Zanim "Alternatywy 4" poleciały w telewizji, serial już od lat krążył w drugim obiegu

Oficjalna premiera serialu "Alternatywy 4" odbyła się 30 listopada 1986 roku, jednak historia tej produkcji zaczęła się dużo wcześniej i miała sporo dramatycznych zwrotów akcji. Ale Polak potrafi!

Jesienią 1979 roku klucze do nowego mieszkania na warszawskim Okęciu dostał scenarzysta Maciej Rybiński - właśnie wtedy dotarło do niego, że scenariusz opowiadający o mieszkańcach jednego bloku będzie idealną okazją, żeby pokazać przekrojowy obraz społeczeństwa PRL. Na samym początku serial miał nazywać się "Nasz dom", a Rybiński do współpracy nad skryptem zaprosił Janusza Płońskiego. Niedługo potem Stanisław Bareja podjął się reżyserii i dorzucił do scenariusza kilka swoich pomysłów oraz obserwacji z życia wziętych.

U kresu rządów Edwarda Gierka telewizyjni decydenci nie chcieli się zgodzić na realizację takiego wywrotowego projektu. Sytuacja zmieniła się, kiedy powstała Solidarność, a razem z nią przyszła odwilż.

Zobacz wideo Bareja - kochany przez widzów, nienawidzony przez środowisko filmowe

Trudna droga na "Alternatywy 4" 

W tym czasie atmosfera rozluźniła się na tyle, że Stanisław Bareja mógł w 1980 roku nakręcić swojego "Misia", który został potraktowany przez cenzurę wyjątkowo łagodnie i ostatecznie trafił na ekrany kin 4 maja 1981 roku. Film może i nie przypadł do gustu krytykom, ale widzowie byli nim zachwyceni. W takiej atmosferze kierownik Zespołu Filmowego "Perspektywa" - Janusz Morgenstern (który także dał zielone światło na realizację filmu o Ryszardzie Ochódzkim) - przyjął pomysł na "Nasz dom" z entuzjazmem. Przypomnijmy, że ten reżyser nie raz wyciągnął rękę do wzgardzanego przez środowisko filmowe Barei. To właśnie on w roku 1974 został promotorem liczącej 17 stron pracy dyplomowej "Zagadnienia realizacji filmów z ukrytej kamery, stanowiących część telewizyjnych programów rozrywkowych" Stanisława Barei, która została przez niego złożona razem z nakręconym w 1960 roku filmem komediowym "Mąż swojej żony" w ramach egzaminu magisterskiego.

Ta przychylność nie była przypadkowa: razem studiowali na wydziale reżyserii łódzkiej filmówki, a w tym czasie należeli do nieformalnej grupy przyjaciół określanej "Kolektywem". W jej ramach wspólnie oglądali filmy niedostępne w kinach, a także wymieniali się literaturą spoza oficjalnego obiegu. Poza Morgensternem i Bareją w tym towarzyskim kręgu znajdowali się także Jan Łomnicki czy Kazimierz Kutz. Jednak nie wszyscy członkowie grupy darzyli się jednakową sympatią. 

>>> Więcej wiadomości ze swiata filmu i nie tylko na stronie głónej Gazeta.pl<<<

Skąd się wziął bareizm? 

To Kutz miał zapoczątkować krytykę twórczości Stanisława Barei za pomocą pojęcia "bareizm", którym rzucił jeszcze w roku 1968 lub 1969 podczas zebrania Stowarzyszenia Filmowców Polskich. W latach 60., zwłaszcza w ich drugiej połowie, jego filmy - w przeciwieństwie do komedii Barei - nie cieszyły się zbyt dobrym przyjęciem - zrealizowany razem z Kabaretem Starszych Panów "Upał" zebrał recenzje mieszane, a w przypadku "Ktokolwiek wie" lepiej nie wspominać najzjadliwszych opinii. Te niepowodzenia odbijał sobie właśnie działalnością w środowisku filmowym i m.in. krytykował innych kolegów po fachu: Barei zarzucał już od dłuższego czasu, że robi filmy pod "publiczkę". 

