Czy wysoka moda wisi na jednej nitce? Przyszłość haute couture.

Kakofonia podekscytowanych pokrzykiwań z czasem zamienia się w niezauważalny biały dźwięk. Dziesiątki osób przemieszcza się wśród wieszaków i parownic, uskuteczniając nieskoordynowany taniec nowoczesny. Bele materiałów stają się próbnym wybiegiem dla smukłych jak gazele modelek, a skrawki kolorowych próbek przysiadają na szkicach jak delikatne motyle. Krawcowe przyklękają przy manekinach na kolanach, z pietyzmem gładząc kreacje, wymodlając cicho ich sukces. Setki dłoni z palcami o sprawności pianistów wyszywa kunsztowne wzory z drobnych korali, okiełznuje pióra i upina najdroższe tkaniny. Ot, typowy dzień pracy w haute couture.

Rok 1998. Kolekcja Galliano dla Diora. Mała Joanna z rozdziawionymi ustami śledzi kolejne modelki prezentujące kreacje w paryskiej operze. Wyraziste, wampowe makijaże rodem z lat 20, zmysłowe pozy i wyraźne rokokowe inspiracje – sądziłam, że właśnie tak wygląda to, co mieści się w krótkim słowie „moda”. Absolutnie magiczne, odrealnione i mogące stanowić tło dla baśni.

Podobne skojarzenia budzi haute couture – moda rozbuchana, midasowa, niecodzienna. Wychylająca swoją głowę dwa razy do roku – w styczniu i w lipcu. Niesłusznie przypisywana dziełom wielu domów mody, wszak jedynie wybrani mogą posłużyć się tytułem twórcy mody wysokiej – wystarczy wspomnieć rygorystyczne kryteria uwzględniające między innymi ręczne szycie, zatrudnianie ponad 20 osób i atelier w Paryżu.

Krytycy uważają haute couture za festiwal rozpasania, kompletnie nieprzystający do współczesnych realiów – żądając tym samym mody, która będzie praktyczna i idąca ramię w ramię ze współczesnym stylem życia. Pokazy uznawane są za dziwaczną, komicznie przeintelektualizowaną  i desperacką próbę nadania znaczenia krawiectwu, które powinno być przede wszystkim użyteczne – wieszcząc tym samym koniec haute couture.

Cóż, pomijając osobiste odczucia odnośnie poszczególnych kolekcji, do łabędziego śpiewu haute couture jeszcze daleko. Dlaczego? Przecież od tego jest sztuka, aby podsycać nasze marzenia, dawać ukojenie, przenosić na chwilę do nieco innego świata. Z całym szacunkiem do prêt-à-porter, to właśnie moda wysoka karmi zmysły najbardziej pożywnym pokarmem.

Zarzut horrendalnych cen projektów można  wyjaśnić podchodząc do haute couture jak do formy najwyższego artyzmu – nikt nie protestuje widząc rząd sześciu zer na aukcjach obrazów mistrzów. Patrząc na to z racjonalnej strony, setki godzin spędzonych przez wykwalifikowanych twórców na ręcznym szyciu, kunsztownym ozdabianiu, tworzeniu drogocennych aplikacji, sprowadzaniu niezwykłych materiałów i dziesiątkach przymiarek daje dość jednoznaczny rachunek.

Haute couture to chęć ujęcia przez domy mody wizji potrzeb klientów. To oczywiście również forma PR-owej zagrywki, chęć wyznaczenia drogi, którą zechcą podążać tysiące, kupując jak szarańcza projekty marki, dorzucając cegiełkę do legendy domu mody, wgryzającej się w zbiorową świadomość. Haute couture jest pawiem wyprowadzanym na smyczy przez projektantów mody – ma pokazywać potencjalnym klientom kunszt ich portfolio i niemal nieograniczone możliwości. Choć dla wielu domów mody lwia część dochodu pochodzi ze sprzedaży akcesoriów, wciąż pragną uczestniczyć w krawieckiej orgii – demonstrując tym samym siłę swojej marki tam, gdzie koszty nie mogą ograniczać ambicji, moda zwalnia, a tradycyjni rzemieślnicy demonstrują swoje umiejętności.

Pod fasadą mody przemycana jest często ważna myśl przewodnia, będąca metaforycznym komentarzem dotyczącym sytuacji społecznych (wystarczy wspomnieć tegoroczny pokaz kobiecego wsparcia u Diora w cyrkowym ujęciu) – po raz kolejny udowadniając, że dzieła to zdecydowanie coś więcej, niż „ładne ubrania”.

Najskuteczniejsza droga do sukcesu wiedzie przez wywołanie w odbiorcach konkretnych uczuć poprzez zapierający dech w piersiach spektakl. Krótki i intensywny mariaż muzyki, pięknej scenografii i szokujących/nowatorskich/nierealnie pięknych (niepotrzebne skreślić…lub nie) kreacji. Ten teatralny cykl życia modowego motyla tka najdelikatniejszą nicią historię i wywołuje pragnienia.

Właśnie to tworzy sny, właśnie to napędza sprzedaż, właśnie to kilka razy w roku skupia na sobie oczy całego świata i to, stanowi creme de la creme mody. A haute couture? Pozostanie wiecznie zmieniającym się kameleonem, który zamiast kolorowych łusek prezentuje lustra odbijające zniekształconą rzeczywistość.

Udostępnij: