Czy Bóg jest kosmitą lub sumeryjskim mitem? Polemika z kanałem Kosmiczne Opowieści

Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (880)
Czy Bóg jest kosmitą lub sumeryjskim mitem? Polemika z kanałem Kosmiczne Opowieści

W marcu na kanale Kosmiczne Opowieści pojawił się obszerny, bogato opatrzony źródłami i bardzo rzeczowo zrealizowany film Prawdziwa Historia Boga – Biblia i Sumerowie. Autor sugeruje w nim, że zaprezentuje inną historię Boga niż ta znana z kościołów czy lekcji religii.

Materiał ten jednak, pomimo zebrania ponad 200 tys wyświetleń i w ogromnej większości pozytywnych ocen, wymaga pewnego komentarza. Oczywiście warto zaznaczyć, że kanał “Kosmiczne Opowieści” ma swoją specyfikę, choćby w powszechnym, choć nigdy jednoznacznym spekulowaniu na temat wpływu obcych na historię ludzkości.

W zrozumieniu tego, nie będziemy się tu oczywiście odnosić to tych wątków, a jedynie do informacji przytaczanych tam jako fakty historyczne. Gdyż pomimo iż wśród nich ogromna większość jest technicznie rzecz ujmując prawdziwa, to tak się składa, że jest to też dobry przykład problemów płynących z prezentowania teoretycznie poprawnej treści w sensacyjnej otoczce oraz rzutowania współczesnego rozumienia pewnych pojęć na przeszłość bez uwzględnienia kontekstu ówczesnych realiów. Co powoduje, że może to wszystko wywołać u odbiorcy kompletnie niepoprawne wrażenie na temat opisywanego zjawiska.

Niespójność w rozumieniu idei Boga

Już w pierwszych minutach autor poprawnie stwierdza, że zarówno żydzi, muzułmanie jak i chrześcijanie wierzą w tego samego Boga – transcendentnego stwórcę wszechświata. Z jednej stronny, z uwagi na to, że religie te opisują Boga nieco inaczej, to autor przyznając że mimo to, wszystkie one czczą ten sam byt, zdaje się rozumieć, że koncept Boga nie sprowadza się do zestawu cech, czy zewnętrznych atrybutów, a raczej o do jego istoty, do bycia źródłem wszechrzeczy. Innymi słowy, że trzy największe religie monoteistyczne w swoich ideach Boga odnoszą się do tego samego, do koncepcji Absolutu, z definicji pojedynczego, najwyższego, pełnego, niczym nieuwarunkowanego bytu.

Jednakże z drugiej strony, w dalszej części filmu autor odnosi się do Boga Jahwe jakby był on rozumiany po prostu jako potężna istota na kształt Zeusa czy innych bogów, których może istnieć wielu. Następuje tu popularne nierozróżnienie słów Bóg (Absolut) i bóg (potężna istota), które mają nieco inne znaczenia nawet w Słowniku Języka Polskiego. W końcówce pada nawet stwierdzenie: “Jahwe jest tylko jednym z wielu bogów elohim. (…) Wszechmogący Bóg, stwórca wszechświata być może istnieje,a  być może nie istnieje. Trudno uznać jednak by takim bogiem był ten czczony przez chrześcijan, żydów i muzułmanów.” Sugerowanie, że współczesne religie monoteistyczne czczą antropomorficzną istotę na kształt niewidzialnego dziadka w chmurach jest twierdzeniem nie tylko błędnym ale po prostu niepoważnym, dla którego miejscem są co najwyżej umysły dzieci i antyteistyczne grupki na Facebooku.

“Problem” z elohim

Podobnie, autor zdaje się “odkrywać”, że słowo elohim (występujący takżę w liczbie mnogiej) używane do określania Boga choćby w pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju ma “ujawniać”, że starożytni Izraelici w istocie uznawali także istnienie innych bogów. Co ponownie, technicznie rzecz ujmując nie jest błędem, ale przedstawione jest to bez kontekstu kulturowego dając zupełnie niepoprawny, stylizowany na sensacje obraz tego tematu.

