Mickey Rourke kończy 70 lat. Raz po raz podnosił się i upadał na oczach całego świata

Szukając związków filmu i boksu, nie sposób pominąć tytułów takich jak "Rocky", "Fighter" czy Oscarowe "Za wszelką cenę" i "Wściekły byk". Jest jednak postać w świecie kina, która w szczególny sposób rozwinęła tę relację. Mowa o obchodzącym 16 września 2022 roku 70. urodziny Mickeyu Rourke'u.

Na przełomie lat 80.i 90. był jednym z najbardziej obiecujących aktorów w Hollywood, a jego talent dostrzegli twórcy kultowych już obrazów, do których został zaangażowany. Jednak jego kariera skończyła się szybciej, niż się zaczęła, a seria złych wyborów doprowadziła go na dno, z którego musiał się podnosić przez wiele lat i w pewnym sensie nadal to robi.

Małe wielkiego początki

Po rozwodzie rodziców przeniósł się z Nowego Jorku do Miami, gdzie razem z matką próbowali ułożyć swoje życie. Jak sam przyznał w jednym z wywiadów, miał w życiu wiele złych męskich wzorców, bo zarówno jego ojciec, jak i ojczym, byli przemocowcami, znęcającymi się nad rodziną. Między innymi przez to zaczął uczęszczać na kurs samoobrony, który doprowadził go do boksu. Mając niecałe 20 lat, postawił wszystko na sport i w krótkim czasie wygrywał coraz więcej amatorskich walk, zdobywając nawet Złote Rękawice Florydy. Seria kontuzji doprowadziła do zakończenia jego kariery bokserskiej, ale już niedługo miały się otworzyć przed nim kolejne drzwi. 

Zaczęło się niewinnie, od roli w przedstawieniu jeszcze w czasach szkolnych, a jakiś czas później wrócił do Nowego Jorku, próbując dostać angaż w jednej z wystawianych tam sztuk Jeana Geneta. Postanowił w pełni zaangażować się w nowo odkrytą pasję - aktorstwo. Żeby opłacić studia i przetrwać na ulicach nowojorskiej dzielnicy artystów, podejmował się wielu dorywczych prac. Został zaangażowany do talk-show "Za drzwiami Actors Studio", a przesłuchujący go reżyser Elia Kazan przyznał, że był to najlepszy tego typu występ, jaki widział od 30 lat.

Jego pierwszym pełnometrażowym filmem była komedia wojenna Spielberga "1941", która z pewnością przyczyniła się do rozwoju jego późniejszej kariery i występów u boku gwiazd ówczesnego kina. Jednak największy rozgłos przyniosła mu rola u boku Kim Basinger w kontrowersyjnym dramacie erotycznym "9 i ½ tygodnia" z 1986 roku, gdzie wcielał się w eleganckiego biznesmena, skrywającego perwersyjne żądze. Film, jak i późniejsze produkcje z jego udziałem - "Harry Angel" czy "Ćma barowa", oba z 1987 roku, pozwoliły uzyskać mu status męskiej ikony seksu i wznieść na wyżyny swojej kariery aktorskiej. 

Z samego szczytu na samo dno

Z czasem jego życie zawodowe zostało przyćmione przez prywatne dramaty, w których królowały narkotyki i alkohol. Ludzie z jego otoczenia oraz branży filmowej zaczęli się od niego odwracać, głównie przez jego coraz bardziej niepokojące zachowanie. Alan Parker, reżyser "Harry Angel", tak wspominał ich współpracę:

Praca z Mickeyem była koszmarem. Był bardzo niebezpieczny na planie, bo nigdy nie wiedziałem, co zrobi.

Pod koniec lat 80. znalazł się w centrum skandalu, kiedy wyszło na jaw, że część swojej gaży za film "Franciszek", gdzie wcielał się we Franciszka z Asyżu, przekazał na rzecz IRA (Irlandzka Armia Republikańska), w wyniku czego, brytyjscy parlamentarzyści domagali się zakazu publikacji jego filmów w Anglii. Ciężko było zrozumieć większość z jego ówczesnych decyzji, kiedy bez powodu odrzucał propozycje zagrania w kultowych dziś filmach, jak "Rain Man", "Milczenie owiec" czy "Pluton". 

