Kiedy decyzja o podróży do Serbii zapadła ostatecznie, zaczęliśmy się przygotowywać, czytać, pytać, szperać. Najwięcej informacji znaleźliśmy o jedzeniu, co nas oczywiście w ogóle nie dziwi… dużo o historii, przepisach, zakazach, jednak o tym, co zobaczyć, było mało, a jak było więcej, było mało przekonywująco. Mimo, że w nowej wyprawie przez Bałkany, stawiamy na podróż w rytmie slow i spontan, chcieliśmy mieć jakiś plan, na czym nam zależy najbardziej. Połowicznie strategia została opracowana i przyznam szczerze, że niewiele było miejsc, do których chcieliśmy jakoś mocno trafić. Dlatego szukaliśmy dalej, nie mogąc uwierzyć, że do Serbii przyjeżdża się tylko jeść, pić rakiję, poznawać ludzi i bałkańskie klimaty. Chcieliśmy oprócz poznania nowego kraju, także zobaczyć coś nowego, coś innego. Jednak w życiu nie spodziewaliśmy się, że Serbia jest tak mało odkryta, nawet przez samych Serbów. W tym kraju, tak wiele jest odwrócone do góry nogami i wyszło na to, że atrakcje trzeba odkrywać samemu, a to jest akurat mega satysfakcjonujące!

Poszukiwania WOW w Serbii

Nie mogąc uwierzyć, że w Serbii nie ma nic wow, stacjonując nad nudnym i nijakim jeziorem Palić, w którym, z jakiejś nieznanej nam przyczyny nikt się nie kąpał, zaczęłam scrollować Internet. W ten sposób trafiłam na zdjęcie dziewczyny w różowej wodzie. Przeprowadziłam dochodzenie, czy to aby na pewno Serbia, bo o tym, w żadnym przewodniku, ani książce o Bałkanach nie było ani śladu. Czasami myślę, że w poprzednim życiu byłam detektywem, hmm a może, jeśli to możliwe, że podróże kiedyś mi się znudzą, zostanę detektywem i będę prowadzić dochodzenia, rozszyfrowywać zagadki? Rozmarzyłam się… Tak, czytanie kryminałów i wychowywanie się na filmach takich jak: Gliniarz i Prokurator, Twin Peaks, czy Detektyw w Sutannie, gdzie nawet zakonnice były detektywami ostro wali na dekiel, ale cóż, w latach 90-tych dużo tego było i lepiej było oglądać kryminały niż wiadomości, w sumie zawsze to wiedziałam. Ale….

Różowa woda w Europie?!

Wydawało mi się, że za różową wodą trzeba gonić daleko, do Hiszpanii, na drugi koniec Ukrainy lub raczej na inny kontynent, a to przecież to mniej niż 700 km od polskiej granicy! Tyle to się jedzie z Lublina nad polskie morze! Moje prywatne dochodzenie, wykazało, że różowa woda to całkiem świeża sprawa. Jeziorko powstało nie tak dawno, bo w 2014 roku i jeszcze wieść się mocno nie rozniosła po świecie, stąd mało danych. Miejscowi wiedzieli dużo wcześniej, ale ciężko było im zdobyć środki na badania i budowę kompleksu, a jak im się udało, to dofinansowania nie wystarczyło i sami się złożyli by dokończyć projekt. Trwało to wiele lat. Wyszło też na to, że jeziorko minęliśmy gdyż znajduje się ono pod węgierską granicą, a my już dojechaliśmy do miasteczka Palić. W sumie daleko nie byliśmy, trzeba by było się wrócić, w stronę węgierskiej granicy. Tylko jak to powiedzieć Danielowi? On nie lubi się wracać. Na szybko, w ekscytacji nowym odkryciem, bez namysłu i świadomości, że to jezioro już na zawsze będzie miało w naszym podróżniczym języku przydomek „serbski barszcz” 🙂 , wypaliłam:

– Daniel, a nie miałbyś ochoty wykąpać się w barszczu?
Z racji tego, że w miejscowości Palić, nad jeziorem Palić, nikt się nie kąpał, Daniel oswajający się jeszcze z serbskim skwarem i stęskniony za możliwością ochłodzenie się w czymkolwiek innym niż nasz, kamperowy prysznic, zapytał:
– A gdzie? (haha mam Cię!)
– A tu wiesz niedaleko, obawiam się, że trzeba wrócić pod węgierską granicę, ale chyba nam się nigdzie nie śpieszy? No i wiesz, ta różowa woda jest zjawiskowa, zajawkowa, obczaj foty! To nie może być fotoszop! Czytam właśnie, że ma dużo jodu i magnezu, a ja mam taki niedobór i w ogóle. Daniel ta woda poprawia humor, odmładza i upiększa! Nie widzę innej możliwości w ten upał, trzeba się gdzieś schłodzić, odmłodzić i upiększyć! Najwyższy czas, lata lecą. Na szczęście Daniela nie trzeba długo prosić, jeśli temat tyczy się wyjazdu na SPA.

