kociłapka.

kociłapka.

absolut.
Kolacja w New West Side (15 zł). Park Szczęśliwicki na Ochocie. Uczta dla podniebienia, a często też i dla uszu…

Kolacja w New West Side (15 zł). Park Szczęśliwicki na Ochocie. Uczta dla podniebienia, a często też i dla uszu…

kto jest winny?

Kiedyś na lekcji fizyki nasz kolega z klasy zachowywał się dosyć głośno. Nauczycielka zdenerwowana postawiła mu jedynkę i kazała przyjść do tablicy rozwiązać zadanie. Kolega usiłował ją przebłagać by cofnęła złą ocenę, ale ona tylko powiedziała sympatycznym tonem „chodź to tablicy, bo dostaniesz zaraz kolejną”. Nader dowcipny kolega rzucił znaną kwestię Bogusława Lindy „co ty wiesz o zabijaniu”…

Kilka dni temu okazało się, że niestety nauczycielka w kwestii zabijania ma akurat do powiedzenia bardzo dużo, bo była to Ewa T.(znana pod tymi zmienionymi personaliami internautom) – zabójczyni 6-letniego wówczas Tomaszka(zainteresowanych kieruję do poszukania informacji na temat Daniela Litwiniuka zamordowanego na początku lat 80).

Sprawa została nagłośniona przez Mariusza Szczygła na łamach Dużego Formatu. Bo jak to się stało, że ktoś kto skatował małego chłopca, kto rozbił mu talerz na głowie, bił go pasem do krwi i odmówił szklanki wody gdy ten już konał, okazuje się być dziś odnoszącym sukcesy w życiu zawodowym nauczycielem, znajdującym się na wysokim stanowisku w MEN-ie?

Taka rzecz nie mogła nie wywołać fali oburzenia. Większość ludzi jednak pochyla się nad cierpieniem małych dzieci, a jeszcze więcej zainteresowanych jest sensacją(smutne, ale jakże prawdziwe).

Niedługo po pojawieniu się artykułu pojawiły się powiązania z moją szkołą, więc postanowiłam poszukać nieco informacji na ten temat. Przeczytałam artykuły z lat 80 gdzie opisano całą zbrodnię niezwykle dokładnie(zeznania z procesu) oraz gdzie winni pojawiają się pod prawdziwymi danymi. Potworne rzeczy jakie zostały tam opisane nie tylko mi zjeżyły włos na głowie.

Choć nie mieliśmy oficjalnego potwierdzenia to zbyt dużo rzeczy pasowało do naszej byłej nauczycielki fizyki. Domysły przestały być domysłami i rozpętała się dzika wojna.

Ludzie zaczęli dzwonić do Ewy T., dyrekcji szkoły. Masowo zaczęli publikować także swoje opinie na Facebookowym profilu liceum. Co więcej zaplanowano akcję polegającą na rzucaniu przed szkołą sznurówek(za zgubienie właśnie sznurówki mały chłopiec został skatowany na śmierć).

Nawoływanie do linczu, nagonki i opamiętania się rodziców. „Jak oni mogą posyłać dzieci do takiej szkoły”? No i krytyka dyrektorki „czy ona nie sprawdza kogo zatrudnia”?

I teraz należy kilka rzeczy wyjaśnić.

Z punktu widzenia rodziców i uczniów. Nie mieliśmy pojęcia kim jest naprawdę osoba, która wykładała fizykę. Znaliśmy ją jedynie jako nauczycielkę. Fakty są faktami, a musielibyśmy potwornie skłamać gdybyśmy powiedzieli, że nas biła i traktowała źle. Była jedną z bardziej równych nauczycielek. Większości z nas nie udałoby się bez jej pomocy zdać fizyki. Taka jest prawda. A ten regulamin, który zaczął krążyć po sieci jako dzieło niczym spod ręki SS-mana? Nie funkcjonował. Pani utrzymywała dyscyplinę za pomocą jedynek, ale dostawali je tylko Ci którzy na nie zasłużyli. Na koniec drugiej klasy byliśmy jej wdzięczni za wszystko co dla nas zrobiła.

