Spotify i jego niebezpieczne treści

Cenzurowanie treści przez media elektroniczne to ciekawy temat i epidemia jest tu dobrym polem obserwacji. W dyskusjach o tym stosuje się różne klucze. Jednym z najbardziej nieadekwatnych i szkodliwych jest klucz wolnorynkowy. Oto właściciel interesu. Platformy społecznościowej. To jego firma, więc robi w niej co chce i może wyrzucić kogo chce.

Na ten moment stroną cenzurowaną przez Wielką Cyfrę i ogólnie wielki biznes są konserwatyści, zaś na poziomie mniejszych biznesów bywa dokładnie odwrotnie. Elektroniczne giganty usuwają jak mogą wszystko, co przeczy postępowej agendzie, a właścicielka salonu, gdzie oferuje się intymne strzyżenie i piercing dla pań, odmawia wykonania identycznej usługi osobie, którą zidentyfikowała jako mężczyznę. Na poziomie wielkich wydawnictw zmienia się treści klasycznych utworów, by pasowały do postępowego przekazu, a właściciel małej drukarni odmawia przyjęcia zamówienia na plakaty reklamujące gejowską imprezę. I tak dalej.

Kiedy konserwatyści bronią właścicieli małych biznesów powołują się właśnie na „klucz wolnorynkowy”. Jego salon, sklep, klub albo knajpa, ma prawo obsługiwać kogo chce. Później przychodzi chwila, gdy cyfrowy gigant w dziesięć minut usuwa czyjeś treści tworzone przez całe lata i zamienia jego telefon w cegłę. Konserwatyści są oburzeni, a wtedy postępowcy przypominają im historię z intymnym strzyżeniem. Mówicie, że właścicielka ma prawo nie strzyc kogoś kogo uznała za mężczyznę, bo to jej biznes? No to właściciel facebooka ma prawo nie trzymać u siebie na platformie treści które mu się nie podobają. Postawcie sobie Albiclę.

Obie strony sporu mylą się w oczywisty sposób. Ich błąd, a popełniają go obie, polega na tym, że nie zadbali o rozróżnienie między mikro i makroekonomią.

Jeśli mieszkasz w małym miasteczku i nie wpuszczają cię do żadnego klubu, masz kłopot. Ale jeśli jest w tym miasteczku klub, do którego cię nie wpuszczają, ale i taki, gdzie możesz chodzić, powstają enklawy. Bo ci, którzy niechętnie widzieliby cię w pierwszym klubie, sami równie niechętnie pójdą do drugiego. To nie jest rozwiązanie idealne, z pewnością jednak lepsze niż nic. Ale czy to realne w małym miasteczku, by każda mniejszość miała swoje kluby? Stąd migracje. Bo smutna prawda jest taka, że nawet jeśli cię wpuszczą, to jeśli jakaś grupa spotyka się z niechęcią, w małym miasteczku poczujesz to mocniej, niż w wielkim. Małe miasteczka w których każdy nasz ruch jest obserwowany i komentowany bywają nie do zniesienia. Nie ma dokąd uciec.

Także i w makroskali są rzeczy, których nie da się zastąpić. IKEI, Facebooka, Amazona, Google, Youtube nie zastąpisz niczym. To nie Nowy Jork z jego odrębnymi dzielnicami dla ortodoksyjnych Żydów, Włochów i kogo tam jeszcze.

W tym kontekście bardzo ciekawa jest historia sporu Neila Younga i Joni Mitchell z platformą Spotify, która dała u siebie miejsce popularnemu programowi Joego Rogana. Obszerny artykuł na ten temat napisał Glenn Greenwald. Greenwald, uznany w 2013 za jednego z pierwszej setki największych światowych myślicieli, jest gejem. Mieszka w Brazyli ze swoim mężem i wspólnie wychowują dziecko. Nie da się powiedzieć, że jest konserwatystą. Tym bardziej ciekawe jest to, co pisze.

„Amerykańscy liberałowie mają obsesję na punkcie znajdowania sposobów na uciszenie i cenzurowanie swoich przeciwników. Każdego tygodnia, jeśli nie codziennie, mają nowe cele, które chcą zdeplatformować, zakazać, uciszyć i w inny sposób uniemożliwić mówienie lub bycie słyszanym (przez „liberałów” mam na myśli termin samoopisu używany przez dominujące skrzydło Partii Demokratycznej).

Przez lata ich preferowaną taktyką cenzury było rozszerzanie i zniekształcanie pojęcia „mowy nienawiści” w znaczeniu „poglądów, które sprawiają, że czujemy się niekomfortowo”, a następnie żądanie, aby takie „nienawistne” poglądy były zakazane na tej podstawie. Z tego powodu powszechnie słyszy się, jak Demokraci fałszywie twierdzą, że gwarancja wolności słowa zawarta w Pierwszej Poprawce nie chroni „mowy nienawiści”. Ich kultura polityczna od dawna wpaja im wiarę, że mogą wygodnie uciszyć wszelkie poglądy, które arbitralnie umieszczają w tej kategorii, nie będąc winnymi cenzury.

liberałowie chętnie uciszają znacznie szerszy zakres głosów niż te, które mogą wiarygodnie oskarżyć o nienawiść. Dlatego najnowszym, a teraz najbardziej popularnym uzasadnieniem cenzury jest twierdzenie, że ich cele są winne szerzenia „dezinformacji”. Termin ten nie ma jasnego znaczenia. Podobnie jak termin „terroryzm”, to jego elastyczność czyni go tak użytecznym.

