Dorota Ziental: Mi się to raczej nie zdarza, bo chodzę z psem. A inny jest odbiór społeczny osób z psami i osób z laską. Jak chodziłam z laską, to się to zdarzało. Mnie to nie denerwowało. Mówiłam po prostu "dziękuję" i to zazwyczaj wystarczało. Nikt mnie siłą nie przeciągał przez pasy.
- Ja nie straciłam wzroku nagle, np. w jakimś wypadku, tylko z powodu degradacji genetycznej siatkówek. Więc to się działo stopniowo: najpierw byłam osobą słabowidzącą, używającą laski i ze słabym polem widzenia wieczorami. Więc byłam w stanie przygotować się psychicznie do braku wzroku.
- Ciężko mi stwierdzić, skąd. Ja musiałam jakoś się pozbierać, bo chciałam dalej żyć aktywnie. Dla mnie motywacją były np. podróże. Kocham je i dla mnie świetną rehabilitacją było organizowanie sobie jakiegoś wyjazdu i kombinowanie, jak go zaplanować, żeby bez tego wzroku jakoś tam sobie gdzieś poradzić. Trzeba żyć normalnie! To się może wydawać dziwne, ale ludzie naprawdę przez gorsze traumy przechodzą. Na wojnie ludzie w ułamku chwili tracili cały dobytek, dom i rodzinę. Przy tego typu historiach utrata wzroku to jest pikuś.
- To mit, że każdy niewidomy ma czarną dziurę przed oczami. Niewidomi zgłaszają, że mają feerię barw. Kolega widzi fajerwerki, koleżanka rozlane mleko. Ja mam poczucie światła. Odróżniam dzień od nocy, wiem, gdzie jest źródło światła.
- Jestem bardzo techniczną osobą - jak wiele osób z dysfunkcjami wzroku. Dla osoby widzącej smartfon jest gadżetem, bez którego ciężko żyć, ale w sumie się da. A dla nas to jest często być albo nie być. Bo mamy w nim nawigację, rozpoznawanie kolorów, wykrywanie światła i tak dalej, i tak dalej. I wiadomo, przeciętny niewidomy po prostu musi się tego nauczyć, żeby efektywnie funkcjonować.
Znam wielu niewidomych informatyków, którzy są niesamowitymi mózgami w tej dziedzinie. Ja sama u siebie w rodzinie wszystkim ustawiam sprzęty. Jest mnóstwo list dyskusyjnych dla osób z dysfunkcją wzroku, gdzie nagrywamy sobie wiadomości głosowe. Niewidomi też dodają zdjęcia na Facebooka czy Instagrama. W XXI wieku bycie niewidomym to coś zupełnie innego niż przedtem.
- My w środowisku ludzi z dysfunkcją wzroku mówimy na siebie różnie: ślepaki, krety, niewidomki... Natomiast od osoby z zewnątrz, "ślepy" to określenie pejoratywne, nawet obraźliwe. Niewidomy, ociemniały jest OK.
Wracając do pytania: osoby niewidome od urodzenia faktycznie mają nieco gorzej. Miałam koleżankę, która dopiero w wieku 23 lat dowiedziała się, jak wygląda latarnia uliczna, bo nigdy nie miała z nią styczności. Jest długa, wysoka, ma parę metrów wysokości... Więc nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się wspinał, żeby pomacać sobie latarnię. I dopiero jak miała 23 lata, to ktoś jej opowiedział, jak wygląda latarnia. Pokazał jej na przykładzie, zrobił z plasteliny. Faktycznie - dla osób niewidomych od zawsze niektóre rzeczy są abstrakcją.
- Jako osoba ociemniała cały czas widzę obrazami. Na przykład fotel nie jest dla mnie bezkształtną masą, bo widziałam w swoim życiu wystarczająco długo. Dla mnie za każdym hasłem, każdym słowem stoi jakiś obraz, który pamiętam.