I taka jest prawda. Nie zmienimy jej nagle dlatego, bo się okazała być kimś z morderczą przeszłością. Nie powiemy, że była zła dla nas, bo to się kłóci z czyimś obrazem kata i oprawcy.

Tym samym nie pochwalamy jej czynu. Bycie dobrym nauczycielem, a oprawcą w zaciszu domowym to dwie oddzielne sprawy. Nie bez przyczyny mówi się o dwóch twarzach. Zapytajcie uczniów tej pani z poprzednich szkół albo tych z początku lat 80 czy wiedzieli, że po pracy bije dziecko do krwi?   

Tutaj pojawia się aspekt samej Ewy T. Nie jestem kryminologiem, ale nie muszę takowym być, żeby wiedzieć, że kiedy ktoś jest mordercą to nie pisze sobie na czole co zrobił i nie stawia znaków „tu mieszka zwyrodnialec”. Gdyby tak łatwo można było poznać kto jest kryminalistą to o Fritzlu dowiedzielibyśmy się o wiele szybciej. W reklamowanym ostatnio na jakiejś stacji programie o seryjnych zabójcach(podajże na Universalu) pada zdanie, że zwykle są to ludzie bardzo uroczy.

A jak najbardziej naturalnym odruchem jest to, że winny chce się zrehabilitować. Słyszymy historie kiedy zdradzający partner usiłuje przebłagać swoją byłą drugą połówkę i uzyskać przebaczenie. Kiedy usłyszy „nie” wie, że musi odejść. Pytamy się czemu w ogóle próbował, bo to przecież bezczelność, ale jak stara mądrość głosi „tonący brzytwy się chwyta”.

I tak samo czy nie jest to normalne, że Ewa T. chciała się zrehabilitować i wrócić na stare tory do dawnego życia, które zostało przerwane przez odsiadkę w więzieniu? Pytanie kto nie powiedział tego „nie”, którego brak spowodował jej powrót do pracy z dziećmi. Kto by zrezygnował z możliwości skoro taka się pojawiła? Pragnę przypomnieć, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem(sic!).  

Oskarżenie dyrektorki tym bardziej jest bezpodstawne. Że nie sprawdziła? Szczęśliwie nie została wychowana przez system, w którym każdy każdego inwigiluje. Jej rolą było wymagać od Ewy T. dokumentów uprawniających ją do pracy w zawodzie. Internetowi oskarżyciele zapomnieli, że jeszcze niedawno brali udział w dyskusji o zatrudnieniu do pracy krytykując pracodawców sprawdzających profile na Facebooku. Jak można tak inwigilować kogoś i nie zatrudniać go ze względu na kompetencje, ale po dogłębnej analizie jego zdjęć na portalu społecznościowym(czy nie upija się zbytnio)?. Ale to, że dyrektorka nie posunęła się do tego kroku i polegała bardziej na oficjalnych dokumentach niż Google’u to już jej straszliwa wina. Czuć hipokryzję, nieprawdaż?

I teraz powiem Wam kto jest winny. Znajdę tego kogo tak bardzo chcecie mieć na talerzu. Przypomnę tylko, że nie szukamy tego kto zabił małego Tomaszka. Tę informację znamy. Szukamy tego kto pozwolił tej pani powrócić do pracy z dziećmi. Powiem kto to jest. To ten kto dał jej tę możliwość, wystawił papiery poświadczające jej niekaralność, a następnie wpuścił ją na szczyty. Czyli system prawny naszego kochanego państwa. To on odpowiada za to kto do czego ma uprawnienia w tym kraju i jakie jest prawo.

A lincz się szykuje. Tomaszek nie żyje od ponad 30 lat. Pomimo, że Ewę T. zwolniono w trybie natychmiastowym, telewizje zjechały się w piątek pod moje byłe liceum. Wszyscy już wiedzą, w której to szkole „takie rzeczy się wyprawiają”. Wypisują żale na Facebooku, chcą organizować akcje…

I ukarzą, ukarzą i to surowo. Szkoda tylko, że ich kara spadnie na uczniów, którzy od tej pory uchodzą za biedne, zmanipulowane dzieci. Teraz już wszyscy wiedzą, że są „TYMI” uczniami z „TEJ” szkoły. Na nich i na dyrektorce, która pewnie odbyła najcięższą rozmowę w swojej karierze spada Wasz gniew nieskończony, a ja tylko powiem, że rząd odetchnął. Wydał oświadczenie ku zadowoleniu ludzi, którzy na szczęście poszli krytykować szkołę, a nie państwo.

