• Epizod ten, jak twierdzi autor, wpisuje się w szersze starania rządu PiS, aby wykorzystać przeszłość do stworzenia niepotrzebnej narracji o Polsce jako ofierze
  • Polska powinna przestać dążyć do wykorzystywania swojej bolesnej przeszłości i zniekształcania teraźniejszości, dodaje Echikson
  • Echikson: historii sukcesu Polski ostatnich dziesięcioleci, towarzyszy opowieść, pokazujaca wzrost niebezpiecznego populizmu
  • Od 2015 roku nacjonalistyczny rząd próbuje zniszczyć niezależność prasy i sądów, próbuje narzucać cenzurę historyczną i ogranicza edukację o Holokauście, pisze autor
  • To znak naszych szalonych czasów, że amerykański Żyd wierzy, iż syn oficera hitlerowskiej armii jest jednym z najlepszych obrońców najcenniejszych demokratycznych wartości, konkluduje Echikson

Artykuł w oryginale na tronie POLITICO.eu

Ponad trzy dekady temu spotkałem w Paryżu młodego niemieckiego dyplomatę. Nazywał się w trudny do wymówienia sposób: Arndt Freytag von Loringhoven. Dla mnie był to po prostu Arnie: łagodny z usposobienia, choć wielkiej postury, poliglota, kulturalny ojciec dwóch wspaniałych chłopców, który wraz z żoną Barbarą, dziennikarką, urządzał miłe, stymulujące i pyszne kolacje.

Dopiero później dowiedziałem się, że ojciec Arniego, Bernd, był oficerem Wehrmachtu, który przygotowywał notki informacyjne w bunkrze Hitlera.

To odkrycie, które początkowo zszokowało mnie, urodzonego w Ameryce Żyda, nie zniszczyło jednak naszej przyjaźni.

Wręcz przeciwnie, zmusiło mnie do ponownego przemyślenia mojego bojkotu Niemiec z powodu ich nazistowskiej przeszłości. Arnie, który awansował potem w służbie zagranicznej, został następnie zastępcą dyrektora Federalnej Służby Wywiadowczej, ambasadorem Niemiec w Czechach, a w 2016 roku pierwszym szefem wywiadu NATO, pomógł mi przekonać się, jak bardzo jego kraj wydobył się z popiołów II wojny światowej.

Choć Arnie zajmował wysokie stanowiska, robił to w sposób skromny, bez żadnych fanfar. Nie zwracano na niego uwagi, nie przyciągał uwagi mediów. Zmieniło się to tego lata, gdy został mianowany ambasadorem Niemiec w Polsce, a polski rząd odmówił oficjalnej zgody dyplomatycznej. Polskie media informowały, że Jarosław Kaczyński, wojowniczy konserwatysta i de facto przywódca kraju, sprzeciwił się tej nominacji z powodu przeszłości ojca Arniego.

We wrześniu Polacy ustąpili, choć niechętnie. Wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk ogłaszając zgodę na nominację Arniego, podkreślił, że Niemcy powinni zwracać uwagę "na szczególny rodzaj polskiej wrażliwości, wynikający z faktu, iż zbrodnie II wojny światowej pozostają cały czas w świadomości polskiego narodu wielką niezabliźnioną raną".

Polska narracja "ofiary"

Incydent ten wpisuje się w szersze działania Polski pod rządami konserwatywnego Prawa i Sprawiedliwości, aby wykorzystać przeszłość do stworzenia niepotrzebnej narracji wiktymizacji.

Polacy ucierpieli niezmiernie w czasie II wojny światowej. Nikt nie powinien o tym zapominać. Ale Polska powinna przestać dążyć do wykorzystywania swojej bolesnej przeszłości i zniekształcania teraźniejszości. Przebyła długą drogę: w latach 80., kiedy poznałem Arniego i zajmowałem się PRL-em jako dziennikarz, kraj był szary i ponury. Wszystko przenikała komunistyczna propaganda. Półki sklepowe były puste. Ubóstwo było powszechne.

Dzisiaj, dzięki swoim niezwykłym wysiłkom, Polska jest państwem spokojnym i dostatnim. Jest demokratyczna, suwerenna i jest pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej.

Nowoczesne demokratyczne Niemcy są przyjacielem. Półki sklepowe są pełne. Od czasu zrzucenia kajdan komunizmu Polska notuje średnio 4,1 procentowy wzrost gospodarczy rocznie, równy Korei Południowej i wyższy niż Singapur. Przetrwała kryzys finansowy w latach 2007-08, kiedy jej sąsiedzi przeżywali załamanie.

Ponad 80 proc. Polaków deklaruje, że jest zadowolonych ze swojego życia, gdy tylko połowa z nich twierdziła tak na początku procesu odchodzenia od komunizmu.

Jednak tej historii gospodarczego sukcesu towarzyszy inna, mówiąca o wzroście niebezpiecznego populizmu. Od 2015 roku nacjonalistyczny rząd próbuje zniszczyć niezależność prasy i sądów, narzuca cenzurę historyczną i próbował ograniczyć edukację o Holokauście. Publiczne przejawy antysemityzmu narastają, mimo że społeczność żydowska w kraju jest niewielka, zaś rząd upiera się, że w czasie II wojny światowej Polacy cierpieli tak samo jak Żydzi.

W styczniu 2018 r. polski parlament uchwalił ustawę o cenzurze Holokaustu, która zabraniała dyskusji o współudziale w nim polskich organizacji państwowych i wojskowych. Polskie szkoły i uniwersytety nie miały już nauczać bez obawy przed ściganiem o tym, co stało się na przykład w Jedwabnem w 1941 r., kiedy Polacy dokonali masakry ludności żydowskiej w tym mieście. Pół roku później, pod międzynarodowym naciskiem, Sejm usunął z ustawy te kontrowersyjne zapisy.

Rząd polski jednak nadal posługuje się historią by zatruwać stosunki z Niemcami i powtarza żądanie od Berlina odszkodowań za szkody wyrządzone krajowi w czasie II wojny światowej. Kaczyński oskarżył nawet kanclerz Niemiec Angelę Merkel o to, że była pionkiem Stasi, dawnej tajnej policji NRD.

Jeśli historia Arniego ma być kolejnym smutnym przykładem nieustających antyniemieckich pokrzykiwań w Polsce, to przypomina ona również, że te stereotypy już się nie sprawdzają.

Ojciec Arniego był zawodowym oficerem armii, nie został oskarżony o żadne zbrodnie wojenne, a następnie został generałem w powojennych siłach zbrojnych Niemiec. Gdziekolwiek Arnie służył, opowiadał się za wolnością i demokracją. Po tym jak Donald Trump został prezydentem USA w 2016 r., żartowałem z niego – z całą powagą – że sytuacja się odwróciła i że teraz to on i Niemcy są "obrońcami" demokracji.

Mocno wspieram Arniego w jego walce o poprawę zepsutych stosunków polsko-niemieckich, kiedy wciąż słyszy od Polaków o niemieckich gwałtach na ich kraju. To chyba znak naszych szalonych czasów, że amerykański Żyd wierzy, iż syn oficera hitlerowskiej armii jest jednym z najlepszych obrońców najcenniejszych demokratycznych wartości.

Redakcja: Michał Broniatowski