zaczynają się pojawiać obiekty fraktalne, fraktalne for-', my, strefy luk będących następstwem nasycenia, a zatem proce BU masowego odrzucenia, odreagowania bądź stanu ostupionia, j właściwych społeczeństwu całkowicie przejrzystemu dla siebii samego. Podobnie jak znaki w reklamie, zwielokrotniamy się, •! stajemy się niewidzialni bądź niezliczeni, stajemy się praezro-: czyści bądź rizomalyczni - po to, by uniknąć osiągnięcia punk- *. tu bezwładności - umieszczamy się na orbicie, rozgałęziamy E i przyłączamy, stajemy się satelitami, archiwizujemy się - pa- • sina przecinają się i przeplatają: istnieje ścieżka d/w lękowa.* ścieżka czasu wolnego, ścieżka transportu ftp., wszystko ow nięte jest taśmą reklamową. Wszędzie istnieją trzy bądź cztery i nie i fascynacja. absolutne miasto reklamowe (z lat pięćdziesiątych,, szalonych • lat reklamy, których urok sachewało do dzisiaj, choć teras nieco w stylu retro, gdyż reklama została potajemnie zakazana przez logikę programowania, której skutkiem będzie pojawię się zupełnie innych miast). Kiedy patrzymy, jak Las Vegas wy- • łania się w całości z pustyni dzięki reklamowemu promieniom niu u schyłku dnia i zapada się w nią gdy wstaje dzień, widocz116 ne staje się, że rokliima nie jest tym, et: upiększa czy też przyozdabia mury, lecz tym, co je zaciera, tym, co wymazuje ulice, fasady i wszelką architekturę, zaciera wszelkie podłoże i wszelką głębię; ujawnia aię to, że owo zniszczenie, owo pochłanianie wszystkiego na powierzchni (nie liczą aię znaki, które tam krążą) pogrąża nas w stanie odurzającej, hiperrzec^ywistej eulom, której nie zamienilibyśmy na nic innego, euforii stanowiącej puita i nieodwołalna formę uwodzenia. ,Jęsyk pozwało, się zatem ciągnąć swemu sobowtórowi i lączy to, co najlepsze z tym, co najgorsze, za sprawą widma racjonalności, które twierdzi: "Wszyscy powinni w to uwierzyć* Oto przesianie tego, a> czyni z nas masę'. J.-L. Bouttes, Le Destructeur d'Intensitł" Reklama, podobnie jak informacja, nisaczy zatem intensywność i przyspiesza bezwładność. Wystarczy spojrzeć, jak wszelkie sztuczne wytwory i wybiegi zarówno sensu jak bezsensu powtarzane aą w niej do znużenia, jak wszelkie proceduiy, urządzenia języka komunikacji (funkcja fatyczna: Czy mnie słyszysa? Czy mnie widzisz? Mfiw!, funkcja referencyjna, nawet funkcja poetycka, sluija, ironia, gra słów, nieświadomość), jak wszystko to inscenizowane jest dokładnie »ten sam sposób, jak seks w pornografii, to znaczy bez przekonania, z tą samą wymęczoną ohscenicznośeią. Dlatego bezcelowym przedsięwzięciem jest odtąd analizowanie reklamy jako języka, gdyż my. Lu miejsce coś zupełnie innego, podwojenie języka (jak równie? podwojenie obrazów), na które ani lingwistyka, ani seroiotyko nie potrafią udzielić odpowiedzi, ponieważ ich polom działania są prawdziwe operacje sensu, nie przeczuwają one nawet owego karykaturalnego, przekraczającego wszelkie granice rozrostu i orbitowania wszystkich funkcji języka, nie domykają się owego otwarcia na niezmierzone pole szyderstwa znaków, znaków „skończonych" i ,.spełnionych" - jak zwykło się mawiać w swym szyderstwie, przez wzgląd na swe szyderstwo i zbioro- wy spektakl ich gry pozbawionej stawki - podobnie jak pornografia jest wybujałą fikcją seksu, „skończoną" i „spełnioną" w swym szyderstwie, przez wzgląd na swe szyderstwo, zbiorowym spektaklem jaiowosei s&ksu w jego barokowym wniebowstąpieniu (to barok wymyślił owo triumfalne szyderstwo atiuku, zatrzymując zanik religijności w orgazmie posągów]. Gdzie szukać złotego wieku projektu reklamowego? Czy jest nim uwznioślenie obiektu poprzez obraz, uwznioślenie zakupu i konsumpcji poprzez zbytkowne wydatki reklamowe? Niezależnie od tego, jak wielkie było uzależnienie reklamy od kapitału (jednak ten aspekt problemu, dotyczący społecznego i ekonomicznego wpływu reklamy, pozostaje bez rozstrzygnięcia i w gruncie rzeczy jest nierozwiązywalny), była ona zawsze czymś więcej niż funkcją podległą, częściej stanowiła zwierciadło zwrócone ku wszechświatowi ekonomii politycznej i handlu, była przez chwilę jego pełnym chwały wyobrażeniem, wyobrażeniem Świata rozdartego, lecz znajdującego się w stanie ekspansji. Jednak wszechświat towarów już tym nie jest, to świat nasycony, świat w stadium ręgresji. Dlatego stracił on swoje triumfalne wyobrażenia i ze stadium luatra przeszedł w pewnym sensie do pracy żałoby. Nie istnieje już scena towaru: pozostała jedynie jego obsceniefna i pusta forma. A reklama obrazuje ową nasyconą i pustą Z tego właśnie powodu reklama pozbawiona jest już terytorium. Jej dostrzegalne formy nie są już specyficzne i nie mają większego znaczenia. "Weźmy przykładowo Forum des Halles w Paryżu, jest to gigantycznych rozmiarów zbiór reklam, efekt operacji ciągłego upublic z niania. Reklama tutaj prezentowana nie należy do nikogo, do żadnej firmy, gmach ten nie ma również statusu prawdziwego centrum handlowego hądż architektonicznego zespołu, podobnie jak .Beaubourg w Bwęj istocie nie jest wcale ośrodkiem kultury: owe dziwaczne obiekty, owe supergadżety dowodzą po prostu tego, że na- . sza społeczna monumentalność zyskała charakter reklamo-1 wy. I właśnie coś takiego jak Forum stanowi najlepszą ilustra- i cję Lego, uiym obetnie stafa się reklama, czym stała się sf?j publiczna. Towar ukrywa się, jest pogrzebany jak informacje w archiwach, jak archiwa w bunkrach, jak pociski w podziemnych wyrzutniach atomowych. Koniec z radosnym i wystawionym na światło dzienne handlem, dziś chowa się on przed słońcem i z tego faktu staje sięjak człowiek, który zgubił swój cień. Dlatego £brum des Halles przypomina dom pogrzebowy - posępny i żałobny luksus potajemnego i pogrzebanego handlu, przenikliwego jedynie dla czarnego słońca. Sarkofag towaru. Wszystko iest tu grobowe* białe czarne i łososiowe marmury Bunkier - urna bogatej, snobistycinej, matowej czerni, podziemna przestrzeń pełna minerałów, Całkowity brak płynów, nie ma tu nawet ciekłych gadżetów takich jak wodna zasłona z centrum handlowego Parły 2, która przynajmniej łudziła oko - tutaj brak już nawet owego zabawnego wybiegu, inscenizowana jest tu jedynie pretensjonalna żałoba. (Jedyną zabawną ideą w tym zespole jest właśnie człowiek i jego cień, którzy poruszają się na pozór po pionowej betonowej płycie: gigantycznych rozmiarów płótno o pięknej szarej barwie pod gołym niebem, służące za tło i obramowanie dla optycznego /.łudzenia, mur ten jednak wbrew sobie ożywa, stanowiąc kontrast dla rodzinnego grobowca haute-coature i prll-H-porter, jakim jest Forum. Ów cień jest piękny, ponieważ stanowi konl.rastującą aluzję do położonego poniżej świata, który utracił swój cień). Wszystkim, czego moglibyśmy sobie życzyć, gdy owa sakralna przestrzeń została już udostępniona publiczności, z lęku, by, tak jak w przypadku jaskiń w Lascaux, skażenie nie zniszczyło jej w sposób nieodwracalny (pomyślmy o nacierających masach wysiadających z pociągów RBB), jest to, by natychmiast zakazać poruszania się po niej, by przykryć ją ostatecznie całunem, by zachowafi w nietkniętym stanie owo świadectwo cywilizaqi, która, przekroc/.ywszy apogeum, osiągnęła stadium hipogeum utowarowienia. Znajduje się tutaj fresk przedstawiający długą drogę prowadzącą od człowieka z Tautavel przez Marksa i Einsteina do Dorothee Bis... Dlaraego nie zachować owego fresku oddającego rozkład? Kiedyś odkryją go speleologowie, a wraz z nim kulturę, która zdecy119 Clone story Ze wszystkich protez, których metamorfozy znaczą drogę historii ciała, sobowtór jeat bez wątpienia najstarszą. Jednak obrażona, która - podobnio jak dusza, cień czy obraz odbity w lustrze-nawiedza podmiot jako jago inny, sprawiając, że jest on larasem sobą samym i nigdy nie jest do siebie podobny, biorąc go w posiadanie jako nieuchwytna i nieustannie zaklinana śmierć. Jednak nie zawaze tak aie dzieie: kiedy sobowtór sie ucieleśnia, kiedy stajo się widzialny, oznacza nieuchronnie nadTrzeba przyznać, że wyobrażona potęga i wspaniałość sobo- rjz w życiu marzyć o doskonałym podwojeniu b^dź zwielokrotnieniu własnego istnienia, lecz pragnienie to ma moc jedynie tazrausić, by stało sia rzeczywistością. To samo dotyczy (pierwotrzeczywista. Właściwością naszej epoki było pragnienie wyrugowania owego fantazmatu tak samo jak wielu innych, to znsc/y pragnienie urzeczywistnienia go, obleczenia w ciało, w wyniku całkowitego nieporozumienia - zamiana gry sobowtórów, polegającej na nieuchwytnych wymianach śmierci dokonywanych / Innym, w wieianoSe" Tego Samego 31 li niem. para P")jcć freudowstich s mite (1919), -w. S. Freud, PismapujchoUig fprzyp. tlurn.). •dteiaie Klony. Klonowanie. Flancowanie ludzi w nieskończoność, każda komórka jednostkowego organizmu może stać się matrycą identycznego w stosunku do siebie osobnika. Podobno w Stanach Zjednoczonych, w podobny sposób jak powstało i rozsady geranium, urodziio się kilka miesięcy temu dziecko. W wyniku flancowania. Pierwsze sklonowane dziecko (potomek jednostki powstały w efekcie wegotatywnego rozmnażania). Pierwszy zrodzony z jednej jedynej komórki pojedynczej jednostki, swego „ojca", jednego tylko rodzica, którego ma być wierną kopią, doJ1 skonałym bliźniakiem, sobowtórem . Wiekuiste marzenie o bliśniaczości, która zajęłaby miejsce rozmnażania płciowego, wiążącego się ze śmiercią. Komórkowe marzenie o rozmnażaniu przez podział, najczystszej formie pokrewieństwa, ponieważ pozwala ona w końcu obyć się bez innego, w ruchu prowadzącym od tego samego do tego samego (nadal niezbędnym elementem jest kobieca macica i pozbawiona jądra komórka jajowa, jednak podłoże to ma charakter krótkotrwały, a w każdym razie anonimowy; mogłaby je zastąpić kobieca proteza). Jednokomórkowa utopia, która za sprawą genetyki podwala istotom złożonym doskjpió losu pierwotniaków. Czy to nie popęd śmierci popycha istoty pfciowe ku temu, by cofnęły się w rozwoju ku formie rozmnażania poprzedzającej upłciowienie (czy skądinąd właśnie owa forma rozmnażania przez podział, owa reproduktja i namnażanie się poprzez zwyczajną styczność nie jest dla nas, w najgłębszych zakamarkach naszej wyobraźni, śmiercią i popędem śmierci - bo zaprzecza seksualności i pragnie ją uniusitwić, skoro seksualność jest nosicielką życia, czyli krytycznej i Śmiercionośnej formy rozmnażania?), popychając je jednocześnie w wymiarze metafizycznym ku zanegowaniu wszelkiej inności, wszelkiej możliwości zmiany w obrębie Tego Samego, by móc zmierzać już jedynie do podtrzymywania tożsamości, przejrzystości genetycznego zapisu, który nie byłby już zdany na laski; płodzenia. Pozostawmy temat popędu śmierci. Czy chodzi tu o fantazmat samorództwa? Nie, gdyż on również dotyczy zawsze figur matki i ojca, upłciowionyck postaci rodzicielskich, o których i niknięciu może marzyć podmiot w swym pragnieniu zajęcia ich miejsca, nie podważając tym samym w najmniejszym choćby stopniu samej symbolicznej struktury prokreacji: stać się swym własnym dzieckiem oznacza nadal być czyimś potomkiem. Podczas gdy klonowanie znosi w sposób radykalny konieczność obecności zarówno figury Matki, jak tsż Ojca, kombinacji ich genów, splątania ieh różnic, a przede wszystkim samefio podwójnego aktu, jakim jest płodzenie, Ten, kto poddaje się klonowaniu, sam siebie nie płodzi, lecz pączkuje, wychodząc z każdego ze swych członów. Można rozmyślać nad bogactwem owych wegetatywnych odgałęzień, które w istocie rozwiązują problem wszelkiej edypslitej seksualności na rzecz seksu „nie-hidzkiego", seksu poprzez styczność i hezpośrednie namnażanie jako zwielokrotnianie - niemniej jednak prawdą jest nadal to, źcnir' mamy tu już do czynienia z fantazmatem samorództwa. Ojciec i Matka zniknęli, jednak nie na rzecz jakiejś rządzonej przypadkiem wolności podmiotu, lecz na rzecz matrycy zwaną kodem. Nie majuż matki, nie ma już ojca: pozostaje matryca. I to ona, matryca kodu genetycznego, „płodzi" w nieskończoność, a jej sposób działania pozbawiony malaje wszelkiej przypadkowości właściwej seksualności. Nie ma już także podmiotu, ponieważ tożsamościowe podwojenie kładzie kres jego rozszczepieniu. Stadium lustra zostaje zniesione za sprawą klonowania, a raczej zostaje ono w pewnym sensie w potworny sposób sparodiowane. Z tego samego powodu klonowanie nie zachowuje także niczego ?. odwiecznego i narcystycznego marzenia podmiotu o wyprojektowaniu samego siebie w swym idealnym alter ego, gdyż projekcja ta nadal zapośredniczona jest przez obraz, lustrzany obraz, w którym podmiot ulega samoalienacji, by się na powrót odnaleźć, lub też obraz uwodzicielski i śmiercionośny, w którym podmiot się przegląda, by od niego i w nim zginąć. Tego wszystkiego brak w klonowaniu. Nie ma tu już zapośredniczenia, niema obrazu - podobnie jak produkt przemysłowy jest jedynie lustrem innego, identycznego przedmiotu, następującego po nim w serii. Jeden z nich nie jest nigdy śmiertelnym ani wyidealizowanym złudzeniem drugiego, mogą się tylko do siebie dodawać, a jeśli mogą się jedynie sumować, to dlatego, że nie zostały epło- " Por D. Eflrvilir A son in/oge: la capie 122 123 dzone na sposób seksualny i śmierć pozostaje poza obrębem ich Nie chodzi tutaj nawet o bliźniaczość, gdyż bliźnięta mają specyficzną właściwość i szczególny, sakralny urok Podwójności, tego, co już od samego początku jest podwójne i pojedyncze nigdy nie było. Klonowanie zaś uświęca powtarzalność tego samego: 1+1+1+1 itp. Ani dziecko, ani bliźniak, ani narcystyczne odbicie - klon jest ucieleśnieniem sobowtóra dzięki możliwościom genetyki, co obrażania, wiążącej się z ekonomią seksualności. Obłąkańcza apoteoza produkcyjnej technologii. Pojedynczy człon nie potrzebuje wyobrażeniowego zapośredniezenia, by móc się reprodukować, podobnie jak dżdżownica: każdy z jej segmentów odtwarza się w sposób bezpośredni jako organizm w pełnej postaci, tak samo jak każda komórka amerykańskiego biznesmena może dać w efekcie nowego bisnesmena. Dzieje się to dokładnie w ten sam sposób, jak w przypadku hologramu, gdzie każdy fragment może stać się istotną definicję, zawarta jest w każdym z jego rozproszonych fragmentów. W taki oto sposób kładzie się kres całości. Gdy wszelka informacja znajduje się w kaidej 2 części, ogół traci sens. To również koniec ciała, tej osobliwości zwanej ciałem, którego tajemnica tkwi właśnie w tym, że nie może zostać rozczłonkowane i podzielone na dodatkowe komórki, w tym, ze stanowi ono niepodzielny układ, o czym świadczy jego upłciowienie (paradoks: produktem nieustannego procesu klonowania będą istoty płciowe, ponieważ będą one podobne do swego modelu, podczas gdy płeć i seksualność staną się tym samym bezużyteczną funkcją lecz problem polega właśnie na tym, że one nie są jedną z wielu funkcji, są czymś, co sprawia, że ciało jest ciałem, czymś, co przewyższa wszystkie części, wszystkie rozmaite tego ciała funkcje]. Seksualność (bądź śmierć: w tym sensie jest to to samo) jest tym, cii przewyższa wszelka, informatkę, która może być przechowywana w ciele. Zatem gdzie jest zgromadzona ta informacja? W genetycznej formule. Oto dlaczego tak usilnie pragnie cna utorować sobie drogę do autonomicznej, niezależnej od seksualności i śmierei, reprodukcji. Nauka bio-fizjo-anatomiczna, poprzez rozczłonkowanie ciała na poszczególne organy i funkcje, już teroz rozpoczyna proces analitycznego rozkładu ciała, a genetyka mikromolekularna jest jedynie jej logiczną konsekwencją, jednak na o wiele wyżs/ym poziomie abstrakcji i symulacji, jądrowym poziomic komórki sterującej, bezpośrednio na poziomie kodu genetycznego, £ozie skupia się cała ta tantasmagoria. Z funkcjonalistycznego" i mechanicystycznego punktu widzenia, każdy z organów nadal stanowi jedynie częściową i odróżniającą się od całości protezę: jest to już symulacja, choć jeszcze „tradycyjna". Z cybernetycznego i informatycznego punktu widzenia to najmniejszy nie dający się odróżnić element, każda komórka ciała staje się „embrionalną" protezą tego ciała. To genetyczna tormuła zapipana w każdej Komórce staje się prawd^izazwycząj sztuczny wytwór, zastępujący i uzupełniający wadliC2.asteez.ka DNA, zawierajęca w sobio całą informacje odnoszącą się do ciała, stanowi protezę por excelUnt&, taką, która umożliwi przedłużanie w nieskońcionolć owego dala dńęii niemu sc/jnetnii — sftoro ono samo nie jest juz niczym więcej jak nieskończoną serią swych protez. nowana i jesxete bardziej sztuczna niż jakakolwiek proteza mechaniczna. Powodem jest to, że kod genetyczny nie jest „natui uniezależniona od całości część staje się sztuczną protezą, która zmienia te całość, zastępując ją fpros-thesis*": oto sens etymologiczny tego terminu), kod genetyczny, w którym ma mieścić się eałoSc1 danej istoty, ponieważ cała „informacja" na jej temat miałaby być tam zawarta (tkwi w tym niewiarygodna przemoc genetycznej symulacji), jest artefaktem, operacyjną protezą, abstrakcyjną matrycą, na której podstawie działać mają, juz nawet nis na zasadzie reprodukcji, lecz na zasadzie ' Z gr. dodatek, uzupełnienie 124 zwykłego przedłużenia, identyczne istoty podlegające Lym ^an y m komendom, „Moja na zawsze, Dziedzictwo chemicznych, odpowiednie w każdej z ihiejhii:lu'fy nr.nHyfznr zostufo zdeterminowane raz kiedy pewien plemnik napolłtttł komórkę jajową. to obejmuje opis działania wszelkich procesów bio- i dzięki którym powstałem i które sapewniają funkcjonowanie. Kopia tej recepty zapisana jest ł dziesiątków miliardów komórek, z hióryck obecnie się ] stanie się ona komórką mojej wątroby czy mojej krwi, jest ona} komórką mnie samego. Jest zatem możliwe z teoretycznego ] nei z tych komórek" (Profesor A. Jacouard) Klonowanie stanowi zatem ostatnio stadium historii modo- , lowania ciała, stadium, w którym - sprowadzona do swej a b s - ' seryjne powielanie. Należałoby tut^j przywołać to, co Walter ' Beniamin twierdził na temat sztuki w dobie technicznej reprodukcji. Tym, co zostało zatracone w dziele reprodukowanym se- • ryjnie, jest jego aura, owa wyjątkową jakośS obecną tu i teraz, . jogo forma estetyrana (wcicśniej utraciło j u i ono swą formę ry-. tualną, zyskując w zamian jakość estetyczną). Dzieło takij produkowalność - postać polityczną. Tym, co zostało utracone, ; jest oryginał, to, co jedynie historia, sama karmiąca aie nostalgia, i spoglądającą ciągle wstecz, może zrekonstruować jako „ausna. postacią tego rodzaju procesu ewolucji, opisywanej przez niego na przykładzie kina, fotografii i środków masowogo prPokazu, jest ta, w której nie m a j u ż nawet możliwości zaistnienia oryginału, ponieważ wszystko już od samego początku projektowane jest i wytwarzane z myślą o nieograniczonych możliwo- , ściach reprodukcji. Wraz z nadejściem epoki klonowania z tego typu procesem .i mamy do czynienia już nie tylko na poziomie przekazu, lecz rów-1 nież na poziomie samych jednostek. To t a k naprawdę przytrafia j 12 S się ciału, gdy pojmowane jest ono już wyłącznie jako przekaz, jako magazyn informacji i przekazów, jako informatyczny nośnik. Nic zatem nie przeciwstawia się jego seryjnej reprodukowalnośa, by odwołać się tu do tych samych kategorii, jakich uiywał Benjamin w stosunku do produktów