- Przewrotne pytanie. Zaletą może być to, że przekonałam się, że wszystko jest możliwe. Że przetrwałam to, co się stało i w myśl zasady "co nas nie zabije, to wzmocni" - nadal żyję aktywnie, spełniam swoje marzenia, pasje, realizuję je i brak wzroku mi w tym nie przeszkodził. Przekonałam się, że ograniczenia są najczęściej w naszej głowie. Wystarczy otworzyć się na świat i ludzi. Brak wzroku w niczym nie przeszkadza.
- Zyskałam cudownego przyjaciela, jakim jest mój pies przewodnik. Zawsze w rodzinie byliśmy psiarzami. Od kiedy mam psa przewodnika, to jest super, bo wszędzie sobie mogę chodzić ze swoim pupilem i jest integralną częścią mnie, jest moimi oczami.
Z psem przewodnikiem ta więź jest jeszcze bardziej niesamowita, bo on naprawdę się ze mną komunikuje. Rozumie, co do niego mówię. Często jest tak, że coś zgubię, kiedy chodzę po mieszkaniu i nie zwrócę na to uwagi. A on za mną chodzi i mnie trąca, raz, drugi. Myślę, że mnie tylko zaczepia. Wyciągam rękę, a tam ląduje np. korek od butelki (śmiech). To naprawdę niesamowita więź.
- To jest trudny temat, bo osoby ociemniałe w dorosłości zazwyczaj zamykają się w sobie i nie chcą o sobie myśleć w kategoriach osoby niepełnosprawnej. Wiadomo, że przepracowanie tego może trwać lata. W momencie, w którym osoba przestawi sobie w głowie: tak, jestem niewidoma i muszę coś z tym zrobić, to wtedy już to rusza.
A co pani może zrobić? Przede wszystkim skontaktować się z jedną z fundacji: Vis Maior, fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego, fundacja Szansa dla Niewidomych - oni organizują szkolenia i warsztaty dla osób nowoociemniałych, gdzie można się nauczyć podstawowych czynności dnia codziennego i dostać wsparcie psychiczne. Zazwyczaj na takie szkolenie idzie się z osobą z bliskiej rodziny, więc te zajęcia zazwyczaj są prowadzone równolegle. Osoba nowoociemniała ma osobne zajęcia, a rodzina i bliscy osobne. Wszyscy są przygotowywani, jak w ogóle temu człowiekowi organizować życie.
- Z wykształcenia jestem psychologiem, a na co dzień trenerem personalnym. W fundacji Integracja szkolę różne instytucje z tego, jak obchodzić się z osobami z różnymi niepełnosprawnościami. Jestem też konsultantką przy powstawaniu audiodeskrypcji do filmów i spektakli teatralnych. Jestem też project managerem w biurze prawnym swojego ojca, bo dobrze sobie radzę z papierkowymi sprawami i jestem systematyczna, poukładana. Od papierologii w tej firmie jestem właśnie ja.
- Uwielbiam podróże, wszystko, co związane z Hiszpanią. Już nie widząc zaczęłam się uczyć hiszpańskiego i całkiem nieźle mi to wychodzi. Uwielbiam muzykę, lubię czytać książki historyczne z okresu Marii Antoniny. Mam dużo pasji. Jako człowiek widzący uprawiałam większość dostępnych dla "normalnego człowieka" sportów - snowboard, łyżwy, rower, rolki... Na łyżwach wciąż jeżdżę. Za rękę z koleżanką. Jeżdżą tak też początkujący, więc nikt nie podejrzewa, że nie widzę. Do snowboardu zabieram się jak pies do jeża, ale nie jest to niemożliwe.
- Nie, nie miałam takich sytuacji. Może dobrałam sobie odpowiednich ludzi wokół siebie? A może po prostu drobna blondynka ze słodkim labradorem wzbudza raczej pozytywne emocje? Ale wiem, że szyderstwa się zdarzają, słyszy się o tym. Kiedyś w mojego niewidomego kolegę jacyś gówniarze rzucali piłką. Więc to się zdarza.
- Sagrada Familia w Barcelonie lub Klasztor Hieronimitów w Lizbonie.