Kto ratował z kłopotów szkolnych Jarosława Kaczyńskiego? Wraca sprawa z przeszłości szefa PiS

Andrzej Jaczewski, który przez lata pracował w warszawskim liceum im. Lelewela, opisał problemy szkolne Jarosława Kaczyńskiego, z których ratował go późniejszy członek KC PZPR i minister. Sama sprawa nowa nie jest, bo opowiadał o niej sam Kaczyński.

Jaczewski napisał na Facebooku o "kuriozalnych okolicznościach", w jakich bracia Lech i Jarosław  Kaczyńscy odeszli z "Lelewela". "Zwłaszcza Jarosław, którego losem pokierował ważny działacz komunistycznej partii" - napisał.

Przytoczył historię z 1966 roku, gdy stołecznym kuratorem był Jerzy Kuberski (później członek KC PZPR i minister oświaty). Przypomniał, że Lech Kaczyński zdał z X do XI, maturalnej klasy, natomiast jego brat nie. Decyzją rady pedagogicznej Jarosław miał powtarzać klasę.

Kurator interweniuje w sprawie Kaczyńskiego

"Wtedy do dyrektora »Lelewela« pana Nikodema Księżopolskiego - pedagoga bezpartyjnego i niespotykanie praworządnego (czasem aż do przesady) - zatelefonował Kuberski. I mówi: »Dyrektorze, tam u was jednego z bliźniaków nie promowaliście. Ja ich znam. To są bardzo dobrzy chłopcy. Proszę to naprawić i drugiego też promować«" - napisał Jaczewski.

Według jego relacji dyrektor odpowiedział, że nie ma przepisu, który by go upoważniał do zmiany decyzji rady pedagogicznej. Na to kurator miał zażądać zwołania na kolejny dzień rady, na którą sam przybył. Jaczewski napisał, że nauczyciele, wśród nich późniejsza senator Anna Radziwiłł, nie ulegli i decyzji nie zmienili.

"Kuberski zbaraniał i odszedł z niczym. »Załatwił« Jarosławowi przeniesienie do innego liceum i... promocję. Z niemałym zdumieniem dowiedzieliśmy się po wakacjach, że - mimo ocen niedostatecznych - kontynuuje on naukę w klasie maturalnej. Rodzice zabrali z »Lelewela« także Lecha, ale w jego przypadku nie było nic zdrożnego" - napisał  Andrzej Jaczewski.

"Zastanawialiśmy się później w szkole z jakiego powodu kurator i ważny działacz PZPR mocno nadwyrężył swój autorytet w sprawie promocji Jarosława" - napisał. 

Burza w szklance wody?

Wpis zaczął żyć własnym życiem. Portale podchwytują go, pisząc w sensacyjnym tonie, że "wywołał burzę". Fakty są jednak takie, że Jarosław Kaczyński o tym epizodzie już opowiadał.

Moje czasy szkolne kryją pewną tajemnicę. Otóż zdarzyło mi się nie zdać z 10. do 11. klasy i mimo to wylądowałem w ostatniej klasie, a następnie po odkręceniu tego znalazłem się w liceum na Woli

– pisał w książce „Polska naszych marzeń” Jarosław Kaczyński

Z kolei w "Alfabecie braci Kaczyńskich" opowiadał o przykrych okolicznościach odejścia z "Lelewela":

Niewiele brakowało, a nie zdałbym z dziesiątej do jedenastej klasy. Postawiono mi dwóje z polskiego, angielskiego (...) i przysposobienia wojskowego. (...) Wyraźnie chciano, żebym nie zdał. Rodzice się odwołali do kuratora - był nim późniejszy minister Jerzy Kuberski.
Ale los tego odwołania zależał ostatecznie od rady pedagogicznej. I rada pedagogiczna głosowała za oblaniem mnie. A mimo to Kuberski spowodował, że klasy nie powtarzałem. Chyba zorientował się, że trzymanie mnie dłużej w tej szkole nie ma sensu. Tyle że wysłano mnie do kolejnej szkoły: Mikołaja Kopernika na Woli, gdzie zdałem egzaminy.
Nie wiem, jak on to zrobił, bo teoretycznie nie miał do tego prawa

Oto skutki afery z reparacjami. Będziemy jeździć z paszportem na Open'era? [MAKE POLAND GREAT AGAIN]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.