Raczej nie przewidział skutków swoich słów - "bareizm" pierwotnie oznaczał produkcję niskich lotów, skierowaną do widzów niezbyt wybrednych, ale za to odnoszącą komercyjny sukces - przez jakiś czas był wręcz synonimem kiczu w polskiej kinematografii. Z lubością używały go więc władze, które odsądzały reżysera od czci za "antysocjalistyczną wymowę, kłamstwa, brudną propagandę i nienawiść do klasy robotniczej", oraz przedstawiciele środowiska filmowego, które wytykało "niską jakość" i brak konsekwencji w montażu, co zazwyczaj wiązało się z ingerencjami cenzury, a w latach 80. miało spory związek z małą dostępnością taśmy filmowej i brakiem dubli. 

Zobacz wideo Śladami serialu "Alternatywy 4". Jak teraz wyglądają lokacje z serialu?

Tak czy siak, niechęć środowiska filmowego oraz komunistycznych urzędników sprawiała, że Barei niezwykle trudno było realizować kolejne projekty, pod górkę mieli też jego współpracownicy: reżyserowie z oporami obsadzali u siebie aktorów, którzy zagrali w jego filmach. Z powodu tej złej renomy np. Stanisława Celińska odmówiła przyjęcia roli żony głównego bohatera w komedii "Poszukiwany, poszukiwana": miała się obawiać, że później nie będzie mogła występować w dziełach takich reżyserów jak Krzysztof Zanussi i Kazimierz Kutz właśnie.

Do grona zażartych krytyków należał też reżyser Bohdan Poręba, któremu Bareja wbił później szpileczkę kilka razy w swoich filmach: w "Misiu" pojawiła się parodiująca go postać reżysera Zagajnego, którą zagrał Janusz Zakrzeński. Poręba był także jednym z założycieli i głównych ideologów Zjednoczenia Patriotycznego "Grunwald", z czego Bareja nabijał się z kolei w "Zmiennikach" oraz w serialu "Alternatywy 4" właśnie: wytykał mu lojalność wobec PRL-owskich władz i antysemityzm. Nie bez powodu to właśnie organizacja "Grunwald" zakłada podsłuch w mieszkaniu profesora Dąb-Rozwadowskiego; przedstawiciele tego związku zastąpili pierwotnie pojawiających się w scenariuszu funkcjonariuszy SB - cenzura chciała wyciąć cały ten wątek.

"Nasz dom", "Stanisław Stróż" i "Alternatywy 4"   

Zanim zaczęły się zdjęcia do "Alternatyw", Stanisław Bareja wprowadził do scenariusza Rybińskiego i Płońskiego trochę zmian i dorzucił od siebie kilka pomysłów. Na początek zmienił tytuł produkcji na "Stanisława Anioła", ale po jakimś czasie doszedł do wniosku, że to nie o to, o co mu chodziło. Jak tłumaczył potem Rybińskiemu, zdecydował się na "Alternatywy 4", bo Polska była krajem na rozstaju dróg z czterema różnymi alternatywami: góra, dół, prawo i lewo. 

Zdjęcia do serialu ruszyły na początku grudnia 1981 roku - ekipa zaczęła od zdjęć w ruderze na Pradze, a potem przeniosła się do studia w telewizji, żeby nakręcić sceny w gabinecie dyrektora spółdzielni mieszkaniowej. Dużo nie udało się zarejestrować, bo już 13 grudnia 1981 roku wprowadzono w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stan wojenny - zdjęcia zostały zawieszone na czas bliżej nieokreślony. Co gorsza, Stanisław Bareja w styczniu 1982 roku przeszedł zawał serca. O dziwo jednak, udało mu się wrócić na plan już miesiąc później - filmowcy pracowali jednak pod ścisłym nadzorem władz.

Nie pomagał też fakt, że w tym okresie znacząca część aktorów bojkotowała pracę w telewizji i kręcenie filmów jako formę współpracy z rządem. Bareja jednak był związany z KOR-em i działaczem "Solidarności": w 1980 roku wwiózł do Polski powielacz dla Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA na dachu swojego malucha, organizował u siebie w domu spotkania konspiracyjne. W związku z licznymi zasługami dla środowiska, dostał "dyspensę od bojkotu". 