przemysłowych oraz obrazów środków masowego przekazu. Mamy tu do czynienia z precesją reprodukcji wobec produkcji, precesją genetycznego modelu w stosunku do wszelkich możliwych ciał. To atak technologii rządzi owym odwróceniem, technologii, której ostateczne konsekwencje opisywał już Benjamin, technologii jako totalnego medium, gigantycznej protezy, która steruje generowaniem identycznych, ttókouiicU: niendrożnialnych obiektów i obrazów, choć, żyjąc w epoce przemysłowej, nie pojmował jeszcze współcześnie zachodzącego wzrostu potencjału owej technologii, który d y n i możliwym generowanie istot identycznych już bez jakiejkolwiek możliwości powrotu do oryginału. Protezy wieku przemysłowego mają jeszcze charakter zewnetjzny, egzotechniczny; te, które znamy dziś, uległy podziałowi, rozgałęziły się i zostały uwewnętrznione: są ezotechniczne. Należymy do epoki technologii miękkich, genetycznego i umysłowego oprogramowania. Protezy minionego już złotego wieku przemysłu, choć były mechaniczne, odwoływały się jeszcze do ciała, by zmienić jego wizerunek, zostały jednak nieodwołalnie wchłonięte i przetworzone przez sferę wyobrażeń, a sam ów technologiczny metabolizm stanowił część wizerunku ciała. Kiedy jednak w procesie symulacji docieramy do punktu, z którego nie ma już powrotu (dead-line), to znaczy kiedy proteza się zagłębia, uwewnętrznia, wślizguje sic w sam anonimowy i makromolekularny środek ciała, kiedy narzuca się samemu ciału jako jego „oryginalny" model, przepalając wszystkie kolejne symboliczne obwody, gdy cały organizm jest juź jedynie jej niepodlegąjącym jakimkolwiek zmianom powtórzeniem, wówczas następuje tego ciała kres, kres jego dziejów i przemian. Jednostka staje się już zaledwie nowotworowym przerzutem swej podstawowej formuły. Czy wszystiie jednostki powstałe na skutek klonowania z jednostki X są czymś więcej nia nowotworowym przerzutem - patologicznym przerostem jednej komórki, co zauważalne jest w przebiegu choroby nowotworowej? Istnieje ścisła zależność pomiędzy 127 ideą przewodnią kodu genetycznego a patologią nowotworu: kod determinuje najmniejszy prosty element, minimalny wzór, do którego sprowadzić można eałą jednostkę i który może się samodzielnie reprodukować, wytwarzając identyczne kopie. Nowotwór decyduje o nieskończonym namnażaniu się jednej podstawowej komórki, nie licząc się z organicznymi prawami rządzącym: całym organizmem. To samo dzieje się w przypadku klonowania: nic już nie przeciwstawia się przedłużaniu Tego Samego, niepohamowanemu powielaniu się jednej i tej samej matryc Niegdyś upierało się jeazcze temu procesowi rozmnażanie płciowe, dziś w końcu potrafimy wyizolować genetyczną matiycę tożsamości, a wkrótce będziemy mogli wyeliminować każdą wprowadzającą różnicę zmienność, stanowiącą o tym uroku przypadkowości, jaki otacza jednostkowość. chodzi już nawet przez powierzchnię ani przez otwory ciała). Mumy tu zaUsm do czynienia z różnego rodzaju ciałami. To sam schemat całości ulega przemianie. Tradycyjna proteza, służąca naprawie uszkodzonego organu, nie zmienia niczego w ogólnym modelu ciała. Przeszczepy organów nadal należą do tego porządku. Lecz cńż powiedzieć o modelowaniu umysłu za pomocą psychotropów i narkotyków? W wyniku tego typu działań przemianie ulega sama sceno cioio. Ciało psychotropowe jest ciałem modelowanym „od wewnątrz", bez konieczności odwoływania się do perspektywiczny przestrzeni przedstawienia, zwierciadła i dyskursu. Ciato milczące, umysłowe, które stało się molekularne (już nie spekularne), ciało hezposrednio wchłonięte i przetrawione, bez pośrednictwa działania bądź spojrzenia, cia- Skoro wszystkie komórki powstają w pierwszej kolejności jako zbiornik jednej i tej samej formuły genetycznej, czymże innym są zatsm - nie tylko wszystkie idontyczne jednostki, lecz również wszystkie komórki tej samej jednostki-jeśli nie nowotworowym rozszerzeniem owej podstawowej formuły? Proces przerzutowy, który rozpoczął się wraz z pojawieniem się produktów przemysłowych, dobiega kresu w organizacji komórkowej. Nie warto zadawać sobie pytania, czy rak jest chorobą epoki kapitalizmu. Ta choroba w istocie rządzi całą współczesną patologią, ponieważ jest czystą formą wirusowej zjadliwości kodu: nasilona redundancja tych samych sygnałów, nasilona redundancja tych samych komórek. nia, transcendencji, ciało skazane na implozyjny metabolizm mózgowych i hormonalnych przepływów, ciało sensoryczne, lecz nie zmysłowe, ponieważ podłączone jedynie do swych własnych wewnętrznych terminali, a nie do przedmiotów percepcji (dlatego możemy zamknąć je w „białą", zerowej sensoryczności, wystarczy odłączyć je od jego własnych sensorycznych zakończeń, nie wprowadzając jakichkolwiek zmian w otaczającym je świecie), ciało w końcu jednorodne, w stadium dotykowej plastyczności, umysłowej uległości, wielokierunkowego psychotropizmu, bliskie już nuklearnej i genetycznej manipulacji, bliskie zatem bezwarunkowej utraty wizerunku, ciato pozbawione możliwości bycia przedstawionym, ani w stosunku do innych, ani wobec samego siebie, ciało wyłuszczone ze swego istnienia i swego sensu w wyniku przeistoczenia za pomocą genetycznej formuły bądź przez biochemiczną zależność: punkt bez powrotu, apoteoza technologii, która sama stała się miniaturowa i molekularna Scena ciała zmienia się wraz z nieodwracalnym „postępem" technologicznym: od opalania się na słońcu, co odpowiada juz sztucznemu wykorzystywaniu środowiska naturalnego, to znaczy czynieniu z niego protezy ciała (skoro ono samo staje się ciałem symulowanym; lecz gdzie leży prawda ciała?) - poprzez opalanie siew warunkach domowych za pomocą lampy jodowej (nadal stara dobra technika mechaniczna) - aż po opalanie się dzięki pigułkom i hormonom (zasymilowana proteza chemiczna) -kończąc na opaleniźnie uzyskanej w wyniku operacji przeprowadzonej na samym kodzie genetycznym (stadium nieporównywalnie bardziej zaawansowane, a jednak protetyczne, z tym ze proteza zostaje tu ostatecznie zasymilowana, me prze128 Objaśnienie Natęży wziąć pod uwagę to, źe nowotworowe namnażank sżc komórek również stanowi akt milczącego nieposłuszeństwa wobec nakazów kodu genetycznego. Nowotwór, jeśli nawet naleiy do logiki nuklearnego i informatycznego postrzegania istot żywych, stanowi także jego potworną narośl i sap* prowadzi do całkowitej dezinformacji i rozpadu. „Rewolucyjna" patologia organicznego zerwania więzi, jak określił to Richard Pinhas w czasopiśmie J?idion" (Notes synoptiąues a propot d'un mai mysterieuxj, Entropowe szaleństwo organizmów, stawiające opór negentropii systemów informacyjnych. (To sytuacja przypominająca do złudzenia stan, w którym znajdują się masy stojące w obliczu ustrukturowanych wytworów i formacji społecznych-' masy również stanowią nowotworowe przerzuty poza sferę wszelkiej społecznej organiczności). klonowania: stanawi ono zarazem zwycięstwo ni 'nej hipntezy kodu i informacji genetycznej, jak też jej o\ rżenie, niszczące jej spójność. Skądinąd p. (lecz pozostawmy to może przyszłości), że nawet „sklonowany przednim. Nigdy nie będzie tym, „w kogo zamieni go kod genetyczny". Tysiące możliwych zakłóceń uczynią z niego pomimo wszystko istotę różną, która będzie miała zaledwie błękitne oczy swego ojca, co nie jest przecież niczym nowym. A eksperymenty nad klonowaniem przyniosą przynajmniej taką korzyść, że dowiodą zasadniczej niemożliwości sprawowania kontroli nad tego typu procesami w sytuacji, gdy ogranie ma wyłącznie nad informacją i kodem. Hologramy Fantazmat uchwycenia rs ici na żywo, bei kolwiek pośrednictwa, trwa n i w źródle. Przyłapać i chylonego nad swym odbici* sywr zaskoczyć ją na granicy jej stość po to, by ją unieruchon bowtóra. Pochylacie się nad hologramem tak, jak Bóg pochyla się nad swym stworzeniem: jedynie on posiada moc przenikania przez ściany i przez byty, by znaleźć się w sposób bezcielesny poza. Marzymy o tym, by przeniknąć przez samych siebie i znaleźć się poza sobą: w oliwili, gdy nasz holografiezny sobowtór pojawi się w przestrzeni, sobowtór obdarzony najprawdopodobniej mową i zdolny do poruszania się, cud ów się urzeczywistni. Oczywiście nie będzie to już marzenie, a jego urok zostanie bezpowrotnie utracony. Studio telewizyjne przekształca nas w holograficzne postacie: mamy wrażenie, że zmaterializowaliśmy się w przestrzeni •/,a sprawą światła reflektorów i projektorów, jako półprzeźroczyste postacie, poprzez które przenika masa (milionów telewidzów) dokładnie w ten sam sposób, jak nasza rzeczywista dłoń przenika, nie napotykając na jakikolwiek opór, przez nierzeczywisty hologram - nie pozostaje to bez konsekwencji: przejście w przestrzeń hologramu również ją uczyniło nierzeczywistą. Złudzenie to jest pełne i naprawdę fascynujące, a to z tego względu, że hologram jest rzutowany z przodu płytki fotograficznej, w taki sposób, że nic nas od niego nie oddziela iw innym przypadku efekt pozostaje foto- bąd£ kinematograficzny!. Charakterystyczne jest to również dla trompe-1'aeil, w odróżnieniu od malarstwa: zamiast w przestrzeni wzrokowej perspektywy znajdujemy się w odwróconej głębi, która przekształca nas samych w punkt zbiegu linii perspektywicznych... Wypukłość i przestrzenność powinny rzucać nam się w oczy, tak jak w przy131 padku wagonu tramwajowego czy gry w szachy Wziąwszy to pod uwagę, wystarczy tylko zdecydować, jakiego rodzaju przedmioty czy formy mają być „hologenicKne", gdyż stworzenie trójwymiarowego kina jest w nie większym stopniu przeznaczeniem hologramu niż przeznaczeniem kina było odtworzenie teatru, a fotografii - podjęcie na nowo treści i motywów malarstwa. W przypadku hologramu bezlitośnie osaczona zostaje wyobrażeniowa aura sobowtóra, podobnie jak w historii klonów. po to, by mogła istnieć jakakolwiek iluzja i scena wyobraźni. Nie wolno nigdy zmierzać bezpośrednio ku rzeczywistości, w stronę wiernego odwzorowania, podobieństwa świata do samego siebie, podobieństwa podmiotu do samego siebie. Obraz wówczas znika. Nie wolno nigdy zmierzać bezpośrednio w kierunku sobowtóra, gdyż wówczas wzajemna relacja ulega zerwaz pojawieniem się hologramu zatem, tak samo, jak w przypadku klonowania, stajemy się świadkami przedwstawnej pokusy, odwrotnej fascynacji, odnoszącej się do końca złudzenia, sceny, tajemnicy, za sprawą zmaterializowanej projekcji wielkiej doprjejrzystości. Po fantazmacie ujrzenia samego siebie (zwierciadło, fotografia) nadchodzi fantazmat możliwości obejścia samego siebie, a w końcu i przede wszystkim, fantazmat przeniknięcia ne jest lustrzanego odpowiednika, to wraz z pojawieniem się hologramu znaleźliśmy się już potencjalnie w innym wszechswiecie, wszechświecie, który jest jedynie lustrzanym odpowiednikiem. Czymże ji^nakjeat ów wszechświat? Hologram, o którym marzyliśmy zawsze (jednak te sąjedynie jego marnymi bricolage'ami), wywołuje w nas niepokój i przyprawia o zawrót głowy na myśl o możliwości przejścia na drugą stronę naszego własnego ciała, ku sobowtórowi, świetlnemu klonowi, a może martwemu bliźniakowi, który nigdy się nie narodził zamiast nas i czuwa z Ęory nad nami. Hologram, doskonały obraz i kres wyobrażenia. A raczej żaden już obraz - prawdziwym medium jest tu laser, skupiona i wysubtehriona wiązka światła, które nie jest już światłem widzialnym i refleksyjnym, lecz abstrakcyjnym światłem aymulacji. Laser/skalpel. Operacja świetlnej chirurgii, przeprowadzana tutaj na sobowtórze: operuje się waszego sobowtóra tak samo, jakby operowano jakiś nowotwór. Sobowtór, który skrywał się w głębi nas (naszego ciała, naszej nieświadomości?) i którego tajemna postać karmiła nasze wyobrażenia, pod warunkiem lasera, syntetyzowany i materializowany na nasaych oczach, w taki sposób że możliwe się staje przeniknięcie przez i poza niego. Historyczna chwila: hologram stanowi od tiy pory część owego „podprogowego komfortu", który jest naszym przeznaczeniem, owego szczęścia, skazującego nas odtąd na umysłowe to - a każdy przedmiot, który staje eię hologramem, jest najpierw świetlistą ektoplazmą waszego własnego ciała, W pewnym sensie jest tojednak koniec estetyki i triumi przekaźnika, dokładnie tak jak w przypadku stereofonii, która u kresu swego wyrafinowania kładzie kres właśnie urokowf i inteligencji muzyki. Hologram jesL właśnie pozbawiony inteligencji iluzji trompe-1'oeU, której przysługiwała zdolność uwodzenia, działania zgodnie z zasadą pozoru - nieodmiennie za pomocą aluzji i elipsy obecności. Przeciwnie, pogrąża się on w fascynacji dotarcia bezpośrednio na stronę sobowtóra. Jeśli wszechświat jest według Macha tym, co nie posiada swego sobowtóra, co pozbawio- (Społeczeństwo, sama społeczna fantasmagoria również nie jest niczym więcej jak efektem specjalnym, uzyskanym w wyniku modelowania za pomocą wiązek uczestnictwa zbiegających się w próini w spektralnym obrazie zbiorowego szczęścia). 132 133 Trójwymiarowość symulakni - dlaczego sy mul akr o trzech wymiarach miałby być bliższy rzeczywistości, niż ten dwuwymiarowy? Rości sobie wszak do tego prawo, lecz jego efekt, paradoksalnie, polega na tym, ze - przeciwnie - uwidacznia on nam c/warty wymiar jako ukrytą prawdę, tajemny wymiar wszystkiego, który zyskuje zarazem niespodziewanie moc oczywistości. Im bardziej zbliżamy się do doskonałości aymulakru (jest to prawdą w przypadku przedmiotów, \ea. również w przypadku figur sztuki czy modeli relacji społecznych i psychologicznych), tym bardziej ewidentne i widoczne staje aię to (a raczej jawi Kic złemu duchowi niedowiarstwa, który naa nawiedza, o wiele gorszemu jeszcze niż zly duch symulacji), za czego sprawą wszystko wymyka się przedstawieniu, wymyka się swemu własnemu sobowtórowi i podobieństwu do samego siebie. Krótko mówiąc, rzeczywistość nie istnieje: trzeci wymiar jest jedynie wyobrażeniem świata dwuwymiarowego, a czwarty - Świata trójwymiarowego... Wprost i przyspieszenie produkcji coraz bardziej realnej rzeczywistości za sprawą dodawania kolejnych wymiarów. Jej konsekwencję stanowi nasilenie się ruchu przeciwnego: iylko to jest prawdziwe, tylko to jest naprawdę uwodzące, co bawi się jednym wymiarem mniej. W każdym razie ów bieg ku rzeczywistości i złudzeniu realności jest bezcelowy, gdyż, kiedy przedmiot staje się w sposób nieodróżnialny podobny do każdego innego, Klejeni taki wiernie i w sposób ścisły, jest podobny jakby trochę bardziej. Nie istnieje podobieństwo, tak samo jak nie istnieje wierność. To, co jest wierne, jagi już zbyt wierne, tylko to jest wierne, co priybliia się do prawdy, nie roszcząc sobie do tego prawa. Teza ta ma w przybliżeniu ten sam paradoksalny charakter, co formuła, która stwierdza, że kiedy dwie kule bilardowe toczą się ku sobie, to pierwsza z nich dotyka drugiej wcześniej niż druga pierwsiej, bądź jedna dotyka drugiej, zanim sama zostanie przez nią dotknięta. Co wskazuje no to, że nie istnieje nawet możliwość jednoczesności w porządku etasu, tak samo, jak nie istnieje możliwość podobieństwa w porządku figur. Nic nie jest do siebie podobne, a holograficzne odwzorowanie, jak wszelkie pragnienie syntezy bądi wiernego wskrzeszenia rzeczywistości (to samo dotyczy również eksperymentów naukowych!, nie jest już rzeczywiste, lecz hiperrealne. Nie ma już zatem właściwości odwzorowania (prawdy), lecz zawsze jest symulacją. Kio wierną wszakże, lecz tatą, której prawdziwość została już przekroczona, co oznacza, że znajduje się ona już po drugiej stronie prawdy Co dzieje się po drugiej stronie prawdy, nie •/. tym, co fafszywe, lecą z tym, co jest bardziej prawdziwe niż sama prawda, bardziej rzeczywiste niż sama rzeczywistość? Przynosi to z pewno- ścią zdumiewające i świętokradcze skutki, o wiele bardaiej zgubne dla porządku prawdy niż jej czysta negacja. Osobliwa i śmiercionośna mne potencjalizacji prawdy, potencjalizacji rzeczywiskłśei. To dlatego być może bliźnięta były ubóstwiane i składane w ofierze w niejednej z pierwotnych kultur: hiperpodobieństwo równoznaczne było z zabójstwem oryginału, a zatem z Czystym bezsensem. Jakakolwiek klasyfikacja bądi znazniszczeniu w wyniku zwykłego logicznego podniesienia do potęgi n-tej - popchnięta do swej granicy, Lak jakby prawda pochłonęła kryterium prawdziwości tak, jak „połyka się akt urodzenia"", tracąc tym samym cały swój sens: z tego względu ciężar Ziemi czy Wszechświata może zostać obliczony ewentualnie w sposób ścisły, lecz wyda się on natychmiast niedorzeczny, gdyż zabraknie tu już odniesienia, lustra, w którym mógłby się kich. wymiarów rzeczywistości w jej hiperrealnej kopii, bądź scaleniem wszelkiej informacji dotyczącej jednostki w jej genetycznym sobowtórze (klonie), czyni ją bezzwłocznie patafipozbawione możliwości przedstawienia, możliwości lustrzanego dopełnienia, ekwiwalencji sensu (równie absurdalnym jak nadawanie mu sensu, przydawanie mu ciężaru sensu, jest przypisywanie mu całkiem po prostu ciężaru). Sens, prawda i rzeczywistość mogą pojawić się jedynie lokalnie, w ograniczorttra i równoważności. Wszelkie podwojenie, wszelka geniiralizacja, wszelkie sięganie granic, wszelkie bolograilczne poszerzenie i przedłużenie (pragnienie wyczerpującego zdania sprawy i Wszechświata) sprawia, że wystawione zostają one na pośmiewisko. Patrząc z tego punktu widzenia, widzimy, że nawet nauki ścisłe w niebezpieczny sposób zbliżają się do patafizyki. Dzieje się tak dlatego, że w pawien sposób przypominają one hologram, obiektywistyczne pragnienie dekonstrukcji i wiernej re- skonać, nyslonąC ducha, i 13-1 konstrukcji świata w jego naj drobni ejśzych szezegóiach, opierające się na uporczywej i naiwnej wierze w pakt podobieństwa rzeczy do siebie samych. Uznaje się, że rzeczywistość, rzeczywisty przedmiot jest tożsamy sarnie Kubą, podobny do samego Hiobie jak twarz do swego odbicia w lustrze - a to potencjalne podobieństwo stanowi w istocie jedyną definicje rzeczywistości natomiast wszelka próba, w tym holografia, powołująca się na nią, może jedynie chybić swego celu, gdyż nie bierze pod uwagę cienia (tego, za czego sprawą przedmiot właśnie nie jest podobny do samego siebb), OWEJ ukrytej strony, w której niknie (pogrąża się) przedmiot, jego tajemnicy. Próba taka przeskakuje, dosłownie, swój cień i pogrąża się w przejrzystości, by się tam natracić. Kraksa Patrząc z klasycznej (a nawet cybernetycznej) perspektywy, technologia stanowi przedłużeniu ciała. Jest wyrafinowanym, (unkcjonalnym udoskonaleniem organizmu ludzkiego, umożliwiającym mu dorównanie naturze oraz triumfalne jej blokowanie i obsadzanie. Począwszy od Marksa aż po McLuhana, dominowała to samo instrumentalna wizja maszyn i języka: uznawane były one za zamienniki, przekaźniki, przedłużenia, media-mediatyzacje, których istotą i idealnym przeznaczeniem miało być ich przekształcenie się w organiczno ciało człowieka. W tej „racjonalnej" perspektywie samo ciało staje się jedynie medium3'. W przeciwieństwie do tego, w barokowej i apokaliptycznej wersji pochodzącej K Kmkay J.G. Ballarda, technika stanowi zabójczą dekonstrukcję ciała -już niejako funkcjonalne zaposredniczenie, lecz jako poszerzenie śmierci - rozczłonkowanie i pokawałkowanie, .jednak nie pod wpływem ujemnie nacechowanego