A Ewie T. pewnie nikt teraz nie przeszkadza. Pije herbatkę w swoim mieszkaniu(gdzie to jest wszyscy wiedzą), odczuwając jakąś tam gorycz, że się nie udało, ale cóż… przynajmniej ma święty spokój. 

image

 

Alicja w krainie czarów.

Sobota. Godzina 21. Ulica Mazowiecka. Rozmyte róże, błękity i fiolety oświetlające budynki, które dzięki kooperacji z nocą zręcznie zachęcają przechodniów do zatrzymania się i zatracenia w którymś z klubów.

Na ulicę wychodzą fikuśnie przebrane hostessy, które wyglądając jak wyjęte wprost z bajki, zapraszają gości do lokali. Tu dostaniesz drinka gratis, tam wejście za 5 zł, a gdzie indziej promocje na barze.

Klub Watch Me w miejsce hostess wymyślił ciekawą strategię. Nazwijmy ją „organizowaniem polowania”. Otóż klub Watch Me kusił(i kusi) już o wiele wcześniej. „Panie wchodzą za free”, a „od 22 do 2 darmowe drinki dla pań”. I w ten sposób od godziny 21 w tym klubie zaczynają się pojawiać masowo panie.

Panowie siedzą gdzie indziej. Ot choćby w Mecie, która jest po drugiej stronie ulicy. Czekają. Na co? Na to aż zapędzona zwierzyna się tłumnie zgromadzi i skosztuje przygotowanych darmowych drinków, które podziałają jak magiczne eliksiry, które zmienią grzeczne i ułożone dziewczęta w skore do kontaktów seksualnych, wyuzdane klubowiczki o niezbyt wysokich wymaganiach w stosunku do płci przeciwnej.

Żeby oszczędzić na zasobach przymyka się oko na to, że zwierzyna wychodzi po mocniejsze środki do pobliskiego Carrefoure’a.

Poza tym… im więcej eliksiru tym lepsze efekty.

A panowie też coś piją. Na prawą, na lewą nóżkę i na główkę. Co by się czasem przy pannie okrutnie nie zawiesić, bo nie daj boże eliksiru było za mało.

Około 22 panowie zaczynają pojawiać się w klubie i rozglądają się za księżniczką, którą tej nocy „uratują z wieży”.

Godzinę później pojawiają się pierwsi upojeni. Darmowe drinki, które przyciągają jak buteleczka Alicji z napisem „Wypij mnie!”(w końcu tylko do 2). Panie o 23 odrywają się od baru i nierównym krokiem zmierzają w stronę parkietu. Pojawiają się pierwsze poległe, dla których specyfik okazał się być trujący.

Tam panowie zaczynają się kręcić się wokół pań. Różnokolorowe światła dookoła i muzyka zagłuszająca myśli, nieubłagalnie rozmywające się coraz bardziej i bardziej…

Gdy już myśliwy upatrzy swój cel zaczyna podchody przypominające grę w Sapera. Trzeba wiedzieć gdzie można, a gdzie nie, bo jeden niewłaściwy ruch i zwierzyna ucieka. W najgorszym przypadku można nawet oberwać w twarz.

Gdy królewna zacznie tańczyć jak zaklinany wąż można postarać się o coś więcej. Niektórzy muszą postawić jeszcze drinka lub dwa, ale ogółem zbliżają się do mety…

Światła pastelowe(jak w piosence Strachów na Lachy), alkohol lejący się strumieniami i głośna muzyka wprawiająca ciało w ruch(nawet najprostszy). Wszytko wydaje się takie piękne i takie lekkie. Brakuje tylko motylków i ptaszków, choć jak ktoś ma już delirium tremens to takowe pewnie widuje.

Koło 2 lub 3 panna jest gotowa do zabrania by skonsumować noc w zaciszu domowym(choć są tacy co preferują na szybko w toalecie – też można).