Serial półkownik w drugim obiegu 

Serial w pierwotnych założeniach miał przypominać pod względem współczesne sitcomy: składać się z sześciu odcinków długich na 22-25 minut. Koncepcja jednak ewoluowała i ostatecznie powstała seria składająca się z dziewięciu około godzinnych epizodów, z wyjątkiem ostatniego odcinka, który trwa 77 minut. Zdjęcia skończyły się latem 1982 roku, a całość została zmontowana niedługo potem, ale "Alternatywy 4" obejrzała cenzura i zaczęły się kolejne problemy.

Zażądano wycięcia kilkunastu scen: poza podsłuchem w mieszkaniu profesora problematyczna okazała się m.in. scena, w której towarzysz Winnicki (Janusz Gajos) opowiada o technikach manipulacji za pomocą mediów, postulowano także wprowadzenie moralizatorskiego zakończenia - oprotestowano bowiem ostatnią scenę, kiedy teoretycznie skompromitowany Stanisław Anioł wraca jako kierownik osiedla. Jak opisuje historyk Andrzej Zawistowski w tekście dla serwisu Przystanek Historia, film przeleżał na półkach trzy lata. Po drodze jednak doszło do przypadkowej premiery w 1983 roku: ktoś przez przypadek puścił pierwszy odcinek zamiast filmu o sukcesach gospodarki ZSRR.

Doszło do tego, kiedy telewizyjni technicy w godzinach pracy przegrywali serial na kasety VHS - ktoś w reżyserce nacisnął zły guzik i serial Barei poszedł na antenę. Zresztą, niedługo potem nieoficjalne kopie zaczęły krążyć wśród zaufanych osób po Warszawie. Na przełomie 1985 i 1986 roku TVP zdecydowało się w końcu rozpocząć oficjalną emisję serialu. Jak się teraz szacuje, pierwszy odcinak 30 listopada 1986 roku oglądało kilkanaście milionów widzów - a każdy kolejny odcinek cieszył się nie mniejszym zainteresowaniem.

Bareja, jak to Bareja, przemycił w scenariuszu mnóstwo odwołań do rzeczywistości - dziś dużo mniej oczywistych niż w latach 80. Widzowie jednak nie mieli większych problemów, żeby wyłapać różne aluzje. Jak przytacza Andrzej Zawistowski w swoim tekście "Alternatywy 4. Historie prawdziwe":

Dziennikarz wykreśla z listy nazwisko Czechowicz, mówiąc, że "źle się kojarzy" (Andrzej Czechowicz – agent wywiadu PRL, któremu udało się dostać do zespołu Radia Wolna Europa). Furman opowiadając swój życiorys wspomina, że docentem został w 1968 r. (władze wówczas mianowały grupę przychylnych jej pracowników nauki na stanowiska docentów z pominięciem wymaganej wcześniej habilitacji)(...). Profesor Dąb-Rozwadowski jest z wstrętem nazywany warchołem, dysydentem i intelektualistą. To niemal cytaty z partyjnej propagandy potępiających związanych z opozycją przez 1980 r., gdy profesor rozmawia przez telefon o prowokacji, mówi "Adam, nie jąkaj się" (Adam Michnik?). Ojciec Cichockiego umarł „w 43 u nich na mrozie", a Majewska pół roku siedziała na północy (czyli w Związku Sowieckim).

Oczywiście w związku z wydźwiękiem serialu recenzje nie mogły być dobre. Barei zarzucano chaotyczny montaż, brak spójności czy kiepską fabułę. Widzowie jednak produkcję bardzo polubili i nie bali się do tego przyznać. Zresztą, nie mieli już później zbyt dużo okazji oglądać nowych projektów tego reżysera: "Alternatywy 4" to przedostatnia produkcja, którą Stanisławowi Barei udało się zrealizować przed śmiercią. Zmarł niespodziewanie w czerwcu 1987 roku w niemieckim Essen, gdzie przebywał na stypendium przy Muzeum Folkwang w Essen. 11 czerwca doszło do wylewu krwi i udaru mózgu - reżyser zmarł trzy dni później w miejskim szpitalu. Premiera jego ostatniego serialu komediowego "Zmiennicy" odbyła się 18 października 1987 roku. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.