złudzenia utraconą jedności podmiotu (co mieści się jeszcze w horyzoncie psychoanaliiyl, lecz pod wpływem eksplozj^nej wr/ji ciała wydanego na „rany symboliczne", ciała połączonego z technologią i stanowiącego z nią jedność w j<g wymiarze gwałtu i przemocy, za sprawą prymitywnych i nieprzerwanych zabiegów chirurgicznych, którym jest z ją zastosowaniem poddawane: nacięć, wycięć, skaryfikacji, dziurawienia ciaia, których „seksualny" ból i rozkosz stanowią jedynie szczególny przypadek (mechaniczne niewolnictwo w pracy, złagodzona karykatura) — ciafo pozbawione organów i organicznej, czerpanej z nich rozkoszy, w całości poddane naznaczeniu, nacięciom, zabiegom technologicznego bliznowania - pod skrzącą się blaskiem egidą i prwkeźnika łprayp. tłum.). <-/,y popod Śmierci. Śmierć naturalnie ma swój udział w owym runku zawdzięczanym zderzającej się technice, hołdem złożonym poszczególnym kończynom i płaszczyznom twarzy, gestom i karnacjom skóry. Kaidy z gapiów z miejsca wypadku zachowa obraz gwałtownej transformacji tej kobiety, skomplikowanych ran, które zmieszały jej seksualność 3 twardą konstrukcją samochodu. Każdy s nich połączy swoją wyobraźnię, wrażliwe powierzchnie błon śluzowych, obszary tkanki wzwodnej, z ranami tej drugorzędnej aktorki'za pośrednictwem swojego pojazdu, dotykając ich podczas jazdy w mnogoici stylizowanych póz. Każdy przywrze ustami da tych krwawiących rozcięć, przyłoży przegrodę nosową do otarć na jej lewej dłoni, dociśnie powieki do-wyprutego ścięgna palca wskazującego, wierzch wzwiedńonego penisa da rozerwanych bocznych ścianek jej pochwy. Kraksa samochodowa umożliwiła ostateczne i wytesknione zespolenie aktorki z członkami jej widowni"" (a. 169}. Technika może zostać pojęta jedynie! podczas wypadku (samochodowego), to znaczy poprzez przemoc, która dotyka ją samej i poprzez gwałt zadany ciału. To to samo: wszelkie zderzenie, wszelki wstrząs, wszelki szok, całą tę metalurgię wypadku odczytać można w semiurgii dala - nie anatomii c?.y fizjologii, lecz właśnie semiurgii kontuzji, blizn, okaleczeń, ran, które stanowią również nowe organy płciowe rozwierające się w ciele. W ten oto sposób kompilacji ciatsjako siiy roboczej w porządku produkcji przeciwstawione zostaje rozproszenie ciała jaku anagramu w porządku okaleczania. Koniec ze „strefami erogennyroi": wszystko staje się otworem, by ofiarować się odruchowemu wyładowaniu. Przede wszystkim jednak (podobnie jak w przypadku pierwotnych tortur inicjacjgnych, które jednak nie należą do naszych czasów), całe ciało staje się znakiem, by ofiarować siebie wymianie znaków ciaswe rozszalałe znaki. Cielesna abstrakcja i modelowanie. Za tym wszystkim nie kryje się żadna emocja, żadna psychologia, żadne przepływy czy pożądanie, jakiekolwiek libido v TSa i wszystisie następne cytaty pochodzą z wydania: J.G. Ballard, Krnli•a, przeł. Jarek ManlcM, Wranaws 1996 (przyp. tłum.). przemocy wobec ciała, lecz nie jest ona nigdy-jak m a t o miejscu w przypadku sadyzmu czy masochizmu - umyślnym i perwersyjnym celem przemocy, zaburzeniem i zniekształceniem sensu i seksu (w stosunku do czego?). Nie ma tu wypartą! nieświadomości (afektów czy przedstawień}, chyba że podczas ponownej lektury, która mogłaby jeszcze napełnić ten tekst wymuszonym sensem, zgodnie z modelem psychoanalitycznym. Bezsens, dzikość, pierwotnośc owej mieszaniny ciał i techniki są immanontne, stanową bezpośrednią oawracalnosc, przecnodniosc jednego w drugie, czego wynikiem jest pozbawiona precedensu seksualność - rodzaj potencjalnego oszołomienia, związanego z procesem czystej inskrypcji zerowych znaków owego ciała. Symboliczny ryluai nacinania i znakowania, podobnie jak w przypadku graffiti w nowojorskim metrze. Innym punktem wspólnym jest to, że w Kraksie nie mamy już. do czynienia z przypadkowymi znakami, które mogą pojawić się jedynie na peryferiach systemu. Wypadek nie jest już owym miniaturowym bricolage'em, którym jest nadal w sytuacji wypadku drogowego - szczątkowym bricolege'em popędu śmierci w nowych kategoriach rozrywki i efcaflu wolnego. Samochód nie stanowi przedłużenia czy uzupełnienia jakiegoś udomowionego, nieruchomego wszechświata, prywatny i udomowiony świat już nio istnieje, pozostały jedynie nituslĄJące figury cyrkulacji, a Wypadek jest wszędzie, stanowiąc podstawową, nieodwracalną figurę, banalność anomalii, jaką jest śmierć. Nie zajmuje już miejsca na marginesie, znajduje się w samym centrum. Nie stanowi już wyjątku w stosunku do triumfującej racjonalności, atal się Regułą, pochłonął Regułę. Nie stanowi już nawet „części przeklętą", zdanej na los przez sam system i włączonej w jego ogólny rachunek. Wszystko uległo odwróceniu. To Wypadek nadaje kształt życiu, to on, bezrozumny, jest seksem życia. A samochód, pole magnetyczne samochodu, które w końcu otacza cały wszechświat swymi tunelami, autostradami, wiaduktami, wielopmiii tu owymi skrzyżowaniami i rozjazdami, zamyka w swej ruchomej kabinie jako uniwersalnym prototypie, nie jest niczym więcej niż jego wielką i nieograniczoną metaforą. 133 We wszechświecie wypadku nie istnieje już jakakolwiek możliwość dysfunkcji, a zatem nie ma tu już miejsca na perwersję. Wypadek, podobnie jak śmierć, nie należy już do porządku nerwicy, wyparcia, resztki c/,y transgresji, zapoczątkowuje raczej nowy rodzaj nieperwersyjnej rozkoszy (wbrew intencjom samego autora, który we wstępie pisze o nowej perwersyjnej logice, należy oprzeć się pokusie moralnego odczytywania Kraksy jako perwersji), wprowadza strategiczną reorganizację życia, w której punktem wyjścia jest śmierć. Śmierć, rany, okaleczenia nie są już metafora, kastracji, wręcz przeciwnie - choć już nie. Perwersyjna jest jedynie fetyszyatycana metafora, uwiedzenie przez model, przez pośredniczący i podstawiony fetysz bądź poprzez medium języka. Tutaj śmierć i seks są odczytywane bezpośrednio z ciała, bez pośrednictwa fantazmatu, metafory, zd;i.nia - w odróżnieniu od maszyny z Kolonii karną, gdzie ciało, w swym bólu i ranach, stanowi jeszcze nadal wyłącznie podłoże tekstualnej inskrypcji. Dlatego pierwsza •/. nich, maszyna Kalki, ma jeszcze charakter purytanski, represyjny, jest „maszyną znaczącą", jak powiedziałby Deleuze, podczas gdy technologia w Kra&sie jest p«łna blasku, iskrzy się i uwodzi, albo jest nuitoi stanowi zwyczajne lustro okaleczonych i rozczłonkowanych ciał. A ciało samego Vaughana jest lustrem zdezelowanych elei błotników, blachy uwalanej spermą. Ciało i technologia pomie- „Vaughan skręci! na dziedziniec stacji benzynowej i szharste fotografie, tę dokumentacją przerażających ran';piersi nastolatek zdeformowane przez oprawy zegarów, biusty podstarzałych iu przedniej szyby, sutki odcięte przez emblematy producenta przymocowane do deski rozdzielczej; urazy męskich i żeńskich przednie szyby w następstwie wyrzucenia z kabiny. [...] Ogląda- 140 plątanych sromów i zmiażdżonych jąder f..J. Kilka fotografii uzupełniono o zbliżenie tej strefy samochodu, w której znajdował się element odpowiedzialny za powstanie przedstawionej na zdjci:iu rany: na utykonanej na oddziale urazowym fotografii obok rozciętego na dwoje penisa widniała wstawka przedstawiająca zespól hamulca ręcznego; nad powiększeniem drastycznie okaleczonego sromu zamieszczono zbliżenie piasty kierownicy i emblematu jej producenta. Owe zestawienia porozpruu/anych genitaliów z fragmentami karoserii i deski rozdzielczej samochodu tworzyły ciąg przerażających modułów, jednostek nuwęj waluty bólu i pożądania" (s. 120-121). stawiona na tiele przypomina sztucznie wytworzoną inwaginację, podobnie jak skaryfikacje wykonywane przez ludy pierwotne, stanowiące zawsze gwałtowną odpowiedź na nieobecność ciała. Tylko ciało iranione symbolicznie istnieje- dla siebie i dla innych - „pożądanie" seksualne jest zawsze tylko ową możliwocimom. To nieliczne zatem otwory ciała, z khirymi mamy zwyczaj łączyć seksualność i akty seksualne, są niczym wobec wytworzonych otworów (dlaczego jednak sztucznie?), tych wszystkich ujść, za których sprawą ciało staje się odwracalne oraz —jak w przypadku pewnego rodzaju przestrzeni topologicznych — nieznane stają się dla niego zarówno wnętrze, jak i zewnętrze. Seks, tak jflk my go rozumiemy, stanowi jedynie najkich symbolicznych i ofiarniczych praktyk, którym może poddać się ciało, już nie za sprawą natury, lecz dzięki sztucznej ingerencji, poprzez symulację i w wyniku wypadku. Seks jest jedynie niedostatkiem, brakiem popędu zwanego pożądaniem w zawczasu spreparowanych sferach. Znstal już przezwyciężony i dawno należy do przeszłości, co jest wynikiem rozmaitych odniesionych ran symbolicznych, stanowiących swego rodzaju dlatego to nie jest już seks, to coś innego, seks nie jest niczym więcej niż inskrypcją uprzywilejowanego znaczącego i kilku 141 drugorzędnych oznak - to nic wobec możliwości wymiany wszystkich znaków i ran, do której zdolne jest ciało. Człowiek piorwcjtny potrafił do tego celu używać cejego ciata, poprzez tatuowanie, zadawanie sobie cicrpi<;A, tyLy micjaoyjne - seksualność była wówczas tylko jedną z wielu możliwych metafor wymiany symbolicznej, która nie była ani najbardziej znacząca, ani nie cieszyła się największym poważaniem - czym wfaśnie stała się dla nas za sprawą realistycznego i obsesyjnego odwoływania aię do niej, wskutek nadawania jej nadmiernie organicznego i funkcjonalnego znaczenia (włączając w to rozkosz). „Kiedy samochód rozpędził aię po rasphrwszy do szybkości czterdziestu kilometrów na godzinę, Vatigh.an wyciągnął ppice z pochwy i odbytu dziewczyny, zarzucił biodrami i wsunął jej w pochwę peiisa. W niebo nad nami biły reflektory strumienia samochodów wspinających się na wiadukt. W lusterku wstecznym widziałem wciąż Vaughana i dziewczynę. Ich ciała oświetlał blask reflektorów jadącego za nami auta, podający na czarny bagażnik lincolna i setkę jego chromowanych punktom. W chromowanej popielniczce widziałem odbicie lewej piersi i nabrzmiałego sutka dziewczyny. W winylowej uszczelce szyby widziałem zniekształcone fragmenty ud Vaughana i jej brzucha w dziwacznym anatomicznym zespoleniu. Vaughan wciągnął dziewczynę na siebie i znowu wszedł w nią penisem. W tryptyku odbić w szybkach prędkościomierza, zegara i obrotomierza,, w ohapturzonych jaskiniach ich podświetlanych skal, trwał akt seksualny pomiędzy Vaughanem i młodą kobietą, taktowany ruchami strzałki prędkościomierza. [..J Kiedy rozpędziłem samochód do dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę, Vaughan wygiął się w tuk unosząc dziewczynę w pełny blask reflektorów auta jadącego za nami. W chromowo-szklanej klatce pędzącego wozu rozbłysły jej spiczaste piersi. Konwulsyjne spazmy miednicy Vaitghana zbiegły się z błyskami rozmieszczonych co sto metrów latarni ulicznych, które mijatiSmy. Przed każdą podrzucał dziewczynę biodrami, wbijając penisa w jęj pochwę, a kiedy żółte światło zalewało kabiną, rozchylał jej pośladki, by wyekspono- • mać odbyt" (s. 1281 Tutaj wszystkie pojęcia erotyczne stają się kategoriami technicznymi. Nie ma już dupy, kutasa, cipy, eą za to: odbyt, odbytnica, arom, psnis, kopulacja. Nie ma tu miejsca na żargon, czyli Intymność przemocy seksualnej, mamy za to do czynienia z językiem funkcyjnym: zachodzi tu całkowita równoważność chromu i błon Śluzowych jak jednej formy w stosunnym superprojekcie niż łączą się podług rozkoszy. Skądinąd nie chodzi tu nawet o rozkosz, lecz o czyste i zwyczajne wyładowanie. A kopulacja i spermah które przenikają całą książkę, mają tyle eamo wartości zmyalowej, ile filigran ran ma pełnego przemocy; choćby metaforycznej, sensu. Są to zaledwie sygnatury - w ostatniej scenie X znaczy własny spermą sscząlki Rozkosz (perwersyjna czy też nie) zapośredniczona była zawsze przez aparat techniczny, przez maszynorłe rzeczywistych obiektów, najczęściej jednak fantazmatów - pociąga ona zawsze za sobą pośrednią manipulację scenami bądź gadżetami. Tutaj i ujednorodnia za sprawą samej techniki, streszczając się w jsdnym jedynym przedmiocie; samochodzie. „Utknęliśmy iv potężnym zatorze. Fosy ruchu od wielopoziomowego skrźykritamia drogi szybkiego ruchu z Western Auenue aż po podjazd na wioduttt zapchane byty pojazdami. Przednie szyby odbijały roztopione barwy słońca zachodzącego nad przedmieściami Londynu. W gęstniejącym zmierzchu płonęły światła stopu, odbijając się w ogromnej kałuży lakierowanych karoserii. Vaughan siedział s ręką wystawioną za otwarte okno ad strony pasażera. To poklepywał niecierpliwie drzwiczki od zewnątrz otwartą dłonią, to znów bębnił w nie pięścią. Wysoka ściana piętrowego autobusu linii lotniczych stojącego po naszej prawej przywodzili na mysi rzędy umarłych spoglądających na nas z wyżyn galerii kolumbarium. Utrzymanie przzz chwilę tego fantastycznego bezruchu wymagało wydatkowania olbrzymiej ener143 T gil XX wieku, której starczyłoby na skierowanie całej planety na nową orbitę wokół szczęśliwszej gwiazdy" (s. 136). „Wokół mnie, na całej długoSci Western Avenue, wzdłuż obu podjazdów na wiadukt, na skutek zatoru spowodowanego przrz wypadek nich zamarł. Tkwiąc poś/trdku tego sparaliżowanego huraganu czułem się zupełnie na luzie, tak jakby nie obsesje na punkcie mnożących się w nieskończoność pojazdów znalazły Jednak w Kraksie inny jeszcze wymiar staje się nieodłączny od nieodróżnialnyeh już od siebie wymiarów technologii i seksu by): jest nim fotografia i kino. Połyskująca i nasycona powierichnia ruchu i wypadku pozbawiona jest głębi, ulega wszakże podwojeniu w obiektywie kamery Vaughana. Gromadzi on i przechowuje, jak karty katalogowe, zdjęcia kolejnych wypadków. Do generalnej próby decydującego zdarzenia, które sam wywołuje (jego śmierć w samochodzie i jednoczesna Śmierć gwiazdy w wyniku zderzenia z Elisabeth Taylor, zderzania drobiaagown symulowanego i udoskonalanego przez wiole miesięcy), dochodzi podczas kręcenia zdjęS do filmu. Ten wszechświat byłby niczym bez owego hiperrealistycznego dystansu. Samo podwojenie, samn rozwinięcie wizualnego medium do drugiegn poziomu może dokonyć syntozy technologii, seksu i śmierci. W istocie jednak fetografla nie jest tu przekaźnikiem, ani nie należy do porządku przedstawienia. Nie chodzi tu o „uzupelniaa Vaughan nie zajmuje tu pozycji wojera ani perwerta. Błona fotograficzna (podobnie jak elektroniczna muzyka w samochodach i mieszkaniach) stanowi część btony powszechnej, hiper- ektu, przestrzeni, jak i języki Nie jest nym wyoacza całkiem po prostu to, zi ssechświat po•st tajemnicy. „Maiiekin motocyklista tkwił pewnie w siodełku. Prąd powietrza odrzucał mu głowę do tylu. Z rękoma przykutymi do kie rownicy wyglądał jak pilot kamikadze. Długą szyję miał oblepiona czujnikami. Przed ni/n, na końcu toru, z nieobecnymi mi nami siedziała ni swoim samochodzie rodzina czterech manek nów, Ich twarze pokrywały tajemnicze symbole. Słychać było ostry Świst; to przewody odbiegające od czujn ków szorowały po trawie rosnącej obok lont. Motocykl wyrżną w przód limuzyny z głośnym metalicznym łomotem, Impet zderzenia obrócił oba pojazdy w stronę rzędu przestraszonych widzów. [..J Motocykl wraz z motocyklistą poszybował nad mask samochodu, rąbnął w przednią szybę, po czym czarną masą odłamków przekoziołkował przez dach. Przycumowany stalow mi linami samochód odrzuciło o trzy metry w tył. Znieruchomiał okrakiem nad szynami. W wyniku uderzenia wgnieceniu uległy maska i dach, popękała przednia szyba. Siła bezwładności cisnęła siedzącą w środku sztywną rodzinkę w przód- Bezgł wy tułów kobiety zajmującej miejsce obok kierowcy wbił się w popękaną przednią szybę. Technicy [...]przystąpili do zbierania kawałków ciała moto cyklisty, utykając sobie pod pachy jego nogi i głowę. Wiórki włókna szklanego z twarzy i ramion manekina skrzyły się wokó samochodu testowego niczym srebrny śnieg, konfetti Śmierci. Heltn Remingttm trzymała mnie pad rękę. Uśmiechnęła się do mnie i kiwała zachęcająco głową, jak gdyby nakłaniała dńetko do pokonania jakiejś psychicznej przeszkody. - Możemy obejrzeć to jzszcie raz na ampeksie. Odtwarzają przebieg doświadczenia w zwolnionym tempie" (s. 113-114). i jego przepływów. Fotografia jost w równym stopniu przekaźnikiem jak technologie czy ciała -wszystkie one dziqą się jednocześnie, we wszechświecie, w którym antycypacja zdarzenia zbiega się z jego odtworzeniem, a nawet jego „rzeczywistym" wytworzeniem. Nie ma tu także głębi czasu - podobnie jak przeszłość, również przyszłość przestaje istnieć. W gruncie rzeczy to oko kamery zastąpiło czas, tak samo jak wszelką inną głębię, W Kraksie Wszystko jeat hiperfunkĘJonalne, ponieważ ruch i wypadek, technika i śmierć, seks i symulacja przypominają ]ednij v.ielŁą synchronicznie działającą maszynę. To ten sam wszechświat, jakim jest hipermariiet, w którym towar ataje si« „hipertowarem", co oznacza, że zawsze już jest on pochwycony, 144 145 a wrax z nim całe otoczenie, przez nieustannie krążące figury cuchu. Jednak jednocześnie funkcjonalizm Kraksy pożera swą własną racjonalność, ponieważ nie ma w nim już miejsca na jakąkolwiek dysfunkcję. To itinkcjonaSizm radykalny, docierający do Jasnych granic paradoksu, 8 nawet je przekraczający. Staje się on w ten sposób na powrót nieokreślonym, a tym samym fascynującym obiektem. Ani złym, Eini dobrym: ambiwalentnym. Podobnie jak śmierć i moda, staje się on na powrót w ten aposób obiektem skrótowym, podczas gdy nasz stary, dobry funkcjonali?.inr nawc-t jeśli budzi fipory, wcale już takim nie jest -oznacza to, iejest on drogą prowadzącą do celu szybciej niż autostrada, albo wiodącą tam, dokąd autostrada już nas nie doprowadzi, bądź też - lepiej nawet to ujmując, parodiując na spoańh patafizyczny Littre'go - „drogą prowadzącą donikąd, lecz prowadzącą tam szybciej niż inne". To właśnie odróżnia Kraksę od niemal całej literatury science-fietion, krążącej zazwyczaj nadal wokół starej opozycyjnej pary funkcja/dysfunkcja, projektowanej w przyszłość zgodnie z tymi samymi liniami sif i celowością, które charakteryzują normalny wszechświat. Fikcja przerasta tam rzeczywistość (bądź na odwrót), jednak w zgodzie z tymi samymi zasadami gry. W Kraksie nie ma już ani fikcji, ani rzeczywistości, biperrzeczywistość znosi zarazem jedną i drugą. Nie ma już nawet miejsca na możliwość krytycznego rucbu wstecznego. Czy ten mutujący i komutujący świat symulacji i śmierci, świat przemożnie zseksualizowany, lecz pozbawiony pożądania, pełen gwałcących i zĘwałconych ciał, lecą jakby zobnjętniałych, ten chromowany i intensywnie metaliczny świat, pozbawiony zmysłowości, hiperstechnicyzowany i bezcelowy- czy jest on dobry, czy zły? Nigdy się tego nie dowiemy. Jest po prostu fascynujący, pod warunkiem że ta fascynacja nie pociąga za sobą sądu wartościującego. Na tym właśnie polega cud Kraksy. Nigdzie nie wychodzi tu na jaw jakikolwiek ogląd moralny czy krytyczny sąd, należący jeszcze do dziedziny funkcjonalizmu starego świata. Kraksa jest hiperkrytyczna (również pod tym względem dzieje się tak wbrew intencjom jej autora, który we wstępie pisze o tym, „że podstawowym przesłaniem Kraksy jest ostrzeżenie przed tym brutalnym, erotycznym i złudnie wspaniałym królestwem, które coraz 146 bardziej przekonująco wabi nas z peryferii technicznego krajobrazu"). Niewielu książkom, niewielu filmom udaje się do tego stopnia znieść wszelką celowość czy krytyczną negatywność, osiągnąć tuk matowy blask banalności i przemocy. Może tylko Nashoille, Mechanicznej pomarańczy. Po Borgesie, lecz już na innym poziomie, Kraksa jest pierwszą wielką powieścią świata symulacji, świata, z którym mamy obecnie do czynienia wszędzie - asyrobolicznego uniwersum, które jednak, za sprawą swego rodzaju odwrócenia, radykalnej zmiany swej masowo unediatyzowanej substancji (neon, beton, samochód, erotyczna maszyneria), jawi się w taki sposób, jakby przenikała je jednak jakaś potężna inicjacyjna siła. „Odjechał na syrenie ostatni z ambulansów. Gapie wsiadali do samochodów albo wspinali siąpo skarpie do dziury w ogrodzeniu z drucianej siatki. Minęła nas para nastolatków. Dziewczyna było, w denimowym kostiumiku, chłopak obejmował ją jedną ręką w talii, a wierzch dłoni drugiej przykładał do jej prawej piersi, pocierając kłykciami sutek. Wsiedli do żółtego samochodziku plażowego obwieszonego propomzykami i odjechali. [...1 Powietrze przesycał seks, zupełnie jakbyśmy byli członkami jakiejś sekty rozchodzącymi się po kazaniu, w którym nakłaniano nas do celebrowania naszych seksualności z przyjaciółmi i obcymi, i odjeżdżającymi w noc, by z najbardziej nieprawdopodobnymi partnerami naśladować krwawą eucharystię, której naocznymi świadkami byliśmy" (s. 141). Symulakry i science-fiction Trzy porządki symulakrów: naśladownictwie i podrabianiu, harmonijne, optymistyc^ne oraj zmierzające do przywrócenia, odtworzenia bądź ustanowicnia w sposób idealny natury na wzór Boga; • aymulokry produktywne, produkty wistyezne, oparte na energii, sile, zmaterializowane za pomocą maszyny w całym systemie produkcji - ich prometejskim celem jest globalizBCJa i bazustanna ekspansja, uwolnienie nieskończonej energii (pragnienie stanowi część utopii wiążących się z tym porządkiem symulakrćw); • symulakry symulacji, "parte na informacji, modelu, cybernetycznej grze - całkowita operscjonalizacja, hiperrzeczywistość, celem ich jest uzyskanie całkowitej Itontroli. Pierwszemu z tych porządków odpowiadają wyobrażeniu słym. Trzeciemu odpowiada...