Dziś Polskę obiegła bardzo smutna wiadomość. W wieku 75 lat zmarł Ryszard Szurkowski – jeden z najwybitniejszych polskich sportowców. Najbardziej utytułowany polski kolarz - dwukrotny wicemistrz olimpijski i czterokrotny zwycięzca Wyścigu Pokoju.

Reklama

O śmierci legendy poinformowała media jego żona, Iwona Arkuszewska-Szurkowska. Sportowca w mediach społecznościowych pożegnało wiele znanych osób.

"Zmarł Ryszard Szurkowski, (...) Twardy charakter, niebywały upór, wielka siła woli – prawdziwa ikona polskiego sportu. Szerokości na drogach niebieskich, Panie Ryszardzie", napisał Władysław Kosiniak-Kamysz.

"Wielki sportowiec, wspaniała postać. RIP", wtórował mu na Twitterze Tomasz Lis.

Szurkowski marzył, by znów siąść na rower

Jeszcze niedawno, bo 12 stycznia, czyli w dniu swoich 75. urodzin Ryszard Szurkowski miał tylko jedno marzenie, którego nie zdąży już spełnić:

„Życzę sobie pierwszego samodzielnego kroku. No i powrotu na rower, choćby trzykołowy” - zdradził.

Życie Szurkowskiego jest gotowym scenariuszem na film: wielkie sukcesy sportowe, miłosne porażki, śmierć syna w zamachu na WTC i wreszcie tragiczny wypadek, który na zawsze przykuł go do wózka inwalidzkiego…

Nie chciał, by ludzie się nad nim litowali, poza tym nigdy nie lubił się nad sobą użalać. Gdy w 2018 roku Ryszard Szurkowski cudem uniknął śmierci – uległ wypadkowi, w wyniku którego miał uszkodzony kręgosłup i nie mógł chodzić, to tę informację, na życzenie sportowca, trzymano w tajemnicy przez niemal pół roku! Co się wtedy stało?

Zobacz także

Wypadek Ryszarda Szurkowskiego

10 czerwca 2018 roku Ryszard Szurkowski brał udział w wyścigu rowerowym emerytów w Kolonii.

„Do mety było parę kilometrów. I kraksa, jakich wiele w wyścigach kolarskich. Jeden wpadnie w nierówność, drugi w niego, a potem reszta. I ja byłem tym drugim. Od początku nie zdawałem sobie sprawy, jak poważny był to wypadek. Doszło do mnie to dopiero w karetce”, powiedział w wywiadzie dla TVP.

Już po operacji kolarz dowiedział się, że był o włos od śmierci. Lekarze, który go wtedy operowali nie dawali mu szans na powrót do normalnego życia. Nie bez kozery.

„Czaszkę poskładano mi praktycznie z puzzli. Nos – w kawałkach, szczęka górna – w kawałkach, czoło zmiażdżone, podobnie policzki. Potem przez trzy tygodnie leżałem w klinice i nie poczułem żadnego bólu”, wyznał.

Najgorsze było jednak to, że Szurkowski miał też uszkodzony kręgosłup. Ale i tak mógł mówić o szczęściu, bo od początku było wiadomo, że ma szansę odzyskać sprawność. Okazało się, że kolarz ma zmiażdżony, a nie przerwany rdzeń kręgowy, pojawiła się więc nadzieja, że można walczyć.

Od początku było wiadomo, że walka o powrót do pełnej sprawności będzie ciężka, długa i kosztowna. Szurkowski przeszedł dwie operacje kręgosłupa oraz operację głowy, która trwała siedem godzin, bo lekarze musieli najpierw poskładać połamaną czaszkę, a potem odtworzyć złamany nos i doszyć wyrwaną dolną wargę. Po powrocie do Polski trafił do specjalistycznej kliniki w Konstancinie, gdzie przechodził mozolną rehabilitację. Gdy bliscy zabrali go do domu, nadal pozostawał pod opieką najlepszych specjalistów. Szurkowski musiał „jedynie” ciężko ćwiczyć i wierzyć w to, że będzie mógł nie tylko chodzić, ale i jeździć na rowerze. A wiary w zwycięstwo nigdy mu nie brakowało.

Niesamowita kariera Ryszarda Szurkowskiego

W dzieciństwie mały Rysio marzył, by zostać sportowcem, którego pokochają miliony Polaków. Chciał tylko jeździć na rowerze, bo to kochał. Kiedy w 1956 roku cały kraj oszalał na punkcie Stanisława Królaka, pierwszego Polaka, który wygrał Wyścig Pokoju, 10-letni wówczas Rysiek postanowił, że pójdzie w jego ślady.

Najpierw trenował sam, na czeskim rowerze Favorit, który kupił dzięki pomocy taty i babci. Dopiero mając 20 lat, zapisał się do klubu LZS Milicz. Już dwa lata później został mistrzem Polski w kolarstwie przełajowym. To była niespodzianka nawet dla znawców tej dyscypliny, bo Szurkowski wcześniej rzadko startował w ogólnopolskich zawodach. Jego nazwisko nie było wówczas znane, dlatego wielu dziennikarzy je przekręcało, co denerwowało babcię Ryszarda, która gorąco mu kibicowała i wspierała finansowo. Niedługo później młody kolarz zaczął wygrywać najważniejsze wyścigi i zdobywać kolejne tytuły, a jego nazwisko, już bez błędu, z uwielbieniem wymawiały miliony Polaków.

Rok po zdobyciu tytułu mistrza Polski Szurkowski za namową trenera Henryka Łasaka porzucił kolarstwo przełajowe i zaczął się ścigać na szosie. Był tak dobry, że od razu trafił do reprezentacji Polski i jeszcze w tym samym roku wystartował w Wyścigu Pokoju. Zajął wtedy drugie miejsce, co jak na debiutanta było sensacją. Potem świetne starty Szurkowskiego nikogo już nie zaskakiwały, dziwiono się raczej, gdy jakiegoś wyścigu nie wygrał.

Ale Ryszard na opinię niepokonanego solidnie zapracował. Aż 12 razy zdobył tytuł mistrza Polski, trzy razy był mistrzem świata, zdobył dwa srebrne medale olimpijskie. A przede wszystkim czterokrotnie triumfował w Wyścigu Pokoju, który w latach 70. był jedną z najpopularniejszych imprez sportowych w Polsce. Nic dziwnego, że Szurkowski był wtedy takim idolem, jak dziś Robert Lewandowski.

Za sportowe sukcesy zapłacił jednak wysoką cenę.

„Miałem dość bogatą karierę – i w wyniki sportowe, i w przygody, i w różnego rodzaju zdarzenia wcześniej nieplanowane. To był bardzo fajny okres, mimo że inne sfery życia ucierpiały na tym, czyli rodzina”, wyznał kolarz w programie TVP „Notacje historyczne”.

Życie prywatne, w przeciwieństwie do kariery, nie ułożyło mu się dobrze. Jego pierwsze małżeństwo, z Ewą Kukułą, rozpadło się po kilkunastu latach. Rozwodem skończył się też związek z Izabelą Gumowską. Ponownie Szurkowski ułożył sobie życie w 2012 roku, gdy wziął ślub z młodszą o 27 lat Iwoną Arkuszewską.

Syn Ryszarda Szurkowskiego, polska ofiara zamachu na WTC

Największym jednak dramatem sportowca była tragiczna śmierć syna z pierwszego małżeństwa. Norbert Szurkowski zginął w zamachu na World Trade Center. W Nowym Jorku mieszkał z żoną Urszulą, pracował w firmie remontowej. 11 września 2001 roku do biura mieszczącej się na 104. piętrze północnej wieży WTC firmy Cantor Fitzgerald miał wejść tylko na kilka minut, by poprawić źle przyklejone przez kolegę tapety. Został tam na zawsze.

Szurkowski załamał się po stracie syna, jego znajomi mówią, że nigdy nie pogodził się z tą tragedią. Po śmierci syna zaczął stronić od ludzi – przestał przychodzić do sklepu rowerowego, który prowadził w Warszawie, rzadko wychodził z domu, a ukojenia szukał w samotnych przejażdżkach rowerowych. Nie chciał się publicznie wypowiadać o śmierci Norberta, nie wystąpił też o odszkodowanie, które przysługiwało rodzinom ofiar.

"Nie ma takich pieniędzy, które złagodzą ból po stracie syna", mówił Szurkowski.

Życie sportowca znów nabrało barw, gdy pojawiła się w nim przyszła żona Iwona, która pracowała w jego sklepie. Dzięki niej stał się radośniejszy, zaczął wychodzić do ludzi, grał w tenisa. Wrócił też do uprawiania kolarstwa. Nawet po tragicznym wyścigu dla weteranów, który skończył się dla niego tragicznie, nigdy się nie poddał. Zawsze mógł liczyć na wsparcie ukochanej żony. Nie zamierzał się poddać.

„Ruszam już trochę rękoma, choć lepiej prawą. Gorzej z nogami, dopiero zaczynam poruszać palcami u stóp. Jest lepiej, bo przez dwa miesiące w ogóle niczym nie mogłem poruszyć”, wyznał niedawno.

Niestety, tego najważniejszego wyścigu – o zdrowie – Ryszardowi Szurkowskiemu nie udało się wygrać.

W wieku 75 lat zmarł Ryszard Szurkowski.

East News
Reklama

Szurkowski był czterokrotnym zwyciężcą Wyścigu Pokoju. Po zakończeniu kariery pasjami grał w tenisa.

East News
Reklama
Reklama
Reklama