Na zewnątrz również w otoczeniu pięknych świateł, uwodzicielskich hostess oraz gwaru kursuje pan sprzedający róże. Dla wychodzących par. Zakup takiej róży upewni księżniczkę, że nie rozłoży nóg przed byle kim. O nie, nie.

Później czar opada. Pijani i głodni pielgrzymują masowo do pobliskich kebabów lub Subwaya czynnego 24h na dobę(czy jest gdzieś jeszcze taki?). Niezdobyci czekają na zewnątrz. Podchodzą do dziewczyny grupy płci męskiej „idziesz z nami?” pytają mając nadzieję, że jeszcze się uda…

Niebo rozjaśnia się. Światła znikają. Miraż opada. Zaczyna się zauważać, że tamta śmiała, piękna dziewczyna teraz wygląda jak zataczający się bej omal nie zabijając się na obcasach. Nie jest nawet urocza. Beka. Jej śmiech jest jak rżenie konia. Przystojny chłopak natomiast stoi oparty o ścianę. Rzyga. Patrzy wzrokiem nałogowego narkomana na otoczenie. Koledzy go zostawili.

Kilka godzin później w warszawskich łóżkach obudzą się Ci co klub opuścili jakiś czas temu. Pożegnają się i nigdy więcej nie zobaczą(a może…), spotkają kiedyś, a może los będzie tak łaskawy, że wyda owoce tej chwili zapomnienia dopiero za dziewięć miesięcy? Tak, ku pamięci(all the crazy shit i did tonight… those would be the best memories – jak było w jakiejś tam piosence). Część księżniczek obudzi się i stwierdzi, że książe jednak jest żabą(zdarza się nie?)

Podobno wszystko to dobra zabawa.

Pytanie za sto punktów. Po co ludzie to robią? Mówią „idę w sobotę potańczyć do klubu”, a w głowie ich myśli, które można by zekranizować i wstawić na Brazzersa. Już nawet na parkiecie choć wyczuwa się w powietrzu zamiary to nikt nie powie, że przyszedł zaspokoić naturalne, prymitywne potrzeby. Nawet rozmowy zwykle są „o dupach”. Jaki jest cel tej zabawy w podchody? Czyżby ludzie aż do tego stopnia chcieli się oszukiwać? Mieć lichą wymówkę kiedy rano obudzą się koło kogoś kogo imienia nawet nie znają(i raczej nie poznają) i spojrzą w lustro? Może żeby maskować się przed znajomymi. Mówić, że się miało coś lepszego na myśli, ale „jakoś tak wyszło”. Za dużo wypito? Żeby nie widzieć, że „jest taki brzydki” czy żeby mieć usprawiedliwienie dlaczego dzień wita się w nieznanym dotąd miejscu? Czyżbyśmy się aż tak wstydzili swoich guilty pleasures, a konkretniej… tego co robimy(i na co wyrażamy zgodę)?

Czy w ogóle ktoś jest świadomy tego systemu?

Krainie czarów zależy na obrotach, a nam na zgrywaniu niewiniątek. Kraina zapewnia dyskrecje(nie wytknie niczego), której tak potrzebujemy. Zapewni nam to alibi, którego pragniemy, choć bazuje na naszej chęci do  niezobowiązujących kontaktów płciowych(A co? Myśleliście, że ktoś coś daje za darmo?). Będziemy mieć czym machać przed rodziną i znajomymi, kiedy spytają co robiliśmy w sobotę.

Oszukujemy własny system wartości, żeby dla siebie być kimś. Oszukujemy innych by stąpać ostrożniej i nie narazić się na zdemaskowanie. Taką postawę odbiera się źle. Bo(zakładając, że nie mówimy o zdradzie, która jest jak najbardziej naganna) czy jest w tym coś złego?

Bo czy zaproszenie na „darmowe drinki” nie brzmi lepiej niż „ostre grzmocenie”, a „poszedłem/łam potańczyć” przyjemniej dla własnego sumienia niż „poszedłem/łam kogoś zaliczyć”?