Zobacz wideo Aktorzy drastycznie modyfikują swoje ciała do roli, czyli niezwykłe przemiany w kinie [Popkultura]

Doprowadzony prawie na skraj ubóstwa i z pewnością wyniszczony przez używki, na początku lat 90., zdecydował o powrocie na ring. Jak sam przyznał, był to jedyny sposób na walkę z autodestrukcją i brakiem szacunku do samego siebie jako aktora. W ciągu trzech lat stoczył osiem walk, wygrywając sześć z nich, z czego cztery w wyniku nokautu, a w dwóch remisował. Treningi i stoczone walki wpłynęły w dramatyczny sposób na jego zdrowie. Miał wielokrotnie połamany nos, żebra, palce u nóg, ale również poważnie uszkodził swoje kości policzkowe, a nawet mierzył się z rozszczepionym językiem i zanikami pamięci. Chcąc doprowadzić swoją twarz do niegdysiejszego wyglądu, poddał się licznym operacjom plastycznym, które miały złagodzić odniesione obrażenia. Niestety, jak dobrze wiadomo, zmieniły go nie do poznania i z bardzo przystojnego mężczyzny stał się karykaturą samego siebie. Wielokrotnie był krytykowany i oceniany za decyzję o operacjach plastycznych. - Nie wiem, dlaczego mściwi dranie uznali, że to efekt próżności. Oni po prostu wiedzieli lepiej, że ze strachu przed starością zacząłem pompować w siebie botoks - wspominał w jednym z wywiadów. 

Po paru latach powrócił do aktorstwa, ale nie były to znaczące role, czego przypieczętowaniem były przegrywane castingi oraz wycięcie scen z jego udziałem w "Cienkiej czerwonej linii" Terrenca Malicka. W jego życiu ponownie pojawiły się czarne chmury, kiedy swoim zachowaniem zniechęcił do siebie sporą część branży filmowej. Pomocną dłoń wyciągnął do niego Robert Rodriguez, z propozycją zagrania w drugiej części "Desperado", a następnie w "Sin City: Miasto Grzechu". Za zagranie głównej roli w drugim z filmów otrzymał nawet kilka nagród. 

Jak feniks z popiołów

Prawdziwym przełomem był "Zapaśnik" Darrena Aronofsky'ego z 2008 roku. Śmiało można nazwać ten film życiowym występem Rourke’a, ale również rozliczeniem się z przeszłością. Na ekranie widzimy historię tytułowego zapaśnika, który ze względów zdrowotnych musi pożegnać się ze sportem, ale jednocześnie nie umie zaadaptować się do "normalnego" życia. Obraz został nagrodzony Złotym Lwem na Festiwalu w Wenecji w 2008 roku w kategorii najlepszy film, a Rourke’a ogłoszono najlepszym aktorem, mimo iż nie doczekał się oficjalnej nominacji. Niedługo po tym pojawiła się również nominacja do Oscara i zdecydowanie zasłużony Złoty Glob. 

 

Przygotowanie do roli w "Zapaśniku" było dla Rourke’a sporym wyzwaniem, chociażby przez to, że wrestling znacznie różni się od boksu. Aktor wspominał w jednym z wywiadów:

Nie miałem szacunku do wrestlingu jako do dyscypliny sportu. To była dla mnie bardziej rozrywka, żart. Ale gdy zacząłem ćwiczyć na potrzeby filmu, zmieniłem zdanie. Nie miałem pojęcia, jak to boli, gdy ważący ponad sto kilogramów facet rzuca cię na matę. Wrestling nieźle dał mi w kość. Żeby go uprawiać, trzeba być niezwykle sprawnym i być przygotowanym na ból. Walkom towarzyszą zwierzęce okrzyki tłumu, więc skacze adrenalina i zawodnik daje z siebie wszystko, choć wie, że później zapłaci za to wysoką cenę. Mówię tu o kontuzjach i różnego rodzaju urazach. Zapaśnicy około czterdziestki w większości przypadków ledwo chodzą. Mają urazy nóg, urazy kręgosłupa. Tak było w przypadku wszystkich zapaśników, jakich poznałem, przygotowując się do filmu.