Po pierwsze, to zawarte w filmie sugestie jakoby autorzy Biblii traktowali Jahwe po prostu jako jednego z wielu elohim, czyli jedną z wielu nadludzkich istot jest kompletnie błędne. Słowo elohim oczywiście może odnosić się do bogów innych ludów, ale także do aniołów, czy “istot niebieskich” (PS 8,6). Nie oznacza to przecież, że Izraelici nie rozróżniali Boga od aniołów, a jedynie że mieli zbiorczy termin będący tytułem określającym byty niematerialne. Co więcej, pomijając już nawet późniejszą tradycję i nauki Kościoła, to sama Biblia wyraźnie sugeruje, że Jahwe jest Absolutem, jego istotą jest istnienie samo w sobie (“Jestem, który jestem” – Wj 3,14), że jest on kimś nieporównywalnym, wyższym bytem, nawet w porównaniu do innych elohim. Jest on Bogiem ponad bogami, elohim ponad elohim  (Ps. 136:2), a także żaden inny byt nie może być do niego porównany – że nie ma żadnego elohim obok Niego (Iz 45,5).

Tak jak pisaliśmy na początku, Bóg Izraela, przynajmniej od czasu tradycji mojżeszowej i uznania Jahwe (“ten który jest”) jako objawione przez niego imię, rozumiany jest jako Absolut, a poprzez fakt że nie jest on bytem materialnym, można się do niego również zwracać tytułem elohim. Natomiast jako stwórca i źródło wszechrzeczy nie jest on bytem równoległym czy porównywalnym do innych bogów, którzy choć również mogą być nazywani zbiorczym terminem elohim, to rozumiani są jako potężne byty lub personifikacje sił przyrody.

Kolejno film twierdzi, że “odkrywa pewną zdumiewającą rzecz” w postaci tego, że Izraelici wierzyli w realne istnienie także obcych bogów, oraz że w praktyce oddawali cześć także im, a nie tylko Jahwe. Wspominając przy tym dowody archeologiczne wskazujące kult wielu bogów w starożytnym Izraelu. Sęk w tym, że znów jest to niestety rzutowanie dzisiejszego rozumienia kategorii religijnych na starożytne realia. “Zdumiewające” może być to wyłącznie dla współczesnej osoby, wychowanej chrześcijańskiej kulturze, która treść Pisma Świętego zna co najwyżej z czytań w kościele. 

Tymczasem już z pierwszych ksiąg samej Biblii, jednoznacznie wynika, że w rozumieniu jej autorów obcy bogowie i inni elohim są jak najbardziej prawdziwi. W Księdze Wyjścia możemy przeczytać, że w ramach ostatniej plagi, Jahwe dokona sądu nad wszystkimi bogami (elohe – l. mnoga od elohim) Egiptu (Wj 12,12). W tradycji Izraela było też wyraźnie zakorzenione, że każdy naród ma swojego duchowego opiekuna (elohim), którzy walczą między sobą gdy zmagają się narody pod ich opieką. Jednak wbrew temu co sugeruje omawiany film orędownikiem Izraela nie był Jahwe rozumiany jako Absolut, ale archanioł Michał walczący według Biblii z duchami narodów będących wrogami Izraelitów (Dn 10,13). Zatem, jak na starożytny bliskowschodni lud przystało, oczywiście, że autorzy Biblii uznawali realność wielu różnych bytów niematerialnych, również bóstw którym służyły inne narody.

Podobnie jest w kwestii rzekomej “odkrywczości” kultu wielu bóstw w Izraelu. Tymczasem, przecież jednym z głównych motywów Starego Testamentu jest właśnie to, że naród wybrany raz za razem czci i składa ofiary obcym bogom łamiąc przymierze, które zawarli z Jahwe. Biblia wielokrotnie wprost stwierdzają, że Izraelici regularnie oddają część obcym bóstwom (Joz 24,14; Krl 11,5; Jr 8,19; Sdz 2,12). Pierwsza Księga Królewska sugeruje wręcz, że w pewnym momencie w Izraelu było jedynie siedem tysięcy wiernych Jahwe, którzy nie pokłonili się przed Baalem (1 Krl 19,18). Sugestie jakoby bogowie innych ludów nie byli rzeczywistymi bytami są w Starym Testamencie sporadyczne, niejednoznaczne i pojawiają się pojedynczo dopiero w późniejszych tekstach, takich jak psalmy (PS 96,5).

Wiele z wymienionych tu nieporozumień bierze się też z dzisiejszego rozumienia słowa monoteizm, które obecnie zazwyczaj oznacza po prostu założenie, że istnieje jeden Bóg, będący Absolutem. Nie wchodząc jednak przy tym w szczegóły tego co to właściwie oznacza i biorąc jako domyślne formę tego poglądu we współczesnych społeczeństwach w większości w ogóle nie uznających (a przynajmniej nie publicznie) istnienia nadnaturalnych istot duchowych.