Drugie pytanie, które mi się nasuwa to czy zabawa może być możliwa bez kopulacji? Pewnie jest jakaś grupka osób, które bawią się znakomicie jedynie tańcząc, ale zdecydowana większość przyszła dla „wyższych” celów. Widać to bardzo dobrze.

Skoro więc cele są tak oczywiste czemu bawimy się w takie podchody jak w gimnazjum czy liceum?

I takie miałam przemyślenia patrząc jak słońce wstaje na Mazowieckiej. O piątej rano. Drżąc z zimna. Widząc te wszystkie pary, które się przewalały pijackim krokiem nieświadome tego kim jest osoba, której w tym momencie oddaliby życie. Potykające się non stop.  Nie wyglądało to ładnie ani uroczo. Wszędzie zadowoleni pracownicy lokali i pan z różami. Handel się udał. „Hajs się zgadza” (jak to się teraz mówi). A jedyną w miarę trzeźwą osobą był chłopak, który podszedł do mnie i spytał czy nie chciałabym pójść z nim…

Pewnie nie znalazł swojej królewny, ale nie martw się drogi nieznany mi kolego. Za tydzień też jest sobota…

image

tatusiowie na start.

Od czasu do czasu pojawia się jakaś gorąca dyskusja na temat co kobieta w ciąży powinna. Niewyobrażalne oburzenie pojawiające się a propos jakiegoś gorącego tematu na kobiety palące, pijące, nieprzestrzegające prawidłowej diety czy wyczerpujące swój organizm podczas ciąży. I mnóstwo ekspertów, którzy(oczywiście zbulwersowani do granic możliwości) informują łaskawie o tym, że „nie rozumieją skąd się biorą tacy ludzie” koniecznie uzupełniają wywód o to co w ciąży wolno, a co nie wolno.

Ostatnio rozgorzał spór na temat obrazka zamieszczonego na portalu KWEJK(http://kwejk.pl/obrazek/1809598/). Obrazek przedstawia kobietę w ciąży z papierosem. Płód znajdujący się w brzuchu ma na sobie maskę przeciwgazową. Całości dopełnia podpis: „10% Polek będąc w ciąży przyznaje się do picia alkoholu, a 7% do palenia papierosów. Dziewczyno, skoro ty jesteś niedorozwinięta to nie znaczy, że twoje dziecko ma być takie same”.

Oczywiście posypały się komentarze. Połowa dotyczy niepoprawności wyrażenia „takie same”, a reszta to spór pomiędzy tymi, którzy do palenia/picia w ciąży nie mają nic przeciwko, a tymi oburzonymi takimi osobami oraz komentarzami przeciwników. Oburzył się także autor tekstów na portalu kobiecalogika.pl – niejaki Jay(http://kobiecalogika.pl/art-43/).

Przytoczył trzy argumenty „za” i zapytał się jak można tak mówić. Pisze również o tym, że jego „krew omal nie osiągnęła temperatury wrzenia w momencie, gdy moim oczom ukazały się 3 wpisy, co gorsza – kobiet”, a potem stwierdza, że „dotychczas uważał, że kto jak kto, ale z kobiecych ust nigdy nie padnie nic, co byłoby niegodne tej płci w kontekście ciąży”. A jednak może. Czy jest to aż tak absurdalne? Nie.

Mimo wszystko nie widzę w tych dziewczynach przyszłych Katarzyn Waśniewskich czy trucicielek tylko bunt.

Bunt przeciwko temu, że kobiety w ciąży są nieustannie osądzane. Począwszy od rad(„powinnaś jeść grapefruity”), przez zakazy(„nie wolno ci się przemęczać”) aż po przesądy („nie patrz przez wizjer, bo dziecko dostanie zeza”). I tak od mężów, matek, ciotek, babek, internautów czy koleżanek. Wszyscy miłosierni. Skoncentrowani na powiększającym się brzuchu. Zauważyliście, że najpierw pyta się o to „jaka płeć”, „czy imię wybrane”, „ile to już miesięcy”, albo „kiedy poród” zamiast „jak sobie radzisz”, „jak się czujesz” albo „pomóc ci w czymś”? Kobieta natomiast przestała istnieć.