(…)

Termin „dezinformacja” jest zarezerwowany dla tych, którzy kwestionują liberalne pobożności, a nie dla tych, którzy poświęcają się ich afirmacji. To jest prawdziwa funkcjonalna definicja „dezinformacji”. Nie można nie zgadzać się z liberałami ani widzieć świata inaczej, niż oni go widzą. Jedyne dwie możliwości to bezmyślne poddanie się ich dogmatom lub działanie jako agent „dezinformacji”. Różnica zdań nie istnieje dla nich; każde odstępstwo od ich światopoglądu jest z natury niebezpieczne – do tego stopnia, że nie można go usłyszeć.

(…)

liberałowie są wyraźnie hegemoniczną siłą kulturową w kluczowych instytucjach: mediach, środowisku akademickim i Hollywood. Dlatego błędem jest zakładać, że zbliżamy się do końca ich orgii cenzury i zwycięstw deplatformingowych. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że jesteśmy znacznie bliżej początku niż końca. Moc uciszania innych jest odurzająca. Kiedy ktoś posmakuje tego poczucia wszechmocy, rzadko zatrzymuje się sam.

kiedyś zakładano, że giganci z Doliny Krzemowej przesiąknięci libertariańskim etosem wolnego internetu będą odporni na żądania angażowania się w cenzurę polityczną („moderacja treści” jest bardziej przyjemnym eufemizmem, który preferują liberalne korporacyjne media). Ale kiedy wciąż potężne megafony The New York Times, The Washington Post, NBC News, CNN i reszty liberalnej osi medialnej jednoczą się, aby oskarżyć kierownictwo Big Tech o posiadanie krwi na rękach i odpowiedzialność za zniszczenie amerykańskiej demokracji, jest to nadal skuteczny mechanizm egzekwowania. Miliarderzy są, jak wszyscy ludzie, zwierzętami społecznymi i politycznymi i instynktownie unikają ostracyzmu

Poza osobistym interesem w unikaniu oczerniania, kierownictwo korporacji może być zmuszane do cenzurowania wbrew swej woli. Korporacyjne media nadal mają zdolność do uczynienia firmy toksyczną, a Partia Demokratyczna bardziej niż kiedykolwiek ma teraz prawo nadużywać swoich uprawnień ustawodawczych i regulacyjnych, aby nałożyć prawdziwą karę za nieposłuszeństwo, jak wielokrotnie groziła. Jeśli Facebook lub Spotify zostaną uznane za tak toksyczne, że żaden dobry liberał nie będzie mógł ich używać nie będąc oskarżonym o sprzyjanie faszyzmowi, białej supremacji lub fanatyzmowi antyszczepionkowemu, to poważnie ograniczy to, jeśli nie całkowicie zniszczy, przyszłą rentowność firmy.

(…)

jak dowodzi zarówno sukces Rogana, jak i upadająca wiara i zainteresowanie tradycyjnymi korporacyjnymi mediami, rośnie głód dyskursu, który jest wyzwolony od ścisłej kontroli liberalnych korporacji medialnych. Dlatego inne platformy wolnego dyskursu, takie jak Rumble dla filmów i Callin dla podcastów, nadal się rozwijają.

(…)

we współczesnym liberalizmie amerykańskim cenzura jest religią wirtualną. Oni po prostu nie mogą znieść idei, że każdy, kto myśli inaczej lub widzi świat inaczej niż powinien, zostanie wysłuchany. Dlatego w tej kampanii stawką jest znacznie więcej, niż to czy Rogan zostanie na Spotify, czy będzie musiał się przenieść na inną platformę. Jeśli liberałom uda się wywrzeć presję na Spotify, będzie to oznaczać, że nikt nie jest bezpieczny przed ich pluszową tyranią. Jeśli jednak Spotify się nie ugnie, może to ośmielić inne platformy do podobnego przeciwstawienia się taktykom zastraszania, co przynajmniej przez jakiś czas pozwoli utrzymać swobodę debaty.

Kawał dobrej roboty. Warto przeczytać całość, bo autor podaje wiele faktów i odnośników, zasługujących na uważne prześledzenie.

Ale właściwie czemu tak jest? Jak to się stało, że ci którzy najbardziej optowali za wolnością nagle stali się tymi, którzy najmocniej ograniczają swobodę rozmowy? Na szczęście dla mnie Greenwald tego nie wyjaśnia, ale to wyjaśnienie jak najbardziej istnieje. Obiecuję opowiedzieć o nim w kolejnych odcinkach.

Na zdjęciu Joni Mitchell – wokalistka rockowa i przeciwniczka dezinformacji

Dodaj komentarz