Tymczasem wśród starożytnych Izraelitów przekonanych o powszechności takich bytów, nawet świadomość istnienia Absolutu i tego że tradycja nakazuje czcić tylko jego nie musiała się wykluczać z oddawaniem czci pomniejszym bytom, zwłaszcza w realiach i silnego wpływu innych kultur, niejednokrotnie przeważających nad ich własną. Zatem tak – starożytni Izraelici, zwłaszcza w pierwszych okresach istnienia państwa wierzyli w istnienie i oddawali cześć wielu różnym bóstwom. Wynika to wprost z Biblii i zauważenie tego jest w pełni spójne nie tylko z jej tekstem, ale i z katolicką wizją na historię zbawienia, w której naród wybrany wielokrotnie odwraca się od Stwórcy.

Oczywiście fakt, że dla wielu ludzi taka całkowicie spójna z Biblią perspektywa jest skutecznie przedstawiana jako “odkrywcza” jest też przykrym komentarzem do stanu edukacji religijnej Polaków. Zaniedbania i “jasełkowość” polskiej katechezy skutkuje tym, że sporej części naszego teoretycznie katolickiego narodu kompletnie obce są nawet podstawowe fakty pomagające zrozumieć mentalność ludzi, od których wywodzi wiele elementów naszego rozumienia moralności i ontologii.

Opowieści biblijne jako “kopie” sumeryjskich mitów

W filmie kilkakrotnie pada oskarżające stwierdzenie, że Biblia “kopiuje” wcześniejszych, obcych mitologii. Pojawia się nawet zarzut, że “żydzi, chrześcijanie oraz muzułmanie uważają kopie powstałe znacznie później za prawdziwe historie”. (Film nie wchodzi niestety w szczegóły tego co ten zarzut ma dokładnie oznaczać. A można by tego oczekiwać, choćby w świetle tego, że doktryna katolicka kategorycznie odrzuca uznawanie pierwszych opowieści Księgi Rodzaju za dosłowny opis wydarzeń historycznych.) Przyjrzyjmy się zatem opowieści o potopie, w której najłatwiej odnaleźć podobieństwa do innych starożytnych utworów, takich jak mezopotamski Epos o Gilgameszu.

Zacznijmy od tego, że podobnie jak np. wojna trojańska dla starożytnych Greków, potop był wydarzeniem oczywistym dla ówczesnych mieszkańców bliskiego wschodu oraz istotnym elementem tamtejszych legend i mitów założycielskich. Oczywiście istniało wiele różnych, najczęściej dopasowanych do danej kultury opowieści o tym wydarzeniu, dzielących między sobą wiele szczegółów, z uwagi na wywodzenie się ze wspólnej tradycji, najpewniej powiązanej z realnym wydarzeniem lokalnego potopu. Jednakże nawet w obrębie jednej kultury mogły istnieć różne jego wariacje.

Sam Epos o Gilgameszu, którego opowieść o potopie jest jedynie małym fragmentem, istnieje w wielu różniących się od siebie wersjach, powstających na przestrzeni tysiącleci. A każda kolejna, aktualizowała starszy tekst, dodając coś lub zmieniając. Dlatego też biblista Jeffrey H. Tigay w książce “The Evolution of the Gilgamesh Epic” zwraca uwagę, że pomimo iż pierwsze wersje opowieści o Gilgameszu powstały rzeczywiście ponad tysiąc lat przed redagowaniem Księgi Rodzaju, to jednak fakt, że tamtejszy fragment o potopie bardzo silnie różni się stylem od reszty eposu sugeruje, że został on dodany w jego późniejszych wersjach powstałych w podobnym czasie do pierwszej księgi Biblii.

Biblijny potop nie kopiuje tekstu wcześniejszych dzieł, a co najwyżej wraz z nimi czerpie ze wspólnej tradycji opowieści o tym wydarzeniu. Jest on kolejną, dopasowaną do religii Izraela adaptacją, zbudowaną na powszechnie wtedy przekonaniu o potopie. Naturalnie, przy komponowaniu tekstu tego fragmentu Księgi Rodzaju mogły istnieć wpływy wcześniejszych wersji tej opowieści, ale nazywanie tego po prostu “kopią” starszych tekstów wywołuje u odbiorców kompletnie fałszywe wrażenie plagiatowania czyjejś pracy, czy przyswajania cudzej mitologii.

