Frank po 4 zł? Kredyty we frankach gnębią Polaków. Rząd może pomóc

2014-11-02, 12:57

Frank po 4 zł? Kredyty we frankach gnębią Polaków. Rząd może pomóc
Zdaniem analityków, 5 zł za franka – to jest ten tzw. próg bólu dla kredytobiorców.Foto: Glow Images/East News

Frank szwajcarski kosztuje 3,49 zł. A analitycy ostrzegają, że za miesiąc może kosztować ponad 4 zł. Ponieważ w Szwajcarii, właśnie za miesiąc odbędzie się referendum, które będzie dotyczyć rezerw złota. Jeżeli Szwajcarzy zdecydują, że należy je zwiększyć, to wtedy złoty może się osłabić, a właściwie frank się umocni, i to oznacza wyższe raty kredytów frankowych.

Posłuchaj

Problem z frankiem szwajcarskim polega na tym, że zmienił się kurs. Ale to nie oznacza wcale, że państwo ma pomagać. Dlatego ta dyskusja jest chybiona – podkreśla na antenie radiowej Jedynki Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich.(Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

Dlatego premier Ewa Kopacz poprosiła Komisję Nadzoru Finansowego o zbadanie, czy polski sektor finansowy poradzi sobie z tym, a wicepremier Piechociński zapowiada, że Rada Ministrów też pilnie zajmie się tym problemem.

– Prognozy, że frank będzie niedługo kosztował 4 zł są oderwane od rzeczywistości. Szwajcarzy bowiem już parę lat temu zablokowali kurs franka na poziomie: 1,22 franka =1 euro, i bronią tego kursu. Ponieważ mocny frank oznacza problemy dla szwajcarskiej gospodarki – podkreśla na antenie radiowej Jedynki Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich. – Natomiast oczekiwanie, że w tej sytuacji może coś zrobić polski rząd – jest nierealistyczne. Zgodnie z naszym prawem nie ma bowiem żadnych możliwości – dodaje ekonomista.

Czy kredytobiorcy we frankach są w nadzwyczajnej sytuacji

Kredyty frankowe należą do najlepiej spłacanych, co wielokrotnie sprawdzała Komisja Nadzoru Finansowego. Dlatego to całe zamieszanie – to być może burza w szklance wody. Nawet jeśli wynik referendum będzie niekorzystny dla kredytobiorców, to trzeba pamiętać, że Szwajcarzy nie są zainteresowani nadmiernym umocnieniem franka.

– Tylko 3 proc. Polaków ma problemy ze spłatą kredytów walutowych, podobnie jak w przypadku kredytów złotowych. Dlaczego więc mamy pomagać tylko tym, którzy wzięli kredyty we frankach, a nie tym którzy np. stracili pracę albo mieszkają na terenach zagrożonych dużym bezrobociem. Po drugie – dlaczego mamy wydawać państwowe pieniądze na pomoc dla osób, które zaciągnęły te kredyty. Załóżmy, że stopy procentowe zostaną obniżone, kredyt w złotych będzie tani, Polacy zaciągną kredyty na zakup mieszkań, a za kilka lat stopy wzrosną, będą kłopoty ze spłatą, czy wówczas rząd też będzie im pomagał? Uważam, że tylko w sytuacji kryzysu porównywalnego do tego sprzed paru lat, takie prognozy dotyczące kursu byłyby realne – komentuje Petru.

Kłopoty ze spłatą kredytów to problem społeczny

Jednak profesor Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, nie zgadza się z podejściem Ryszarda Petru. Uważa, że państwo powinno mądrze interweniować i pomóc w rozwiązaniu problemu spłat hipotecznych kredytów walutowych.

– Nie ma dobrego rozwiązania. To zaproponowane przez Związek Banków Polskich to jest rozwiązanie dot. zmiany statusu tych ludzi, którzy mają to mieszkanie – z właścicieli na wynajmujących. Ale to mieszkanie musiałby ktoś przejąć. W projekcie miałby to być Bank Gospodarstwa Krajowego. Problemem jest jednak, jak zarządzać tymi mieszkaniami – wyjaśnia.

Ale dla banków byłoby to świetne rozwiązanie. Bo właściwie nie poniosłyby żadnych konsekwencji. W momencie, kiedy wejdzie to nowe prawo upadłościowe i naprawcze oraz prawo o upadłości konsumenckiej, to banki będą musiały ponieść konsekwencje tego, że udzieliły kredytów osobom, które teraz nie mogą ich spłacić. – Jest to więc problem społeczny, wobec tego państwo powinno się włączyć, ale z drugiej strony powinno to zrobić w taki sposób, żeby nie było tak, iż ryzyko całkowicie przejmuje na siebie państwo, a zyski z tego przedsięwzięcia mają prywatne banki – podkreśla prof. Mączyńska.

Zdaniem Ryszarda Petru, sektor bankowy też bierze na siebie odpowiedzialność, ponieważ, jeśli ktoś nie spłaca kredytu, to bank na tym traci.

Skala problemu „kredyty we frankach”

– Pod koniec 2012 roku prawie 600 tys. umów kredytowych było zawartych na kredyty we frankach szwajcarskich. Obecnie mamy ok. 1,9 mln umów kredytowych, czyli ok. 1/3 kredytobiorców, którzy kupili mieszkania, spłacają te kredyty we frankach. I gdyby musieli dzisiaj spłacić całość, to musieliby oddać więcej niż warte są ich mieszkania, właśnie ze względu na kursy waluty. Bo po przeliczeniu tego długu po dzisiejszym kursie, ta suma byłaby większa niż 5–7 lat temu, kiedy był boom na kredyty we frankach – tłumaczy gość Polskiego Radia 24, Halina Kochalska, ekspertka Open Finance.

Większość kredytobiorców, nawet gdyby sprzedali swoje mieszkania, to i tak pozostaliby z ogromnym długiem. Ponieważ np. jeśli ktoś w 2008 roku, żeby kupić mieszkanie za 300 tys. zł, wziął kredyt na 122 tys. franków, a nieruchomości były wówczas na tzw. górce cenowej, to dzisiaj te nieruchomości są znacznie niżej wyceniane. Ponadto, jeśli nawet spłacił 20 tys. franków, to te pozostałe 100 tys., po przemnożeniu przez obecny kurs, daje o 60 tys. większą sumę.

Rozwiązanie leży w Szwajcarii

Problem niespłacania kredytów dotyczy różnych grup, różnego rodzaju kredytów.

– Państwo nie jest od tego, żeby wszystkich ratować. Powinno się ono zajmować najbiedniejszymi, którzy nie mogą sobie poradzić, a nie tymi, którzy wzięli pożyczki. To jest niepoważne. Problem z frankiem szwajcarskim polega na tym, że zmienił się kurs. Ale to nie oznacza wcale, że państwo ma pomagać. Dlatego ta dyskusja jest chybiona. Chyba, że będziemy pomagać tak jak na Węgrzech, poprzez interwencję i zapłacą za to banki, a potem banki przerzucą te koszty ma klientów – ocenia Petru.

Ekspert podkreśla też, że jego zdaniem Szwajcarzy będą bronić kursu swojej waluty, po drugie problem z tymi kredytami jest podobny jak ze złotowymi, a tu nikt chce pomagać, i po trzecie – rząd nie powinien podejmować żadnych interwencji, ponieważ są one niedobre i niebezpieczne zarówno dla rynku, jak i dla całej gospodarki.

Czyli:  jest problem z kredytami walutowymi, czy też nie

Czy pozostawienie tej sprawy tylko na głowie  kredytobiorców nie jest bagatelizowaniem zjawiska?  Prezes NBP prof. Marek Belka też zwrócił uwagę na ten problem, i KNF kilka miesięcy temu jednak zakazał udzielania kredytów w walutach osobom, które zarabiają w złotych.

Przy jakim pułapie kursu franka mogą być spore problemy?

Kiedy kredyty we frankach, w latach 2007–2008 były masowo udzielane, to wówczas KNF nakazał restrykcyjne badanie zdolności kredytowej klientów. Banki musiały tak policzyć zdolność kredytową klientowi, jakby pożyczał w złotych i do tego jeszcze na kwotę wyższą o 20 proc. WIBOR wynosił wówczas ok. 7 pkt proc. i razem z marżą dawało to ok. 8-proc. oprocentowanie tych kredytów.

– Przy kredycie złotowym na 300 tys., na 30 lat, rata wynosiła 2 100 zł, a frankowego 1400 zł. Jednak nawet na taką ratę klient frankowy musiał mieć zdolność kredytową o 20 proc. wyższą niż na złotowy. Czyli musiał mieć zdolność kredytową ok. 2 500 zł. Żeby dziś jego rata wzrosła do tego poziomu, to frank musiałby kosztować w granicach 5 zł. I to jest ten tzw. próg bólu dla kredytobiorców – podkreśla gość Polskiego Radia 24 Halina Kochalska. Bo sama rata we frankach jest wyjątkowo mała, ze względu na niskie oprocentowanie, a cały koszt wynika z wysokości kursu.

Obecnie zaś około 20 tys. gospodarstw domowych nie jest w stanie spłacać kredytów w walutach.

Krzysztof Rzyman, Justyna Golonko, Sylwia Zadrożna, Małgorzata Byrska


''


 

 

Polecane

Wróć do strony głównej