W sprawie zabójstwa profesora Osucha pewne jest jedno. Mężczyzna nie żyje. Zginął 7 listopada 2005 roku na warszawskiej Kępie Zawadowskiej. Jaki był przebieg tego zdarzenia, motyw, oraz kim był sprawca, tego nie wiemy. Mamy tylko domysły, które w wielu miejscach wzajemnie się wykluczają. O tym jak daleko jesteśmy, od rozwiązania tej zagadki, świadczy najlepiej fakt, że mimo iż śledczy mają DNA zabójcy nie zdołali go schwytać od 13 lat.
Kępa Zawadowska to sam koniec Warszawy. Pogranicze Wilanowa i Konstancina. Obecnie to miejsce przechodzi dynamiczne zmiany. Powstają osiedla drogich domów. Trwa budowa Południowej Obwodnicy Warszawy. Powstaje nowy most przez Wisłę. Jednakże pomiędzy tymi wyspami bogactwa można zobaczyć Zawady sprzed lat. Pola uprawne, szklarnie, rudery, ogródki działkowe, podejrzane warsztaty.
Krzysztof Osuch wychował się w innej części Wilanowa; w sąsiedztwie Elektrociepłowni Siekierki. Ukończył fizykę na Politechnice Warszawskiej. Robił tu doktorat, jednak w PRL-u nie mógł uzyskać etatu pracownika naukowego. Nie należał do partii, był patriotą, katolikiem, człowiekiem niezłomnych zasad. Nie chciał iść na kompromisy. W końcu, około roku 1989, przyjął ofertę pracy na uczelni w Pretorii w Republice Południowej Afryki.
Najsmutniejsze w tej historii jest to, że Krzysztof Osuch był tak zdolnym naukowcem, że mógł sobie wybrać uczelnie, na której będzie wykładał. Najważniejsze na świecie, naukowe czasopismo „Nature” napisało o nim, że jest urodzony do Nobla. W RPA miał żonę i dwóch synów. Był zamożny. Mógł ze swym życiem zrobić co chciał. A on pragnął wrócić i pracować dla Polski.
Fizyka zbrodni
Ostatni dzień życia profesora Krzysztofa Osucha był mglisty, wilgotny i deszczowy. Jak to w listopadzie. Mężczyzna od trzech lat przyjeżdżał do Polski i prowadził zajęcia  na Politechnice. Przez cały 2005 rok w RPA przebywał tylko podczas wakacji. Rozważał powrót na stałe do Polski. W Boże Narodzenie miała przyjechać z Pretorii jego rodzina.
Naukowiec miał 50 lat. Mieszkał samotnie w domu przy ulicy Bruzdowej. Codziennie pomiędzy 8.00 a 16.00 był w pracy. Potem jechał na obiad do rodziców, był jedynakiem i miał z nimi dobry kontakt. Wieczorami Osuch trenował na siłowni przy ulicy Hawajskiej, na warszawskim Ursynowie. Około 22.30 wracał do domu i zawsze dzwonił do rodziców informując ich, że jest bezpieczny. Tego dnia nie zadzwonił.
Rodzice próbowali skontaktować się z Krzysztofem. Telefon najpierw nie odpowiadał, a następnie został wyłączony. W tym momencie ojciec profesora wsiadł w samochód i pojechał na Bruzdową. Brama domu była zamknięta, ale furtka otwarta. Na podwórku stał zaparkowany samochód Krzysztofa Osucha. Otwarty. Naukowiec miał skrytkę, w której chował klucze od domu. Dzięki temu jego ojciec wszedł do środka. Wszystko było na swoim miejscu. Tylko sam zainteresowany rozpłynął się gdzieś.
Ojciec pojawił się na Bruzdowej jeszcze raz tego wieczora. Tym razem spotkał patrol policji. Funkcjonariusze słysząc, że szuka syna, kazali mu jechać dalej w głąb ulicy. Tam zaś stała karetka pogotowia.
Około 1200 metrów od domu profesora Krzysztofa Osucha jest przystanek autobusowy Grabałówki 01. Obok przystanku znajduje się zaś rezydencja. 7 listopada 2005 roku strzegący jej ochroniarz usłyszał dochodzące z pobliskiego rowu jęki. Wezwał patrol interwencyjny. W rowie pracownicy ochrony odnaleźli ciężko rannego człowieka. To on wydawał z siebie te upiorne odgłosy. Był czymś przerażony, jednak nie udało się z nim porozumieć. Jego twarz była jedną krwawiącą raną.