Przy czym najgorzej wysłuchiwać mądrości „przyszłego tatusia”, którego nocami zastać można w barze z kolegami zamiast w domu, nic nie pomoże, a na poród przyjdzie w sztok pijany. Wyrzuci papierosy „przyszłej mamusi” po to żeby potem radośnie kopcić jej pod nosem. Będzie strofował znajomych, żeby broń boże nie podali jej ani kieliszka po czym matka jego dziecka będzie go potem doprowadzać do domu, gdyż o własnych siłach nie ustoi.

A to boli. Choć wydaje się, że to kobieta pragnie zostać matką i ma „instynkt macierzyński”, nakłaniający ją do tego, ale prawdą jest, że w wielu przypadkach to właśnie mężczyzna naciska na żonę żeby urodziła mu dziecko. Ale ciąża? To już absolutnie nie jego problem.

Dlaczego więc skoro „to nie on jest w ciąży i to nie jego problem” decyduje co kobieta powinna robić ze sobą? Skąd on może wiedzieć czym jest ciąża? Sprawiedliwe w tym wypadku wydaje się być zrzeczenie się praw ojca do dziecka. Skoro to ja się sama męczę przez całą ciąże to do wychowania dziecka mi taki tatuś niepotrzebny.

Wielu ludzi błędnie myśli, że rola tatusia sprowadza się tylko do „dawcy spermy”. Bo co może zrobić mężczyzna. Pomimo, że medycyna pracuje nad biologicznym równouprawnieniem, naturalnie tylko kobieta może w ciąże zajść. Ale to wcale nie oznacza, że ojciec nie ma nic do roboty.

Przy czym nie chodzi o przerysowane sytuacje, gdzie mężczyzna staje na głowie i staje się niewolnikiem przyszłej matki, ale o wspólne działanie. Wymiana obowiązków między partnerami, uwzględniająca możliwości fizyczne czy wspólne wizyty u lekarza.

A jeśli chodzi o temat używek, o który rozgorzał cały spór… zmiana szkodliwych nawyków przyda się obu partnerom. Powinność w stosunku do żywego dziecka bezczelnie zamiata się pod dywan. Bo czy powinno się pić przy dzieciach? A może palić?

Wychodzenie niezależnie z jakiegokolwiek nawyku zajmuje chcąc nie chcąc dużo czasu. Dziecko niewątpliwie wymaga od wielu rodziców zmiany trybu życia na dobre. Imprezy znacznie się ograniczą i przydałoby się do tego przyzwyczaić. Jadłospis też należy zmienić. Przecież nie będziemy dziecka karmić sajgonkami z Tesco o pierwszej w nocy.

Doświadczeni tatusiowie mogą też radzić innym mężczyznom jak powinni przygotować się do ciąży, która wbrew pozorom również ich dotyczy. Poświęca się badania wpływowi używek na organizm ojca, ale jakoś nie wiadomo czy aby na pewno alkohol albo papierosy nie wpływają na jakość nasienia. Będzie to zdecydowanie lepsze od wymyślania co to ciężarna nie powinna zrobić, bo faktem jest, że ciąże znają jedynie od koleżanek, partnerek lub z forów internetowych(Wizaż w końcu wykształci wszystkich). Ten sam problem niezwykle często mają także radykalne ugrupowania katolickie.

Zajęć dla przyszłego ojca jest więc bardzo dużo. Dziecko w końcu nie bierze się z jednego rodzica. Od zarania dziejów mówi się o roli matki, ale pomija się rolę ojca. Rząd właśnie strzelił w stopę kobietom przepychając ustawę o urlopach rodzicielskich, która nie ma rąk ani nóg. Nie umiemy brać przykładu z północnych krajów. Pomimo, że często przedobrzają to jednak w tej kwestii sprawę mają rozwiązaną wzorowo.

Sprawa naświetla problem, z którym postępowcy powinni się uporać. Mamy XXI wiek mówimy o tolerancji i równości. Jesteśmy niby lepsi mądrzejsi. Ale jeśli chodzi o wychowywanie dzieci nadal przejawiamy przestarzały tryb myślenia.

Coraz więcej mężczyzn zaczyna dostrzegać swoją rolę w wychowaniu dziecka(i chwała Wam za to panowie!), ale wciąż jest ich zbyt mało.