-czy istnieje jednak jakiekolwiek wyobrażenie, które odpowiadałoby temu porządkowi? Prawdopodobną odpowiednią jest to, że ".lara, dobra sfera wyobraień towarzysząca stience-fietion jest już martwa i zaczyna się właśnie wyłaniać coś innego (nie tylko w dziedzinie beletrystyki, również w teorii). Ten sam los swobodnego unoszenia się, dryfowania i nieokreśloności kładzie kres srience-fietioit - lecj również teorii, jako swoistym gatunkom. To, co rzeczywiste i to, co wyobrażeniowe istnieją jedynio wtedy, gdy patrzy się z pewnego dystansu, Co dzieje się wówczas, gdy ów dystans, włączając w to dystans dzielący rzeczywisto^ od wyobrażenia, zaczyna zanikać, ulega wchłonięciu, a na jego miejscu pojawia się model? A zatem, przy przejściu od jednego po149 rządhu di> następnego, dominującą tendencją jest właśnie pochłanianie i skracanie się owego dystansu, odstępu, który pozostawia miejsce na idealne bąd£ krytyczne projekcje: • jest on najwięltszy w przypadku utopii, gifeio zarysowuje się sfera transcendentna, świat zasadniczo i skrajnie odmienny (romantyczne marzenie jest jeszcze jej zindywidualizowaną postacią, gdzie transcendencja rysuje się w głąb, sięgając aż po struktury nieświadome, jednak oddzielenie od świata rzeczywistego jeat tu pod każdym względem największe, to wyspa utopii przeciwstawiona kontynentowi rzeczywistości); • skraca się w sposób znaczący w przypadku .tcience-fietion: ta najczęściej nie jest niczym więcej, jak przesadna projekcją rzeczywistego świata produkcji, która nie jest jednak jakościowo od niego różna. Mechaniczne bądź energetyczne przedłużenia, prędkości i moce podniesiono zostają do potęgi n-tej, jednak schematy i scenariusze pozostają takie same jak w dziedzinie mechaniki, metalurgii itp. Projekcyjna hipostaza robota. (Ograniczonemu Światu epoki preindustrialnej utopia przeciwstowiała świat alternatywny i idealny. Do potencjalnie nieskończonego świata produkcji, science-fietion dołącza zwielokrotnienie własnych możliwości]; • ulega, całkowitemu wchłonięciu w implozy wnej epoce modeli. Modele nie stanowią już transcendencji ani projekcji, nie są wyobrażeniem w stosunku do rzeczywistości, same stanowią antycypację rzeczywistości, nic pozostawiając /.atom miejsca na jakikolwiek rodaąj fikcjonalnej antycypacji - są ńnmanentne, nie pozostawiają zatem miejsca na jakikolwiek rodzaj wyobrażeniowej transcendencji. Otwarte zostaje pole dla symulacji w sensie cybernetycznym, to znaczy dla wielokierunkowej manipulacji owymi modelami (scenariusze, inscenizacje symulowanych sytuacji itp J, jednak wówczas nic nie odróżnia już owej operdeji sterowania od operacji samej rzeczywistości: nia istnieje już fikcja. Ezeczywistość mogła przekraczać fikcję: lo był najpewniejszy znak możliwej eskalacji i przerostu porządku wyobrażeniowego. Jednak rzeczywistość nie potrafi przewyższyć swego modrslu, dla którego sianowi jedynie alibi. W świecie zdominowanym przez zasadę rzeczywistości wyobrażeniowo Sć stanowiła alibi dla tego, co rzeczywiste. Obecnie 150 to rzci^ywiskiść stalą się alibi dla modelu wo wszechświecie rządzonym zasadą symulacji. I w sposób paradoksalny to rzeczywistość stalą się dla naa prawdziwą utopią - taką utopią jednak, która nie należy już do porządku możliwości, o której możemy jedynie marzyć jak o utraconjm obiekcie. Być może srience-fietion epoki cybernetycznej i hiperrzeczywistej może ulec wyczerpaniu i sięgnąć kresu jedynie poprze? „sztuczne" wskrzeszenie światów ..historycznych", próby zrekonstruowania in nitro, aż po najmniejsze detale, losów przeszłego świata, minionych zdarzeń, osób, ideologii, pozbawionych, sensu i swego pierwotnego prjebiegu, lecz łudzących retrospektywną prawdą. Tak jak wojna secesyjna w Simulakratih Philipa K. Dicka. Gigantycznych rozmiarów trójwymiarowy hologram, gdzie fikcja nie będzie już nigdy więcej lustrem przyszłości, lecą rozpaczliwą i beznadziejnąj baliicynatyjną próbuj wskrzeszenia przeszłości. Nic możemy już sobie wyobrazić żadnego innego wszechświata: laska transcendencji również została nam odebrana. Klasyczna scienoe-ftetion dotyczyła uniwersum w stadium ekspansji, torowała sobie zatem drogę poprzez opowieści o podbojach Kosmosu, któro bjiy współodpowiedzialne za bardziej ziemskie formy podboju i kolonizacji, jakie pojawiły się w XIX i XX wieku. Nie występuje tu jednak związek przyczynowoskutkowy: to nie z tego powodu przestrzeń ziemskajast dzisiaj wirtualnie zakodowana, oznakowana, opisana, skatalogowana i nasycona. W pewien sposób, glooalizując się, przestrzeń ta uległa zamknięciu - przez wzgląd na powszechny rynek, nie tylko towarów, lecz także wartości, znaków, modeli, nie pozostawiający miejsca na wyobrażenia -ale nie to jedynie spowodowało, że eksploracyjny (techniczny, umysłowy, kosmiczny) wszechświat science-fiction również przestał funkcjonować. Oba zjawiska pą jednak ze sobą. ściśle powiązane, stanowiąc chra aspekty tego samego ogólnego procesu implozji, następującego po ogromnym procesie eksploąi i ekspansji, charakteryzuj ącym minione wieki. Gdy system dociera do swych Ęranic i ulega nasyceniu, uruchamia się proces przywracania i regresji - pqawia się coś innego, również w obrębie porządku wyobrażeniowego. 151 Aż do obecnąj chwili zawrze mieliśmy pod dostatkiem wyobrażeń - współczynnik rzeczywistości jest proporcjonalny do stanu rezerw wyobrażeń, który przydaj ej ej właściwego ciężaru. Jest to prawdą zarówno w przypadku odki^c* geograficznych, jak też podboju przestrzeni kosmicznej: kiedy nie istnieje już dziewiczą a zatem dostępne dla wyobrażeń terytorium, wómczas mapa pokrywa cal/M terytorium, a coś takiego jak zasada rtwzywistoSci zamka. Podbój Kosmosu stanowi w tym sensie próg, po którego przekroczeniu nieodwracalnie zmierzamy już ku uLracio ziemskiej referencji. Jesteśmy świadkami zatraty rzeczywistości jako wewnętrznie spójnego i ograniczonego wszechświata, którego granice cofają się ku nieskończoności. Podbój przestrzeni kosmicznej, który rozpoczął się po opanowaniu naszej planety, st^e się równoznaczny z odrzeczywistnieniem gatunku ludzkiego i przeniesieniem go w nierzeczywisty obszar symulacji. Dowodzi tego owa dwupokojowa kabina z kuchnią i prysznicem wyniesiona na orbitę, można by powiedzieć - podniesiona do potęgi kosmicznej, wraz z ostatnim modułem księżycowym, Banalność ziemskiego środowiska, które podniesione zostaje do rangi wartości kosmicznej, zhiposlazowane w kosmicznej przestrzeni, sateliiacja rzeczywistości w transcendencji Kosmosu - to kres metafizyki, koniec fantazmatu i science-fietion, od tej chwili rozpoczyna się epoka hiperrzeczywistosci. Coś powinno obecnie ulec zmianie: projekcja, ekstrapolacja, ten rodzaj pantograficznego nadmiaru, który stanowił o uroku saence-fictiutł, sa. już niemożliwe. Niis jehł już możliwe wytwarzanie fikcji na bazie rzeczywistości, konstruowanie wyobrażeń na podstawia danych pochodzących z rzeczywistości. Proces ten przebiega raczej w przeciwnym kierunku i polegałby na wprowadzaniu stanów zdecentrowanych, symulacyjnych modeli, oraz nadawaniu im pozoru rzeczywistości, banału, pospolitości, wynajdywaniu na nowo rzeczywistości jako fikcji, właśnie dlatego że zniknela ona z naszego życia. Halueynacyjne złudzenia rzeczywistości, przeżycia, codzienności, jednak zrekonstruowane niejednokrotnie aż po najdrobniejsze, niepokojąco obce i niesamowite szczegóły, odtworzone na wzńr rezerwatu fauny ciy flory, ukazane z przezroczystą, choć pozbawioną substancji precyzją, z góry odrealnione i hiperurz eezywistnione. Science-fiolian w tym sensie nie jest już literaturą w stadium ekspansji, z całą jej wolnością i „naiwnością", nadająca jqj urok odkrycia, lecz rozwija się raczej w sposób implozywny, na wzór naszego obecnego pojęcia o wszechświecie, starając się ożywić, uaktualnić, uczyniona nowo codziennością symulacyjne fragmenty, szczątki owej powszechnej symulacji, którą stał się dla nas tak zwany „rzeczywisty" świat. Gdzie szukać dziel, które byłyby odpowiednikiem owego odwrócenia, owego zwrotu akcji? W sposób oczywisty nowele Phinie można juz w len sposób tece ujmować, gdvz nasz nowy wszechświat jest właśnie „antygrawitecyjny", a jeśli jeszcze w ogóle grawituje, to wokół dziury rzeczywistości, wokół dziwy w przestrzeni wyobrażenia) - w tej nowej przestrzeni. Nie mamy tutaj do czynienia z alternatywnym kosmosem, folklorem bądź kosmiczną egzotyką, ani z opisem galaktycznych, bohaterskich czynów - od samego początku znajdujemy się w obszarze całkowitej symulacji, pozbawionej źródła i początku, immanentnej, bez przeszłości i przyszłości, w przestrzeni swobodnego przepływu, dryfowania wszelkich współrzędnych (umysłowych, czasoprzestrzennych, znaczeniowych) - nie chodzi tu ojakiś równoległy duplikat wszechświata, a nawet nie o wszechświat możliwy nie jest on ani możliwy, ani niemożliwy, ani rzeczywisty, ani nierzeczywisty l a s hipeinecjywisiy - to wszechświat symulacji, będący czymś całkowicie odmiennym. T to nie dlatego, że Dick pisze wprost o symulakrach, science-ficticn czyniła tak od zawsze, lecz stawiała na sobowtóra, na rozdwojenie bądź sztuczne albo wyobrażeniowe podwojenie, podczas gdy tutaj sobowtór zniknął, kopia nie istnieje, jesteśmy już zawsze w innym świecie, który innym już nie jest, w świecie pozbawionym lustra, możliwości projekcji i utopii, które mogłyby być jego odbiciem - symulacja jest nieprzezwyciężona, nieprzekraczalna, matowa, pozbawiona zewnętrza - nawet nie możemy już przejść na drugą stronę lustra, jak w złotym wieku transcendencji. 1 Prawdopodobnie bardziej przekoniyącym przykładem mogtaby być twórczość Ballarda i sam jej rozwój. Począwszy od pierwszych, niezwykle „fantesmagorycznych", poetyckich, oniryc/.nyeh i niesamowitych opowiadań, az po Kraksę, która bez wątpienia (bardziej niż Higli-Eise czy Wyspa) stanowi jeden z wielu współczesnych modeli owej science-ftcEion. Kraksa to nasz świat, nic tu nie zostało „wymyślone", wszystko jest tutaj hiperfunkcjooalne, ruch i wypadek, technika i śmierć, seks i obiekiyw fotograficzny, wszystko działa tu jak wielka, zsynchronizowana i symulacyjna maszyneria: co oznacza, ze mamy tu do czynieniu z przyspieszeniem naszych własnych modeli, wszystkich modeli, które nas otaczają, przemieszanych i hiperzoperacjonalizowanych w prćżni. To właśnie odróżnia Kraksę dal wokół starej, opozycyjnej (mechanicznej i mechanicystycznej) pary pojęć funkcja'dy3funkcja, projektowanej w przyszłość zgodnie z tymi samymi liniami sil i celowością, które charakteryzują „normalny" wszechświat. Fikcja może przerosnąć tu rzeczywistość (bądź na odwrót: to bardziej finezyjny przypadek), ma już ani fikcji, ani rzeczywistości, hiperrzeczywistosć znosi zarazem jedną i drugą. Oto -jeśli w ogóle istnieje - nasm współczesna scienee-fKtion. Bug Jach Barron Normana Spinrada, niektóre ustępy Sland on Zanzibar Juhna Bmnnera. nigdzie, a tym namym istnieje wszędzie, w krążeniu modeli, tu i teraz, w samej aksjomatyce otacząjącąj naa zewsząd symulacji. Może wyłonić się w stanie surowym, za sprawą zwykłej bezwładności operacyjnego świata. Ktńry z autorów scieiice-fiction mógłby sobie „wyobrazić" (lecz właśnie to jeat już „niewyobrażalne") ową „rzeczywistość" zachodnioniemieckich fabryk-symulakrów, fabryk zatrudniających na powrót bezrobotnych w dowolnym charakterze i na wszystkich możliwych stanowiskach w tradycyjnym procesie pracy, które nie produkują jednak niczego, a cala ich działalność wyczerpuje się w grze na polu zamówień, zarządzania, konkurencji, biurokracji i rachunkowości pomiędzy poszczególnymi fabrykami, funkcjonującymi 154 w ramach rozległej sieci? Cała materialna produkcja podwojona zostaje w próżni [jedna z owych fabryk-symulakrów nawet „rzeczywiście" przeszła w stan upadłości, ponownie zwalniając swoich bezrobotnych). Na tym właśnie polega symulacja: nie dlatego że fabryki te są fikcyjne, lecz właśnie z tego powodu ae są ODS rzeczywiste, hiperrealne, i z tej oto przyczyny odsyłają wsselką „prawdziwą" produkcję fabryk pracujących „na poważnie" w tę samą sferę hiperrzeczywistości. Tym, co tutaj jeat dla nas fascynujące, nie jest przeciwstawność fabryk prawdziwych i fabryk fikcyjnych, lecz - wręcz przeciwnie - ich nieodróżnialność, fakt, że odniesienie i zasadnicza celowość całej pozostałej produkcji jest taka sama, jak w przypadku owego „symulakru" przedsiębiorstwa. To właśnie owe hiperrealistyczne niezróinieowanie stanowi o prawdziwej „nauk<W"-fikcHnej" właściwości owego zdarzenia. Widzimy tu, że nie ma potrzeby jej wymyślać: ona istnieje, wyłoniona ze świata pozbawionego tajemnicy i głębi. Najtrudniejszym dzisiaj zadaniem w złożonym świecie scisnce-ftetion. jest bra wątpienia oddzielenie tego, co podlega nadal (a ki sianowi przeważająca, większość) porządkowi wyobrażeń drugiego rzędu, porządkowi produktywnemu/projekcyjnemu, od tego, co wchodzi już w zakres owej niendróżnialnośti wyobrażenia, owej płynności i dryfowania, właściwego trzeciemu porządkowi symulacji. Dlatego możemy wyraźnie i ściśle odróżnić mechaniczne i zrobotyzowane maszyny, charakterystyczne dla drugiego porządku, od maszyn cybernetycznych, komputerów itp., które neleżą w ramach swej aksjomatyki do porządku trzeciego. Jednak każdy z porządków może z łatwością zakłócić innj; a komputer może doskonale funkcjonować jako mechaniczna supermaszyna, superrobot. maszyna o supermocy, wykładnik produktywnego geniuszu symulakrów drugiego rzędu: nie wypełnia on tutaj frakcji procesu symulacji i świadczy nadal o odruchach wszechświata skończonego (włączając w to ambiwalencję i bunt, jak w przypadku komputera z 2001: Odysei kosmicinęj czy Shalmanczera ?e Stand on Zamibar). Pomiędsy tym, co operatywne (status teatralny, teatralna i fantastyczna maszyneria, opera seria techniki) i co odpowiada 155 pierwszemu porządkowi; pomiędzy tym, co operacyjne (status przemysłowy, wytwórczy, czynnik mocy i energii) i odpowiadające porządkowi drugiemu, a tyra, co opsraąonałizoiualne (statua ejrbernulyisiny, uleatoryczny, wypływający z „metatechniki") i co odpowiada porządkowi trzeciemu - na poziomie science-ficlion nadal może dochodzić do wszelkich możliwych interferencji. Jednak wyłącznie, ostatni ?, tych porządków może nas jeszcze naprawdę interesować. Zwierzęta, terytorium i metamorfozy Czego pragnęli kaci Inkwizycji? Wyznania Zla, zasady Zła. Należało przekonać oskarżonych, że winni są jedynie przez przypadek, na skutek działania zasady Zia w porządku boskim. DlategCi wyznanie przywracało kojącą przyczynowość, a tortury, akt wytępienia z la poprzez cierpienie, były jedynie triumfalnym zwieńczeniem (ani sadystycznym, ani pokutnym] faktu uprzedniego aiylainnenia Zło jako przyczyny. W innym przypadku najmniejszy objaw herezji rzucałby podejrzenie na cale boskie stworzenie. Kiedy zatem wykorzystujemy i dręczymy zwierzęta w laboratoriach i na statkach kosmicznych, posuwając się do tak wielkiego eksperymentalnego okrucieństwa w imię nauki, jakie wyznanie pragniemy na nich wymusić, tym razem za pomocą skalpela i podłączanych do nich elektrod? Wyznaniem tym jest zasada obiektywności, co do której nauka nigdy nie jest pewna, zasada, która doprowadza naukę do rozparay Należy wymusić na zwierzętach przyznanie się do lego, że nimi nic sa,, że zwierzęcosć, dsikość - pociągające za sobą niepojętość i radykalną obcość, nieprzyswajalne dla naszego rozumu - nie istnieją, że. przeciwnie, nawet zachowania w najwyższym stopniu bestialskie, najbardziej osobliwe, najbardziej anormalne mogą zostać zlikwidowane za sprawą nauki, jako mechanizmy fizjologiczna rozpatrywane w kategoriach mćzgowych połac/eń itp, Naleiy unicestwić w zwierzętach samą ich zwierzęcość wraz z jej zasadą niejednoznaczności. Eksperymentowanie na zwierzętach nie jest zatem środkiem wiodącym do jakiegoś celu, a istotnym wyzwaniem i cierpieniem. Nie ustanawia jakiejś zrozumiałości, lecz wymusza wyznanie nauti tak samo, jak niegdyś wymuszano wyznanie wiary Wyznanie, w .imsunku do którego widoczna oddiylunia, takie jsk choroba, szaleństwo czy zwierzęcość, stanowią jedynie tymczasową rysę, zmętnienie przejrzystości samej zasady przyczynowości. Ów dowód, podobnie jak niegdyś dowód boskiego rozumu, musi być wszędzie nieustannie potwierdzany na nowo - w tym sensie wszyscy jesteśmy zwierzętami, i to zwierzętami laboratoryjnymi, które poddajemy bez przerwy testom, by wymusić na nich odruchowe zachowania, które w ostatniej instancji są również wyznaniami racjonalności. Wszędzie bestialstwo musi ustąpić miejsca odruchowej zwierzęcości, egzorcyzmujemy w Ujn sposób porządek niezrozumiałości, dzikości, którego ucieleśnieniem pozostawały dla nas - za sprawą swego milczenia Zwierzęta były zatem naszymi poprzednikami na drodze ku liberalnej i tolerancyjnej zagładzie. Wszystkie aspekty nowoczesnego sposobu traktowania zwierząt stanowią odbicie przemian, jakim podlega) proces manipulowania ludźmi, od eksperymentowania począwszy, na przemysłowym iorbingu w przypadku hodowli kończąc. „Zebrani na kongresie w Lyonie europejscy weterynarze dali wyroś zaniepokojeniu chorobami i zaburzeniami psychicznymi rozwijającymi się w hodowlach przemysłowych". („Science et Avenir", lipiec 1973) U królików rozwijają się chorobliwe stany lękowe, stają się one bezpłodne i dopuszczają się aktów koprofagii. Króliki-jak się wydaje -już od urodzenia są „niespokojne" i „nieprzystosowane". Wykazują większą podatność na infekcjo i choroby pasożytnicze. Przeciwciała tracą u nich skuteczność działania, a samice stają się bezpłodne. W sposób samoistny -jeśli można ująć to w ten sposób - wi-.raata ich śmiertelność. Histeria kurcząt dotyka całości populacji, zbiorowe „psychiczne" napięcie, które może osiągnąć próg krytyczny: wszystkie ptaki jednocześnie chcą wówczas wzbić się do lotu, gdacząc na cały głos. Gdy kryzys się kończy, następuje załamanie i panuje powszechne przerażenie, zwierzęta chowają się po kątach, nieme i jakby sparaliżowane. Przy najmniejszym wstrząsie kryzys rozpo158 czyna się na nowo. Mnżc la trwać nawet tygodniami. Próbowano im podawać środki uspokajające... Kanibalizm wśród świń. Zwierzęta okaleczają się same. Cielęta zaczynają obsesyjnie lizać wszystko, co je otacza, cci niejednokrotnie prowadzi do śmierci. „Należy jednak stwierdzić, że zwierzęta hodowlane cierpią również psychicznie... Zoopsychiatria staje się rzeczą konieczną... Psychiczny mechanizm frustracji stanowi przeszkodę w ich normalnym rozwoju". Ciemność, czerwone światło, gadżety, środki uspokajające, nic nie przynosi skutku. Wśród kur istnieje hierarchia w dostępie do pożywienia, porządek dziobania. W lego typu warunkach nadliczebnosci populacyjngi, ostatnim w kolejności ustalonej przez ów porządek wcale nie udaje się zdobyć pożywienia. Próbowano zatem zniszczyć ów porządek dziobania i zdemokratyzować dostęp do pokarmu za pomocą innego systemu racjonowania. Zakończyło się to porażką: zniszczenie porządku symbolicznego pociąga za sobą całkowitą dezorientację kur i przewlekły stan nerwicy. Piękny przykład absurdalnej działalności: znane są nam przecież.analogiczne spustoszenia, jakie spowodowały dobra wola i chęć demokratyzacji w społecznościach plemiennych. Zwierzęta cierpią na choroby psychosomatyczne! Cóż za niezwykłe odkrycie! Nowotwory, gastryezne choroby wrzodowe, zawały mięśnia sercowego u mysty, świń, kurczJJt. W konsekwencji - pisze autor - niewątpliwym się wydaje, że jedyny środek zaradczy może stanowić przestrzeń - „trochę więcej przestrzeni, a wiele z obserwowanych przez nas zaburzeń powinno zniknąć". W każdym razie „los tych zwierzał stanie się mniej podły". Jest zatem zadowolony z przebiegu i ustaleń kongresu: „Obecne zaniepokojenie wywołane losem zwierząt hodowlanych, jak widać, kolejny raz znajduje sobie sprzymierzeńca w moralności i poczuciu dobrzo pojętego interesu". „Nie wolno robić z naturą wszystkiego, co się nam żywnie podoba". Kiedy problemy stają się poważne na tyle, by zagrozić opłacalności przedsiębiorstwa, spadek wydajności i zysków może zmusić hodowców do zapewnienia zwierzętom na powrót normalniejszych warunków życia. „By utrzymać zdroISO o równowagę psychiczną zwierząt". Przewiduje on także czasy, w których zwierzęta, podobnie jak linki, będzie się wysyłać na wieś, by mogły tam odzyskać równowagę psychiczną. Nigdy jak dotąd nie udało się trafniej ująć tego, że „humanizm", „normalność", jakość życia" stanowią wyłącznie kwestię opłacalności. Pomiędzy owymi nadwyżkowymi chorymi zwierzętami a człowiekiem czasów przemysłowej koncentracji, naukowej organizacji pracy i taśmowej produkcji istnieje jasna i zrozumiała paralela. Tutaj również kapitalistyczni „hodowcy" zmuszeni zostali do bolesnej rewizji metod wyzysku, wprowadzając zmiany i wynajdując na nowo jakość pracy", „wzbogacenie rodzaju zadań", odkrywając nauki „humanistyczne" i „psychospołeczny" wymiar fabryki. Jedynie nieodwołalna śmicrd czyni przykład zwierząt bardziej rażącym niż przykład ludzi pracujących przy taśmie. Jedyną szansą dla zwierząt, jedynym środkiem ratunku, jedynym wyzwaniem, jakie mogą rzucić przemysłowej organizacji śmierci, jest samobójstwo. Wszelkie opisane tu anomalie mają charakter samobójczy. Opór ten stanowi porażkę rozumu przemysłowego (spadek wydajności), przede wszystkim jednak zwraca tu uwagę fakt, że ów upór uderza w samą logikę rozumowania specjalistów. W obrębie logiki zachowań odruchowych i logiki zwierzęcia-maszyny, w ramach logiki racjonalnej, owe nieprawidłowości aą nieklasyfikowalne. Obdarowujemy zatem zwierzęta psychiką, psychiką irracjonalną, rozstrojoną i niezrównoważoną, której pr?ęznaraeniem jeat liberalna i humanistyczną terapia, choć sam ostateczny cci nigdy nie ulega zmianie: jest nim śmierć. Z dziecięcą naiwnością odkrywamy w ten sposób, jako nowe i niezbadane pole naukowe, psychikę zwierząt, i to wówczas, gdy te okazują się być nieprzystosowane i nieprzygotowane na śmierć, którą im gotujemy. Podobnie odkrywamy na nowo psychologię, socjologię, seksualność więźniów, właśnie wtedy, gdy niemożliwe staje sio- ich zwyczajne przetrzymywanie . Odkry** Dlatego w Ttaksaeia c z l s j s t u meżczyEn i eta kohieł przebywa ekaperymeDtalnle watoeujacym najłagodniejszy TIR awieeioresiin zjdriadzie. Kurnym, w czerwdi lego roku urodziło iii? t a m dziecko, a w CU4£U dwórJi lat doszli? wdBriwic do ]j2eeh prfih ucieczki. Mężczyźni i kobiety wfcpolnis lam tpo^wają pmiHri i spotyfcają się w ramach grupowych sesji terapeutycznych. Każdy z więźniów jeat 160 warny, że więzień potrzebuje wolności, seksualności, „normalności", po to, by móc znieść pobyt w więzieniu, tak samo jak hodowane na skalę przemysłową zwierzęta, mają potrzebę pewnej Jakości życia", by przepisowo umrzeć. Nie tkwi w tym jednak Żadna sprzeczność. Robotnik również potrzebuje odpowiedzialności i możliwości niezależnego kierowania samym sobą, by w lepszy sposób móc odpowiedzieć na wymóg produkcyjności. Każdy człowiek ma potrzebę posiadania władz psychicznych, by móc się przystosować. Pojawienie się psychiki, świadomej bądź też nieświadomej, zawdzięczamy właśnie temu, a nic niczemu innemu. A jej zloty wiek, który trwa przecież nadal, zbiega się z niemożnością racjonalna] socjalizacji w jakiejkolwiek dziedzinie. Nauki humanistyczne ani psychoanaliza nie pojawiłyby się nigdy, gdyby w jakiś cudowny sposób można było sprowadzić istotę człowieka do zachowań „racjonalnych". Całe odkrycie afery psychicznej, której złożoność może rozwijać się w nieskończoność, nie wynika z niczego innego jak z niemożności wyzysku aż po Śmierć (w przypadku robotników), przetrzymywania aż po śmierć (w przypadku więźniów], tuczenia aż po śmierć (w przypadku zwierząt), zgodnie ze ścisłym prawem ekwiwalencji: • ile energii cieplnej i ile czasu = tyle siły roboczej, • jakie przestępstwo = taka odpowiednia wobec niego kara, • ile pożywienia = taki optymalny ciężar i przemysłowa Gdy wszystko to ulega zatrzymaniu, wówczas rodzi się psychika, umysł, nerwica, to, co psychospołeczne itp., i to wcale nie po to, by zniszczyć to obłędne równanie, lecz po to, by przywrócić nadwyrężoną zasadę równoważności. Zwierzęta pociągowe musiały pracować dla człowieka. Zwierzęta pozwane wzywane są, by odpowiedzieć na pytania stawiane przez naukę. Zwierzęta konsumpcyjne stały się przemysłowym mięsem. Zwierzęta psychosomatyczne zobowiązane są mówić dziś językiem „psychologii", brać odpowiedzialność zo swoją psychikę i występki swej nieświadomości, Przydarzyło im się w p o j a d a n i u jedynego khicza da awci pojedynczej cali- Paiy mogą spęd w gdOKihnieniu w pualych celach. Do dnia ćaiaiejszesii zbiajdo stamtąd Ł stu pięciu wicńnlfiw. jednak większość T nich wrócita na wlaaną prc&ie. dokładnie to, co przydarza się nam. Nasz los nigdy nic byt różny od ich własnego, to rodzaj gorzkiej zemsty na Ludzkim Kozumie, który utracił wszystkie siły, próbując zbudować absolutną przewagę tego, co Ludzkie nad tym, co Zwierzęce. Zwierzęta zyskały skądinąd statua tego, co nieludzkie dopiero wrez z rozwojem raujmu i humanizmu. Jest to logika paralelna wobec logiki rasizmu. Obiektywnie „królestwo" zwierząt isinicje dopiero odtąd, ridkąd pojawił się Człowiek. Zbyt wiele czar su zajęłoby odtworzenie genealogii obydwu tych statusów, jednak przepaść, jaka je obecnie dzieli, pozwalająca wysyłać zwierzęta w przerażające światy kosmicznej przestrzeni czy laboratoriów, by odpowiadały w naszym imieniu, umożliwiająca zagładę całych gatunków przy jednoczesnej ich archiwizacji jako przykładowych modeli VJ afrykańskich rezerwatach czy piekle ogrodów zoologicznych - gdyż w naszej kulturze jest dla nich równie wiele miejsca jak dla naszych zmarfych - wszystko zostało pokryte warstwą rasistowskiego sentymentalizmu (nowo narodzone Toczki, Brigitte Bardot), a owa dzieląca je przepaść jest późniejsza w stosunku do procesu, udomowienia, podobnie jak IBaizm jest późniejszy w stosunku do zjawiska niewolnictwa. Niegdyś zwierzęta miały cechy w większym stopniu sakralne, bardziej boskie niż, ludzie. U ludów pierwotnych nie istniało nawet osobne „ludztie" królestwo, a świat zwierząt był podstawowym przedmiotem odniesienia. Jedynie zwierzę było godne tego, by zostać złocone w ouerzejako bóstwo, ofiara z człowieka pojawiła się dopiero później, zgodnie z zasadą degradacji. Człowiek określa siebie poprzez pokrewieństwo ze zwierzęciem: Bororowie „są" ararami. Stwierdzenie to nie należy do porządku przed!ogicznego czy psychoanalitycznego -ani do pojęciowego porządku klasyfikacji, do czego Levi-Strauss sprowadztd zwierzęcy wizerunek (jakkolwiek to, że zwierzęta mogły pełnić funkcję języka, co przecież również wchodziło w zakres ich boskości, samo w sobie jest już wystarczająco zdumiewające) - nie, oznacza to, że Bororowie i arary stanowią część jednego i tego samego cyklu, a figura cyklu wyklucza wszelki podział gatun- T moąci: na tym polega podział i uradzenie tego, co Ludzkie i co wyrzuca zwierzęta poza swój obręb, w sferę tego, co Nieludzkie - cykl jest natomiast symboliczny: znosi wszelkie pozycje za wprawą odwracalnych, wzajemnych i zwrotnych powiązań i zależności - w tym sensie Bororowie „są" ararami, co posiada te samą wartość, co wierzenia Kanaków, którzy twierdzą, że zmarli przechadzają się pośród żywych. (Czy nie to Deleuze rozumiał pod pojęciem stawania-się-zwierzęciem, kiedy pisał „Bądźcie różową panterą!"?]. Jakkolwiek by było, zwierzęta zawsze, aż do naszych czasów, cechowała boska bądź ofiarnicza szlachetność, która znajduje swe odbicie w mitologii. Zabicie zwierzęcia podczas polowania było nadal relacją o charakterze symbolicznym, w przeciwieństwie do doświadczalnej sekcji zwłok. Również udomowienie ustanawiało relację symboliczną, w przeciwieństwie do budowli na skalę przemysłową. Wystarczy przyjrzeć się, jaki status przysługuje zwierzętom w społecznościach wiejskich. Nie należy wszakże mylić statusu udomowienia, zakładającogo istnienie terytorium, klenu, systemu pokrewieństwa, w którego skład wchodzą zwierzęta, ze statusem zwierzęcia domowego jedyny rodzaj zwierząt, który nam jaszcze pozostał poza terenem rezerwatów i sferą hodowli - psów, kotów, ptaków, chom i kćw, otoczonych i wypchanych uczuciem swego pana. Droga, którą przebyły zwierzęta, prowadząca od boskiej ofiary, a kończąca się na psim cmentarzu z jego klimatyczną muzyką, od sakralnego wyzwania do ekologicznego sentymentalizmu, jest już dostatecznym wyrazem wulgaryzacji samego statusu człowieka wieństw, dzięki którym żyjemy. Strukturalna opozycja ma charakter dieboliciny, dzieli i przeciwstawia sobie odrębne tożsa- - co kolejny raz określa nieoczekiwaną współzależność pomiędzy nami. Nasz sentymentalizm w stosunku do zwierząt jest w szczególności swego rodzaju znakiem pogardy, .jaka. je darzymy Jest do owej pogardy wprost proporcjonalny. W miarę jak zwierzeU odsyłane są w sfer? nieodpowiedzialności, spychane w obszar tego, co nieludzkie, stają się godne ludzkiego rytuału współczucia i opieki, tak samo jak dzieci, w miarę jak ich istnienie sprowadzane jest do statusu niewinności i infantylności. Sentymentalizm jest niczym więcą jak nieskończenie upodloną postacią zwierzecoSci, Rasistowskie współczucie i litośó, w to właśnie 162 163 przystrajamy zwierzęta, aż do chwili, gdy je same ucnynimy sentymentalnymi. Ci, którzy składali niegdyś ofiary ze zwierząt, nie uważali eymi zasadami potępiało ją wydawało na nie wyroki i karało, było w ten sposób bliższe im niż my, których praktyki te napełniają wstrętem, Wówczas uważano je za winne, a tym samym oddawano im cześć. My mamy je za nic, na tej podstawie jesteśmy „ludzcy" w stnsunku do nich. Już nie składamy ich w ofierze, już nie karzemy, i jesteśmy z tego dumni, dzieje się tak po prostu dlatego, że je udomowiliśmy, a nawet gorzej, uczyniliśmy z ich istnienia świat rasowo podrzędny, niegodny już nawet naszej sprawiedliwości, a najwyżej naszego współczucia i społecznej dobroczynności, niegodny już nawet kary ani śmierci, a zaiedwie eksperymentów i zagłady pod postacią mięsa w sklepie rzeź niczym. Ta eliminacja wszelkiej przemocy wobec nich nadaje dziś kształt zwierzęcej potworności. Miejsce oiiarniczej przemocy, zakładającej „intymność" (Bataiile), zajęta przemoc sentymentalna i eksperymentalna, opierająca się na dystansie. Samo pojęcie potworności zmieniło sens. Pierwotną monstrualność zwierząt, obiekt lęku i fascynacji, nie mającą jednak charakteru negatywnego, zawsze ambiwalentną, stanowiącą również obiekt wymiany i metafoiyzacji, w ofierze, w mitologii, w heraldycznym bestiariuszu, a nawet w naszych snach i fantazmatach - ową potworność, obfitującą we wszelkiego rodzaju zagrożenia i metafory, która potajemnie ulega zniesieniu w żywej kulturze człowieka i która stanowi formę przymierza, zamieniliśmy na monstrualność spektakularną: potworność KingKonga wyrwanego siłą ze swej dżungli, który stał się gwiazdą music-kallu. W ten sposób seenariusz uległ odwróceniu. Niegdyś kulturowym bohaterem była postać unicestwiająca bestię, smoka, potwora, a z przelanej przez nią krwi rodziły się rośliny, ludzie, kultura; dziś to bestia King-Kong pustoszy przemysłowe metropolie, przybywa, by wyzwolić nas od naszej martwej już kultury, umarłej, gdyż wyzbyta się wszelkiej rzeczywistej potworności i zerwała swój z nią pakt (co wyrażał w filmie pierwotny dar złożony z kobiety). Ogromna siła uwodzenia tego fil164 mu wynika właśnie z owego odwrócenia sensu: wszelka nieludz1 kośc przeszła na stronę człowieka, a człowieczeństwo na powrót znalazło się po stronie zniewolonej zwierzęcości i wzajemnego uwodzenia się kobiety i bestii, monstrualnego uwodzenia jednego porządku praez drugi, ludzkiego i zwierzęcego. King-Kong umiera dlatego, że za sprawą uwiedzenia wszedł w relację z ową możliwością przemiany jednego królestwa w drugie, z owym kazirodczym, choć nigdy nie spełnionym - chyba że na sposób symboliczny i rytualny - promiskuityzmem pomiędzy bestią a człowiekiem. W swej istocie koleje losu, który był udziałem zwieraąt, nie różnią się niczym od dziejów szaleństwa i dzieciństwa, seksu i bycia Czarnym. Logika wykluczenia, odosobnienia, zamknięcia, dyskryminacji i -w sposób konieczny w reakcji na nią-logikę odwrócenia, odwracalna przemoc, która sprawia, że całe społeczeństwo ostatecznie ustawia się w jednym szeregu na lisualnoSci i podrzędności ras (pozbawione - co należy podkreślić rych ciężar pochodził z samego środka owego wykluczenia). Zbieżność postępu cywilizacyjnego jest tu uderzająca. Zwierzęta, podobnie jak zmarli i inni, szły śladem nieprzerwanego procesu anektowania poprzez eksterminację, polegającego na unicestwieniu, a następnie zmuszeniu zaginionych gatunków, by przemówiły, by przyznały się do własnego zniknięcia. Należało zmusić zwierzęta, by przemówiły, do czego przymuszano wcześniej także szaleńców, dzieci i seksualność (Poucault). W przypadku zwierząt jest tojeazcze bardziej zaskakujące, a dotycząca ich zasada niepewności, ciążąca na człowieku od czasów zerwania przez nie przymierza wcześniej z nim zawartego, zasadza się właśnie na fakcie, że zwierzęta nie mówią. Historyczną odpowiedzią na wyzwanie szaleństwa była hipoteza istnienia nieświadomości. Nieświadomość to logistyczne urządzenie, które umożliwia myślenie szaleństwa (a w ogólniejszym ujęciu-wszelkich obcych i anomalnych wytworów) •/, systemie sensu poszerzonym o bezsens, który robi miejsce dla zgrozy nierozumu, który odtąd będzie zrozumiały pod postacią pewnego rodzaju dyskursu, w takich kategoriach jak psychika, popęd, 165 wyparcie itp. To szaleńcy zmusili nas do przyięcia hipotezy nieświadomości, jednak w zemśde za to my złapaliśmy ich w pułapkę. Dlatego że, nawet jeśli początkowo wydawało się, śe to Nieświadomość zwraca sio przeciwko Rozumowi, dokonując w nim zasadniczego przewrotu i przynosząc mu upadek, nawet jeśli wydaje się ona nadal nieść ze sobą potencja! zerwania przynależny gdyż jest ona tym, co pozwala zagarnąć je i włączyć w obręb rozumu bardziej uniwersalnego niż rozum klasyczny, Giosu szaleńców, niegdyS niemych, nasłuchują dziś wszyscy, znaleziono konfesjonał i sieć, w która, można łowić ich dawniej absurdalne i nieodgadnione przesiania. Daieci mówią, nie są już owymi zarazem niesamowitymi, obcymi i pozbawionymi znaznaezące- nie za sprawą jakiegoś „wyzwolenia" ich mowy, lecz dlatego że dojrzały rozum znalazł bardziej wyrafinowany sposób, by zażegnać niebezpieczeństwu, jakie stanowiło ich milczenie. Człowiekowi pierwotnemu również należy się posłuch, podżegamy go do mówienia, wysłuchujemy; nie jest już dla nas bestią, Lśvi-Strauss ująf to doskonale, twierdząc, że struktury umysłowe człowieka pierwotnego są takie same jak nasze, psychoanaliza podłączyła go do Edypa i libido - wszolkie nasze kody funkcjonowały w sposób doskonały, udslo się zatem uzyskać właściwą odpowiedź. Niegdyś pogrzebaliśmy ich pod warstwą niemoty, dziś zamurowujomy ich w krypcie mowy, mowy w oczywisty sposób „innej", dziś pod hasłem „różnicy", tak jak niegdyś pod hasłem jedności Rozumu, nie oszukujmy się co do tego, to tan sam porządek, tyle że na wyższym etapie rozwoju. Imperializm rozumu, neoimperializm różnicy Zasadniczą kwestią jest tutaj to, że nic nie może wymknąć sie panowaniu sensu i jego zasadzie dystrybucji. OczywiScie, że y,a tą zasłoną mowy kryje sio to, że nic jua do nas nie przemawia, ani szaleńcy, nni zmarli, ani dzieci, ani dzicy, my w gruncie rzeczy nic o nich nie wiemy, istotą sprawy jest to, by Rozum zachował twarz, by wszystko wymknęło się milczeniu. Zwierzęta nie mówią. We wszechświecie przyrostu mowy, nakazu wyznania i słowa jedynie one pozostają milczące, tym samym wycofując się z dala od nas, za hory20nt prawdy. To wła- śnie sprawia, że pozostajemy z nimi w Intymnym x\viąxku. Ważnym zagadnieniem nie jest ekologiczny problem ich ocalenia. Nadal i zawsze jest nim problem ich milczenia. W świecie zmierzającym ku wyłączności mowy, w świtcie zjednoczonym z hegemonią znaków i dyskursu, ich milczenie zyskuje coraz większą wagę 3 ciąży nad naszą organizacją sensu. Rzecz .jasna zmuszamy zwierzęta do mówienia i to na wszelkie moAliwe sposoby bardziej lub mtirej niewinne. Zwierzęta w bajkach posługiwały się dyskursem moralnym człowieka. Przetrwały dyskurs strukturalny w teorii totemizmu. Codziennie przekazują nam ™ laboratoriach swe „obiektywne" posłanie anatomiczne, fizjologiczne, genetyczne. Służyły kolejno jako metafora dla cnót i przywar, jako energetyczny i ekologiczny, mechaniczny i formalny model w obrębie hioniki.jako fantazmatyemy rejestr nieświadomości oraz, ostatnimi czasy, jako model absolutnej deterytorializacji pragnienia w deleuzjańskim „stawaniu-sięzwierzęciem" (paradoks: przyjąć zwierzę za model deterytorializaeji, podczas gdy jest (ino par exceUnnze istotą terytorialną). W tym wszystkim - jako metafora, królik doświadczalny, model-alegoria - zwierzęta prowadzą dyskurs mający charakter wymuszony. Nigdzie nie mówią naprawdę, ponieważ dostarczająjedynie odpowiedzi na pytania, które im zadajemy. To ich własny sposób na odesłanie tego, co Ludzkie, do jego krążących po zamkniętych obwodach kodów, za którymi ich milczenie poddaNigdy nie uda nam się uniknąć owego odwrócenia, będącego następstwem każdego wykluczenia. Odmawianie rozumu szaleńcom prowadzi wcześniej czy później do podkopania i zburzenia fundamentów tego rozumu - szaleńcy dokonują w ten sposób zemsty. Odmawianie zwierzętom nieświadomości, wyparcia, istnienia w ramach porządku symbolicznego (nieodróżnialnego od języka) to - wcześniej czy później możemy się tugo spodziewać, za sprawą swego rodzaju zerwania późniejszego od tego, które dotyczyło szalfcństwa i nieświadomości - zakwestionowanie prawomocności pojęć, które nami rządzą i nas odróżniają. Dlatego żejośli niegdyś przewaga Człowieka opierała się na monopolu świadomości, to dziś j^j podstawą jest monopol nieświadomości. 