„Banja Pačir” we wsi Pačir

Tego samego dnia staliśmy pod płotem uzdrowiska, my fani sauny i wszelkich SPA. Za ogrodzeniem ukazał się naszym pięknym starczym oczom różowy raj! Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, podziwu i niedowierzania. Ona jest na prawdę różowa!  Zjawiskowy kolor, na żywo robił większe wrażenie niż na zdjęciach, które wypatrzyłam w Internecie. Serio! Kolor czad. Dodatkowo woda, w zależności od padania promieni słonecznych, jest czasami bardziej różowa niż różowy może być, czyli czasami jest bladoróżowa, a czasami ciemnoróżowa, a nawet wręcz jasnofioletowa. Warto przyjechać na cały dzień, żeby zaobserwować to zjawisko. Magia.

Całodniowe bilety wstępu, niezależnie od czasu, spędzonego w serbskim SPA, to 400 RSD, od osoby dorosłej, 200 RSD starsze dzieci, te najmniejsze wchodzą za darmo. Zniżkę mają także emeryci i miejscowi, którzy złożyli się na doinwestowanie budowy całego kompleksu. Zapłaciliśmy 400 dinarów serbskich, czyli około 16 polskich złotych, u nas w Polsce, to nawet zwykła woda chlorowana na godzinę tyle nie kosztuje w podrzędnym spa, a tu cały dzień! I do tego oprócz jeziorka, mamy do dyspozycji dwa kryte baseny z wodą akurat zupełnie nie różową, ale za to geotermalną i nie mniej uzdrawiającą wszelkie dolegliwości. Jednak baseny cieszą się większym zainteresowaniem w zimie, niż w taki upalny dzień, kiedy tam trafiliśmy. Woda w nich była raczej ciemnozielona, albo ciemnoniebieska w drugim, na pewno nie różowa. I tu duże zaskoczenie, w 35 stopniowym upale, ludzi było w nich od groma, parowało jak w saunie, jednak z naszych obserwacji wyszło, że tylko seniorzy, byli w stanie tam przetrwać dłużej niż 15 minut. Sprawdzam, woda wybijająca ze źródła ma 72 stopni Celsjusza… No tak, to nawet najstarszy z seniorów, by wymiękł. Uzdrowisko miesza ten gejzer z wodą ze studni, dlatego temperatura w basenach ma znośne 45 stopni w małym i 35 stopni w dużym basenie. My potraktowaliśmy pobyt w basenach, jak pobyt w saunie i było to tylko możliwe, wiedząc, że za chwilę wejdziemy pod zimny prysznic.

Dlaczego różowa woda jest różowa?

Z tego co piszą na stronie uzdrowiska, wynika, że różowe jezioro jest różowe tylko w miesiącach letnich, a potem wysycha i tu doszukuję się teorii spiskowej, może jakiś specjalista się wypowie w komentarzu? U źródła nie ma jednoznacznej odpowiedzi, co nadaje różowy kolor wodzie, bo jest za mało słona, by wynikało to z zasolenia. Na stronie Banji Pacir, można znaleźć przypuszczenia, że to wynik mieszanki minerałów lub specyficzny kolor mikroalg, których istnienia, raczej nikt nie potwierdził. Choć z drugiej strony, nie wiem czy wiecie, ale dawno, dawno temu, w okresie ery kenozoicznej, czyli miliony lat temu, nie było w tym miejscu Serbii, ani lądu. W tym miejscu, znajdowało się Morze Panońskie. I kto wie, może akurat to morze miało dotychczas nieznane endemity, które nie zostały jeszcze odkryte, a które przetrwały pod ziemią? W każdym razie, nikt nic nie wie na 100%, a badania wiadomo – kosztują. Lokalna społeczność, mimo, ze otrzymała dofinansowanie na utworzenie kompleksu i wstępne badania, to jednak na dokończenie budowy nie wystarczyło. W związku z tym podjęli społeczną inicjatywę i prywatnie, sami dołożyli do wykończenia kompleksu.

Woda w małym, sztucznym jeziorku ( źródło jest w innym miejscu niż jezioro) ma około 28-32 stopni Celsjusza, czyli też jest mieszane z chłodniejszą wodą, tak żeby zbić temperaturę i żeby zbyt duża zawartość minerałów, nie zrobiła nikomu kuku. Jeziorko wydaje się małe, ale wcale takie małe nie jest, co okazuje się dopiero po wejściu do niego. Ma 2 000 metrów kwadratowych, a w najgłębszym punkcie ma ok. 1,6 metra głębokości. Woda jest miękka, aksamitna, orzeźwiająca, pachnąca trochę specyficznie, powiedzielibyśmy, że szpitalnie, za pewne za sprawą przewagi jodu, ale nie jest to smród, jak w przypadku wód siarkowych. Choć siarkę też ma, ale nie w takich ilościach, żeby było ją czuć. Posiada także takie minerały jak magnez, potas, sód, brom i lit. W każdym razie, do tego zapachu człowiek się przyzwyczaja po kilku minutach i już potem nie drażni w nozdrza.

Po wyjściu … trzeba przyznać, że skóra trochę szczypie, zwłaszcza na ostrym słońcu. Natomiast, samo długie przebywanie w wodzie jest bezpieczne i przyjemne, a nawet zalecane. Liczne prysznice zewnętrzne i wewnętrzne, pozwalają zmyć z siebie nadmiar prozdrowotnych minerałów i przede wszystkim sól, dużo soli, ok. 21 gramów na litr, może nie tak dużo jak w Morzu Martwym, gdzie stężenie wynosi 350 gram na litr, ale tyle co w Morzu Adriatyckim na pewno, bo na słońcu skóra wysycha i lepiej się spłukać. Różowa woda nie barwi skóry, ani nie zmienia koloru ubrań.

Ludzie siedzą głównie na leżakach, które są bezpłatne, jednak tu liczy się spryt, lub nadgorliwość. Zasada kto pierwszy ten lepszy. Leżaki należą do nadgorliwych, którzy stali w kolejce jeszcze przed otwarciem, gdyż ten przybytek zdrowia, czynny jest cały tydzień, ale nie od samego rana, dopiero od 10:00 do godziny 19:30. Kolejki są raczej tylko przed 10:00. Jednak można wejść za pół ceny od 17:30, czyli jedyne 8 zł i wówczas, załapać się też na leżak, jak Ci z rana ruszą na coś więcej niż fastfood, serwowany w barze. Jeśli nie, to miejsc jest dużo na ławkach i trawie lub na kamyczkach przy jeziorku, ale tu się przyjeżdża moczyć w prozdrowotnych minerałach, więc po co komu leżak 😉 Kompleks jest w stanie pomieścić ok. 1000 osób jednocześnie, jednak w okresie dawidowym, zmniejszają przepustowość do 600 osób.

Wiary jest mnóstwo, więc równie dużo ludzi przesiaduje przy stolikach pod daszkami, których tu nie brakuje. Statystycznie rzecz ujmując ludzie częściej siedzą i jedzą, niż pluskają się w jeziorku.  Hmm, a może nie doczytaliśmy, może coś z serbskiego źle przetłumaczyłam i działa samo podziwianie różowej wody? Lub wdychanie unoszących się w powietrzu minerałów? Patrząc na tą całą sytuację po ochłonięciu z emocji (że woda jest na prawdę zjawiskowo rrrróżowa!) i zaliczeniu kilku dobroczynnych kąpieli w samym jeziorku i leczniczych basenach, mam nieodparte wrażenie, że ludzie tu przyjeżdżają jeść. Można wnosić tu swoje jedzenie, więc może jest część praktykujących, ale tyle wynoszonych langoszów z baru nie widziałam nigdy, więc raczej tu się przyjeżdża na langosze. Bar owszem oferuje jeszcze frytki, naleśniki, piwo, napoje, może były lody… ja widziałam jak ludzie jedli przede wszystkim langosze. Dzieci nie jadły w upał ani lodów, ani nawet frytek. Podejrzana sytuacja.

Postanowiliśmy rozgryźć zagadkę i szczerze mówiąc, skoro tak się napatrzyliśmy, to i my nabraliśmy ochoty. Oczywiście wariant obowiązkowy z żółtym serem, śmietaną i czosnkiem. Może były inne, może nie, któż to wie, kogo to obchodzi. Każdy wie, że w tej konfiguracji są najlepsze! Ludzie wynosili je całymi piramidami langoszy, w życiu bym nie wpadła, że tyle da się ułożyć na sobie. Widząc tą scenę, pomyślałam, jaki człowiek głupi był, na Węgrzech szukał langoszy, stęskniony za smakiem zagranicznego fastfooda, ile myśmy czasu stracili na poszukiwania. Trzeba było od razu tu przyjechać i postać na bezpłatnym parkingu kamperem przez tydzień i objeść się tego placka do bólu! Co tam jeziorko, to już zobaczone. Serbski langosz nie odstawał od węgierskiego, może nawet był lepszy, nie wiem, mam ochotę na jeszcze jednego, bo jakoś tak…uzależnia… Nie, jednak ten trudno zbyty, ledwo znaleziony w węgierskiej budce, wcale lepiej nie smakował. Schnąc na kocu, doczytuję dopiero, że w tej wiosce mieszka więcej Węgrów niż Serbów i to takich Węgrów, co to umieją robić placki lepsze niż na Węgrzech! Tajemnica smaku rozszyfrowana 🙂

Właściwości lecznicze różowej wody

Wifi dla kuracjuszy, jak na taki przemiał ludzi, też spoko hulało. Tzn., nie udało nam się na nim wgrać nowego vloga, ale przeprowadzić nowe dochodzenie i poczytać o tym, co można sobie uleczyć w tym miejscu, czy odkryć nowe miejsce do odkrycia, na pewno się da. Napisze Wam, co Wam da pobyt i co leczy woda z Banja Pacir, gdyż tego głównie szukałam, na ichniejszej stronie i ich wi-fi:

„Pachirska voda posiada atest wody leczniczej i nadaje się do leczenia:
– różne choroby skóry, takie jak łuszczyca, egzema, zapalenie skóry, łojotok, rybia łuska…
– choroby narządu ruchu – choroby reumatyczne, choroby stawów, mięśni, kręgosłupa, fibromialgia, osteoporoza
– powrót do zdrowia po kontuzjach sportowych, złamaniach, zwichnięciach, operacjach
– choroby urologiczne i ginekologiczne
– redukcja procesów zapalnych w organizmie
– poprawia nastrój w przewlekłym stresie i depresji (ze względu na obecność litu i wody temperatura zbliżona do temperatury ciała)
– przyspiesza metabolizm dzięki obecności jodu i bromu
– odświeża wygląd skóry, włosów, paznokci – odmładza.”

Jedynym słowem same plusy i teraz wracając wspomnieniami do różowego jeziorka, zastanawiam się, czy chciałbym jeszcze raz tam pojechać? Ależ oczywiście, ale pod warunkiem, że woda będzie równie mocno różowa, będą piramidy langoszy, na śniadanie, obiad i kolację. Ta sama muzyka – bardzo przyjemne hity z całej satelity, w tym dużo rocka. Jakby leciał serbski turbofolk nie usiedziałabym tam godziny! Chyba, że … w uzdrowiskowym barze zaczęliby sprzedawać rakiję uczącą cierpliwości.

A na koniec taka ciekawostka, Serbowie rzadko wiedzą o tym jeziorku! Ludzie, z którymi rozmawialiśmy, byli najczęściej obcokrajowcami, tak jak my, Słowacy, Czesi, Niemcy, Węgrzy. Oczywiście Serbowie też byli, ale jak się potem okazało, wielu dowiedziało się dopiero od nas, jak pokazywaliśmy zdjęcia z jeziorka, pytali w jakim to kraju 😀 A jak mówiliśmy, że w Serbii, pytali się, gdzie? Mamy wiele „Banji” mówili, wód uzdrowiskowych, wymieniali wszystkie na palcach, o różowym jeziorku Banja Pacir nie słyszeli, ale już się wybierają.

Aldona

Dodatkowe informacje o różowym jeziorku oraz okolicznych atrakcjach we vlogu:

Jakie właściwości ma różowe jezioro w Serbii? Kemping i na dziko nad Dunajem. Nowy Sad, Subotica 165