Mimo, że nic nie usprawiedliwia narażania płodu na tak poważne uszkodzenia jak trucie go dymem tytoniowym czy alkoholem(nawet złość), kobieta to nie inkubator, który nosi facetowi dziecko. Szkoda, że tak wielu o tym zapomina.  

A więc przyszli tatusiowie… na start! Bo wbrew temu czym zdaje się nas karmić internet czy co się lansuje to prawdziwa męskość nie pochodzi od “nabierania masy”, seksu dziesięć razy w tygodniu czy(o średniowiecze!) podporządkowaniu sobie kobiety, ale z odpowiedzialności, która jest wymagana od OBOJGA rodziców w przypadku ciąży.

A skoro większość panów w pełni dojrzewa właśnie w momencie kiedy na świat przychodzi ich pierwszy potomek, warto o tym pomyśleć…

P.S. Kilka lat temu słyszałam od mężczyzny kwestię, że pójście na dziwki kiedy partnerka jest ciężarna jest usprawiedliwione, bo ma brzuch i jest w związku z tym kłopotliwa we współżyciu/nieatrakcyjna. Mamy XXI wiek. Czy mówienie takich świństw nie jest o wiele bardziej karygodne?

image

 

Restauracja Charley’s Philly Steaks w Blue City. Kanapka Swiss(duża - 23 cm) + frytki z sosem serowym + duża(0,4l) cola. Zdecydowanie lepsze i bardziej sycące niż Subway.

Obiadokolacja w De Luce w Blue City. Spaghetti aglio e olio(suszone pomidory, czosnek i oliwa z oliwek). Ok. 20 zł.

Obiadokolacja w De Luce w Blue City. Spaghetti aglio e olio(suszone pomidory, czosnek i oliwa z oliwek). Ok. 20 zł. 

“Kronos” zakupiony. W dniu premiery. Oczywiście twarda oprawa. Choć w Empiku teraz posucha jeśli chodzi o książki to “Kronos” tam jest i nawet można go nabyć z 25% zniżką.

“Kronos” zakupiony. W dniu premiery. Oczywiście twarda oprawa. Choć w Empiku teraz posucha jeśli chodzi o książki to “Kronos” tam jest i nawet można go nabyć z 25% zniżką.

Ferdydurke 2.0

Z polską literaturą jest niestety tak, że to co w niej najlepsze wcale nie jest wychwalane(przynajmniej w moim odczuciu). Na pierwszy plan wysuwa się trącące myszką komiksy Sienkiewicza, patriotyczne uniesienia Mickiewicza, albo przemyślenia Żeromskiego. Czytelnicy jednak wybierają inaczej.

Jest pisarz, który nawet teraz wydawany jest chętnie przez cenione Wydawnictwo Literackie z Krakowa. Którego wychodzący właśnie dziennik wywołał niemałe poruszenie w mediach i któremu w pewnym sensie nadano już status celebryty. Jest to właśnie Witold Gombrowicz.

Dlaczego?

Pewnie dlatego, że jego dzieła nie są po prostu dobrze napisane. Są ponadczasowe. „Ferdydurke” przeczytał(biorąc pod uwagę polskie realia - streszczenie) chyba każdy kto skończył szkołę średnią.

Kto nie zna sławnej sceny gdzie uczeń Gałkiewicz nie uważa, żeby „Słowacki wielkim poetą był”, bo jego „nie porywa i nie zachwyca”?

Ale nie tylko ten jeden epizod „Ferdydurki” odpowiada rzeczywistości, która nas otacza. CAŁA POWIEŚĆ jest praktycznie o tym co się aktualnie dzieje.

Temat szkoły akurat jest mocno wałkowany, więc tutaj go pominę. Media w zasadzie powiedziały w tej sprawie wszystko co należało.

Choć minęło prawie pół wieku od kiedy Gombrowicz nie żyje to ujęci w „Ferdydurce” „postępowcy” i „tradycjonaliści” dokładnie ilustrują mocno ścierające się środowiska we współczesnych dyskusjach.

Sportretowane są jako nowoczesna rodzina Młodziaków oraz Hurleckich zatopionych po uszy w tradycji szlachcicach.