Miejsce znalezienia profesora / fot. Bartłomiej Mostek
Zmarnowane śledztwo
Mężczyzna zmarł w karetce. Nie trudno się domyślić, że był to Krzysztof Osuch. W całej tej historii jest to moment kluczowy. Niestety lekarz, który badał profesora stwierdził, że zagryzł go pies. Co ciekawe ofiary pogryzień mają zwykle rany rąk i nóg, a nie twarzy. Z drugiej strony w tamtym czasie dzikie psy były utrapieniem tej okolicy. Natomiast latem 2005 roku na warszawskiej Pradze bezpański czworonóg ciężko pogryzł dziewczynkę. W Warszawie panowała swego rodzaju psychoza związana z atakami bezdomnych zwierząt.
O zagryzieniu profesora Osucha pisały wszystkie gazety. Policjanci tropili morderczego czworonoga i co ciekawe wytropili go następnego dnia po sąsiedzku, przy ulicy Włóki. Wszystko szło dobrze, aż do momentu, gdy w trakcie sekcji zwłok w głowie mężczyzny znaleziono kulę kalibru 5,56 mm. Tego nie można już było zrzucić na dzieło przypadku, czy nieszczęśliwy wypadek. Okazało się, że profesor został zamordowany.
Śledztwo ruszyło, ale straconego czasu już nie można było nadrobić. Wiele śladów zostało zatartych przez deszcz i upływ czasu. Pewnych wątpliwości nie rozwiązano do dziś. Co gorsza nikt nie znał motywu tej zbrodni.
Nie udało się właściwie ustalić, czy mężczyzna padł ofiarą celowego zabójstwa, czy też na przykład był świadkiem jakiegoś wydarzenia i zareagował. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że mimo pięćdziesiątki na karku, profesor był w świetnej kondycji fizycznej, regularnie trenował na siłowni, znał karate, zaś w Republice Południowej Afryki przeszedł szkolenie z radzenia sobie podczas napadu rabunkowego. Wszystko wskazuje, że Krzysztof Osuch stoczył jakąś walkę na swoim podwórku. Rany jego głowy powstały od bolców wystających z bramy wjazdowej. Ale z kim i z jakiego powodu?
Nie jest nawet jasne czy mężczyzna przeszedł ranny w okolice ulicy Grabałówki, czy też został tam podrzucony. Nie wyjaśniono czemu nie szukał pomocy w sąsiednich domach. Pytań jest więcej niż odpowiedzi. Wiadomo, że gdy go znaleziono, miał przy sobie portfel, karty płatnicze, drogi zegarek. Domy na ulicy Bruzdowej stoją w oddaleniu od siebie, więc nie było świadków. Dom profesora stał dosłownie pośród pól kapusty.
Szukamy świadków
Zajmuję się sprawą zabójstwa profesora Osucha od dość niedawna. Mimo to słyszałem trzy, lub cztery możliwe motywy zabójstwa. Każdy artykuł i reportaż, który powstał na ten temat, wskazuje inny powód tej zbrodni. Z biegiem lat coraz mniej jest faktów, coraz więcej domysłów i wątpliwości. A mimo to nie jesteśmy nawet o milimetr bliżej od rozwiązania zagadki.
Wydaje się, że jedyną szansą na rozwikłanie tej tajemnicy jest odrzucenie wszystkich domysłów i zbadanie jej od nowa. I tym chcielibyśmy się, jako redakcja Reportera zająć. Szukaniem konkretów. Dlatego dzisiaj zwracam się do Ciebie czytelniku z prośbą o kontakt. Jeśli wiesz cokolwiek o tej zbrodni – napisz e-mail (bartlomiej.mostek@gmail.com), lub list. Dotychczasowe artykuły prasowe i telewizyjne reportaże mogły sprawić, że milczałeś, bo Twoja wiedza nie pasowała do przedstawionych teorii. Być może bałeś się kogoś. My gwarantujemy  anonimowość.
Wbrew pozorom fakt, że dom profesora otaczały pola uprawne i szklarnie nie musi oznaczać, że w sprawie nie ma świadków, którzy przez lata milczeli. Takie gospodarstwa rolne zatrudniały wielu pracowników, którzy mogli coś słyszeć, lub zobaczyć.
W kolejnym numerze Reportera przedstawię dotychczasowe ustalenia w sprawie zabójstwa profesora Krzysztofa Osucha. Dziś chciałbym zostawić ten temat otwarty. Zadać pytania, nie sugerując odpowiedzi. Te bowiem, jak dotąd nie doprowadziły do zabójcy profesora.
Bartłomiej Mostek

 

Zobacz również: