Ból, cierpienie, dyskomfort, sytuacje graniczne. To wszystko wydaje się być na pierwszy rzut oka biegunem od rozwoju osobistego i duchowego. Dzieje się tak, ponieważ bardzo często ludzie zajmujący się rozwojem kreują swój wizerunek jako wiecznie uśmiechniętych, absolutnie pozytywnych ludzi, a ich produkty sygnowanego są hasłami w stylu „Dzięki temu będziesz już na zawsze szczęśliwy”. Na ile jest to faktyczne przekonanie, a na ile tylko zabieg marketingowy? Nie wiem, lecz z pewnością uważam inaczej. Szeroko pojęty ból jest nierozłącznie związany z rozwojem. Dotyczy to zarówno rozpoczęcia pracy nad sobą, doświadczeń podczas procesu rozwojowego, a także dociekań związanych z sensem życia.

Ból jako punkt wyjścia dla rozwoju

Szeroko pojęty ból z pewnością jest niezbędnym elementem na początku drogi samopoznania i rozwoju. Można to rozumieć tożsamo z naszym zdrowiem fizycznym, ponieważ kiedy mamy grypę lub boli nas ząb, to czujemy, że powinniśmy iść do lekarza. Przyjrzyjmy się jednak temu nieco bliżej, bo cierpienie nie zawsze jednak będzie pełnić funkcję wyzwalającą w nas chęć zmiany.

Niemiecki filozof Artur Schopenhauer zauważa ciekawą kwestię:

Tak jak strumień nie tworzy wirów, dopóki nie natrafi na przeszkodę, tak też jest właściwością natury, zarówno ludzkiej, jak i zwierzęcej, że nie dostrzegamy i nie uświadamiamy sobie niczego, co przebiega zgodnie z naszą wolą. Jeśli coś zauważymy, oznacza to, że sprawa nie poszła po naszej myśli, lecz gdzieś natrafiła na przeszkodę. Wszystko natomiast, co przeciwstawia się naszej woli, co krzyżuję ją, co stawia opór, czyli każdą przykrość i każdy ból doznajemy bezpośrednio, natychmiast i bardzo wyraźnie. Tak jak nie czujemy zdrowia całego ciała, lecz tylko malutkie miejsce, w którym uciska nas but, tak też nie myślimy o wszystkich naszych sprawach, które idą bez zarzutu, a tylko jakiejś tam błahostce, która nas gniewa. Na tym polega wielokrotnie przeze mnie podkreślana negatywność błogostanu i szczęścia w przeciwieństwie do pozytywności cierpienia.[1] 

Słowa te świetnie oddają działanie naszego świadomego umysłu. Otóż rzadko sami z siebie cieszymy się z tego, że czujemy się dobrze (ale można się w tym wyszkolić, o czym było już we wpisie: „Cieszmy się z małych rzeczy…”). Traktujemy to poniekąd za niewartą uwagi normę, natomiast wszelkiego rodzaju ból staje się odchyleniem od tej normy, stąd też szybko zostaje zarejestrowany. To ważna obserwacja, ponieważ w tym kontekście ból staje się dla nas informacją, że w naszym życiu zaczyna dziać się coś niedobrego – to właśnie wspominana przez filozofa „pozytywność cierpienia”. Psycholog Carl Gustav Jung mówił w tym kontekście o regresji, czyli ruchu energii psychicznej, która zamiast płynąć spokojnie, bez przeszkód zgodnie z rytmem życia (progresja) nagle się uwstecznia. Powstaje wtedy konflikt psychiczny, który w zależności od mocy i czasu może przyjmować szerokie spektrum, kończąc się w skrajnych przypadkach na depresji, nerwicy, a nawet psychozie[2]. Wszystko w tym kontekście zależy od reakcji jednostki i jakości dysharmonii w psyche. Regresja może więc prowadzić zarówno do rozwoju, jak przybrać destrukcyjny wymiar.  Ludzie bowiem mają różny stosunek do cierpienia. Amerykański autor książek z zakresu rozwoju duchowego Joe Vitale pokazuje, że w najbardziej niekorzystnej sytuacji w tym kontekście jest człowiek posiadający „mentalność ofiary”. Chce on za wszelką cenę uniknąć bólu, stąd też nigdy nie będzie czerpał z niego informacji do dalszego rozwoju[3]. Polski trener i psycholog Mateusz Grzesiak zauważa, że człowiek w stosunku do cierpienia ma dwie drogi: stronić od niego poprzez unikanie sytuacji, w których on powstaje, albo starać się dotrzeć do jego „korzenia” (rany psychicznej) i tam go zneutralizować[4]. W zależności więc od gotowości i wyboru cierpienie może stać się ono dla nas „zapalnikiem” do rozwoju lub też powodem do stagnacji. Jest to sprawa jednak subiektywna, co też zostało przeze mnie zaznaczone we wpisie: Rozwojowy „Zapalnik”… Ludzie, którzy nie zdecydują się zająć swoim bólem, żyją w stanie nazywanym w psychologii zmiany „prekontemplacją”. Oznacza on, że za wszelką cenę (np. przy użyciu rozmaitych mechanizmów obronnych) starają się nie zauważać oznak i symptomów psychicznych spod znaku regresji. Dopiero akceptacja cierpienie pozwala na podjęcie działań rozwojowych, o czym więcej już napisałem w poście: Jestem w stanie to zaakceptować…

Dobrym przykładem, żeby zobrazować to, o czym tu mowa, może być osoba, która stroni od bliskich relacji. Boi się ona potencjalnego bólu związanego z odrzuceniem, stąd też nie jest w stanie doświadczyć głębokiej, intymnej relacji z drugim człowiekiem. Dopiero praca nad „korzeniem” swojego cierpienia może dać jej szansę na poprawę jakości życie w tym kontekście.

Ból jako ważny element towarzyszący podczas rozwoju

We wpisie: Cztery podejścia do rozwoju osobistego… pisałem o dwóch podejściach do rozwoju osobistego: doraźnym i długofalowym. Pierwsze z nich to po prostu reagowanie na to, że coś się psuje w naszym życiu, a drugie to profilaktyka mająca na celu utrzymywanie życia w dobrej jakości bez oczekiwania na sytuacje kryzysowe i ich rozwiązywanie. Wydawać by się mogło, że pierwsze podejście oznacza konfrontacje z wielkim bólem, a drugie jest zdecydowanie łatwiejsze, lżejsze. Jednak nie do końca tak jest.

Przywołajmy może na początek słowa filozofa Józefa Tischnera:

Myśleć znaczy: pokonywać radykalną niepewność. Znaczy również: raz po raz przypominać niebezpieczeństwie ułudy, a zatem budzić niepewność. Myślenie jest duchową mocą, która nie tylko przezwycięża swój ból, ale także potrafi go w sobie ożywić, a nawet podtrzymać. Dopiero takie myślenie może dać początek poznaniu. Poznanie jest dzieckiem myślenia urodzonym w bólu niepewności i nadziei pomnożenia światła. Na tym zdaje się polegać szczególna godność myślenia. Aby myśleć wśród tragedii świata, trzeba mieć zarazem odwagę i nadzieję. Jedno i drugie jest równie niezbędne by urodzić.[5]

Cytat ten pokazuje, że aktywne myślenie, którym charakteryzuje się z pewnością długofalowe podejście do rozwoju, potrafi samo doprowadzić do bólu. Nie chodzi jednak broń Boże o masochizm, lecz namysł nad poprawą swojego życia, poddawanie go co jakiś czas systematycznej refleksji. Mamy więc tu rodzaj pewnego mentalnego treningu, który działa podobnie do jak uprawianie sportu – podczas trenowania boli, ale finalnie zwiększamy swoją wydolność. Jak wiemy z fizyki, żeby praca została wykonana musi na dany obiekt działać siła – a siła ta jest determinowana przez włożoną energię[6]. Tak więc ból w tym kontekście jest powodowany przez świadomą aktywność.

Poza samym bólem wynikającym z wysiłku nad pracą nad sobą, podczas aktywnego rozwoju osobistego będziemy też niejednokrotnie sami otwiera furtki do miejsc, gdzie jest nieprzyjemnie – czyścić brudy. Mowa tu oczywiście o intencjonalnym wykraczaniu poza strefę komfortu, o którym pisałem już we wpisie: I Ty możesz zostać „samobójcą”…  Będzie to podróż okupiona cierpieniem, ale też ogromnymi korzyściami związanymi ze wzrostem samoświadomości. W tradycji duchowej wejście podczas aktywnego rozwoju w obszar bólu i zwątpienia nazywa się „ciemną nocą duszy” – jest to trudny okres, który, jeśli się go przejdzie, potrafi przynieść ogromne korzyści[7].

Narzędzia do prowadzenia profilaktyki (np. praca z emocjami, czy przekonaniami) możesz znaleźć praktycznie w większości wpisów na tym blogu oraz w różnych innych formach na rynku szeroko pojętego rozwoju osobistego. Do wyboru do koloru! 

Cierpienie a sens

W kwestii bólu w rozwoju osobistym wyjątkowe miejsce zajmuje kwestia poczucia sensu. Psychoterapeuta Viktor Frankl zauważa bowiem, że istnieją sytuacje, które stają się nieuniknionym źródłem cierpienia. Dotyczy to wszystkich niemożliwych do odwrócenia traumatycznych wydarzeń (np. tragiczna śmierć bliskich osób) oraz nieuleczalnych chorób. Są to momenty/okresy, w których jedyne, co można zrobić, to zmienić coś w sobie. Drogą do usunięcia cierpienia, złagodzenia go, czy też możliwe jak najlepszego znoszenia go jest według psychoterapeuty nadanie mu sensu[8]. Frankl doświadczył zasadności tych twierdzeń w obozie koncentracyjnym, w którym przebywał podczas II Wojny Światowej. Ludzie, którzy potrafili jakkolwiek pozytywnie usensownić swoją sytuację zdecydowanie lepiej znosili bestialskie warunki[9]. Potem obserwacje te zostały poparte przez niego w badaniach naukowych.  

Cierpienie związane z sytuacjami „bez wyjścia” zatem zmusza człowieka do zadania sobie fundamentalnych pytań światopoglądowych i egzystencjalnych. Próba odpowiedzi na nie jest z pewnością ważną, jeśli nie najważniejszą kwestią na drodze samopoznania. O sensie pisałem też już w notkach:

Podsumowanie

Ból jest zatem nieodłącznym elementem rozwoju. Może on być dla nas sygnałem, że coś w naszym życiu nie gra, albo też towarzyszyć nam na różnych szczeblach drogi do samoświadomości. Wszystko jednak zależy od naszego gotowości do przyjęcia cierpienia takim jakie jest, aby móc je zrozumieć i wykorzystać zdobyte informacje do dalszej drogi. Uważam, że powinniśmy być wdzięczni za to, że istnieje ból, który de facto jest niezbędny, abyśmy mogli wzrastać.

Życzę Ci dużo produktywnego bólu i wytrwałości na obranej przez Ciebie ścieżce!


[1] A. Schopenhauer: Pesymizm. W: J. Garewicz: Schopenhauer. Warszawa 1970, s. 172-173.

[2] J. Jacobi: Psychologia C.G. Junga. Tłum. S. Łypacewicz. Warszawa 1993, s. 84-85.

[3] J. Vitale: Przebudź się. Odkryj sekret szczęścia i życia pozbawionego problemów. Tłum. M. Czub. Gliwice 2012, s. 52.

[4] M. Grzesiak: Alpha Human. Gliwice 2011, s. 131.

[5] J. Tischner: Myślenie z wnętrza metafory. W: Wypowiedź literacka a wypowiedź filozoficzna. Red. M. Głowiński, J. Sławiński. Wrocław 1982, s. 56.

[6] https://www.naukowiec.org/wiedza/fizyka/praca-fizyka-_1057.html

https://www.naukowiec.org/wiedza/fizyka/energia-fizyka-_1056.html

[7] D. R. Hawkins: Przekraczanie poziomów świadomości. Tłum. K. Dumińska. Warszawa 2012, s. 37-40.

[8] V. Frankl: Bóg ukryty. W poszukiwaniu ostatecznego sensu. . Tłum. A. Wolnicka. Warszawa 2018, s. 177-178.

[9] V. Frankl: Człowiek w poszukiwaniu sensu. Tłum. A. Wolnicka. Warszawa 2017, s. 21-146.