No i jest Józio – główny bohater. Mąciciel, naruszający spokój obu rodzin.

I właśnie nasze społeczeństwo podzieliło się na takich Młodziaków i Hurleckich. W wersji 2.0. Jedni głoszą postęp gdzie tylko mogą. Drudzy chcą za wszelką cenę zachować stary porządek. Dwie skrajności, a łączy je tylko jedno – obie chcą Cię upupić i doprawić gębę(nadać określoną formę).

Jedna przekrzykuje drugą. „Postęp, nowoczesność, koniec ze stereotypami” kontra „tradycja, obyczaje, stary dobry porządek”. I tak do upadłego. Żadna nie odpuści. Nawet jeśli, w którymś momencie okaże, że Młodziakowie 2.0 wcale nie są tacy nowocześni, a Hurleccy 2.0 tacy przywiązani do tradycji to broń panie boże odstąpić od zajmowanego stanowiska. I tak wszyscy popadają w coraz większą hipokryzję.

Jest jeszcze grupa Józiów – ludzi, którzy „uciekają z jednej gęby w drugą”. Są gdzieś pomiędzy gębą nowoczesną, a tradycyjną, bo próbując ich kolejno okazuje się, że żadna tak naprawdę nie pasuje.

Młodziakowie 2.0 chcą wszystkim na wszystko pozwolić „o ile to nie krzywdzi innych”. Produkcja ludzi na życzenie? Proszę bardzo. Darmowe narkotyki? Czemu nie? Przekraczanie praw natury? Takie to nowoczesne!  Hurleccy 2.0 natomiast życzą sobie, by wszystko było po staremu. Ciężarna samotna kobieta? Wstyd! Polak nie katolik? Toż to niemoralne. Seks? Grzech, zło i czeluści piekielne!

A potem na scenie pojawia się Józio. Zaprowadza zamęt. Miesza „bezczelnie” kompot Młodziaków 2.0. „Pozwólmy 13-latkom uprawiać seks!” krzyczy co sił do nich, a ci na to, że tak nie wolno, bo to niemoralne! Potem zwraca się w stronę Hurleckich 2.0, którzy sztywno trzymają się obyczajów, a kiedy nikt  nie patrzy robią wszystko wbrew nim. Ale żadnemu nie przyjdzie do głowy odejść od modelu co to to nie.

A ja jestem jak Józio. Nie pasuję ani tu, ani tam. Od czasu do czasu prowokuję zarówno Młodziaków 2.0 jak i Hurleckich 2.0. Czy to da kiedyś jakikolwiek skutek? Nie wiem. Ale skoro od formy nie ma ucieczki, a żadna mi nie pasuje oraz wydaje się być znienawidzoną hipokryzją to cóż innego pozostaje mi robić jak tylko mieszać?

P.S. Już jutro premiera “Kronosa”…

image

Adwentyści podarowali mi oraz C. podczas Nocy Muzeów mały zestaw do ewangelizacji. Wypróbowałam go już na grzesznej młodzieży pijącej na warszawskiej skarpie, a już niedługo zacznę nawiedzać sąsiadów pytając czy odnaleźli Boga w swoim życiu i czy...

Adwentyści podarowali mi oraz C. podczas Nocy Muzeów mały zestaw do ewangelizacji. Wypróbowałam go już na grzesznej młodzieży pijącej na warszawskiej skarpie, a już niedługo zacznę nawiedzać sąsiadów pytając czy odnaleźli Boga w swoim życiu i czy jedzą kiełki. Dziękuję serdecznie za prezenty jeszcze raz! 

W ostatnią sobotę udałam się do Pink Flamingo, żeby spróbować ich lemoniady. Bardzo dobra, choć mocno kwaśna. Ani tanio, ani drogo(8 zł). Najgrubszy kot w okolicy(Tosia) zaprasza! :)

W ostatnią sobotę udałam się do Pink Flamingo, żeby spróbować ich lemoniady. Bardzo dobra, choć mocno kwaśna. Ani tanio, ani drogo(8 zł). Najgrubszy kot w okolicy(Tosia) zaprasza! :)