Mojżesz i wątpliwe autorstwo

Można także wspomnieć o przytoczonym filmie i powracającym w wielu materiałach na ten temat “odkryciu”, że tradycja przypisująca autorstwo Pięcioksięgu Mojżeszowi jest nieprawdą lub mistyfikacją, gdyż tekst ten został tak naprawdę spisany przez kogoś innego, a do obecnej wersji zredagowany był najprawdopodobniej setki lat później, w czasach niewoli babilońskiej. Co ponownie, teoretycznie jest poprawne, ale podawane jest bez kontekstu i sugeruje błędne wnioski co do oceny tradycji. 

Zacznijmy od tego, że Mojżesz umiera w Pięcioksięgu, więc w oczywisty sposób nie mógł osobiście go spisać, z czego powinni zdawać sobie sprawę wszyscy, którzy przeczytali ten tekst ze zrozumieniem. U niektórych może to rodzić pytanie, czy tradycja przypisująca pomimo to autorstwo tych ksiąg do Mojżesz nie zauważyła tego? Pytania takie, choć z dzisiejszej perspektywy wydają się uzasadnione, biorą się jednak z tego, że współcześnie kompletnie inaczej rozumiemy samą ideę autorstwa i proces powstawania ksiąg. Profesor John Walton zwraca uwagę, że współcześni często myślą o starożytności tak jak o dzisiejszym rynku wydawniczym, w którym mamy konkretnych autorów, książki drukowane jako identyczne egzemplarze, prawa wydawnicze, koncepcje plagiatu etc.

Tymczasem w starożytności koncepcje autora i książki były czymś bardzo różnym od tego jak rozumiemy je obecnie. W świecie, gdzie ogromna większość nie potrafi czytać i opartym przede wszystkim o ustne przekazywanie informacji, podstawowym źródłem treści nie są autorzy, ale autorytety – postacie tacy jak królowie, prorocy, czy patriarchowie, których nakazy i postanowienia rozpowszechniane są poprzez opowiadanie ich innym ludziom. Były one czasem spisywane, ale nie przez ludzi od których pochodziła ta treść, ale przez skrybów, niejednokrotnie nie bezpośrednio słuchających słów autorytetu, ale np. kogo kto je relacjonował. Dopiero później, czasem wiele lat później notatki skrybów były przepisywane i redagowane do jednej całości, formując księgę, która była ostatnim etapem długiego procesu w który zaangażowane było wiele różnych osób.

eDlatego np. mówiąc np. że Homer jest autorem Iliady i Odysei nie mamy na myśli, że on osobiście je spisał. Teksty pisane powstały wiele pokoleń później, przy udziale licznych pośredników, ale przyjmujemy, że jest Homer (czy raczej jego historyczny pierwowzór) jest ich autorem, w tym sensie, że zapoczątkował on tradycję, która poskutkowała ostatecznym zawarciem jego opowieści w księgach. Księgi homeryckie nie są bezpośredniego autorstwa Homera, ale są napisane z jego autorytetu, “w jego imieniu”. Dlatego też stwierdzenie, że tekst pięcioksięgu został spisany do obecnej formy wiele lat po życiu postaci, której przypisuje się jego autorstwo jest oczywiście prawdą i nie jest niczym zaskakującym. Natomiast przedstawianie tego w formie zarzutu i “odkrywania” jakoby tradycja przypisuje te teksty Mojżeszowi była fałszywa, może się brać z niezrozumienia ówczesnego procesu powstawania literatury.

Na koniec…

Chciałbym na końcu, ponownie bardzo wyraźnie zaznaczyć, że niniejsza krytyka absolutnie nie na być atakiem na twórcę omawianego filmu. Z prywatnej perspektywy uważam wiele jego filmów za ciekawe i godne polecenia. Także w tym materiale widać ogrom włożonej w pracy i po części skuteczną próbę rzetelnego podejścia do tematu. Problem jednak polega na tym, że sądząc po licznych pojawiających się pod materiałem komentarzach, wielu odbiorców bierze go jako kompleksowe, wyczerpujące spojrzenie na tę kwestię. Tymczasem, tak nie jest. Jak zostało wyjaśnione, pomimo iż film w sporej większości zawiera teoretycznie poprawne informacje historyczne, to w wielu przypadkach brakuje im kontekstu, a jeśli widz sam go nie zna, to może to tworzyć w nim niepoprawny obraz historii.