167 leżyjodnsik osunąć z naszego rozumowaniu wszelkie sprzeczności wiążące się z pojęciem terytorium. Nie jest to w jakimkolwiek stopniu poszerzony stosunek podmiotu bądź grupy do przynależnej im przestrzeni, rodzaj prywatnego i organicznego prawa własności jednostki, klanu czy lei gatunku - co stanowi fantazmat psychologii i socjologii poszerzonej o wszelką ekologię - ani rodzaj funkcji życiowej, środowiskowej sfory, w której dochodzi do zrokapitulowama całego systemu potrzeb". Tarylo- bioelektrycznego, brakuje im jednak języka, a tylko on nadaje sena marzeniom sennym poprzez wpisanie ich w porządek symboliczny. Możemy o nich fantazjować, projektować na nie nasze fantazmaty i wierzyć, że współuczestniczą w tej inscenizacji. Lecz tylko dlatego że tek nam wygodnie - w istocie zwierała po^ostiyą dla nas niepojęte- zćirowno w porządku świadomości jak i nieświadomości. Nie chodzi zatem o to, by je do tego zmusić, lecz przeciwnie, o to, by dostrzec, w jakim zakresie podrażają one samą hipotezę nieświadomości i do przyjęcia jakiej innej na$ zmuszają. Na tyra właśnie polega sens, a może bezsens, ich milczenia. szystkich potrzeb", a zi5 „spełnie ilzikogci, wolności „ła&po kudi pragnień" — gdyż nowoezs^y runsoLzm pr^jąl postać nieolcrealonoScL po* pędu. bladzania pragnienia i noinadyzmu "'"^"ftcŁonoBCJ — to Lciii &am roifoąj mistyki uwolnionych i niezakodowanyoh aii. pozbawionych innego ctfu prac* ich -własnej erupcji. Jak wielkie było mflczonie szaleńców które zmusiło nas do postawienia hipotezy nieświadomości - lak wielki jest opór zwierząt, który zmusza nas do zmiany tej hipotezy Gdyż nawet jeśli są one i pozostaną dla nas niezrozumiale, to jednak żyjemy z nimi w pewnym porozumieniu. A jeśli lak się dzieje, to z pewnością nie pod znakiem powszechnej ekologii czy też w swego rodzaju globalne) niszy, będącej niczym więcej niż platońską jaskinią o powiększonych wymiarach, gdzie widma zwierząt i naturalnych żywiołów przybywają, by obcować z cieniem ludzi ocalonych przed ekonomią polityczną - nie, nasze głębokie porozumienie ze zwierzętami, nawet tymi, które znajdują się na proslej drodze ku zagładzie, rozgrywa się pod zmienionym, pozornie przeciwnym znakiem metamorfozy i teiytorium. Tak więc wolna, dziewicza, pobawiona granic i terytariuni natura, ftdzió każdy bladzi zgodnie i,s gnuim upodobaniem, nigdy nie JEtniubi, chyba że w $T&rze wyobreteń dominującego porządku, klóRf je&t odpowiednikiem i awierda^ dłem. Jako idaalny atan dzilrolci (natura, prapiiania. Ewierzeraść, kłącze) projekcujamy sum ochemat doterytoriali^BĘl^lGlóiy odpowiada systemowi gospodarczeinui kapitalnwŁ Wolność istnieli1 i^jnie w obr^io kapitału, to nnją wytworzył, to on ją napylali poszerzają ^JiliKs. ZachocM aE[Loin JcÓEfe wiMpóliOleżnosn pomiędzy BpcłBmręnD uatanawianiam wartości (w obrębie miasta, przemysłu, pnpraez. repr&fl? il^.) i wyobrażoną dsiko&dą. ttóirą się im przeciwstawia; wifmnt, VF-nnośfi jak i daihoSfi są ^zdeleryŁorialiaowaiie'' jedna na waór i pD*łbtóhstwci drugi^, Skądinąd radykalizm „pragnienia", widoczny ws wtpćlcwenycii teoriach, ..z.raata w miarę podwyższania Big ponomu cywiliza^nej absŁi^kcyjności, i U] v,rjfił§ nie jelro aUa antagonistycnta, lecz działająca dokładnie w tym garoym kierunku, zgodnie z nichem tpf samsi,* noraz większjrmflropniu zdekodowanęj, zdecpnlrołionej i ^wo^ni^" formph osse^jgącoj jednoczeanie niisrą czeąsywiatoś^ i nŁ s^e w^obrflsfinia. Natura, wolność, £r&gniu>iiG itp. nie eą juz- nawet nyiaŁdio prz^' dwnego marzenia kapitnhi, l e o stanowią bH^pasrEdoie odbicio rojwojubądź apuBioszEriiia owej kultury, a nawet jg antycypagę, gdyi wywołują oiaiienia ucałkowitai drtai^lorialiaai^lŁara,i^zieayalsrawymuaa3jąjedyinewpofllaclvłEgle^ i i^TEinicaonei: nahai „wolności" jest iHWSTe tylko toniwanoSdą p6JBLia dolej ni^ ^•"i ą^fitem, l e n w tym sancm co on kierunkur Nic nie wydftje się być w większym stopniu uparte w pragnieniu podtrzymania ciągłości i niezmienności określonej prauslrzeni niż zwierzęta, a mimo to stanowią one dla nas wzór metamorfozy, wszelkich możliwych przemian. Nie ma nic bardziej błądzącego, wędrującego, pozornie nic bardziej nomadycznego niż zwierzęta, a jednak ich prawo jest prawem terytorium10. Na- Ani awi&rzflta* am dzdcy nie BDają „natury" w naazym ra^umieniu tej kaLugorii: znają Jodynie ograniczane i ozuscarme terytoria, atenowiące nieprzebytą i nieprzekraczalna prT^utrseii ^uzajejnnn^iłl EJJetogo Henri LubwiL odrsuca interprcła^ę terytiMium w kate^riadj małynktu czy tti własności piywatnej: „Nia dowied?dono ui|^y istnienia ani w podwzgórsu, ani gdziekolwiek indziej grupy komórEk bądź włókien nerwowych i dróg'prrawndaenia zróżnicowanych w ^to^unku do pojęcia terylorium-,, Nie rnydajc się, by iplnial jakiś oamdtk. Lerytorium... t\m •mirto zatum odwolj'. wać łjjg do jakiegotulivlak Eiczególuego Instynktu" - jednak lepig odwołać się do funkcjonalności potrzeb poszerznnoj o zachowania o charakterze kulturowym, która sianowi diiinulgatę wspóhią dla wszelkiego rodzaju ekonomii, psy- "* Wędrowna czy koczownicze tycie zwiareąt Jwt mitem, a współczesne przedstawienia nieświadomej cnas pragnionia H charakterze bfodaacym, we. dnjjąeym i niunsdyaznym eą [BĘC samego rodzaju. Zwierzęta nigdy nie bladslły, nigdy nia wędrowały, nigdy nie były zdeterytoriBliaowane bądź taiytorium pozbawione. Cała la wyzwolidelaka fantasmagoria rysuje się jako przeciwieństwo wymogów wspólczeaiego społeczeństwa, przedstawienie natury i zwieraąt jako 168 1 169 rium nie jest także przestrzenią, wraz z tym, co wynika z tej kategorii dla naszej wolności i możności przywłaszczenia. Nie jesi ono ani instynktem, ani potrzebą, ani strukturą (nawet „kulturową" czy „behawioralną"), pojecie terytorium przeciwstawili się również w pewien sposób pojęciu nieświadomości. NioświadomopC Jest struKturą ppo^rzeoaną , wypartą i rozgałęziającą się w nieskończoność. Terytorium jest otwarte i ograniczone Nieświadomość jest miejscem niekończącego ftię powtórzenia wyparcia i fantazmatów podmiotu. Terytorium jest miejscom skończonego cyklu pokrewieństwa i wymian - bez podmiotu i bej wyjątków: cykl zwierzęcy i roślinny, obieg dóbr i bogactw, cykl pokrewieństwa i cykl gatunkowy, obieg kobiet i cykl rytualny - nie istnieje tu jakikolwiek podmiot i wszystko podlega wymianie. Zobowiązania mają tu cbarakter bezwarunkowy, wzajemność jest pełna, jednak nic nie podlega tu śmierci, ponieważ wszystko ulega przemianie. Ani podmiot, ani śmierć, ani meawijiaomosc, ani wyparcie, ponieważ nic nie jest tu w atąiiic zerwać łańcucha form. Zwierzęta nie mają nieświadomości, ponieważ dysponują terytorium. Człowiek wyposażony jest w nieświadomość, odkąd pozbawiony został własnego terytorium. Terytorium i możliwość metamorfozy zostały mu odebrane za jednym zamachem nieświadomość stanowi jednostkową strukturę żaioby, w której bezustannie i bez .lakiejknlwick nadziei odgrywana jest owa utrats ~- zwierzęta są nostalgią po mcii' rytanie, przeo jakim nas one stawiają brzmiałoby następująco: czy nie żyjemy już aby pona efektami linearnośd i akumulacji rozumu, poza efekl.iimi świadomości i nieświadomości _ w owym pierwotnym chdogii, serologii itp.r „Terytorium etaje atc wian sposób p nq rfla speinienia przynoszących graiyfikaiję działań, pri Sfem, ŁelT^niuii reprezentiiią w ten spos&b fr^ment w J»z|>ośrednim kabUl^cie s organiz , w której °JaicJuje- on swe termeriynfimicibe wymiany, by podtrzymać i ie \AQBPPQ slrukLury„. Wraa ze wzrostom wepdlzaEeŚDodcl 15tDt [udzhich bEiofci populagi i natężenia wymian cbarakteiyzujacyiili wielkie, wap^icisLniejąte ją aglomBi-jicje g miejski&, jedstrzennostkowa filera uległa w spoańb anacząty Hkurczeniii—". Koncepcj prz na, funkenna, homeostatyczna. Tak ]flkby celem iainienia grupy albozlomiflka. a tym bardziej zwierzęcia, było aachowanie rftwnowagi owej sfery 1 oata^ swych wewnęfrsnydi i zewnętisnycli wytniaji! 170 i Bvmbo]icstnym modusie cvklieznoiei i niekońdącej aię odwra caiiiościw skończonej przestrzeni? Apoza idealnym schematen - będącym schematem naszej, a być może wszelkiej kultury • akumulacji energii i jej ostalccmego uwolnienia, czynie maray my rawej o implozji nii a eksplozji, raczej o metamorfozę ni o energii, rsciąi o zobowiązaniu i rytualnym wyzwaniu ni o wolności, raczej o terytorialnym cyklu niż o... Jednak zwierzy ta nic nadają pytań. One milczą. Reszta Kiedy odejmujemy wszystko, nic nie pozostaje. To nieprawda. Równanie wszystkiego i niczego, odejmowanie reszty, jest. fałszywe od początku do końca. Nie o to chodzi, że reszta nie istności i wiasnego, przynależnego tylko sobie miejsca: jest tym, oo wyznaczają i na co wskazują poddał, ograniczenie, wykluczenie... czymże innym? To za sprawą odejmowania reanty ustanawia się i zyskuje moc realności... lecz cn? Niesamowite jest właśnie to, że nie istnieje termin przeciwstawny w tej binarnej opozycji: można powiedzieć prawo/lewo, to samo/inne, więcej/mniej, szalEtislwo/normalnoEĆ itp. -jednak co w przypadku reszty? Nie ma nic po drugiej stronie kreski. „Suma i reszta", dodawanie i teszte, operacja i reszta - wszystko to nie aą dysfynktywne przeciwieństwa. A jednak to, co znajduje się po przeciwległej strome reszty, uprzywilejowany w owej dziwnie niesymetrycznej optwycji, w owej strukturze, która nie jesl tylko jedna. Mimo Co ow oznaczony termin pozbawiony jest miana. Jest bezimienny, niestabilny i niedefraiowalny. Jest pozytywny, lecz jedynie negaiywność nadaje mu moc realności. W sensie Ścisłym mógiby on zostać zdefiniowany jedynie jako reszta te) reszty. Reszta odsyła w ten sposób, w o wiele większym stopniu niz terminy, do okrężnej i odwracalnej struktury, bezustannie zagrażającej wszystkiemu struktury odwracalności, w której nigdy n.k uiiadimio, co jest resztą czego. W żadnej innej suukturze nie może dokonywać się owo odwracanie ani owo nicościowanie: męskość niejeat kobiecością kobiecości, normalność nie jest sza173 leństwem szaleństwa, prawa strona nie jest lewą stroną strony lewej itp. Być może jedynie spoglądając w lustro można zadać następujące pytanie: co, rzeczywistość czy obraz, jest odbiciem c:?ogo? W tym sernic można mówić o reszcie jak-o lustrze bądź (o) luslnti reszty. Dlatego iv w obli wypadkach strukturalna linia demarkacyjna, linia podziału i dystrybucji sensu, stała sio płynna, dlatego że sens (w rozumieniu najbardziej dosłownym, jakc kierunek: możliwość przemieszczenia się z jednego punktu do drugiego wzdłuż linii wektora wyznaczonej przes umiejscowienie krańców w stosunku do siebia) już nie istnieje. Nie istnieje już wzajemność zajmowanych pozycji - skoro rzeczywistość zanikła, ustępując miejsca obrazowi bardziej rzeczywistemu niż sama rzeczywistość, i na odwrót - skoro reszta znikła z przypisanego jej miejsca, by pojawić się po drugiej stronie, w tym, czego była resztą itp. Podobnie rzee?. ma się za społeczeństwem. Kto może rozstrzygnąć, czy reszta sfery społecznej jest niepoddaną socjalizacji pozostałością, czy też może samo społeczeństwo jest resztą. gigantycznych rozmiarów odpadem... - czego? Procesu, który, nawet gdyby całkowicie zaniknął i nie miałby imienia innego niż samo społeczeństwo, mimo wszystko bytby jedynie resztą. Pozostałość może osiągnąć rozmiary całej rzeczywistości. Kiedy system pochłonął już wszystko, gdy wszystko udało się zsumować, kiedy nie pozostaje już nic, cala suma przekształca się w resztę i staje się resztą. Wystarczy praejrzeó rubrykę „Społeczeństwo" w dzienniku „Le Mundc", w której - co zakrawa na paradoks - pojawiają się jedynie imigranci, przestępcy, kobiety itp. - wszyscy ci, których nie udaje się zsocjalizować, przypadki „społeczne", analogiczne do przypadków patologicznych. Uchyłki systemu, które powinny ulec wchłonięciu, segmenty, które społeczeństwo wyodrębnia w procesie rozwoju i ekspansji. Rysujące się jako „szczątkowe" czy „resztkowe" na horyzoncie sfery społecznej, wkraczają one tym samym w obszar jej jurysdykcji, a ich przeznaczeniem jest odnalezienie swojego miejsca w poszerzonej przestrzeni społecznej. To dzięki tej reszcie tryby maazyny społecznej mogą ponownie pójść w ruch, dzięki niej zyskuje ona nową energię. Lecz co dzieje się wfiwczas, gdy wszystko zostało weasane, gdy 174 zatrzymuje, dynamika ulega odwróceniu, a cały system społeczny staje się resztką. W miaręjak społeczeństwo w procesie swego rozwoju eliminuje wszelkie pozostałości, samu zyskuje charakter szczątkowy. Określając mianem „Społeczeństwa" kategorie szczątkowe, przestrzeń społeczna sama określa siebie jako resztę. Niemożliwość rozstrzygnięcia co jest resztą czego, jest cechą charakterystyczną fazy symulacji i agonii zroznicowanvch systemów, fazy, w której wszystko staje się resztą i pozostałością. W przeciwieństwie do tego, iniknięeie wróżebnej i strukturalnej kreski oddzielającej resztę od... czegoT.'7j co pozwala odfazę odwracalności, w której teoretycznie nie ma już resziy. Oba te stwierdzenia są jednocześnie „prawdziwe" i wzajemnie sie nie wvkluczają. Stają się wymienialne. Innym aspektem, równie niezwykłym jak sama nieobecność terminu przeciwnego, jest to, że reszta budzi śmiech. Jakakolwiek dyskusja na ten temat prowadzi do taMch aamych gier słownych, tej samej dwuznaczności i tej samej obscemcznosci to dyskusje na temat seksu czy śmierci. Seks i śmierć są dwoma wielkimi tematami powszechnie uznanymi za mogące powodoa być może nawet jedynym, dwa poaosUało sprowadzają się do niej jak do samej figury odwracalności. Czemu zatem się śmiejemy? Bawi nas jedynie odwracalność spraw, a seks i śmierć stanowią figury w najwyższym stopniu odwracalne. Śmiejemy się z seksu i śmierci dlatego, że stBwka jest zawsze odwracalna i wymienialna pomiędzy męskością a kobiecością, pomiędzy życiem a śmiercią. A czy nie bardziej jeszcze śmiejemy Bię z reszty, któcykl, biegnąc w nieskończoność za swą własną własnym sobowtórem, jak Piotr Schlemihl: ** ĄJusEpa dci Pi-eedaurnty huttani Futim SchteittihkiA. C h a i n i s o niejpR' ti] przypadkowa. Gdyż cień, podobnie jak obtat iv lusErze Im filmie S. I^e'a SftidmisPnrgiłpBąraMtką/iareireiferHK, cz^mś, co może „odpaść" odcina, jck iriosj', ekskrementy czy też ułamki paznokci, a którymi aą one ulożsainiar.e 175 st obEcenicsna, gdyż jest odwracalna i podlega wymianie na samą aiebie. Jest obaceniezna i budzi śmiech, jak może to robić tylko nreodróżnialność tego, co męskie od tego, co kobiece, niuodróżnialnoać życifr i śmierci. Reszta stafa się dziś mocnym pojęciem. To na niej opiera aię nowa rozumność. Koniec pewnej logiki dystynktywnych przeciwieństw, w kLórych termin słabszy pełnił funkcję terminu szczątkowego, pozostałości czy resztki. Wszystko dziś ulega odwróceniu. Sama psychoanaliza stanowi pierwszą wielką próbę tKoretyzacji resztek (lapsusy, marzenia senne itp). Hządzi nami już nie ekonomia polityczna produkcji, lecz ekonomia polityczna reprodukcji, odzysku i przetwarzania, recyklingu - ekologia i skażenie środowiska - ekonomia polityczna reszty Wszelka normalność przegląda się dzia w świetle szaleństwa, które było niczym więcej jak jej pozbawioną znaczenia resztą. Przywilej wszelkiej reszty, we wszystkich dziedzinach, tego, co niewypowiedziane, kobiecości, szaleństwa, tego, co marginalne, ekskrementów i odpadków w aztuce itp. Jest to jednak nadal jedynie rodzaj odwrócenia struktury, powrotu wypartego jako czasu mocnego, powrotu reszty jako nadmiaru sensu, jako nadwyżki (jednak nadwyżka nie różni się formalnie od reszty, a problem trwonienia nadwyżki u BataiHe'a nie różni aię od problemu wchłaniania reaztek w ekonomii politycznej kalkulacji i braku: natchnienia, Bytu, iatoty, tego, co w sposób zasadniczy nadaje a iotowi. Bez obrazu I bei cienie dato staja są przaarociystą nicością, jeaf samym mbą nie botdńej niż r&sztą. Jest praejraystą substancją pmwŁBJącą po odef£chi cienia. Pozbawione zoataje realności: Co ciofi, odchodząc, zabrał ze sobą wszelka rzeezynistoii (tali HBmo dzige się w Studencie z Pragi, gdy obraz roitnasloiiiy wraz z lustrem pociąga aa sobą natychmiastową śmierć bohatera - klasyczna sekwencja w opowiadaniach fcnŁosTycŁiiych, należałoby tu przy^roleć również Cteń Harwa ChrietianEi AiuŁstamui) W ten sposób ciato muru bydjeiiynie odpadem własnej resztki, opadem wlasnega aiwdania. Jedynie poraądek zwany raeciywiatyin pozwala uprzyffilniować ciplo jako pTzeiimLot adnleai y nic vr obrębie porządku synlboUcBnago nie pozwala zakładać pianu Jednak nego albo drugiego (dala albo ciamfll. I to wta-śnie owa odwrae twa jedw aluniriiku do rialn. owo odpadatuu mioty u Icreau istoty pod ijeż bez znacŁania, owa nieustaiflca klęalta sanau w obliłsu te^o, co z nniego t^go, c i paznokci, czy ubiskt małe „s™, etanowi czy są l pięknie i kojące; i tego typu opo VĄ Lylko źilozcifowie). eskalacji si!n*n 7:1 sprH.w4 r^ftŁly Taica wszystkich „wyzwoleń'', które stawiają na energiu ukryta po drugiej stronie oddzielającej kreski. Stajemy zatem w obliczu sytuacji duicj "bardziej pierwotne] i wyjątkowej: nie dotyczy ona zwyczajnego odwrócenia i dowartościowania reszty, lecz ruchu wazalkiej struktury i wszelkich przeciwieństw, który 9prawia, że nie ma już nawet regsty, zważywszy naiakl, iiejfiat ona wszędzie, i, drwiąc sobie •/. oddzielającej kreski, jako taka ulega zniesieniu. Ta nie wówczas gdy wszystko już odjęliśmy, nic nie pozostei przechodzą jedne w drugie, a