Trudny we współpracy. Ostatnio kręci z Polańskim

Od tamtego czasu przypomina o sobie raczej sporadycznie. Pojawił się w roli bad guya w "Iron Manie 2" Jona Favreau czy kontynuacji "Sin City" Rodrigueza oraz w wielu innych produkcjach, które nie przyniosły mu pożądanego rozgłosu. Częściej niż filmowo, daje o sobie znać poprzez postawy i wypowiedzi, które balansują na granicy kontrowersji. Z pewnością pozostaje osobą, delikatnie mówiąc, trudną we współpracy, co pokazał, wywołując wokół siebie zamieszanie w związku z premierą "Irlandczyka" Martina Scorsese w 2019 roku.

Rourke, udzielając wywiadu jednej z włoskich stacji telewizyjnych, wyznał, że rozważano jego udział w filmie, ale na przeszkodzie miał stanąć Robert de Niro. - Marty Scorsese chciał się ze mną spotkać w sprawie filmu, który kręcił razem z Alem Pacino, Joe Pesci i Robertem De Niro. Osoba odpowiedzialna za casting powiedziała mojemu menadżerowi, że Robert De Niro odmówił pracy ze mną przy tym filmie. - mówił. Przyczyną miał być trwający jeszcze od lat 80. konflikt pomiędzy aktorami, który według Rourke’a, wywołał de Niro. Co ciekawe, producenci filmu wyznali, że jego udział w "Irlandczyku" nigdy nie był brany pod uwagę. 

W 2021 roku kręcił w Łotwie film "Warhunt", a współpracująca z nim w tej produkcji aktorka Anna Paliga, znana m.in. z serialu Netfliksa "Krakowskie Potwory" w rozmowie z Gazeta.pl, tak wspomina Rourke’a:

Cóż… Mickey niewątpliwie jest gwiazdą, o czym cała ekipa wiedziała już od pierwszych sekund na planie.

Kilka tygodni temu, za sprawą premiery "Top Gun: Maverick", ponownie dał o sobie znać, kiedy w jednym z programów telewizyjnych ostro skrytykował występ Toma Cruise’a: - To dla mnie gówno znaczy. [Tom Cruise] gra tę samą rolę od 35 lat. Nie mam wobec tego szacunku. Nie obchodzą mnie pieniądze ani władza. Obchodzi mnie to, że kiedy oglądam dzieła Ala Pacino czy Christophera Walkena, albo wczesną pracę De Niro oraz Richarda Harrisa i Raya Winstone’a, wiem, jakim aktorem chciałbym być. Wielu aktorów próbowało w ten sposób polepszyć swoje umiejętności. Cruise'owi nie udało się to przez ostatnie trzy dekady. Myślę, że on nic nie znaczy - stwierdził.

Co ciekawe, wiosną tego roku, za pośrednictwem mediów społecznościowych, oznajmił, że do współpracy zaprosił go sam Roman Polański. Na ten moment wiadomo, że produkcja będzie nosiła tytuł "The Palace", a jej akcja rozgrywać będzie się w Szwajcarii w przeddzień 2000 roku. Rourke wydaje się być ogromnie podekscytowany tym wydarzeniem - Już koniec dnia, a ja po raz kolejny miałem wielką przyjemność współpracować z legendarnym i utalentowanym Romanem Polańskim. Praca z takim reżyserem to dla mnie wielki przywilej, kiedy jego film ma taką integralność, styl, klasę i nieprzewidywalność. Pracując z człowiekiem, który jest w biznesie filmowym od prawie 60 lat, zawsze można nauczyć się czegoś nowego - zdradzał. Ciekawe, czy już po rozpoczęciu zdjęć, Polański ma podobne odczucia.

Więcej o:
Copyright © Agora SA