Posty

Dzień, w którym we mnie mierzono

                              Kiedy stanąłem oko w oko z przeznaczeniem, miałem tylko piętnaście lat. Nieważne, jak się nazywam. Teraz nie ma to już znaczenia. Chodziłem po Ziemi, w zasadzie niewidoczny, choć byłem jednym z najlepszych uczniów w klasie. Pewnego grudniowego wieczoru, jak zwykle, wyszedłem na spacer do parku, znajdującego się w pobliżu bloku, w którym mieszkałem. Nic nie wskazywało na to, że moja rutynowa wycieczka okaże się zupełnie inna niż zwykle. Nie spodziewałem się większych przygód, a tym bardziej nie nagłej śmierci.             Szedłem jak zawsze, ubrany w wiosennym stylu, z T-shirtem i niebieską kurtką, całkowicie rozpiętą. Padał już śnieg, ale mnie to nie przeszkadzało, bo urodziłem się z mutacją, dzięki której moje ciało przystosowywało się do warunków pogodowych. Dotyk sypiących, białych płatków, uspokajał mnie. Oczy miałem zamknięte, prowadziły mnie pozostałe zmysły. Znałem swoją trasę jak własną kieszeń, tak jak swoją dzielnicę i dwie inne z nią sąsi

Trzy, może nawet cztery dni (minipowieść)

  A wszystko było tak, Jak gdyby dla nas film, Nakręcał ktoś o zimie, W ogromnych płatkach śnieg. I mrok wraz z nami biegł, Do wynajętych drzwi     Maryla Rodowicz, „Trzy, może nawet cztery dni”       1 WIECZÓR W SCHRONISKU   Był dwudziesty siódmy grudnia, piętnaście minut po dziewiętnastej. Dwudziestoczteroletni Jacek Kostrzyński wysiadł z pociągu i rozejrzał się niemal wściekły.   Powinien był pojechać poprzednim, który odchodził dzień wcześniej po dwudziestej drugiej, ale się spóźnił, a następny jechał w godzinie przedśniadaniowej. Przebył trasę z Gdańska do Zakopanego w dwanaście godzin, bo jego pociąg miał kwadrans spóźnienia. Teraz jednak to się nie liczyło, bo wreszcie tu był. Wysiadł na stacji skąd miał zamiar udać się do schroniska prowadzonego przez matkę Natalii, jego dziewczyny. Kochał ją od lat, ale zawsze rozmawiali tylko przez Skype, a teraz mieli się spotkać po raz pierwszy. Byli jak ten góral i córka rybaka z piosenki Rudiego Schuberth