samo dodawanie nie ma już więcej sefi?u. Narodziny mają charakter resztkowy, jeśli nie zostaną podjęte w sposób symboliczny za sprawą inicjacji. Śmierć ma charakter resztkowy, jeśli nie zostaje rozwiązana i znieaionu za sprawą żałoby, w zbiorowym świętowaniu żatoby. WarLośfi ma charakter resztkowy, jeśli nie zostaje wchłonięta i unicestwiona w cyklu wymian. Seksualność ma charakter resztkowy wowezas, gdy staje się produkcją stosunków płciowych. Samo społeczeństwo ma charakter resztkowy, gdy staje iii; produkcją „stosunków społecznych". Wszelka rzeczywistość jest resztkowa. o wszystko to, co resztkowe, skazane jest na niekończące się powtórzenie w fantazmacie. Wszelka akumulacja jest niczym więcej jak resztą i nagromadzeniem reszty, w takim sensie, w jakim stanowi zerwanie przymierza, i równoważy ona w linearną nieskończoność kumulatji i kalkulacji, w liniarną nieskończoność produkcji, energii i wartości m, co niegdyś dokonywało się w ramach cyklu przymierza. Otóż oo, co przebiega cykl, spełnia się w sposób całkowity, podcze; gdy W wymiarze nieskończoności wszystko to, co znajduje się poniiej kreski nieskończoności, poniżej kreski wieczności (owo nagromadzenie czasu, które równiea, jak każde nagromadzenie, stanowi zerwanie przymierza), wszystko to jest jedynie resztą. Akumulacja jeat niczym więcej jak resztą, a wyparcie jest jedynie jej odwróconą i symetryczną postacią. Nagromadzenie wypartych afektów i przedstawień - na tym opiera się nasze nowe przymierze, Kiedy jednak wszystko ulega wyparciu, nic już wyparte nie zostaje. Znajdujemy się już niedaleko owego absolutnego punktu wyparcia, w którym pozbywamy się samych zapasów, gdzie rezerwy fantazmatów ulegają wyczerpaniu. Wszelkie wyobrażenia dotyczące nagromadzenia, energii i tego, co z nig) zoatąjs, są efektem wyparcia. Gdy osiąga ono krytyczny punkt nasycenia, w którym jego oczywistość ulega odwróceniu i zniesieniu, wówczas energia nie będzie już musiała być uwalniana, wydatkowana, oszczędzana i wytwarzana: samo pojecie energii samoistnie ulotni siei zniknie. Dzisiaj z reszty, z energii, która nam pozostaje, z odtwarzania i zachowywania resztek czynimy zasadniczy problem ludzkości. Jako taki pozostaje on jednak nierozwiązywalny. Wszelka uwolniona bądź zużytkowana energia pozostawi po sobie kolejną resztę. Wszelkie pragnienie, wszelka libidynalna energia spowoduje nowo wyparcie. Co w tym zaskakującego, akoro sama energia pojmowana jest jedynie w ruchu, który JĄ gromadzi i wyzwala, który ją wypiera i „wytwarza", to znaczy w figurze reszty i jej sobowtóra? Nalegałoby doprowadzić do obłędnej konsumpcji energii, by unicestwić jej pojęcie. Należałoby doprowadzić do największego z możliwych wyparcia, by unicestwić jego pojęcie. Gdy ostatni kwant energii zostanie skonsumowany (przez ostatniego z ekologów), gdy ostatni autochton zostanie poddany analizie (przez ostatniego z etnologów), gdy ostatni towar zostanie wyprodukowany przez ostatnią pozostałą przy życiu „silę roboczą", gdy ostatnia fantazja zostanie objaśniona przez ostatniego analityka, gdy wszystko zostanie uwolnione i skonsumowane „wraz z ostatnią energią", wówcząy spostrzeżemy, że owa gigantyczna spirala energii i produkcji, wyparcia i nieświadomości, dzięki której udało nam się zamknąć wszystko w entropowym i katastrofalnym równaniu, ?.e wszystko to w istocie jest jedynie metafizyką resity, a tym samym znajdzie ona swe rozwiązanie i ulegnie zniesieniu wraz ze wszystkimi swymi skutkami. Trupia spirala Uniwersytet jest w stanie całkowitego rozkładu: niczemu już nie służy rn spoi^znąj płaszczyźnie rynku i zatrudnienia, pozbawiony jest kulturowej substancji i celowości wiedzy. Nie istnieje już nawet władza w sensie ścisłym: również ona jest w stanie całkowitego rozkładu. Stąd wypływa niemożliwość powtórzenia pożaru, jaki wzniecił rok 1968: zwrócenia postawionej w stan oskarżenia wiedzy przeciwko władzy - grożącego wybuchem sprzeczności wiedzy i władzy (bądź ujawnienia ich tajnego porozumienia, co sprowadza się do tego samego) w ramach Uniwersytetu i tym samym, za sprawą symbolicznego (bardziej niż politycznego) zakażenia, w obrębie całego porządku instytucjonal nego i społecznego. Pytanie „Dlaczego socjologowie?" naznaczyło ów punkt zwrotny: ślepy zaułek wied/y, upojenie nie-wiedzą (czyli zarazem absurdalność i niemożliwość akumulacji wartości w porządku wiedzy) zwraca się jako bezwzględna broń przeciwko samej władzy, by ją zniszczyć zgodnie z tym samym szaleńczym scenariuszem zrzeczenia, Na tym polega oFeU Maja 1968 roku. Dziś byłby on niemożliwy, gdyż sama władza, podobnie jak wtześniej wiedza, wyniosła fiie, stalą się nieuchwytna. Zrzekła się samej siebie. W tej odtąd już upłynnionej instytucji, pozbawionej treści wiedzy i pozbawionej struktury władzy (chyba że w przypadku archaicznego feudalizmu, jaki zarządza symulakrem maszyny, którego przeznaczenie mu się wymyka, a którego przetrwanie jest równie sztuczne jak istnienie koszar i teatrów), ofensywa i atak stają się niemożliwe. Mają one równie wiele sensu jak to, co przyspiesza proces gnilny, podkreślając parodystyczny, symulacyjny aspekt gier konającej władzy i wiedzy. Strajk dokonuje czegoś całkowicie przeciwnego. Regeneruje ideał uniwersytetu, fikcję dostępności (nieuchwytnej i pozba179 wionoj już sensu) kultury dla wsaystkieh, zajmuje miejsce funkcjonującego uniwersytetu jako krytyczna wobec niego alternatywa, jako jego terapia. Śni nadal o substancjalności i demokracji wiedzy Skądinąd wiedzie obecnie lewica odgrywa te^o typu rolę; to sprawiedliwość lewicy ponownie ożywia i wpaja ideę sprawiedliwości, wymóg społecznej logiki i moralności zgniłemu aparatowi, który ulega rozkładowi, traci wszelką świadomość swego uprawomocnienia i niemal dobrowolnie wyrzeka się funkcjonowania. To właśnie lewica rozpaczliwie wytwarza i odtwarza instancję władzy, gdyż jej pragnie i potrzebuje, o zatem w tii^ wierzy f stara się ją wskrzesić tam, gdzie system kładzie jej kres. Podczas gdy system podważa jeden po drugim wszystkie swe aksjomaty, wszelkie swe instytucje, realizując jeden po drugim wszystkie cole historycznej i politycznej lewicy. Okasuje się zatem, że znąjdtge się ona w sytuacji bez wyjścia i zmuszona jest wskrzeszać wszystkie strategiczne elementy kapitału, by móc w nie kiedyś zainwestować: od własności prywatnej po małe przedsiębiorstwa, od armii po narodową potęgę, od purytańskiĘJ moralności po drobnomieszczańską kulturę, od sprawiedliwości po uniwersytet - należy zachować wszystko to, co fiię wyniosło, co w swym okrucieństwie, zgoda, lecz również w swym niepowstrzymanym pędzie unicestwił sam system. właśnie symbolicznym, dla nas zatem ma charakter wywrotnwy). W tym celu należałoby jednak wyjść od samego rozkładu, a nie Śnić o zmartwychwstaniu. Należatohy przekształcić owo gnicie w proces gwałtowny, w gwałtowną śmierć, za sprawą szyderstwa, rzuconego wyzwania, poprzez zwielokrotnioną symulację, która ustanowiłaby rytualną śmierć uniwersytetu jako model rozkładu dla całego społeczeństwa, rozprzratrzeniający się poprzez zakażenie model zaniku wszelkiej struktury społecznej, gdzie śmierć dokonałaby w końcu spustoszenia, śmierć, klrtrą strajk stara się rozpaczliwie zażegnać, w zmowie z systemem, a udaje mu się zaledwie zmienić ją w powolne umieranie, w śmierć opóźnioną, która nie jest już nawet miejscem możliwej suhwersji, ofensywnego odwrócenia. Tego właśnic udało się dokonać w maju roku 19R8. Na mniej zaawansowanym etapie rozwoju procesu likwidacji uniwersytetu i kultury, studenci, dalecy od chęci ocalenia ruchomości (wskrzeszenie w sposób idealny utraconego obiektu}, odparowali atak, rzucając władzy wyzwanie i groźbę całkowitej i natychmiastowej śmierci instytucji, wyzwania deterytorializacji w o wiele wiek^ym jeszcze stopniu gwałtownej niż ta, której źródłem był sarn system, wzywając władzę, by odpowiedziała w jakiś sposób na owo całkowite dryfowanie instytucji wiedzy, na ów obejmujący wszystko brak wymogu akumulacji w jednym miejscu, na ową upragnioną śmierć u kresu -za sprawą kryzysu uniwersytetu, nie było to jednak wyzwanie, lecz przeciwnie, gra Stąd owo paradoksalne, ajednsk konieczne, odwróconie kategorii analizy politycznej. Władza (bądź to, co zajmuje jej miejsce) nie wierzy już w uniwersytet. W gruncie rzeczy doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest on jedynie" strefą ochrany i nadzoru dfa całej populacji należącej do tqj samej kategorii wiekowej, nie wsrto zatem dokonywać selekcji - swą elitę władza znajdzie sobie gdzie indziej i w inny sposób. Dyplomy niczemu nie służą: dlaczego zatem miałaby odmawiać ich przyznawania, gotowa jest nawet rozdać je wszystkim - czemu innemu zatem miałaby służyć owa prowokacyjna polityka, jeśli nie temu, by skupić energię na fikcyjnych celach (selekcja, praca, dyplomy itp.), na martwym już i znajdującym się w stanie rozkładu przedmiocie odniesienia. udzielić odpowiedzi, chyba zu byłoby nią samounicestwienie (być może jedynie chwilowe, byliśmy wszak tego świadkami). Wydaje się, że barykady 10 maja miały charakter defensywny, miały za zadanie obronę terytorium: Dzielnicy Łacińskiej, starych sklepików. Nie jest to jednak prawda: za tymi pozornymi murami krył się martwy uniwersytet, martwa kultura, którą wyzwanie, wraz z możliwością własnej śmierci, demonstranci rzucali władzy - przemiana w natychmiastową ofiarę tego, co było jodynie dlugofalaicym, działaniem samego systemu: likwidacja kultury i wiedzy. Byli tam nie po to, by ratować Sorbonę, lecz po to, by wymachiwać i grozić jej trupem na oczach innych, Gnijąc, uniwersytet może jeszcze wyrządzić wiele szkód (rozkładjest urządzeniemsj-m&oZfcsnjm -nie politycznym, lecz 180 li tak jak Czarni z Walt* i Tletroit szanlaiuR ruiną swych dr.iolnic, pod które sami podkładają ogień. Czym dzisiaj można jeszcze grozić? Już nawet nie ruiną wiedzy czy kultury - same ruiny są martwe. Wiemy to doskonale, przez diugie siedem lal wykonywaliśmy pracę żałoby po Nanterre. Rok 1968 jest trupem, jego powtórzenie może się dokonać jedynie jako fantazmat żałoby. Tym, eo mogłoby stanowię jego odpowiednik pod względem przemocy symboliczni;! (czyli poza sferą polityki), byłaby taka sama operacja, jaka doprowadziła do zderzenia nie-wiedzy, rozkładu wiedzy z władzą - odnalezienie owej nadzwyczajnej energii już nie na tym samym poziomie, lecz na wyższej płaszczyźnie spiralnego obrotu: doprowadzić do zderzenia nie-wtadzy, rozkładu władzy z... - właśnie z czym? Tu tkwi problem. Pozostanie on być może he,i. rozwiązania. Władza się zatraca, władza się zatraciła. Wokół nas znajdują się jedynie manekiny władzy, lecz mimowolna iluzja władzy nadal rządzi społecznym porządkiem, a za nią rośnie nieprzytomny, nieczytelny terror kontroli, terror ostatecznego kodu, którego wszyscy jesteśmy nic nie znaczącymi terminalami. Porywanie się na przedstawicielstwo również pozbawione jest większego sensu. Doskonale czujemy, że wszelkie konflikty studenckie (podobnie jak te rozgrywające się na poziomie globalnego społeczeństwa), ogniskujące się wokół problemu reprenentacji, delegacji wfadzy, z tego samego powodu nic są niczym więcej jak widmowymi perypetiami, które wystarczają jednak, przez swą rozpacz, by wypełnić proscenium. Za sprawą jakiegoś rodzaju efektu Móbiusa również reprezentacja uległa odwróceniu i skręceniu, a wraz z tym rozpadło sio całe logiczne uniwersum polityki, ustępując miejsca nieskończonemu uniwersum symulacji, w którym już od samego początku nikt nie jest reprezontowany ani nie jest niczyim reprezentantom, gdzie wszystko to, co zostaje nagromadzone, ulega jednocześnie roztrwonieniu, skąd zniknął nawet nadrzędny, przewodni i niezawodny fantazmat władzy. Jest to wszechświat dla nas jeszcze niepojęty, niepoznawalny, wszechświat o złowróżbnej krzywiźnie, którą nasze umysłowe ortogonalne i prowadzące linearnie w nieskończoność krytyki i historii współrzędne stawiają zacięty opór. 182 Właśnie tutaj jednak należałoby się bić, w to uderzać, jefli ma to jeszcze jakikolwiek sens. Jesteśmy symulantami, jesteśmy symulalirami (nie w klasycznym rozumieniu „pozoru"), wklęsłymi zwierciadłami napromieniowanymi przez to co społeczne, to promieniowanie pozbawione źródła światła, władza bez podstawy, bez dystansu, w tym właśnie taktycznym świecie symulakrów przyjdzie nam walczyć - bez nadziei, gdyż nadzieja jest słabą wartością, lecz w blasku wyzwania i fascynacji. Dlalcgo że nie należy odrzucać przemożnej fascynacji emanującej z owego zniesiema wszelkich instancji, wszelkich osi wartości, wszelkiej aksjologił, włączając w to politykę. Ów spektakl zarazem agonn i apogeum kapitatu wykracza daleko poza spefctaKI towaru opisany przez sytuacjonistów. Ów spektakl jest naszą podstawową siłą. Nie funkcjonujemy już w ramach niepewnego bądź zwycięskiego, lecz politycznego stosunku sil wobec kapitału, to byi fantazmat rewolucji. Działamy w ramach stosunku wyzwania, uwodzenia i śmierci, jaki łączy nas z owym uniwerBiim, które me jest juz jednością, właśnie dlatego ze unika wszelkiej osiowosci. Wyzwame, które rzuca, nam w swym obłędzie kapitał - bezwstydnie znosząc prawo zysku, wartość dodaną, produktywną celowość, struktury władzy i u kresu swego działania odkrywając na nowo głęboką niemoralność (jak również uwodzenie) pierwotnych rytuałów zniszczenia, owo wyzwanie należałoby podjąć w bezrozumnęj próbie prześcignięcia i eskalacji. Kapitał jest nieodpowiedzialny, nieodwracalny, bezzwrotny, nieuchronny tak samo jak wartość. Jedynie sobie samemu jest on w stanie dostarczyć niezwykłego spektaklu swego rozkładu — nad pustynią klasycznych struktur kapitału unosi się wyłącznie widmo wartości, tak jak widmo religii unosi się nad światem, który już dawno został odarty z sacrum, tak samo jak widmo wiedzy unosi się nad uniwersytetem. Koląj teraz na nas, stańmy się na powrót nomadami na tej pustyni, oswobodzonymi jednak z pęt mimowolnej iluzji wartości. Przjjdzie nam żyć w tym świecie, który wabi nas niepokojącą obcością pu- błądzących i symulujących zwierząt, w które zmienił nas kapiwielka jak pustynia piaszczystych wydm - dżungla znaków do183 równuje ogromem dżungli fasów - a szaleństwo symulakraw dorównuje szaleństwu natury-pozostają jedynie obłędne uwodzenie konającego systemu, w którym praca jeat grobem pracy, gdzie wartoAć grzebie wartość — pozostawiając po sobie dziewiczą, zalęknioną, nieprzebytą i eiągfą przestrzeń, tak jak życzył sobie tego Bataille, gdzie tylko wiatr unosi piasek, gdzie tylko wiatr nad nim czuwa. Co dzieje się z tym wszystkim w ramach porządku politycznego? Jakże niewiele. Musimy jednak walczyć również z ową głęboką fascynacją, pital własnego konania, w którym to my tak naprawdę dogorywamy. Pozostawienie mu inicjatywy w zakresie jego własnej śmierci jest równoznaczne z nadaniem mu rewolucyjnych przywilejów. Osaczeni przez ayirwlakry wartości oraz widma kapitału i władzy, jesteśmy bardziej beebronni i bezsilni niż w sytuacji osaczenia przez prawo wartości i urynkowienia, ponieważ system okazał się zdolny do przyswojenia sobie własnej Śmierci, zdjęta została z naa również odpowiedzialność, a wraz z nią odebrano .nam stawkę, o którą toczy się nasze wtaane życie. Owemu największemu z podstępów systemu, przebiegłemu symulożyciu, zniósłszy-poprzez jęj wchłonięcie-wszelką możliwą negatywność, może zapobiec jedynie podstęp jeszcze chytrzejszy Wyzwanie albo wyobrażona nauka, tylko patafizyka symalakrów może ustrzec nas przed symulacyjną strategią systemu i wydobyć ze ślepego zaułka śmierci, w którym zostaliśmy uwięzieni. maj 1976 Ostatnie tango wartości i chaos, Gdzie nit ejest na swoim miejscu, tam Gdzkna kun-pt Bertolt Brecht Osoby odpowiedzialne za funkcjonowanie uniwersytetu ogarnia panika na myśl o możliwości wydawania dyplomów pozbawionych odpowiednika w „rzeczywistej" pracy, pozbawionych pokrycia w wiedzy. Panika tą nie dotyczy możliwości politycznego przewrotu, lecz wynika z obawy, że może dojść do uwolnienia sie. i odłączenia wartości od jej treści i będzie ona funkcjonować samodzielnie, zgodnie jedynie ze swą własną formą. Wartości uniwersyteckie (dyplomy itp.) będą się gwałtownie mnoiyć i nadal krążyć, podobnie nieco jok płynne kapitały bądi eurodolary, będą wirować bez jakiegokolwiek kryterium odniesienia, u swego kresu całkowicie bezwartościowe, lecą tu już Łez znaczenia: sam ich obieg wystarczy do wytworzenia społecznego horyzontu wartości, a obsesja na punkcie widmowej wartości stanie się jeszcue większa, pomimo to, że jej odniesienie (jej wartość użytkowa, wartośS wymienna, uniwersytecie „siła robocza", którą na nowo odkrywa] zostaje utracone. Łęk przad wartością pozbawioną swego ekwiwalentu. Sytuacja ta jest tylko na pozór nowa. Jest taka jedynie dla tych, którzy nadal sądzą, że na uniwersytecie odbywa się rzeczywisty proces pracy, orax dla tych, którzy angażują w to cale swe doświadczenie, własną nerwicę, rację istnienia. Wymiana znaków (wiedzy, kultury! dokonująca się na Uniwersytecie pomiędzy „uczącymi" a „uczonymi" już od jakiegoś czasu jest niczym więcej jak podwojonym spiskiem goryczy niĘzróżnicowania (niezróżnicowanie znaków, które pociąga za sobą zanik 18G ludzkich i społecznych stosunków), podwojonym symulakrem psychodramy (paychodramy przepojonego wstydem domagania się ciepta, obecności, edypslnej wymiany, pedngogicsnego kazirodztwu, które stara sio zająć miejsce utraconej możliwości wymiany pracy i wiedzy). W tym znaczeniu Uniwersytet pozostaje miejscem rozpaczliwego wtajemniczenia w pustą formę wortośei, a tym, którzy żyją na nim od jakiegoś czasu, znana jest już owa dziwna praca, prawdziwa rozpacz i zwątpienie nie-pracy nie-wiedzy Obecne pokolenia nadal marzą o lekturze, uczeniu sie, rywalizacji, lecz brak już w tym serca - ogólnie rzecz ujmując, ascetyczna umysłowość kulturowa poniosła całkowitą porażkę. Z tego właśnie powodu strajk nic już nie znaczy". Dlatego również zostaliśmy schwytani w pułapkę, a raczej sami daliśmy się w nią schwytać po roku ISB8, dając dyplomy komu popadnie. Czy to przewrót? Wcale nie. Kolejny raz staliśmy się inicjatorami zaawansowanej, czystej formy wartoSci dyplomy bez możliwości pracy. System już ich nie chce, pragnie jedynie operacyjnych wartości działających w próżni - i to my sami zainaugurowaliśmy ów proces, ulegając przeciwnemu złudzeniu. Nieszczęście studentów, gdy daje się im dyplomy nie zapewniające pracy, jest równie wielkie jak nieszczęście wykładowców, które je dopełnia. Jest ono jednak lepiej skrywano i bardziej podstępne niż tradycyjna obawa przed porażką bądź otrzyma"" Skądinąd strajk przybiera ubeuiiu w Hpi^ih [.czywióty teką samą postać jak praca: ten sam pełen napięcia scan zawieszenia i octekiwania, ta sama HIKwaźkosć, ten aara brak jakichkolwiek c&tów, ta aama alergia na podejmowanie decyzji, Ło samo kręcenia alg w kółko usilnych zabiegów i żądań, Ła sama żałoba po 1 uijauie energii. La sama nieokreślona (yrkufarność w przypadku dziai^azydi strajków jak wczoraj w przypadku pracy, la sama sytuacja w konLrinstytucji 1 w Halnej inatytugi: zakaźnośc wzrasta, koło się zamyka -potem trzeba już będzie szuka£ wentylu bezpiecpHistwe gdzie indziej. A może jednak nie: uznać ów impas za syLuauję HyjaŁiawa, prfcefcaalalcić niezdecydowanie i brak celów w sytuację zaczepną, w pewną strategię. Starają-; się za wszelką cenę wydostać z tej śmiertelne] pułapki, wyleczyć ale z tej uniwersyteckiej umyslowg anorek&ji, studenci ponownie dostarczają energii owej Instytucji pn&rftżanej w t a m pokonanej śpiączce. To wymuszone wskrzeszanie. niedy[7jifl terapię rozpacty i rzeczy nieosiągahiycli praktykuje Łi? dzia zjuiwnima instytugadi jak i na jednostkach, co wszędzie stanowi mak tej samej niezdolności do stawienia czoła śtmerci. „Neleiy pchnąć to, co chyli sie ku upadkowi' - mawiał Nieteache. 186 niem dyplomu pozbawionego wartości. Ubezpieczenie dyplomu od wszelkiego ryzyka, pozbawiające treści i znaczenia wszelkie perypetie związane ze zdobywaniem wiedzy i selekcją, jeat trudne do utrzymania. Dlatego należy je utrudnić albo za sprawą zasiłku-alibi, symulakru pracy wymienionego na symulakr dyplomu, albo poprzez jakaś postać agresji (wykładowca zmuszony do naliczenia eg78minu i przyznania punktów, traktowany jak automatyczny dystrybutor) bądź niechęci i urazy, by doszło przynajmniej do czegokolwiek, co choć w niewielkim stopniu przypomina „rzeczywista" relację. Jednak wszystko jest tu bezskuteczne. Nawet nceny małżeńskie pomiędzy wykładowcami a studentami, które stanowią dziś wifkszoSc wymian, jakie między nimi zachodzą, aą jedynie wspomnieniem, jak nostalgia za aktami przemocy, które niegdyś stawiały ich po przeciwnych stronach barykady, czy też za porozumieniem, które jednoczyło ich wokół wspólnych celów poznawczych bądź politycznych. „Twarde prawo wartości", „prawo spiżowe" - kiedy na* opuszcza, jakiż dotyka nas smutek, jakaż ogarnia panika! Z tego właśnie powodu nadal trwa dobry czas dla faszystowskich i autorytarnych metod, gdyż wskrzeszają one coś z owej przemocy, która jest nieodzowna do życia - bez znaczenia czy padamy jej ofiarą, czy tez sami ją zadajemy. Przemoc rytualna, przemoc pracy, przemoc wiedzy, przemoc krwi, przemoc władzy i polityki, to doskonała sprawal Wszystkojest tu jasne! przejrzyste, stosunki sił, sprzeczności, wyzysk, represja! Tego dzisiaj brakuje i odczuwamy tego potrzebę. Na tym poluga nadal na przykład tocząca się na Uniwersytecie (jednak w ten sam sposób artykułuje się cała sfera polityczna] gra ponownego nadawania sobie władzy przez wykładowcę poprzez „wolność słowa", Bamozarządzanic grupy i inne nowoczesne banialuki. Nikt nie jest tu naiwny i nie daje się oszukać. Jedynie i zwyczajnie po to, by uniknąć głębokiego rozczarowania i uciec przed katastrofą, będąca konsekwencją utraty ról, statusów, odpowiedzialności i niesłychanej wprost demagogii, która 8ię tam rozprzestrzenia, należy ożywic w sobie profesora - bądź manekina władzy i wiedzy, bądź cząstkę uprawomocnienia pochodzącego od skrajnej lewicy inaczej sytuacja staje się dla wszystkich nio do zniesienia. To dzięki temu kompromisowi - sztucznemu statystowaniu wykła187 dowcy, dwuznacznemu współdziałaniu studenta - to za sprawą owego urojonego scenariusza pedagogiki wszystko to nie ma kniśca, tym razem moie jednak trwać w nieskończoność. Dlatego że islniojo kres wartoSci i pracy, nie ma jednak końca ich ?ymulakrom, Uniwersum symulacji jest transrzeezywiste i ponadskończone: żaden czas próby rzeczywistości nie nadejdzie już, by potożyć mu kres - chyba że byłoby nią całkowite obsunięcie się i napadnięcie jego gruntu, co pozostaje wszakże na&zą. najbardziej płonną nadzieją. maj 1977 O nihilizmie Nihilizm nie maluje się już w ciemnych, wagnerowskich, spanglerowskich, posępnych barwach fin de si$cle'u. Nie wypływa już z dekadenckiego Wdltmschauung, ani nie jest wynikiem metafizycznego radykalizmu zrodzonego w wyniku śmierci Boga i wszelkich konsekwencji, jakia należałoby z niej wyciągnąć. Dzisiejszy nihilizm jest nihilizmem przejrzystości i w pewien sposób jest bardziej jeszcze radykalny, bardziej zasadniczy niż. owa płynność nierozerwalnie łą«zy się i, przejrzystością i płyntego, by poddać go analizie. Gdy umarł Bóg, iył jeszcze Nietzsche, który mógł to obwieścić - wielki nihilista w ohliczu Wieczności i trupa Wiocznosei. Jednak wobec symulowanej przejrzystości wszechrzeczy, wobec symiilakru materialistycznego bądź idealistycznego spełnienia świata w sferze hiperrzeczywistosci (Bóg nie umarł, on tylko siał się hiperrztczywisty), nio ma już Boga teorii i krytyki, który rozpoznałby swoich. Świat, a wraz z nim my wszyscy, za życia wkroczyliśmy w obszar symulacji, w ową złowróżbną, nawet nie - raczej obojętną sferę prewencji; nihilizm, w sposób niezwykły, znalazł swe całkowite speinien je nie w destrukcji, lecz w Symulacji i odstraszaniu. Z aktywnego, pełnego przemocy fantazmatu, z mitu i sceny, którymi przecież był, przekształcił się on, również w porządku historycznym, w przejrzyste, fałszywie przezroczyste funkcjonowanie wszystkich rzeczy. Juka mnalraość nihilizmu pozostała zatem w teorii? Jaka nowa scena, na której mógłby się rozegrać spektakl nicości i śmierci jako wyzwanie, jako stawka w grze, może się teraz odsłonić? Zna!e£!i&ny się w nowej sytuacji w skisu nku do wczcśniłgsfcych postaci nihilizmu, tym razem jest ona bez wątpienia bez wyjśtiE. Romantyzm byl jego pierwszym wielkim przejawem; wraz z rewolucją oświeceniową odpowiada on zniszczeniu porządku pozoru, Surrealizm, dadaizm, absurd i polityczny nihilizm są jego kolejną wielką man iibstacją, łączącą się ze zniszczeniem porządku senau. Pierwszy z nich jest jeszcze estetyczną postacią nihilizmu (dmiriyzm), drugi jego fiirmą polityczną, historyczną i metafizyczną (terroryzm). Te dwie postacie nihilizmu dotyczą nas już jedynie w ograniczonym zakresie lub wcale. Nihilizm przejrzystości nie majuż charakteru ani estetycznego, ani politycznego, nie jest już dłużnikiem ani zagłady pozoru, ani eksterminacji sensu, ostatnich płomieni, ostatnich refleksów apokalipsy, Nie ma tu już miejsca na apokalipsę (jedynie rządzący się przypadkiem terroryzm stara się jeszcze poddać nihilizm refleksji, lecz właśnie nie jest on polityczny, a jedyny sposób jego przejawiania się jest jednocześnie jego sposobem znikania: Środki przekazu - media jednak nie są sceną, na klorcsj coś może się rozegrać - są pasmem, Siadem, perforowaną taśmą, a my nie jesteśmy już nawet ich widzami, raczej odbiornikami). Apokalipsa się skończyła, dziś mamy do czynienia z precesją neutralności, form niiakich i rozmaitych postaci niezróż nicowania. Pozostawiam waszej domyślności, czy może się w tym kryć jakiś romantyzm, estetyka neutrum. Nie sądzę -jedynym, co pozostaje, jest fascynacjajaiowymego systemu, które nas anulują. Tak więc fascynacja (w przeciwieństwie do uwodzenia, które łączyło się z pozorem, i rozumu dialektycznego, który wiązał sie z sensem) jest namiętnością par ezcellence nihilistyczną, to pasja właściwa współczesnemu sposobowi znikania. Riscynujemy się wszelkimi postaciami zniknięcia, naszego własnego zaniku. Jesteśmy ogarniętymi fascynacji! melancholikami, oCo nasza powszechna kondycja w epoce wymuszonej przejrzystości. -Jestem nihilistą. Stwierdzam, uznaje, godzę sie na zukrojony na ogromną 3kalę proces niszczenia pozorów (i uwiedzenia przez pozory) na 190 rzecz sunsil (przedstawienia, hiskirii, kryl.yki itp.j, który stsJ się fak(«m o zasadniczym znaczeniu w XIX wieku. Prawdziwą dziewiętnastowieczną rewolucją nowoczesności była radykalna destrukcja pozorów, odczarowanie świata i wydanie go na pastwę przemocy interpretacji i historii. Stwierdzam, umaję, godzę siei poddaję analizie kolejną rewolucję, rewolucję wieku XX, rewolucję postmodernizmu, stanowiącą zakrojony na ogromną skalę proces niszczoma sentu, równie poważny jak wcześniejsze zniszczenie pozorów. To, co uderza za pomocą sensu, zostaje przez sens zabite. Scena dialektyki, scena krytyki zostafc-już opróżnione. Sama scena już nie istnieje. I nic istnieje terapia sensu ani terapia sensem terapia sama jest częścią uogólnionego procesu odróznicowywania i zobojętniania. Sama scona analizy stała się niepewna i podlega grze przypadku: teorie stają się płynne i zaczynają dryfować (w istocie nihilizm stał się niemożliwy, gdyż stanowi jeszcze rodzaj rozpaczliwej i zdecydowanej terapii, jest wyobrażeniem końca, Wfelt-o.nschauung katastrofy"). Prawdopodobnie sama analiza stanowi decydujący element ogromnego procesu lodowacenia sensu. Nadmiar sensu, który niosą ze sobą teorie, ich kompetencja na poziomie sensu jcsl w gruncie rzeczy wtórna w stosunku do zawiązanej przez nie koalicji w ramach lodowcowej i czwartorzędowej operacji Bekcjonowania i prześwietlania. Trzeba być świadomym, że, niezależnie od sposobu, w jaki przebiega analiza, zmierza ona ku ?.amn>żeniu sensu, wspiera precesje symulakrów i niezróżnicowanych, obojętnych form. Pustynia się rozrasta. Implofja sensu w środkach przekazu. Implozja sfery społecznej w masie. Nieskończony wzrost masy dokonujący się jako funkcja przyspieszenia całego systemu. Energetyczny impas. Punkt bezwładności. •ł latnlflją kultury któijch jedynym wyobrażeniem jest Co dotyczące ich pocaątkow, pozbawione wsaikaełairlehkalwLek wyobraień kresu. Isljiieją również takia, których obseąjajest jedno i długie,.. Możliwe B$ jeazcaB dwlB inne kombinacjo... Brak innych wyobrażeń " i i wj obrażenia kresu (nasza nlhllistyczna kultura} oraa brak jakicliHnlwiei wyobrażeń noegatków i ktuau (kultura pnypBdku, której czas wlafciie nadcEujdzi)- 191 Bezwład jest przeznaczeniem nasyconego światu. Zjawiska inercyjne ulegają przyspieszeniu (jeśli można to w ogóle 1 w ten sposób ująć ). Mnośą się i rozrastają formy zatrzymane w rozwoju, wzrost ulega unieruchomieniu w patologicznym nadmiernym rozroście. Tutaj tkwi równie? sekret hipertolii. tego, co wykracza poza własny cel, Taki mógłby być nasz własny świat, w którym zagładzie uległa wszelka celowość: pójść dalej. ?hyt daleko w tym samym kierunku - zniszczenia w n w poprzez symulację, hiporsymula^ię, hipertelię. Zaprzecsenie własnemu celowi poprzez hipereelowcść (skorupiaki, posągi z Wyspy Wielkanocnej) - czy nie na tym polega również obsceniczny sekret procesu nowotworowego? Zemsta patologicznego nadmiernego rozrostu na wzroście, odwet prędkoścj w stanie bezwładności. Masy także poddane są owemu gigantycznemu procesowi obesw ładnienia poprzez przyspieszenie. Same są owym procesem patologicznego, nadmiernego, pożerającego wszystko rozrostu, unicestwiającego samą możliwość wzrostu i przyrostu seneu. Są obwodem, w którym y.a sprawą potwornej celowciSci doszło do krótkiego spięcia. Dziś to właśnie ów punkt bezwładności budzi naszą fascynację i namiętność, wraz z wszystkim tym, co rozgrywa się wokół niego (koniec zatem z dyskretnym urokiem dialektyki). Jeśli bycie nihilistą oznacza uprzywilejowania owego punktu bezwładności i analizowanie owej nieodwracalności systemów aż do punktu, po którego przekroczeniu nie majuż powrotu, to jestem nihilistą. Jeśli bycie nihilistą oznacza uleganie obsesji na punkcie owego sposobu znikania, a nie na punkcie sposobu produkcji, to jestem nihilistą. Znikanie, aphanisin, implo^a. Furie des l&rschuiiiulens**, Transpolityka jest ulubioną sferą modusu znikania (rzeczywiskiści, sersu, siJ^ny, hisUłf-Łi, spoiwueńatwa, jednostki^. Prawdę mówiąc, nie jest to już nihilizm: w znikaniu, w jałowej, aleatorycznej i niezróżnicowanęj formie nie ma już nawet miejsca na patos, patetyczność nihilizmu - ową mityczną enorgic. stanuwiącą jeszcze o sile nihilizmu, radykaliam, mityczną negację, dramatyczną antycypację. Nie jest to już nawet proces odczarowania, z jego barwą, która sama czaruje, uwodzi i hudzi nostalgię. To zwyczajne uniknięcie. Siad tego rodzaju radykalizmu na punkcie sposobu znikania znaleźć już można u Adorno i Benjamina, równolegle do nostalgicznych wprawek z dialektyki. Istnieje bowiem nostalgia dialoktyki, a bez wątpienia najsubtelniejsza dialektyka jest już od samego początku nostalgiczna. Jednak, sięgając głębiej, u Benjamina i Adorno usłyszeć można inny ton, brzmienie melancholii wiążącej sio z samym systemem, melancholii nieuleczalnej i znajdującej się już poza obszarem jakiejkolwiek dialektyki. To melancholia systemów, która odnosi dziś zwycięstwo za sprawą ironicznie przejrzystych, otaczających nas zewsząd form. To ona staje się naszą podstawową pasją. rjie jest to juz spleen czy nieoKreslony stan duszy właściwy czasom iin de siecle'u. Nie jest to również nihilizm, który w pewnym sensie zmierza do unormowania wszystkiego poprzez zniszczenie, pasję resentymentu. Nie, melancholia jest zasadniczym tonem systemów funkqjonalnych, współczesnych systemów symulacji, programowania i informacji- Melancholia jest nieodłączną właściwością sposobu znikania sensu, sposobu ulatniania się i rozpraszania sensu w systemach operacyjnych. I wszyscy jesteśmy mełancholikami. Melancholia jest owym gwałtownym zanikiem uczuć, stanowiącym właściwość systemów, które osiągnęły stan nasycenia. Wówczas nadzieja zrównoważenia dobra i zła, prawdy i fałszu, a tym bardziej nadzieja skonfrontowania ze sobą jakichś wartości należących do tego samego porządku, ogólniej- Jh Z nlem. „Furia zanikania" Iw prasktadile A. Landmaaflf albo „furia rorpłymjiaia aię w niecić" (w ptaifd&dzie &E Nawic3dego), okr&flenie zaczerpnięte z Heela, pnr, G.WE Hsgśl. Fenomenologia ducha, Wolnofó ataniulna i terror, więcti Da l^n Ifimat w viylinrze yv& redakcją Koarada Paulu Liessraanna Dw Fibriedea Vergchvjindzns. Uber dos Scfticłaai des Alten UitZeUolterdesN&u&i, Wien 2000 Iprsjp. tium.). Przeciwko owej hegemonii systemu podsycać możemy przebiegłość pragnienia wraz z wszelkimi jego podstępami, upra- 192 193 wiać rewolucggną mikrologię codzienności, wspierać odchylenie od wyznaczonego kursu i swobodne, molekularne dryfowanie, a nawet przeprowadzać apologię kuchni. Nie usuwa to jednak nieuchronnej i naglącej konieczności catk u wicie jawnego zaszachowania systemu. Dokonać tego może jedynie terroryzm. Jest on śladem owej odwracalności, która wymazuje resztę, jak jeden jodyny ironiczny uśmiech wystarczy, by poddać w wątpliwość cały dyskurs, jak jeden jedyny przebłysk zaprzeczenia niewolnika wystarczy, by podważyć potęgę i rozkosz pana. W im większym stopniu system ma charakter hegemofiiezny, tym łatwiej sfera wyobrażeń ataje się podatna na najmniejszy choćby aspekt odwrócenia. Wyzwanie, nawet nieskończenie matę, stanowi obraz łańcuchowej awarii i niewydolności systemu. Jedynie owa niewspółmierna odwraoalność stanowi dziś wydarzenie na nihiliatycznej i oziębłej scenie politycznej. Tylko ona mobilizuje wyobrażenia. Jeśli być nihilistą oznacza niesienie na sobie - aż po granicę hefietnonicznych systemów, ktćra jest już nie do zniesienia - radykalnego śladu szyderstwa i przemocy, owego wyzwania, na które system zmuszony jest odpowiedzieć własną śmiercią, to jestem terrorystą i nihilistą w teorii, tak jak inni są terrorystami i nihilistami z bronią w ręku. Przemoc teoretyczna, a nie prawda, stanowi jedyną szansę, jaka nam pozostała. Jest to jednak utopia. Gdyż pięknie byłoby być nihili&lą, gdyby istniał jeszcze radykalizm - tak jak pięknie byłoby być terrorystą, gdyby śmierć, w tym również własna śmierć terrorysty, miała jeszcze jakiś sens. W tym właśnie miejscu jednak wsaybtko staje, się nierozwiązywalne. A to z tego względu, że aktywnemu nihilizmowi radykalizmu system przeciwstawia swój własny nihilizm neutralizacji. System również jest nihilistyczny, w takim anaczssniu, że dysponuje mocą obracania wszystkiego, wfącząjąc w to wszystko te, co stara się mu zaprzeczyć, w niezróżnicowanie i obojętność. W systemie tym sama śmierć jaśnieje blaskiem nieobectw16 ści (dworzec w Bolonii , Oktoberfest w Monachium": ciała zabitych znoszą się nawzajem i znikają za sprawą zobojętnienia i od różnicowania, tutaj właśnie terroryzm staje się mimowolnym wspólnikiem systemu: nie w sposób polityczny, lecz w przyspieszającej postaci zobojętnienia i odróżnicowania, do której narzucenia się przyczynia). Śmierć pozbawiona zostaje zarówno fantazmatycznej jak też politycznej sceny, na której mogłaby się przedstawiS lub rozegrać, ceremonialnie lub psina gwałtu i przemocy. Oto zwycięstwo innego nihilizmu, innego terroryzmu, nihilizmu i terroryzmu sumego systemu. Nie istnieje już scena, ani nawet najmniejsza iluzja sprawiająca, że zdarzenia mogą zyskać moc rzeczywistości -niemajui sceny ani umysłowej czy politycznej solidarności: jakie znai/enie ma dla nas Chile, Eiafra, boatpeople'-, Bolonia albo Polska? Wszystko to ulega unicestwieniu na ekranach telewizorów. Żyjomy w epoce wydarzeń pozbawionych skutków (i teorii pozbawionych wyników). I •" Zamach bombowy iivany „bolońską rsesią", juki miał miejsce 54 sierpni.! 1980 na dmortuw Bolonii, w którego wyniku zginęło 85 oaób, a IS6 zostało rannych, zorganizowany praei neoiaasysfawflkie Zbrojne Komórki Rewolucyjne iNAR], jeden a serii zamachów terrorystycznych, jakie wstrząsnęły Wiochami ad puiizjjtku lat 70. {prEjpr tłum>. 41 Zamach terrorystyczny dokonany 26 września 1880 roku, kilka tygodni pu masakrze bolońskiej, przez niemieckich neonazistów z Wshraport^ruppe HolmaiuL wspieranych prsez frakcję Fetah OWP podcam obchodom Oktoberfest Y. Monachium. WwynikuirkJ3[jluz.jiladiiQfeii zginęło WÓWIMŁ lSusćb, a Ml] odniosło obrażania *pnyp. tium.). •* Z ans. Judsta na łódkach", termin okreilający indonezyjskich uchadźc&w uciekaj neych na małych ludziach przed reżimem komunistycznym po woj' mewWiBtnjuiiiH|1975J oraz etnicznych Chiń^ykow. którzy opuścili Wiatnam po inwazji Chin mroku 1979r Z ponad miliona wczesnych Uchodźców wielu z&nclo, a inni, dótarfezy do krajów pohidniowo-wschodnicj Azji, nie otrzymali w nich prawe pobytu. Siany Zjednoczone, Kanada i wiele innych paflatw przyjęto większość i. nicŁ w późnych latech 70. i na początku lat 80- W mku 1996 ONZ podjf la decyzję o zaprzestaniu finaraowania obozów prz-ejiciowych dla uchodźców, w których przebywało wiwczas 40 000 boat people, a Hoog Kong, Tajlandia, Indonezja, Malezja i Filipiny doprowadziły do pc-wrolu większości ^ [114J1 do- Wietnamu. Termin ftoolpcr^iit używany jeat iwniaz na określenie politycznych 1 ekonomicznych uchudicc-w z innych regionów. lakLclij"ak Haiti c&y Kuba, opuszczających swe kraje w tan sam sposób Iprzyp. tłum.)- 195 Nie my już nadziei na scn^. Rcz jakichkolwiek wątpliwości jest właśnie lak, że 3am sens jest śmiertdny. To wszakże, czemu narzucił on swe krótkotrwałe panowanie, to, co pragnął zniby.uy.y6, by wprowadzić ofiw i rocłne rządy miano wieki pozory one są niecni i erltlne, niezniszczalne i nit imu się ich nawet nihilizm sensu i bez-sen&u. Tu właśnie swój początek znajduje uwodzenie. Spis treści Prccr^ja syrnulakrów Historia - scenariusz w stylu retro Holokaust Chiński syndrom Czas Apokalipsy . 75 Efekt Beaubourg. implozja i prcwuntja Hipermarkot i bipcrtf>w;ir Implozja sensu w środkach przekazu Jtoklama absolutna, reklama stopnia zerowego 79 .95 101 111 Clone stor>' Hologramy Kraksa Symulacja i sciencd-fiction Zwierzęta, terytorium i metamorfozy Keszta Trupia spirala Ostatnie tango wartości . . 11 . . , O nihilizmie .o 57 65 131 - 149 157 179 135 189